NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Robinson, Kim Stanley - "Czerwony Mars" (Wymiary)

McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Ukazały się

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)


 Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

 Kingfisher, T. - "Cierń"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

Linki

Weber, David & White, Steve - "Powstanie" (wyd. 2)
Wydawnictwo: Rebis
Cykl: Weber David i inni - "Starfire"
Data wydania: 2007
Wydanie: drugie, rozszerzone
ISBN: 978-83-7510-053-2
Oprawa: miękka
Format: 130 x 200 mm
Liczba stron: 540
Tom cyklu: 1



Weber, David & White, Steve - "Powstanie"

David Weber to zawodowy pisarz, traktuje zatem swoją pracę niezwykle poważnie. W ciągu siedemnastu lat kariery pisarskiej zdążył napisać – sam lub w duecie – ponad czterdzieści książek. Jak łatwo policzyć, jest to około dwóch tytułów rocznie – a do najcieńszych bynajmniej nie należą. Choć w swej twórczości sięgał po różnoraką tematykę, kojarzony jest głównie z militarystyczna science fiction, zakrojonymi na szeroką skalę space operami, że przytoczę tylko przykład ciągle rozrastającego się cyklu o Honor Harrington. Zdobył sporą popularność, choć nigdy nie zdobył uznania wśród krytyków.
Na przykładzie rozszerzonego wydania „Powstania” – wydanego piętnaście lat po ukazaniu się wersji pierwotnej, spróbuję wykazać pewne specyficzne cechy twórczości Webera i spróbować odpowiedzieć, na pytanie, jak to możliwe, że publikuje on tak dużo. Zadanie to jest o tyle karkołomne, iż „Powstanie” zostało napisane razem ze Stevem Whitem; był to zresztą debiut książkowy obydwu pisarzy. Niemniej jednak drugi z pisarzy jest zdecydowanie mniej znany, a o ile znam twórczość Webera mogę osądzić, że miał on kluczową rolę w tworzeniu fabuły; lub też obaj przeszli tą samą szkołę pisarstwa. Także więc myślę, że jestem usprawiedliwiony z zastosowania takiego uogólnienia.

Słyszeliście kiedyś o kursach pisania? Wystarczy się zapisać, przejść szkolenie (zwykle korespondencyjne), wykonać trochę ćwiczeń, napisać kilka tekstów, a potem już można dumnie prezentować papierek potwierdzający, że jest się literatem. Nic w tym złego pod warunkiem, że nie weźmie się instrukcji za bardzo serio i nie zacznie się stosować jej w praktyce. I to dosłownie. Nie twierdzę oczywiście, że taka sytuacja miała miejsce w przypadku Webera i White’a, ale „Powstanie” sprawia wrażenie, jakby zostało napisane według określonego wzorca. Poniżej prezentuję kilka kluczowych elementów takiej pisarskiej sztancy:
Po pierwsze – powieść musi mieć wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Zupełnie jak w szkolnym wypracowaniu. W związku z tym na początku książki mamy zawiązanie intrygi. Szkoda tylko, że zupełnie nielogicznej i dziurawej. Miałem wrażenie, że nieważne jest, jak ma ona przebiegać, istotny jest tylko końcowy efekt: od skorumpowanej Federacji odłączają się planety Pogranicza i wybucha tytułowe powstanie. Dalej wszystko idzie utartym szlakiem – najpierw ofensywa, później porażki, by w końcowej bitwie zapadło rozstrzygnięcie. Oczywiście poprawne politycznie i szczęśliwe (o ile można o tym mówić przy takim natężeniu trupów). Ręce same składają się do oklasków: jak to się pięknie ułożyło!
Po drugie – w powieści muszą występować zwroty akcji, sceny mrożące krew w żyłach czytelników. Autorzy stają na wysokości zadania, a jakże. Losy wojny zmieniają się w błyskawicznym tempie, bohaterowie giną w błyskawicznym tempie (albo wydaje się, że giną), wszędzie pełno patosu i poświęcenia.
Po trzecie – kreacja świata. Wiadomo, w fantastyce to podstawa. W „Powstaniu” mamy więc federację planet zamieszkałych przez ludzi, z których niektóre wiodą prym, a inne są wykorzystywane i uciskane. Podróż między systemami gwiezdnymi zachodzi za pomocą warpów. Skoro jest science fiction, to muszą byś rzecz jasna także obcy. Występują marginalnie, choć mowa o nich jest często. I gdyby nie opis takiego osobnika, to w życiu bym się nie domyślił, że czytam o kosmicie. Są zupełnie ludzcy (w zachowaniu) i nawet nazwa ich państwa – Chanat – budzi wybitnie ziemskie skojarzenia. No i to w zasadzie tyle co wiadomo o świecie „Powstania”. Niewiele, prawda?
Po czwarte – rozbudowywanie psychologii i w ogóle kreacja postaci. Nie ma przecież niczego gorszego niż płascy, dwuwymiarowi bohaterowie. Tak więc w „Powstaniu” sumiennie, średnio co kilkadziesiąt stron, napotykamy się na w założeniach wzruszającą rozmowę, w której bohaterowie „budują nić porozumienia” lub „dostrzegają coś w oczach rozmówcy”, ewentualnie „przezywają osobisty dramat”. Nie muszę chyba dodawać, że jest to niewiarygodnie sztuczne i nieprawdopodobne. Nie obyło się też bez wątków miłosnych, polegających głównie na informowaniu czytelników, że bohater X przeżywa romans z bohaterką Y. Fascynujące.
Poza tym autorzy uparcie mają tendencję do szczegółowego opisywania niemal każdej postaci – dowiadujemy się gdzie służył, jak wygląda, kogo lubi... a dwie strony dalej cała ta wiedza jest zupełnie nieprzydatna, bo obiekt opisu wyparował razem ze swoim statkiem. A jeśli nawet ktoś dłużej pożyje, to i tak nie wzbudza zainteresowania czy sympatii – ot, bohaterowie jakich wielu.

Podobne punkty można mnożyć, schematów pisarskich nieumiejętnie wykorzystanych jest w „Powstaniu” krocie. Przejdę więc teraz do kilku uwag szczegółowych.
Niezwykle irytowało mnie nieposzanowanie ludzkiego życia. Ofiary można liczyć co najmniej w setkach tysięcy, ale autorzy zupełnie się tym nie przejmują. Radośnie wysyłają na zgubę kolejne flotylle, sprowadzając załogi do nic nie znaczących numerów statystycznych. Pomijam nawet fakt, że przy tak wysoko rozwiniętej technologii dziwi fakt, że do wszystkiego niezbędni są ludzie. Poza tym, czy dobry dowódca (a niemal tylko takich mamy w „Powstaniu”) wysyłałby raz za razem na pewną śmierć swoich żołnierzy, o stratach w jakże cennym sprzęcie nie wspominając?
Czytając „Powstanie” zauważyłem kilkukrotną zmianę stylu. Nie wiem do końca jaka jest tego przyczyna – czy aż tak różnią się pióra Webera i White’a, czy też może jest to wina później wprowadzonych poprawek? Ciężko stwierdzić. W każdym razie na pewno nie zaszkodziłaby wnikliwsza redakcja – tym bardziej, że niejednokrotnie w książce można natknąć się na sprzeczności.
Na poprawę odbioru powieści na pewno wpłynęłoby wyrzucenie wielu zupełnie zbędnych scen, a nawet rozdziałów. Rozumiem potrzebę rozbudowania pobocznych wątków, ale to musi mieć jakiś cel, a nie być sztuką samą w sobie. Początkowo myślałem, że to wina rozszerzonego wydania, ale porównując objętości wyszło, że różnica wcale nie jest tak wielka.
Na koniec tego pokazu malkontenctwa kilka słów o kwestiach edytorskich. Jak już pisałem, wnikliwsza redakcja książce zrobiłaby dobrze – i to zarówno w wersji oryginalnej, jak i polskiej, bo niektóre błędy są jawnie winą naszej wersji językowej. Dotyczy to w szczególności nazw własnych, które występują zarówno po angielsku jak i po polsku. Irytujące, wolałbym ujednolicenie nazewnictwa.

Koniec wylewania pomyj, bo tak naprawdę Weber i White nie zasłużyli na aż tak ostrą krytykę. Ich książka posłużyła jako przykład pisanych masowo powieści science fiction, które wyglądają na odlane z tej samej formy. Warto zaznaczyć, że akurat w tej sztuce Weber i tak wybija się na plus, gdyż jego powieści przynajmniej daje się czytać. Podobnie jest i z „Powstaniem”, choć i tak jest chyba jego najsłabszą książką. Przy sporej dozie samozaparcia i przymykaniu oka na liczne potknięcia, można się z tą książką uporać bez większych problemów. Ot, zaledwie kilka razy wezwać imię Pana nadaremno, czy potrenować rzucanie książką w ścianę. Za to zwolennicy literackiej pulpy z pewnością przyswoją powieść amerykańskiego duetu bez oporu, a nawet dadzą się porwać fabule. Cóż, rzecz gustu. Mnie osobiście „Powstanie” wymęczyło i jedynie miejscami lektura sprawiła mi jaką taką przyjemność.


Ocena: 4/10
Autor: Shadowmage


Dodano: 2007-05-24 22:04:27
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS