NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Spinrad, Norman - "Żelazny sen"

McCammon, Robert - "Pan Slaughter"

Ukazały się

Dębski, Rafał - "Wilkozacy. Krew z krwi" (Drageus)


 Jadowska, Aneta - "Dziewczyna z przeklętej wyspy"

 Opracowanie zbiorowe - "Star Wars. Chronologia. Od czasów poprzedzających Wielką Republikę po upadek Najwyższego Porządku"

 Witwer, Michael & Newman, Kyle & Peterson, Jon - "Dungeons & Dragons. Uczta Bohaterów. Oficjalna książka kucharska"

 Żulczyk, Jakub & Rogoża, Piotr - "Arka. Niebo"

 Grabiński, Stefan - "Demon ruchu" (Dwie Siostry)

 Enríquez, Mariana - "Ktoś chodzi po twoim grobie"

 Dukaj, Jacek & Bagiński, Tomasz - "Katedra" (ilustrowana)

Linki


Podsumowanie A.D. 2006 albo przepowiednie na rok obecny

Prezentujemy podsumowanie minionego roku połączone niekiedy ze snuciem przypuszczeń na temat miłościwie nam panującego roku 2007. (Wszystko w kontekście literatury fantastycznej oczywiście.) Głos zabrało pięć osób z redakcyjnego składu. I Was też zachęcamy, wypowiedzcie się!

Adam „Tigana” Szymonowicz: Tak jak wielu innych fanów fantastyki, tak i dla mnie rok 2006 był rokiem dużych rozczarowań. A miało być tak fajnie. Spójrzmy na nazwiska i tytuły: George R. R. Martin „Uczta dla wron”, Andrzej Sapkowski „Lux perpetua”, Jacek Piekara „Łowcy dusz” czy najnowsza odsłona przygód Jakuba Wędrowycza pióra Andrzeja Pilipiuka. Wydawałoby się, ze zestaw-marzenie (można by jeszcze dodać Stevena Eriksona i jego „Łowców kości”, ale akurat tę pozycję pominę – tu jest mi z nią nie po drodze). Niestety każdy z powyższych tytułów zawiódł w większym lub mniejszym stopniu pokładane w nim nadzieje.
Kolejna odsłona sagi Martina nie wniosła już tyle świeżości co poprzednie tomy. Na forach do dziś trwa dyskusja, dlaczego tak się stało. Czy zaważył brak Tyriona? A może sposób prowadzenia narracji nie robi już takiego wrażenia? Podobny zarzut można postawić Piekarze. Jego ostatni zbiór opowiadań to niestety produkt wybrakowany. Otóż nagle okazało się, że świat Mordimera Madderdina jest pełen niekonsekwencji. Nagle objawiła się mocarna Polska czy angielscy łucznicy, a świat przedstawiony stał się bliźniaczo podobny do tego naszego z XV-XVI wieku. Dodatkowo schematyzm, schematyzm, schematyzm. Ta sama przypadłość dosięgła też Jakuba W. Jego najnowsze wyczyny opisane w „Wieszać każdy może” smakują jak bimber „drugiej świeżości”; pomysłów nowych niewiele, a wykonanie na zbliżonym poziomie. No i nasz drogi Andrzej „AS” Sapkowski. Długo przyszło czekać na jego najnowszą powieść. Nieoficjalnie mówiło się nawet, że gdyby nie determinacja wydawcy czekalibyśmy do dnia dzisiejszego. Powiem krótko – mnie książka rozczarowała. Zabrakło w niej magii poprzednich książek twórcy Wiedźmina. Owszem językowo i stylistycznie stała jak zwykle na wysokim poziomie; szwankowała fabuła, szczególnie końcówka. „Lux perpetua” ma jednak swoich wyznawców, którzy bronią zwieńczenia Trylogii Husyckiej – wystarczy przeczytać recenzje w „Nowej Fantastyce”.
Co w takim razie warto było czytać – większość pozycji z Maga. Na szczególne uznanie zasługuje nowa seria „Uczta wyobraźni”, która ma prezentować najciekawsze książki fantastyczne ostatnich lat. Zaczęło się od „Wieków światła” i „Welinu” – obie książki zyskały grono zwolenników, a także pochlebne recenzje. Warto również zwrócić uwagę na triumfalny powrót Guya Gavriela Kaya do polskich księgarń – trzy książki w ciągu jednego roku to istny cud-miód.
Jeśli chodzi o polską literaturę to moje serce podbiła Anna Brzezińska, która w końcu wydała przeredagowany pierwszy tom „Sagi o Twardokęsku”. Jak dla mnie to numer jeden polskiej literatury fantastycznej w 2006 roku. Owszem, gruszek w popiele nie zasypuje „Fabryka”, ale moim zdaniem w ubiegłym roku zabrakło jej spektakularnego tytułu. Miał nim być chyba „Popiół i kurz” Jarosława Grzędowicza lub drugi tom „Zakonu Krańca Świata” Mai Lidii Kossakowskiej – niestety żadna z wymienionych książek nie zachwyciła.

Jan „Żerań” Żerański: Dla mnie rok 2006 to przede wszystkim swoista „praca u podstaw” wydawnictwa Mag. To, co robią ci ludzie dla polskiej fantastyki, jest niesamowite. Tak jak Fabryka Słów i Runa otworzyły się parę lat temu na polskich autorów, tak Mag postawił wszystko na pisarzy zagranicznych, głównie z krajów anglojęzycznych. Na nasz rynek trafiają znakomite książki, profesjonalnie przetłumaczone i zredagowane, do tego świetnie wypromowane. MacLeod, Duncan, reaktywacja Kaya - to wszystko przygotowało grunt pod prawdziwą wydawniczą rewolucję. Za ciosem Maga poszedł Solaris, który już sięgnął po ciekawych autorów zagranicznych – Sawyera czy Forda – i zaczął okopywać się na upatrzonych pozycjach.
Nawiasem mówiąc „Wieki światła” MacLeoda to najlepsza książka Anno Domini 2006. Nie tylko znakomicie wydana w nowej serii, „Uczcie wyobraźni”, ale także świetnie przetłumaczona. O jej jakości można poczytać w naszych recenzjach, więc powtarzał się nie będę, ale prawdę powiedziawszy to nie ma – wśród polskich pozycji – książki, która mogłaby powalczyć z „Wiekami światła” o miano tej najlepszej. Ba, literatura polska 2006 to przede wszystkim rozczarowania, niestety dotyczące także tych największych.
Zawiódł bardzo przeze mnie oczekiwany Grzędowicz, który nie zdołał przeskoczyć swojego powieściowego debiutu i napisał książkę „ledwie” dobrą. Podobnie Sapkowski – językowo znakomity jak zawsze, fabularnie tylko przyzwoity. Z tomu na tom trylogia husycka stawała się coraz słabsza, rozłaziła się. O Pilipiuku się nie wypowiadam, bo nie czytałem jego tomu opowiadań o Jakubie Wędrowyczu. Bardzo mi się za to spodobała książka Brzezińskiej i rad jestem, że chociaż ta autorka trzyma wysoki poziom niezależnie od tego, co pisze. „Plewy na wietrze” bowiem to atrakcyjna literatura, świetna fabularnie i znakomita językowo; najlepsza w minionym roku powieść polska.
Jaki natomiast będzie rok 2007? Ciekawy. W starciu tytanów zobaczymy drugi tom „Pana Lodowego Ogrodu”, który w wadze superciężkiej zmierzy się z długo oczekiwanym „Lodem” Jacka Dukaja. Doczekamy się wreszcie książki Macieja Guzka, ukażą się kolejne powieści Brzezińskiej. Na nasz rynek wejdą ciekawi autorzy zagraniczni; już ostrzę sobie zęby na Roberta J. Sawyera i Jeffreya Forda. A przede wszystkim zaatakują młodzi stażem pisarze, mocno naciskający dotychczasowych mistrzów. Bardzo wiele oczekuję od zbliżającej się powieści Łukasza Orbitowskiego i „Sternbergu” Szczepana Twardocha. Po cichu zaś liczę na powrót kilku pisarzy milczących od lat, np. Marka Oramusa czy, to chyba najbardziej, Wiktora Żwikiewicza.

Tymoteusz „Shadowmage” Wronka: Po części muszę zgodzić się z przedmówcą – w roku 2006 czytelników czekało kilka rozczarowań. W polskiej literaturze miał nastąpić pojedynek tytanów: starcie pomiędzy „Lux perpetua” Andrzeja Sapkowskiego, a „Lodem” Jacka Dukaja. Niestety tego pierwszego nie ominęła mniej lub bardziej zasłużona krytyka (osobiście wcale ostatnim tomem Trylogii Husyckiej rozczarowany nie byłem, ale wynikało to bardziej z odbioru poprzednich tomów), a drugi nie stanął na wysokości zadania i nadal nie wiemy, kiedy opasłe tomiszcze autora z Tarnowa się ukaże.
Lukę na rynku starali się wypełnić inni, co w pełni się nie udało. Zdobywca całej puli nagród za 2005 rok, czyli Jarosław Grzędowicz wypuścił na rynek „Popiół i kurz” – opowiastkę przyjemną, ale krótką i jakby miejscami niedopracowaną. Ot, taka przekąska w oczekiwaniu na drugi tom „Pana Lodowego Ogrodu”.
Wśród moich osobistych faworytów są dwie książki – „Vertical” Rafała Kosika i wspomniana już nowa-stara powieść Brzezińskiej – „Plewy na wietrze”. Pierwsza przeszła w zasadzie bez echa, a szkoda. Na drugiej, całkowicie niesłusznie, spoczywa ciężar nieco nieudanego pierwowzoru, czyli „Zbójeckiego gościńca”.
Jak zwykle nie obyło się bez licznych debiutów – w czym rzecz jasna celowała Fabryka Słów. Co ciekawe jednak najlepiej wypadła dwójka publikująca w innych wydawnictwach. Mowa o Aleksandrze Janusz i Michale Protasiuku. Napisane przez nich książki – zupełnie różne, równie mocno jednak zapadły mi w pamięć.
W 2006 nie obyło się bez wpadek. Największy żal mam do uznanych już pisarzy. Andrzej Pilipiuk po raz kolejny sprzedał odgrzewany kotlet o Jakubie Wędrowyczu, a „Operacja »Dzień Wskrzeszenia«” wywiera wrażenie mocno niedopracowanej. Maja Lidia Kossakowska powtórzyła wszystkie niedociągnięcia tomu pierwszego „Zakonu Krańca Świata” w drugim. Kilka gorzkich słów trzeba powiedzieć także o „Łowcach dusz” Jacka Piekary. Nudnawy, wtórny i bez życia zbiór opowiadań sprawia wrażenie napisanego tylko w celu głębszego drenażu portfeli fanów Mordimera Madderina. Natomiast Marcin Mortka w drugiej odsłonie „Karaibskiej krucjaty” powtórzył zgrane żarty, nie oferując nic ponadto. Szkoda, bo ci autorzy pokazali, że pisać potrafią.
Gdy myślę o polskiej fantastyce A.D. 2006 nasuwa mi się stwierdzenie, że był to rok zbiorów opowiadań i antologii. Kompilacje własnej twórczości wydali choćby Huberath czy Szyda. W formie zbiorów prezentowali się z różnym powodzeniem też m.in. Białołęcka, Ćwiek, Kańtoch, Piekara, Sobota. Natomiast koniec roku to zatrzęsienie antologii – „Tempus Fugit”, „Niech żyje Polska. Hura!”, „Księga smoków” czy postubikowskie „Polowanie na lwa” – wszystkie razem dostarczyły czytelnikom bardzo wielu opowiadań, ale niestety z ich poziomem było różnie. Gdyby wybrać naprawdę wartościowe teksty, to można by ograniczyć ilość antologii o połowę, za to wrażenia z lektury byłyby znacznie lepsze.
Krótko podsumowując – rok 2006 nie zapadnie na długo w pamięć czytelnika polskiej fantastyki. Pojawiło się kilka obiecujących tekstów, ale zginęły w natłoku przeciętności i niespełnionych oczekiwań. Niemniej dobrze, że tyle książek się ukazuje – jest przynajmniej w czym wybierać.

Jeśli chodzi o książki zagraniczne, to na uwagę zasługują przede wszystkim dwie pozycje: „Wieki światła” Iana R. MacLeoda oraz „Welin” Hala Duncana. To proza na naprawdę wysokim poziomie, chciałoby się więcej tego typu książek na naszym rynku. Cóż, niestety nie zawsze jest to możliwe, zapotrzebowanie na ten typ literatury w naszym kraju jest na razie niewielkie.
Oprócz tego obeszło się raczej bez większych hitów, a rynek zdominowały premiery kolejnych tomów różnych cykli, ewentualnie kolejne książki uznanych autorów. Tak więc mieliśmy publikacje książek Terry’ego Pratchetta, Chiny Mieville’a, Grega Egana, R. Scotta Bakkera, Richarda Morgana, Neila Gaimana, Neala Stephensona, Kaya czy Eriksona. Każda z nich bez wątpienia zasługiwała na uwagę.
Cieszy także coraz większa moda wśród wydawców na eksplorację rynków innych niż anglojęzyczne. Coraz więcej ukazuje się książek rodem zza naszej wschodniej granicy. Dodatkowo wydawcy sięgają po powieści spoza europejskiego kręgu kulturowego, ze szczególnym uwzględnieniem Japonii.
W kategorii „Największe rozczarowanie 2006 – literatura obca” zwyciężyła „Uczta dla wron” Martina. Książka długo i niecierpliwie oczekiwana, wzbudzająca olbrzymie nadzieje, a po skończonej lekturze równie olbrzymi zawód. Choć obiektywnie patrząc, czwarta część „Pieśni Lodu i Ognia” zła nie jest, to jednak w świetle wysoko postawionej poprzeczki (przez samego autora) wypada bardzo przeciętnie.

Sytuacja na rynku wydawniczym powoli się klaruje. Wśród wydawców polskiej literatury dominuje Fabryka Słów. Wśród której książek trafiają się zarówno pozycje bardzo dobre, jak i po prostu gnioty. Jednak nawet one nie są chyba kompletną klapą, a to dzięki – przede wszystkim – agresywnemu marketingowi.
Znacznie słabszą pozycję na rynku mają Runa i Supernowa. Ta pierwsza wydaje rzadko, ale za to na wysokim poziomie. Niemniej mam wrażenie, że jej książki przepadają w nawale pozycji konkurencji. SN natomiast to przede wszystkim Sapkowski plus kilkoro mniej znanych autorów prezentujących różnoraki poziom.
Jeśli chodzi o polską literaturę to w zasadzie tyle – w innych wydawnictwach ukazują się pojedyncze pozycje, może za wyjątkiem Dolnośląskiego.
Wśród wydawców prozy zagranicznej mamy dwie dominujące oficyny. Mag wyrasta na lidera na naszym rynku, prezentując literaturę wysokiej jakości, porządnie przygotowaną do publikacji. Seria „Uczta wyobraźni” to strzał w dziesiątkę. Dodatkowo wydawnictwo bardzo dobrze promuje swoje produkty.
Drugie w stawce jest Solaris, które także wydaje sporo niezłej literatury – aczkolwiek zdarzają się im wpadki. Ocenę tego wydawnictwa znacząco obniżają liczne potknięcia redaktorsko-edytorskie. Gdyby postarano się o lepszą korektę czy tłumaczenia, mogłoby być znacznie lepiej.
Nie należy zapominać także o Isie, która znalazła sobie własną niszę i jak się wydaje, odnosi spore sukcesy. Oprócz firmowych produktów typu Forgotten Realms czy książek ze światów gier Blizzarda, publikuje sporo lekkiej fantastyki batalistycznej, a od czasu do czasu wypuszcza na rynek coś ambitniejszego.
Nadal można zaobserwować odwrót większych wydawnictw, w których fantastyka jest tylko jedną z gałęzi, wcale nie najważniejszą. Amber oprócz Simmonsa i Gwiezdnych Wojen ogranicza się w zasadzie tylko do wznowień, Zysk bije kolejne rekordy opóźnień, Prószyński to głównie Pratchett. W zasadzie jedynie Rebis utrzymuje swoje własne fantastyczne status quo.
Z drugiej strony coraz więcej książek, często z pogranicza naszego poletka, ukazuje się w innych wydawnictwach: W.A.B, Znak, Nasza Księgarnia czy Literackie. No i wspomniane już wcześniej Dolnośląskie – które w ciągu roku wybiło się na jednego z głównych wydawców fantastyki. Z poziomem bywa jeszcze różnie, ale konkurencji na rynku nigdy mało.

Tigana: Święta racja z Mortką - według mnie wyprawa na Karaiby była średnio udana.
Warto również zauważyć jedno zjawisko. Otóż nasi rodzimi twórcy podobno wyczyścili już swoje wszystkie szuflady ze starych tekstów i zaczęli tworzyć nowe dzieła. Tymczasem ostatnimi czasy Fabryka zaczęła ćwiczyć się we wznowieniach. Najpierw Mordimer, potem „Dziedziczki”, w kolejce czeka jeszcze Kossakowska i Grzędowicz – że o Jakubie W. nie wspomnę. Fajnie, ale gdzie te nowe teksty? Wyczerpały się pomysły?

Maciej „Bleys” Grodzicki: Proza zagraniczna: dla mnie kolejny rok marazmu marketingowego Solarisu, który – chociaż wydaje świetne książki, nawet lepsze niż Mag – jakoś nie jest w stanie trafić do świadomości przeciętnego czytacza. Moim osobistym wydarzeniem roku było nie wydanie Duncana czy MacLeoda, lecz wznowienie po latach obu wielkich powieści Alfreda Bestera. Wyobraźcie sobie, oto książki, które od lat pięćdziesięciu są w nieustannej sprzedaży na rynku amerykańskim, absolutne klasyki, porównywalne może tylko z „Diuną”, książki, na których wzorowały się trzy pokolenia anglosaskich fantastów, u nas przeszły praktycznie bez echa. I to jest dla mnie jako życzliwego amerykańskiej prozie fantastycznej recenzenta osobisty dramat.
Drugie wydarzenie roku to uruchomienie przez Empik konkurencyjnej cenowo usługi sprowadzania książek zagranicznych w językach oryginalnych. Nareszcie przestajemy być uzależnieni od Co-librów i tym podobnych, nierzadko mało wiarygodnych i mało zaangażowanych sklepików. Mamy szeroką ofertę literatury w oryginale, i nic już nam nie broni poznawać ją na własną rękę, bez pośrednictwa wydawcy i tłumacza. Dzięki temu można, na przykład, kupić wyczerpanego od wieków „Hyperiona” Dana Simmonsa za jedyne 29 złotych – i znów garnie się na usta pytanie: Ludzie, czemu z tego nie korzystacie?
Poza tym – trwa zalew beznadziejnych produktów polskich pisarzy i pisarek. Wydaje się, że na dzisiejszym rynku każdy, kto potrafi zapisać trzysta stron czcionką czternastką z podwójną interlinią jest w stanie wydać książkę, a co gorsza, odnieść nawet komercyjny sukces i być chwalonym przez część światka fantastycznego jako kolejna Nadzieja Polskiej Fantastyki. I nawet nie jest najgorszy zalew chłamu, nie, najbardziej razi mnie swego rodzaju towarzystwo wzajemnej adoracji i zanik krytycznego spojrzenia na masową produkcję fantastyczną.
A wreszcie na końcu – wyszedł po polsku nowy Robert Jordan. Należy docenić stały poziom, oraz determinację pisarza. Czekamy na ciąg dalszy, niech Pan się trzyma!
Jeśli trzeba wskazać rozczarowanie, to dla mnie nie będzie to Martin – bo ja czytałem Martina jeszcze w 2005, w listopadzie i grudniu. Postawiłbym raczej na serial pod tytułem „Wydajemy »Pana Światła«”, jaki przedstawiło nam jedno z wydawnictw. Zniechęcony ciągłym przekładaniem terminów już nawet nie interesowałem się, czy serial znalazł w tym roku koniec.

Daniel „Vampdey” Elkader: W polskiej fantastyce zaobserwować można dalszy rozwój. Pojawiają się kolejni autorzy – w dużej mierze utalentowani. Ogólnie widać rozwój gustów czytelniczych w stronę fantastyki rozrywkowej, lekkiej i przyjemnej. Stąd ugruntowana pozycja Fabryki Słów, która powoli staje się naszym rynkowym monopolistą, jeśli chodzi o prozę rodzimych autorów. Z pewnymi wyjątkami książki Fabryki to lektury rozrywkowe i niewymagające – tak też było zdecydowanie w tym roku, o czym świadczą wysokie wyniki sprzedaży nowych książek Pilipiuka, Piekary czy Grzędowicza. W obliczu rozbudowanej oferty tego wydawnictwa inne, jak Runa czy Supernowa, są mało widoczne.
2006 to na dobrą sprawę rok bez rewelacji na naszym polskim poletku – mimo kilku dobrych pozycji (z tych, które miałem przyjemność przeczytać wymienić muszę „Bohuna” Jacka Komudy) brakowało hitu. W poprzednich latach takie się zdarzały, teraz mocno odczuwam brak podobnych sensacji.

Dla mnie w większej części rok upłynął jednak pod znakiem zagranicznych lektur. Bardzo pozytywnie wybija się tu na plus wydawnictwo Solaris. Wiele osób chwali politykę Maga, zapominając jednocześnie, że nie tylko on wydaje dobrą prozę zza wschodniej i zachodniej granicy. Również za sprawą Solarisu sukcesywnie ukazują się kolejne książki; gdyby nie pewne koszmarki (w minionych dwunastu miesiącach były to beznadziejne dwie pierwsze części trylogii Marianne de Pierres) można by powiedzieć wręcz o znakomitym doborze autorów. Zachwycali mnie Marina i Siergiej Diaczenkowie, Greg Egan, Ted Chiang, Kir Bułyczow i jeszcze kilku innych autorów. To naprawdę dobra fantastyka i myślę, że każdy czytelnik w ofercie wydawniczej Solarisu znajdzie coś, czemu warto będzie poświęcić czas. Mówiąc o plusach ich oferty trzeba wspomnieć również kwestię serii „Kanon Science Fiction” – świetny dobór tytułów, naprawdę ładne edycje i inicjatywa zapoznania polskiego czytelnika z najważniejszymi dziełami gatunku – wszystko godne pochwały! Łyżką dziegciu w tej beczce miodu jest poziom redakcji i tłumaczeń – są one stale wyjątkowo marne. Da się to, myślę, znieść. Bardziej mnie boli fakt, że przeciętny czytelnik na takich autorów nie zwraca uwagi.
Inną ciekawą kwestią są coraz liczniejsze nowości fantastyczne Wydawnictwa Dolnośląskiego. Pomijając fakt wydania kilku słabszych cykli, można mówić o nowym dużym graczu na rynku – szkoda, że na razie niezbyt chyba skutecznie przebijającym się do świadomości czytelnika Fantasy & SF.

Bleys: Właśnie, zapomniałem o Chiangu (mea culpa!). To osobne wydarzenie, i warto podkreślić decyzję Solarisu o postawieniu na tego autora. Tak dobrego zbioru opowiadań nie dostaliśmy po polsku od czasów „Pożeglować do Bizancjum” Silverberga, a może nawet rebisowego ”Bramy jego twarzy, lampy jego ust” Zelaznego. I tu się nie zgodzę, że tłumaczenie leży. Nie jest idealne, ale Solaris i tak bardzo się poprawił. Przynajmniej w tym, co wpadło mi w ręce.

Żerań: Akurat Chiang został przełożony całkiem nieźle, bo i fachowców zatrudniono. Opowiadania tłumaczyli między innymi Agnieszka Sylwanowicz („Lwy Al-Rassanu” chociażby) czy nieoceniony Michał Jakuszewski, którego przedstawiać chyba nie trzeba. Ja polityki Solarisu nie wymieniłem wśród wydarzeń, bo i – obok Chianga i reaktywacji „Kroków w nieznane” – nie było książki, która by mnie zadowoliła. No dobra, jeszcze Heinlein. Choć „Kanon SF” to świetna inicjatywa, uważam, że swoje pazury pokaże dopiero w tym roku.
A co do nakładów Fabryki Słów i śmierci wydawnictw. Wysokie nakłady są efektem konsekwentnej polityki Fabryki, która nie bacząc na układy towarzyskie, poszła na współpracę z najlepszymi na rynku księgarniami i dystrybutorami, co w połączeniu z niezłym marketingiem (Pilipiuk) oraz wysoką jakością (Grzędowicz), daje spodziewane rezultaty. (To samo wśród wydawców prozy zagranicznej robi Mag.) Mimo wszystko nie sądzę, żeby groziła nam śmierć Runy czy Supernowej. Ta pierwsza przerzuciła się na debiuty i chyba jest z własnej pozycji zadowolona (nie wszystkie wydawnictwa muszą być duże, prawda?), a ta druga: „Sapkowski” – i wszystko jasne. Zresztą ma też jeszcze kilku innych intrygujących autorów – Marcina Przybyłka czy Witolda Jabłońskiego. Niedługo wydadzą Szczepana Twardocha... Nie jest źle.



Autor: Katedra


Dodano: 2007-04-04 19:31:26
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

GeedieZ - 15:45 06-04-2007
Przeczytałem całość i jedna myśl uderza mi do głowy. Każdemu z obserwatorów podobało się / nie podobało się co innego. Znaczy to tyle, że dobrze iż jest tyle wydawnictw i wydają tyle książek - bo jak wyraźnie widać dla każdego co innego.

Trochę zaskoczyło mnie pomijanie Wydawnictwa Dolnośląskiego. Przecież oni wydają co najmniej dobre książki, może nie tak znanych autorów ale zarówno z Polski jak i za granicy. Do tego mają najlepsze okładki na rynku i wcale przyzwoite tłumaczenia / skład tekstu.

No i wydali boski "Głos Boga" Soboty :D

Vampdey - 15:48 06-04-2007
E, wspomniałem o WD, chyba zresztą nie tylko ja ;)

RaF - 16:02 06-04-2007
GeedieZ pisze:Trochę zaskoczyło mnie pomijanie Wydawnictwa Dolnośląskiego. Przecież oni wydają co najmniej dobre książki

Oldiego Bleys zjechał równo, moje jechanie po Ballardzie wkrótce powinno się ukazać, a do recki 'Walecznej' Black się nie mogę zabrać, bo już sam nie wiem co mam napisać. Tak więc nie przesadzajmy z tymi 'co najmniej dobrymi' :)

kurp - 16:08 06-04-2007
GeedieZ chyba ma rację, że fantastykę wydaje dziś bardzo dużo wydawnictw, a wśród nich kilka wydawnictw mainstreamowych - to bardzo zdrowy objaw, który dobrze wróży na przyszłość.

Lord Sidious - 17:12 06-04-2007
Szczerze myślę, że w przypadku Martina najlepiej wszystko obrazuje zdanie "Książka długo i niecierpliwie oczekiwana, wzbudzająca olbrzymie nadzieje". Nie wiem, ale jeszcze przed lekturą książki i przed jej ukazaniem odniosłem wrażenie, że mnóstwo osób oczekuje niewiadomo czego. A co do Wydawnictwa Dolnośląskiego - cóż chyba problemem jest to, że fajnie, że wydaja, że się coś ruszyło, ale reszta to na razie jeden wielki znak zapytania.

Shadowmage - 19:52 06-04-2007
Ja pisałem o Dolnośląskim :) Ale niezauważanie tego wydawnictwa myślę wiąże się z kilkoma czynnikami:
- dopiero wchodzi na rynek
- słaba promocja książek
- brak wyraźnego hitu, głośnego wśród szerszego grona

nosiwoda - 22:37 06-04-2007
A ja chciałem zauważyć, że nie można stwierdzić o Robercie Sawyerze, że "wejdzie na nasz rynek", skoro już dobrych kilka lat temu wydano jego dwie powieści: "Starplex" i "Eksperyment terminalny".

Żerań - 13:00 07-04-2007
Ooo, a tego nie wiedziałem, że już wszedł był na rynek Sawyer. :) W każdym razie dzięki za cynk.

ASX76 - 14:30 07-04-2007
Shadowmage pisze:Ja pisałem o Dolnośląskim :) Ale niezauważanie tego wydawnictwa myślę wiąże się z kilkoma czynnikami:
- dopiero wchodzi na rynek
- słaba promocja książek
- brak wyraźnego hitu, głośnego wśród szerszego grona


Wyraźnym hitem jest "Miasto Śniących Książek" Waltera Moersa, które cieszy się dużym powodzeniem w Europie. Jak dla mnie - odkrycie roku. :)

Achmed - 18:48 12-04-2007
nosiwoda pisze:nie można stwierdzić o Robercie Sawyerze, że "wejdzie na nasz rynek", skoro już dobrych kilka lat temu wydano jego dwie powieści: "Starplex" i "Eksperyment terminalny".

Można :-) Wejście nie implikuje wcześniejszego niebytu autora na naszym rynku.
Książek Sawyera nie ma w księgarniach już dość długo (nakład "Starpleksu" wyczerpał się parę lat temu). Czyli Sawyer był, wyszedł, jest nieobecny i wraca :-)

Komentuj


Artykuły

Wywiad z Nealem Shustermanem


 Plaża skamielin

 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

Recenzje

Sullivan, Michael J. - "Epoka wojny"


 Clarke, Susanna - "Jonathan Strange i Pan Norrell"

 Holdstock, Robert - "Lavondyss"

 McDonald, Ian - "Hopelandia"

 antologia - "PoznAI przyszłość"

 Chambers, Becky - dylogia "Mnich i robot"

 Pohl, Frederik - "Gateway. Za błękitnym horyzontem zdarzeń"

 Esslemont, Ian Cameron - "Powrót Karmazynowej Gwardii"

Fragmenty

 Scalzi, John - "Towarzystwo Ochrony Kaiju" #2

 Golden, Christopher - "Obcy. Rzeka cierpień" #1

 Vance, Jack - "Kroniki Umierającej Ziemi"

 White, Alex - "Obcy. Zimna kuźnia"

 Silverberg, Robert - "Człowiek w labiryncie"

 Golden, Christopher - "Obcy. Rzeka cierpień" #2

 Scalzi, John - "Towarzystwo Ochrony Kaiju" #1

 Bielawski, Jakub - "Tam, gdzie najlepiej się umiera"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS