W trzecim tomie trylogii Thomasa R. P. Mielkego akcja rozgrywać się będzie w ciągu kilku zaledwie dni, rozpoczynających pontyfikat czwartego już awiniońskiego papieża, Klemensa VI. Ale ten krótki czas pozwoli związanym już w poprzednich częściach bohaterom: Bertrandowi, nieślubnemu synowi Klemensa V, pięknej Catherine z rodu Grimaldich, szkockiemu księdzu Molowi Comynowi, żydowskim kupcom Sederowi i Eliaszowi oraz włoskiemu poecie Petrarce odnaleźć skrywaną w masywie Rocher de Domes największą tajemnicę zakonu templariuszy.
Niezwykła to zaiste tajemnica, właściwa bardziej przygodom Indiany Jonesa – finał może zatem co nieco rozczarować, zwłaszcza że na ostatnich stronach akcja niemożebnie przyspiesza, jakby autorowi było już bardzo pilno spiąć całość zgrabnym zdankiem o awiniońskim moście. Najsłynniejsze budowle tego miasta odgrywają w powieści niebagatelną rolę – ten, kto widział masyw papieskiego pałacu, zapewne z przyjemnością przeczyta o kryjących się w nim zagadkach, choćby były tylko wytworem pisarskiej wyobraźni. Ale i temu nieznającemu Awinionu powinna spodobać się biegłość Mielkego we wplątaniu historycznych postaci i miejsc w fabułę powieści. Poza tym, niestety, niewiele zostaje do chwalenia.
Akcja nie porywa – może dlatego, że tak krótki czas nie pozwala jej rozwinąć skrzydeł, może dlatego, że w pewnej mierze jest powtórką wydarzeń z tomu pierwszego. Niewiele też może zaskoczyć w samych bohaterach, w większości dobrze już znanych, może tylko Petrarka zdoła na chwilę przykuć uwagę, może uda się to nowo wybranemu papieżowi. Jednak ani małżeńskie problemy Bertranda, ani nawet zagrażające jemu i jego rodzinie niebezpieczeństwa jakoś nie były w stanie mnie wzruszyć.
Biorąc pod uwagę doświadczenia płynące z lektury tomów poprzednich, nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że i tym razem tłumacz (wciąż ten sam) nie stanął na wysokości zadania. Nie jest aż tak źle, jak w „Róży z Awinionu” (choć, jako żywo, nigdy by mi nie przyszło na myśl, że w kuchni można stosować dmuchawce – w odróżnieniu od mleczy), niemniej jednak książki nie czyta się gładko, a słowa niekiedy nie do końca układają się w logiczny ciąg.
Podsumowując już całość awiniońskiej trylogii, nie mogę wystawić jej wysokiej oceny. Pomijając już nawet nieszczęsną kwestię przekładu (czy też może kwestię nieszczęsnego przekładu), po autorze pokroju Mielkego spodziewałam się czegoś więcej niż – mniej lub bardziej wciągającej – opowieści o ukrytych skarbach. Tu i ówdzie widać pazur historyka, ale fabuła jest przeciętna, losy bohaterów przykuwają uwagę tylko w pierwszej części, finał rozczarowuje, a nade wszystko zabrakło szczypty mistyki, pozwalającej doświadczyć tajemnicy templariuszy.
Ocena: 4/10
Autor:
Gytha
Dodano: 2007-08-27 17:21:29