NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Heinlein, Robert A. - "Luna to surowa pani" (Artefakty)

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

Ukazały się

Grimwood, Ken - "Powtórka" (wyd. 2024)


 Psuty, Danuta - "Ludzie bez dusz"

 Jordan, Robert; Sanderson , Brandon - "Pomruki burzy"

 Martin, George R. R. - "Gra o tron" (wyd. 2024)

 Wyrzykowski, Adam - "Klątwa Czarnoboga"

 Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"

 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

Linki

Wrede, Patricia C. - "Przywołanie smoków"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Wrede, Patricia C. - "Kroniki Zaczarowanego Lasu"
Tytuł oryginału: Calling on Dragons
Data wydania: Styczeń 2008
ISBN: 978-83-7418-173-0
Oprawa: miękka, tłoczona obwoluta
Format: 135x205
Liczba stron: 224
Cena: 21,90 zł
Tom cyklu: 3



Wrede, Patricia C. - "Przywołanie smoków" #3

Rozdział 3
w którym Morwena dokonuje odkrycia i przeprowadza kilka rozmów zamiejscowych

Przez chwilę panowało milczenie, a potem wszystkie zwierzęta zaczęły mówić jednocześnie.
– Zaraz, zaraz, po kolei – przerwała im Morwena. – Bo nie zrozumiem ani słowa z tego, co próbujecie powiedzieć. Najpierw Zabójca.
– Królik? – Kłopot zawinął wargi i odsłonił ostre zęby w grymasie, który nie do końca był groźny. – Dlaczego on?
– Grzeczność wobec gościa – wyjaśniła Morwena. – Zabójco?
– To tylko dziura w mchu – odparł królik. – Nie wygląda mi to na maga.
– Oczywiście, że to nie sam mag – fuknęła Ciotka Ofelia. – Tylko to, co robi jego laska, gdy dotknie części Zaczarowanego Lasu. Myślałam, że wszyscy to wiedzą.
– Phi, królik, on z pewnością od co najmniej roku nie wie, co w trawie piszczy – zauważyła ironicznie Panna Eliza. – Może nawet dłużej. – Zamiotła ogonem. – Wiesz chociażby, że Król Zaczarowanego Lasu jest żonaty od blisko czternastu miesięcy?
– Przestańcie mu dokuczać – skarciła koty Morwena. – I pamiętajcie, że znajdujecie się w nieco uprzywilejowanej pozycji, jeśli chodzi o nowiny z zamku. – Po chwili zwróciła się do Zabójcy. – Królowa Cimorena jest moją przyjaciółką jeszcze od czasów panieństwa, wciąż utrzymujemy ze sobą kontakt.
– Wiedziałaś o laskach magów znacznie wcześniej – zauważyła Panna Eliza.
– Co wiedziałaś o laskach magów? – Uszy Zabójcy, skierowane dotąd na koty, obróciły się w stronę Morweny. – Że robią dziury w ziemi?
– Zgadza się – odparła Morwena. – Laski magów wchłaniają magię ze wszystkiego, co znajduje się w pobliżu. Na nieszczęście w Zaczarowanym Lesie wszystko jest magiczne, w taki czy inny sposób, i gdy kij wchłania dostatecznie dużo magii, zabija tym samym część lasu.
– A to tutaj z pewnością wygląda na rzecz, jaka się dzieje, gdy mag wbije w ziemię koniec swojej laski – powiedziała Panna Eliza. – Bezmyślni osobnicy.
– No, jeśli ten kawałek pochodzi od laski maga, to co uczyniło te maleńkie dziurki przy spłachetku koniczyny? – spytała Ciotka Ofelia. – Miniaturowi magowie?
– Całkiem możliwe – odparła Morwena. – Jeśli jakiś mag rzucał w tej okolicy zaklęcie zmieniające rozmiar i trochę rozsypało się po koniczynie, to wyjaśniałoby to w sposób całkowicie logiczny niezwykły wzrost Zabójcy.
Panna Eliza poruszyła nerwowo nosem, jakby wyczuła coś nieprzyjemnego.
– Przecież mówiłam, że to bezmyślni osobnicy.
– Tak, ale posłuchaj, Morweno, to nie mogą być magowie – wtrącił Kłopot. – Król, zanim się ożenił, wygnał ich wszystkich z lasu.
– Wydaje się, że jeden z nich wrócił – odparła Morwena, spoglądając znacząco na miejsce pod drzewem. – I myślę, że powinniśmy jak najszybciej powiadomić o tym króla.
– A nie mogłabyś, eee, po prostu zasiać coś nowego w tej dziurze i zapomnieć o tym? – spytał nerwowo Zabójca. – Chodzi mi o to, że król ma pewnie coś ważniejszego do roboty, niż martwić się o moje poletko koniczyny.
Wszystkie trzy koty przekręciły jednocześnie głowy i popatrzyły na niego z dezaprobatą. Uszy królika pod wpływem tego zbiorowego spojrzenia zwiędły gwałtownie.
– Tak sobie tylko pomyślałem.
– Wręcz przeciwnie – oznajmiła stanowczo Panna Eliza.
Ciotka Ofelia pokręciła głową.
– A czego się spodziewałaś po króliku?
– Chodzi o magów, nie o twoją koniczynę – wyjaśnił Kłopot. – Jeśli są tu jacyś magowie.
– Nic, co znam, nie powoduje takich skutków – oświadczyła Morwena, wskazując dziurę w ziemi.
– To, że tego nie znasz, nie oznacza, że tego czegoś nie ma – zauważył przytomnie Kłopot.
– Hm. Przypuszczam, że masz rację...
Morwena zastanawiała się przez chwilę. Nie umiała powiedzieć, czy dziury zostały zrobione laską maga, czy nie, ale znała co najmniej troje ludzi, którzy by to potrafili. Byli to Król Zaczarowanego Lasu i jego królowa, Cimorena. Trzecim...
– Lepiej, jak prześlę wiadomość Telemainowi, a potem także Mendanbarowi i Cimorenie. Jeśli się nam poszczęści, Telemain uzna to za fascynujące wyzwanie.
– A jeśli się nam nie poszczęści, to będzie się na ten temat rozwodził godzinami – mruknął Kłopot.
– Kto to jest Tele jakiś tam? – spytał Zabójca.
– Stary przyjaciel i teoretyk czarodziejski – wyjaśniła Morwena. – Interesuje się magami.
– Między innymi. – Kłopot wsunął nos w brązową dziurę, po czym wyciągnął go bardzo szybko i kichnął. – Możemy już iść?
Morwena ruszyła z powrotem w stronę poletka.
– Jak tylko pobiorę próbkę koniczyny, której najadł się Zabójca.
– No to już sobie pójdę – oznajmił królik, wycofując się jednocześnie. – Miło było was poznać i w ogóle.
– Nie bądź niemądry – rzuciła przez ramię Morwena. – Idziesz z nami. Chcę, żebyś opowiedział swoją historię Telemainowi i królowi. Jak poza tym masz zamiar zapewnić sobie przyzwoity posiłek?
Królik nie odpowiedział, Morwena zaś przestała zwracać na niego uwagę. Uklęknąwszy ponownie przy poletku koniczyny, sięgnęła do luźnego lewego rękawa swojej szaty, który traktowała jako rodzaj zaczarowanego plecaka. Zaklęcie rzucone na rękawy pozwalało jej nosić ze sobą wszelkie użyteczne przedmioty, ich wyjęcie jednak wymagało niejakiej koncentracji. No i musiała sobie przede wszystkim przypomnieć, co wsadziła do środka.
– Słoiki na próbki – mruknęła do siebie. – Małe słoiki na próbki z pokrywkami zaciskowymi... och!
Z uśmiechem zadowolenia na twarzy wyciągnęła z rękawa szklany słoik wielkości jej pięści. Szkło odznaczało się nieznacznym fioletowym odcieniem, wieczko zaś miało postać szklanej bańki przytwierdzonej do słoika za pomocą skomplikowanego drucianego zacisku. Morwena podważyła zacisk kciukiem i wieczko odskoczyło posłusznie. Słyszała gdzieś w tle, jak Zabójca kłóci się z kotami, ale nie zwracała na to uwagi. Sięgnęła do rękawa ponownie i wyciągnęła małe nożyczki do ziół, po czym zaczęła ścinać koniczynę.
Nim słoik napełnił się do połowy, kłótnia dobiegła końca i zwierzęta przyłączyły się do niej. Morwena zdecydowała, że połowa pojemnika chwilowo wystarczy. Zacisnęła wieczko, a następnie schowała słoik i nożyczki do rękawa i podniosła się z ziemi, otrzepując dłonie z drobinek koniczyny.
– Wszyscy gotowi do drogi? – spytała.
– Tak – zapewniła Panna Eliza.
– Nie – oświadczył stanowczo Zabójca, a Kłopot spojrzał na niego gniewnie. – To znaczy, owszem. Przypuszczam, że tak. Och, nie lubię kotów!
– Królikiem jesteś, królikiem będziesz zawsze – orzekła sentencjonalnie Ciotka Ofelia. – Rozmiar nie robi żadnej różnicy.
– No to ruszajmy – powiedziała Morwena i skierowała się żwawym krokiem w stronę domu. Wiedziała, że im wcześniej tam dotrze i przekaże wiadomości królowi, tym lepiej.

* * *

Kiedy doszli do domu, pozostałe koty siedziały rzędem w ogrodzie, czekając na nich. Chaos wyraził głośno zdumienie, widząc, że przywlekli ze sobą królika, Nonsens zażądał jednym tchem wyjaśnień i ryby, natomiast Jasmina udawała śmiertelne znudzenie całą sprawą.
– Będziecie musiały poczekać trochę. – Morwena spróbowała zagłuszyć wrzawę. – Mam robotę do wykonania. Tymczasem starajcie się nie zapominać, że Zabójca jest naszym gościem.
– Zabójca? – zdziwił się Nonsens. – Kto to jest Zabójca?
– To królik, ty idioto – wyjaśnił mu Kłopot, kiedy Morwena weszła do domu.
Zamknięcie drzwi nie pozwoliło już jej usłyszeć, co jeszcze Kłopot miał do powiedzenia. Potrząsnęła głową, ale nie wyszła na zewnątrz. Dopóki koty zostawiały królika w spokoju i nie robiły sobie poważniejszej krzywdy, najlepiej było pozwolić im samym załatwiać sprawy. Ściągając brwi w grymasie koncentracji, Morwena sięgnęła do rękawa i wyjęła z niego słoik z próbką koniczyny. Umieściła go na stole, po czym odwróciła się i wyszła przez drzwi, przez które przed chwilą weszła.
Wchodziło się teraz przez nie do jej gabinetu. Stworzenie tych drzwi – i przeróżnych pomieszczeń, do których prowadziły – kosztowało Morwenę mnóstwo czasu i wysiłku, znacznie więcej niż rękawy, ale było warte każdej minuty i kropli potu. Od czasu, kiedy się wprowadziła, dodała bibliotekę, kilka sypialni dla gości, warsztat magiczny i duży magazyn, nie przeznaczając na to nawet piędzi ogrodu. I wciąż było jeszcze sporo miejsca na trzy lub cztery pokoje, gdyby ich potrzebowała, nim musiałaby zainstalować drugie magiczne drzwi.
Marszcząc nieznacznie czoło, Morwena ominęła zawalone biurko i zatrzymała się przed owalnym lustrem w rogu pomieszczenia. Posrebrzane szkło miało wielkość półmiska i było oprawione w pozłacaną ramę o szerokości trzech cali. Ogólny efekt, jak na gust Morweny, wydawał się nieco krzykliwy, ale jeśli ktoś dostaje od kogoś wysokiej klasy lustro magiczne, to nie odrzuca prezentu tylko dlatego, że nie bardzo pasuje do wystroju wnętrza. „Przypuszczam, że przywyknę do niego w końcu – pomyślała. – Bądź co bądź, zawiesiłam je dopiero dziś rano.”
– No dobrze, przekonajmy się, czy działa tak dobrze, jak mówił – mruknęła, po czym, wziąwszy głęboki oddech, wyrecytowała wyraźnie:

Lustro, lustro na ścianie,
Zważ na wieści przesłanie.

Zwierciadło pokryło się z miejsca mleczną białością i jakiś głos z głębi szkła spytał:
– Komu chcesz przesłać wieść?
– Królowi Zaczarowanego Lasu – odparła Morwena, nie mogąc zapanować nad wrażeniem niezwykłości. Telemain miał rację, był to ogromny postęp w porównaniu z lustrami, jakich używała w przeszłości. W dodatku zwierciadło było uprzejme.
– Jedną chwileczkę, proszę – dodało.
Jeszcze nim ucichł jego głos, szkło znów stało się wyraźne. Twarz spoglądająca na Morwenę z gładkiej tafli była ciemnobrązowa, miała wyłupiaste oczy i szerokie usta pełne krzywych zębów.
– Tu zamek Króla Zaczarowanego Lasu – poinformowała twarz, łypiąc okiem. – Nie ma tu nikogo więcej, kto mógłby odpowiedzieć zwierciadłu, więc będziesz musiała zostawić wiadomość... och, to ty.
Morwena zdążyła już rozpoznać okropnie zgryźliwego drewnianego gargulca zajmującego górny narożnik gabinetu Mendanbara.
– Dzień dobry, gargulcu. Czy Mendanbar i Cimorena wiedzą, jak odpowiadasz zwierciadłu?
Gargulec prychnął.
– To był jej pomysł. Wykombinowała sobie, że ukróci w ten sposób głupie pytania, jakie zwykle stawiają ludzie.
– Mogłam się domyślić. Gdzie oni są? Mam wiadomość, której powinni bezzwłocznie wysłuchać.
– Poszli z Kazul na plażę – wyjaśnił tonem głębokiej niechęci gargulec. – Roboty jest huk, ale czy ich to obchodzi? Nie! Zastanawiają się w ogóle, czy to dobry pomysł? Nie! Pakują do torby ręczniki i wychodzą. Bach!
– Rozumiem. W takim razie...
– Za bardzo jej pobłaża – ciągnął gargulec konfidencjonalnie. – Jest zdrowa jak koń, ale nigdy byś się tego nie domyśliła, widząc, jak wokół niej skacze. I muszę to znosić jeszcze co najmniej przez sześć czy siedem miesięcy! A co będzie wyprawiał, kiedy dziecko się w końcu urodzi... No cóż, mogę tylko powiedzieć, że nie mam ochoty pilnować na okrągło, żeby dzieciaka na dobre nie zepsuli.
– Przypuszczam, że Cimorena ci w tym pomoże – rzekła tonem pocieszenia Morwena. – Kiedy wrócą?
– A skąd mam wiedzieć? Nie jestem sekretarzem.
– No cóż, jak się tylko pojawią – jedno albo drugie – powiedz im, że mam powody sądzić, iż po lesie krąży mag.
Oczy gargulca zrobiły się szerokie, przez co wydał się jeszcze brzydszy niż wcześniej.
– Mag? Ożeż...
– W następnej kolejności zamierzam skontaktować się z Telemainem – ciągnęła Morwena. – Jeśli akurat nie będzie nas w domu, kiedy wrócą, to przekaż, żeby i tak przyszli. Koty im pokażą, jak nas znaleźć.
– Pewnie – mruknął gargulec. – Jeszcze coś? Bo jak nie, to idę spać.
– To wszystko – zakończyła Morwena i lustro zmętniało. Gdy tylko jego powierzchnia przejaśniała, powtórzyła rymowankę i w odpowiedzi na grzeczne pytanie zwierciadła rzuciła: „Telemain”.
Tym razem lustro potrzebowało znacznie więcej czasu, by przejaśnieć. Kiedy to uczyniło, na jego powierzchni pokazała się skrzywiona twarz czarodzieja. Widniejąca na niej zaciętość złagodniała tylko odrobinę, gdy zobaczył, kto go wzywa.
– O, witaj, Morweno! Długo to potrwa? Właśnie rzuciłem niezwykle kruche i delikatne zaklęcie, by sprawdzić stabilność współczynnika...
– Chodzi o magów – przerwała mu czarownica. – No cóż, w każdym razie o jednego z nich, choć jak wynika z mojego doświadczenia, gdy się pojawia jeden, to z pewnością zaraz będzie ich z pół tuzina. Są gorsi niż karaluchy.
– Kiepski masz dziś humor. – Telemain przesunął dłonią po swej starannie utrzymanej czarnej brodzie, co było nieomylnym znakiem, że jest zainteresowany, ale nie chce tego okazywać. – Co z tym magiem?
– Wydaje się, że myszkował w okolicy mojego domu – wyjaśniła Morwena. – Tak przynajmniej wnioskuję z plamek, jakie jego laska zostawiła w mchu.
Telemain potrząsnął głową.
– To absolutnie niemożliwe. Zaklęcie ochronne, które opracowałem waz z Mendanbarem, nie pozwala magom wchłaniać, manipulować, wykorzystywać czy kontrolować jakiejkolwiek części magicznego fundamentu, na którym wspiera się Zaczarowany Las. Więc nawet gdyby jakiś mag był na tyle nierozsądny, by wejść do lasu, jego laska nie mogłaby w żaden sposób pozostawić, eee, „plamek na mchu”.
– Wiem, że zaklęcie miało tak działać – przyznała Morwena. – Ale plamki tam są, tak jak i królik o wzroście sześciu stóp. Ten mag jest równie nieostrożny co wścibski i irytujący. Jeśli mi nie wierzysz, przyjdź tu i sam zobacz.
– Przypuszczam, że tak zrobię – zgodził się Telemain. – Będę potrzebował tylko kilku minut na zaklęcie przenoszenia, bezpośrednia obserwacja zawsze przewyższa relacje pochodzące od najbardziej nawet wiarygodnych świadków. Czekaj... lepiej jak przyniosę mikrodynometr i kilka przyrządów badawczych i...
Odwrócił się, mrucząc coś do siebie, lustro zaś zamrugało gwałtownie. Morwena przewróciła poirytowana oczami.
– Jest dzisiaj w wyjątkowej formie – zauważyła Ciotka Ofelia zza jej pleców. – Co on tam mówił o „wiarygodnych świadkach”?
Odwróciwszy się, Morwena zobaczyła szylkretowego kota w otwartych drzwiach gabinetu.
– Ponieważ słowa te padły z ust Telemaina, określiłabym je jako komplement.
– Ktoś powinien wziąć go w karby, zanim zagada się na śmierć.
– Potrafi o siebie zadbać – zapewniła Morwena. – Gdyby było inaczej, ktoś zamordowałby go już dawno temu. Sama miałam ochotę zrobić to raz czy dwa.
Rozejrzała się z przyzwyczajenia po gabinecie, by sprawdzić, czy czegoś nie potrzebuje. Potem wyszła do kuchni i wzięła puszkę farby, którą zostawiła tam po wizycie Archaniz. Pomyślała, że przy odrobinie szczęścia uda jej się poprawić napis nad drzwiami, zanim zjawi się jakikolwiek gość.



Dodano: 2007-12-28 11:06:30
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS