NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"

Moorcock, Michael - "Elryk z Melniboné"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Twardoch, Szczepan - "Epifania wikarego Trzaski"
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Data wydania: Czerwiec 2007
ISBN: 9788373846920
Oprawa: broszurowa
Format: 130x205
Liczba stron: 176
Cena: 19,90 zł



Twardoch, Szczepan - "Epifania wikarego Trzaski"

Bóg jest tematem cholernie niewdzięcznym. Nawet nie dlatego, że trudno coś oryginalnego o Panu Bogu napisać, ale dlatego, że aby stworzyć Jego obraz nie wykrzywiony, nie zniekształcony przez osobiste fobie/sympatie polityczne i religijne, trzeba ogromnej biegłości pisarskiej. A jeszcze trudniej napisać tekst o człowieku poszukującym prawdy, zagubionym. Tekst pozbawiony zbędnego patosu, chwytający za serce i boleśnie prawdziwy. Szczepanowi Twardochowi ta sztuka nie do końca się udała, ale był bardzo blisko osiągnięcia naprawdę dobrego rezultatu.

Myślę, że na jakości mikropowieści zaważyła przede wszystkim katolickość i śląskie pochodzenie autora. Twardoch dobrze oddał śląskie realia i dzięki głębokiej wierze stworzył bardzo ciekawą postać księdza Trzaski, głównego bohatera, poszukującego siebie po tym, jak zetknął się z czymś niewytłumaczalnym. Cud li to, czy gra Szatana mająca ludzi od Kościoła odwrócić cyrkowymi sztuczkami?

Jest „Epifania Wikarego Trzaski” opowieścią o człowieku, który, trawestując cytat z „Fausta”, „wiecznie dobra pragnąc, zło czyni”. Widać tutaj doskonale biegłość autora w kreowaniu bohaterów boleśnie prawdziwych. Twardoch bezlitośnie obnaża ludzkie słabości i w swoim tekście po raz kolejny udowadnia, że bycie dobrym Katolikiem jest piekielnie trudne, a człowiek ze starcia ze Złym nie zawsze musi wyjść zwycięsko. Często też grzech bierze się z potrzeby czynienia dobra. Sam Trzaska przecież nie jest bohaterem złym, tylko zagubionym; pragnie pomagać ludziom.

Wpisuje się główny bohater, oraz sama mikropowieść, w pewien logiczny ciąg historii o wierze i ludziach, którzy z nią się stykają. Od franciszkanina, który znajduje śmierć w południowoamerykańskiej dżungli w opowiadaniu „Quitzlalope”, przez kapitana Bartula, odrodzonego w wierze esbeka, do zagubionego młodego człowieka. (Kto, jaki rodzaj bohatera, będzie następny?) Jednocześnie trzeba podkreślić, że Twardoch unika zbędnej dydaktyki i niepotrzebnego moralizatorstwa.

Paradoksalnie jednak żaden z pozostałych bohaterów mikropowieści nie został choćby w części tak dobrze przedstawiony, jak Trzaska. Najbliżej była dziennikarka, która po zetknięciu się z cudami księdza Trzaski postanowiła pomóc siostrzenicy. Ludzkie dramaty i pobudki, materiał tak nośny, często sprawiający, że powieść fantastyczna jest doskonała, w „Epifanii Wikarego Trzaski” nie zagrały tak, jak powinny były.

A przecież ma Twardoch i oko do celnych obserwacji, i rękę do przelania na papier myśli i wysnutych wniosków. Styl zaś wyrazisty, charakterystyczny i niemalże rozpoznawalny, opanowany pod praktycznie każdym względem, co czasami bywa wadą nawet u pisarzy dużo starszych wiekiem i stażem. Pokazał to w opowiadaniach, pokazał w „Sternbergu”. Czemu nie grają elementy w „Epifanii?”

Być może jest to wina specyfiki śląskiego regionu i ludzi go zamieszkujących. Być może Ślązak doceniłby wysiłek w odtworzeniu charakterystycznego klimatu Śląska, próby odtworzenia nawet na poziomie języka niezwykłości polskiego-niepolskiego, odrębnego i swojskiego zarazem, terenu. Dla kogoś, kto ze Śląskiem nie ma nic wspólnego, ten niezwykły, miejscami czarujący, ukazany w wielu fragmentach (kłótnia między księżmi o Internet!) obcy dla człowieka z innych regionów świat, prawie terra incognita, planeta z własną kulturą i zwyczajami, to wszystko może okazać się zbyt obce. Byłbym jednak niesprawiedliwy zarzucając hermetyczność autorowi, czy też oskarżając o brak prób przedstawienia swojego rodzinnego regionu w sposób przystępny dla przeciętnego czytelnika. Przejście między wymiarami odbyło się jednak niezupełnie bezboleśnie.

I chyba właśnie dlatego tak, a nie inaczej, odbieram tę pozycję. Książkę z jednej strony niewątpliwie pomysłową, próbę zrzucenia gatunkowych kajdan i stworzenia czegoś oryginalnego, interesującego połączenia socjologicznych i filozoficznych zamiłowań autora, a z drugiej – książkę trudną do przebrnięcia przez czytelnika ze względu na swoją specyfikę. Książkę skierowaną do wąskiego grona odbiorców szukających nie tyle wyzwania intelektualnego, bo ona w konstrukcji skomplikowana nie jest, co wyzwania emocjonalnego. To dzieło stanowiące próbę ambitnej syntezy realizmu magicznego („nieteistycznego” – jak ładnie ujął to Jacek Dukaj we własnej recenzji) z fantastyką.

Gdyby nie brak tempa, gdyby nie narracja sunąca powoli, w tempie sennym, byłbym skłonny piać z zachwytu. Gdyby Szczepan Twardoch, autor „Epifanii...”, byłby tym samym Twardochem z „Ronda na maszynę do pisania, papieru i ołówka” i zachował jednocześnie celne obserwacje społeczne, wołałbym „Zajdla! Zajdla!”. Albo chociaż nominację. Bo już samym stylem – choć nie jest „Epifania...” najlepiej napisanym dziełem autora – Szczepan Twardoch niemalże powala na kolana. Gdyby końcówka, przewidywalna i prosta, posiadała odpowiedni twist, a cała powieść trzymała w napięciu do końca, mógłbym mówić o dziele wyjątkowym. Jestem surowy, ponieważ od Twardocha wymagam dużo. Zarówno po opowiadaniach, niezasłużenie niezauważanych i pomijanych konsekwentnie w kolejnych plebiscytach, jak i „Sternbergu” – spodziewałem się arcydzieła. I temat – relacje człowiek/człowiek, człowiek/siły nadprzyrodzone – i umiejętności autora, powinny zostać odpowiednio wykorzystane. A po „Epifanii Wikarego Trzaski”, książce dobrej, pozostał tylko żal. Mogło być tak pięknie...


Ocena: 7/10
Autor: Żerań


Dodano: 2007-09-02 20:07:09
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS