NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

Miela, Agnieszka - "Krew Wilka"

Ukazały się

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)


 Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

 Kingfisher, T. - "Cierń"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Maas, Sarah J. - "Dom płomienia i cienia"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

Linki

antologia - "Bestiarium Fabryki Słów"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Grudzień 2007



antologia - "Bestiarium Fabryki Słów" #1

Jakub Ćwiek - "Green Dale 4.0"

...Nazywał się Ben Oliver Wolf i był jedynym dzieckiem Lilly i Michaela Wolfów. Pierwsze imię odziedziczył po dziadku ze strony matki, drugie po bracie ojca. Oliver Wolf, pilot wojskowy w randze kapitana, został zestrzelony nad Koreą we wrześniu 2116. Było to niecałe piętnaście lat przed narodzinami Bena.
Mieszkali w przestronnym domu na północy Grecji, w prześlicznej, niemal bezludnej okolicy, sto metrów od morza. Najpierw w trójkę, a potem, gdy Lilly zginęła od przypadkowej kuli podczas paryskich zakupów, już tylko we dwóch – wiecznie zapracowany wdowiec i jego jedenastoletni syn uwięziony pod kloszem ojcowskiego lęku i kategorycznych zakazów.
Nie licząc cotygodniowych wizyt w miasteczku – gdzie ojciec wynajmował i kazał sprawdzać całą lodziarnię ilekroć Ben miał ochotę na pucharek truskawkowych z polewą – chłopiec właściwie nigdzie nie bywał. Nie miał też kolegów, prócz kilku pracowników ojca upoważnionych do przebywania na terenie posesji... no i Dale’a, ale on nie był nawet człowiekiem. Jego stworzyła Matka.
Poza tym, chłopiec już go nie lubił. Dale oszukiwał.
***
Gdy Ben przyszedł do stołu, ojciec już na niego czekał. Półmiski stały na blacie, ale żaden z nich nie był jeszcze odkryty. Szklanka Michaela Wolfa wciąż jeszcze lśniła czystością, a sztućce leżały równo, zawinięte w serwetkę obok talerza. Chłopiec wiedział, że znaczyło to, iż ojcu nigdzie się nie spieszy, więc z pewnością będzie chciał wygłosić pouczającą przemowę na temat spóźnień. Postanowił ubiec kazanie, zaczynając od własnej sprawy.
Popatrzył po ekranach i skrzywił się, widząc na jednym z nich gębę wirtualnego kompana. Dale – wykreowany na szczupłego, wręcz chudego dziesięciolatka o zielonej skórze i złotych oczach – przyglądał mu się, uśmiechając drwiąco. Zupełnie, jakby chciał dać do zrozumienia, co myśli o takich, którzy nie umieją przegrywać i na dodatek kablują o wszystkim rodzicom.
Ty nie musisz, pomyślał Ben ze złością. Matka, która cię stworzyła i tak wszystko widzi i słyszy.
– Ja już nie chcę Dale’a, tato – powiedział, zajmując miejsce przy stole. Krzesło dosunęło się automatycznie, a półmiski otworzyły z sykiem, uwalniając kłęby pary i zapach wyśmienitych potraw. Chłopiec sięgnął do najbliższego i podniósł widelcem kawałek piersi kurczaka.
– Możesz go wykasować? On ciągle oszukuje.
Michael patrzył przez chwilę na Bena, mrużąc oczy, jakby zastanawiał się, czy może jednak powinien poruszyć najpierw sprawę spóźnienia syna, ale po chwili wyłuskał widelec z serwetki i nałożył sobie pieczonych ziemniaków.
– Co się takiego stało? – zapytał.
– Mówiłem ci już – odparł chłopiec, wzruszając ramionami. – Oszukuje podczas gry. Tworzy sobie nowe moce i takie tam... To żadna zabawa.
Od strony monitora dobiegł ich cichy ptasi trel – znak, że przysłuchujący się im przez mikrofony i patrzący oczami kamer Matki Dale prosi o udzielenie mu głosu.
Zaczyna się, pomyślał Ben, ale na głos nie powiedział nic. Gdy w pobliżu był ojciec, to do niego należała decyzja czy Matka albo Green mogą się wypowiadać. Teraz wyraził zgodę.
– Ja wcale nie oszukuję, panie Wolf – powiedział Dale, pojawiając się na monitorze dokładnie na wprost Michaela.
Zawsze, gdy mówił coś ważnego, wizualizował się wyraźniej. Teraz lśnił jak szmaragdowa figurka. Przejęty każdym swym słowem Green Dale kontynuował: – Ja tylko byłem groźnym morskim potworem, który niszczy wioski i morduje chłopów, a potem kryje się w swojej jaskini. Uznałem, że potrzebuję więcej siły, by gra była wiarygodna.
– A potem, jak zacząłem do ciebie strzelać z łuku, nagle zniknąłeś pod wodą, a jak skoczyłem za tobą, okazało się, że ty możesz oddychać pod wodą, a ja nie. I do tego miałeś te wielkie łapy, mogłeś pływać szybciej i...
Ben poczuł, że brakuje mu oddechu, więc przerwał i popatrzył na ojca tak, jak mógłby patrzeć prawnik przekonany, że jego mowa właściwie zamknęła sprawę. W tym przypadku poniekąd tak właśnie było. Choć nie do końca tak, jak mógłby tego oczekiwać chłopiec.
– Jeżeli tylko o to chodzi, nie widzę powodu, by usuwać Dale’a – stwierdził Michael po chwili. Zrobił pauzę na przełknięcie kawałka mięsa i podjął wątek. – Wręcz przeciwnie, mam wrażenie, że dobrze się stało, bo porażka pomoże ci wyrobić sobie charakter. A przy okazji, czy przerobiłeś już dzisiejszą porcję materiału z Matką?
I koniec rozmowy, Ben wiedział o tym doskonale. Gdy ojciec podejmował sprawę nauki, był to wyraźny znak, że chce zostać sam, a czas na pogawędki dobiegł końca. Z pewnością zaraz włączy laptopa, pootwiera swoje holograficzne wykresy i będzie gadał z tymi wszystkimi ludźmi i SI ze wszystkich stron świata.
Ben dokończył posiłek w milczeniu, po czym udał się do pokoju nauki. Wchodząc tam, zablokował na panelu wejściowym kod Dale’a, tak, by wirtualny nie mógł się pojawić na ekranach w środku i kpić, gdyby Benowi coś nie wyszło. Zwłaszcza dziś ciężko byłoby mu to znieść.
***
Matka zajmowała się niemal wszystkim, od prania i gotowania, przez sprzątanie i przypominanie o ważnych wydarzeniach i spotkaniach, aż po chronienie budynku. Podłączony był do niej każdy sprzęt elektroniczny, drzwi i zamki a nawet zdalnie sterowane kosiarki do trawy. Kiedyś, wzorem innych SI, podzieliła te obowiązki między pomniejsze stworzone przez siebie programo-osobowości, ale gdy okazało się, że w domu Wolfów roboty jest mało i prawie nigdy nie trzeba robić kilku rzeczy naraz, zrezygnowała z pomocników, pozostawiając jedynie Dale’a jako autonomiczny podsystem – towarzysza zabaw.
Nie miała swojej wizualizacji. Rzecz jasna mogła mieć – modele 4.0, niezależnie od specjalizacji, wyposażone były we wszystkie udogodnienia – ale Michael się nie zgodził. Podobnie jak nie wyraził zgody, by domowa SI mówiła głosem Lilly. Najchętniej zostawiłby program tak jak jest, ale po namowach syna, który dość miał sztucznie brzmiącej wersji podstawowej, sięgnął w końcu do załączonych opcji i wybrał zmysłowy głos Angeliny Jolie, aktorki święcącej tryumfy w poprzednim stuleciu.
Tym właśnie głosem Matka recytowała teraz nazwy największych wzniesień Australii, gdy chłopak leżał na sofie z okularami na oczach i wtyczkami w nosie i chłonął obrazy relaksacyjne, otwierając swój umysł na nową wiedzę.
– ...Program „Geografia” na dziś zakończony, przechodzimy do programu „Literatura” – powiedziała Matka. Ponieważ nie musiała oddychać, czasem brzmiało to tak, jakby mówiła wszystko jednym tchem.
– Przerwa – zadecydował Ben. Nacisnął przycisk w oprawkach i przed oczami pojawiły mu się kreskówki 3-D z kanału Action-kid.
– Proszę o możliwość zadania pytania – rozległ się głos Matki. By zwrócić na siebie uwagę chłopca, SI zmusiła do wypowiedzenia tej kwestii jednego z bohaterów kreskówki.
– Proszę – Ben westchnął z rezygnacją – ale szybko.
– Co takiego zrobił Dale, że już go nie lubisz?
Chłopiec wzruszył ramionami.
– Oszukuje. Zmienia swój wygląd, dorabia sobie moce i przez to wygrywa.
– Przecież to ja pilnuję zasad zabawy – głos Matki, jak zawsze spokojny i opanowany, sprawiał, że potwornie ciężko się z nią dyskutowało. – Przyjmuję twoje ustalenia, przetwarzam strukturę fabularną i pilnuję tak wizualizacji, jak i waszych dodatkowych umiejętności. Czyżbyś uważał, że to ja oszukuję, Ben?
Speszył się.
– Ty nie... On – odparł i zaraz dodał: – Zresztą nie chcę już o tym rozmawiać. Wracajmy do lekcji. Wieczorem dam mu jeszcze jedną szansę.
– Ma wtedy przegrać? – zapytała Matka. – Takie jest polecenie?
– Nie, tylko grać uczciwie.
***
Lodowata kropla rozbiła się na jego karku. Chłopiec podskoczył nerwowo, ale udało mu się stłumić jęk. Teraz, gdy podszedł już tak blisko, nie mógł sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Spojrzał w górę, gdzie na skalnym nawisie pęczniała już kolejna kropla i zacisnął dłonie na rękojeści miecza. A potem zrobił krok do przodu, w stronę skalnej ściany. Odwrócił się i przywarł do niej plecami.
Gdzieś w głębi umysłu kołatała się myśl, że to wszystko zabawa, że przecież ma na sobie skafander, a za bodźce i reakcje organizmu odpowiada neuromateriał. Wiedział, że wszystko, co widzi, jest tylko projekcją wykreowaną przez Matkę w oparciu o zdjęcia i wideotransmisje. Nie żadne tam prawdziwe jaskinie czy wioski pełne zwłok, śmierdzące palonymi włosami i krwią... Rzecz jasna, nawet na chwilę nie zapomniał, że to wszystko nie dzieje się naprawdę. Mimo to nienawiść i obrzydzenie, jakie czuł do stwora kryjącego się na końcu podziemnego tunelu była jak najbardziej prawdziwa. Pragnął zanurzyć ostrze swego miecza w jego sercu i widzieć, jak jego pierś zamiera po ostatnim oddechu.
– Strzeż się – szepnął chłopiec tak cicho, by nie podłapało tego nawet wirtualne echo. – Strzeż się Green Dale’u.
Ostrożnie wysunął się zza skały i dostrzegł bestię siedzącą w kucki na kamieniu tuż nad brzegiem rzeki. Jej oślizła skóra promieniała zielonym światłem, podobnym do tego, jakim świecą zmurszałe drzewa. Bawiła się złowioną właśnie rybą.
Ben – nazywający się w tym świecie sir Benem Oliverem herbu Wilk – skradał się cichutko, wznosząc ostrze nad głowę. Jeszcze tylko trzy kroki, jeszcze dwa, krok... Gdzieś nieopodal coś – kamień albo wielka, nabrzmiała kropla – wpadło do wody, wybijając go z rytmu. Zaskoczony obejrzał się, nie dostrzegając, że stawia stopę na gładkim, śliskim otoczaku. Kamień wyśliznął się spod stopy, pozbawiając chłopca równowagi.
Wciąż jeszcze była szansa. Gdyby teraz uderzył, mógłby trafić. Wystarczyło tylko nie przejmować się upadkiem. W końcu tam, gdzie znajdowało się jego ciało, podłoga wyłożona była materacami... Odruch jednak zwyciężył. Chłopiec zamachał rękami i poleciał na tyłek, wypuszczając z ręki wirtualny miecz. Broń upadła z brzdękiem. Green Dale odwrócił się. Wyszczerzył kły. W jego oczach kryła się dzika nienawiść, ale też całkiem ludzkie poczucie tryumfu... i pogardy.


Dodano: 2007-12-01 18:28:17
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS