Książka ta to pierwsze moje spotkanie z dłuższą formą tego autora. Dotychczas miałem styczność tylko z jego opowiadaniami, które wspominam z sympatią.
„Strażniczka istnień” to, jak pisze sam autor, legenda o Starej Ziemi Heastseg, która pośrednio łączy się z historiami opowiedzianymi w „Piekle i szpadzie” oraz „Klejnocie i wachlarzu”. Niemniej jednak można ją czytać bez znajomości powyższych książek. Opowiada ona o tajemniczym, prawie że mitycznym lądzie, o którym wielu słyszało, a prawie nikt go nie widział – co wzbudza wątpliwości co do faktycznego istnienia tej krainy.
Ląd ten zamieszkują niesamowite istoty: mityczne gryfy, dzikie senea i senoo, będące człekokształtnymi bestiami, które mimo umiejętności mowy bliższe są zwierzętom, czy sewehry, polujące po mistrzowsku drapieżniki. Zamieszkują mroczną, okrytą grozą puszczę i jej okolice. Nielicznym ludzkim śmiałkom udaje się jedynie w drobnym stopniu penetrować jej niedostępne i niesamowite tereny.
Stara Ziemia jest miejscem powolnej kolonizacji, której początki biorą się z Narvezu, stolicy nowej prowincji, nazwanej tak zapewne na cześć księcia Filipa Narveza. Oprócz tej mieściny istnieje kilka wiosek, z którymi kontakt jest utrudniony przez brak dróg, które powinny łączyć ze sobą wszystkie osady. W takich pionierskich warunkach żyją ludzie, którzy osiedlili się tutaj zwabieni piętnastoletnim zwolnieniem z podatków, a w przypadku wszelkich łotrów – darowaniem win.
„Strażniczka istnień” kojarzy mi się trochę z historycznym podbojem Ameryki. Mamy tu poszukiwanie skarbów, złota, nowych ziem i typowych dla takich sytuacji osadników. Do tego można zaliczyć podobne problemy z ujarzmianiem nowo odkrytych ziem i poznawaniem rządzących nimi praw. Nie jest to jednak podobieństwo idealne, bo Heastseg to niesamowite miejsce także za sprawą Egaheer, nieziemskiego bytu, którego istnienie ma niewyobrażalny wpływ na losy zamieszkujących te ziemie ich pierwotnych mieszkańców, a przede wszystkim przybyłych tam ludzi. Zwłaszcza zaś rodzeństwa: pani Semeny Sa-Veres i jej brata Renholda.
Z pewnością atutem tej minipowieści jest fakt przedstawienia losów bohaterów zarówno z punktu widzenia ludzi, jak i leśnych istot. Mimo początkowej niezależności fabuły, z czasem okazuje się ona zazębiać z obu stron. Podobało mi się, że mieszkańcy mrocznej puszczy są tak niezwykli, a ich życie, tak odmienne od ludzkiego, zostało przedstawione w oryginalny sposób (w książce zaś dla odróżnienia opisano je inną czcionką).
Książka ta jest bez wątpienia interesującą opowieścią, zachęcającą do poznania innych pozycji z dorobku Kresa. Mamy niemało fantastyki, ciekawą fabułę i sporą dozę oryginalności. Opowiedziana przez autora historia faktycznie przypomina legendę. Mamy trochę faktów i garść niedomówień, które razem składnie się komponują. Trochę brakuje mi rozwinięcia tej historii w coś większego – przedstawiony w niej świat zasługuje na nieco więcej miejsca i uwagi. Niemniej jednak warto poświęcić kilka chwil na zapoznanie się z tą opowieścią.
Ocena: 7/10
Autor:
Galvar
Dodano: 2007-06-27 13:50:34