NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Drake, David - "Porucznik Leary dowodzi"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Drake, David - "Porucznik Leary"
Tytuł oryginału: Lt. Leary, Commanding
Data wydania: Marzec 2007
ISBN: 978-83-7418-147-1
Liczba stron: 496
Cena: 34,90 zł
Tom cyklu: 2



Drake, David - "Porucznik Leary dowodzi" #1


Rozdział pierwszy
Porucznik Daniel Leary podtoczył wujowski wózek do samego końca kładki i zatrzymał się, patrząc wstecz na korwetę Księżniczka Cecile, spoczywającą w samym środku doku. Obrócił się.
– Teraz, kiedy już ją dokładnie obejrzałeś, wujku Stacey’u – powiedział – czyż nie przyznasz, że w całej FRC nie ma świetniejszego okrętu?
Górował nad nimi, znajdujący się w sąsiednim doku, okręt liniowy Arystoteles – 70 000 ton bez ładunku, z dwoma tysiącami osób załogi oraz magazynami pocisków wystarczająco pełnymi, by stoczyć całodzienną bitwę. Ośmiocalowe działo plazmowe baterii obronnej Arystotelesa mogło nie tylko odeprzeć nadlatujące pociski, lecz także zalać tęczową kaskadą gołych nukleonów okręty rozmiarów korwety.
Porucznik nie zwracał na pancernik uwagi – tak samo jak na kłaczki cirrusów, wysoko na nieboskłonie. Dla niego jedyną jednostką w Przystani Trzeciej była tysiącdwustutonowa Księżniczka Cecile. Było nie było, dowodził nią. Dowodził nią, walczył na niej i – dzięki Łasce Boskiej tudzież najlepszej załodze na świecie – zniszczył krążownik Sojuszu wielokrotnie przewyższający korwetę siłą ognia.
– Prawda, Adele? – dodał, zapominając, że nie wypowiadał swoich myśli na głos. Uśmiechnął się przez ramię do surowej, trzydziestojednoletniej kobiety, która towarzyszyła jemu oraz wujkowi Stacey’owi podczas wycieczki.
Adele Mundy uśmiechnęła się w odpowiedzi – trudno było tego nie robić, kiedy Daniela przepełniał równie radosny entuzjazm, co zresztą miało miejsce przez większość czasu – lecz jej mina nie sugerowała bynajmniej, że wie, o co mu chodzi. Miała na sobie mundur Drugiej Klasy, szary z czarną lamówką, tak jak Leary. Na jej kołnierzu krzyżowały się błyskawice oficera łączności – było to stanowisko mianowane, o uposażeniu i dodatkach na poziomie bosmana.
W dopasowanej kieszeni na prawym udzie kobiety spoczywał jej podręczny terminal danych. Ta przeróbka munduru była absolutnie nieregulaminowa i należała do tego typu rzeczy, które wysłałyby oficera dokonującego inspekcji na orbitę, gdyby tylko coś zauważył.
Daniel nawet się nie krzywił. Adele bez palmtopa byłaby jak Adele bez rąk, żałosna i nieprzydatna FRC. Natomiast uzbrojona w terminal danych – oraz niewielki, również nieregulaminowy pistolecik, umieszczony w wewnętrznej kieszeni – stanowiła najlepszy bastion, jaki Daniel i Cinnabar mogli sobie tylko wymarzyć.
Adele Mundy została oficerem FRC dzięki patentowi Republiki. Z wykształcenia i zamiłowania była bibliotekarką-archiwistką i wywiązywała się ze swych zadań z biegłością graniczącą z geniuszem, zanim okoliczności nie zmusiły jej do podjęcia innych obowiązków. Z urodzenia była Mundy z Chatsworth, przedstawicielką jednego z najbogatszych i najpotężniejszych rodów Republiki. Konspiracja Trzech Kręgów kosztowała go konfiskatę majątku i głowy wszystkich dorosłych, z jednym wyjątkiem.
Gdy rozpętał się ten krwawy cykl zdrady i banicji, Adele przebywała w szkole, z dala od Cinnabaru. Odległość uratowała jej życie, choć nie fortunę; niemniej nie należała ona do osób przywiązujących nadmierną wagę do pieniędzy.
Jeśli już o tym mowa, to Daniel Leary czasami podejrzewał, że życie także nie znaczyło dla niej zbyt wiele, ale obowiązki i owszem, jak również dobre rzemiosło. On zaś nigdy nie starał się zmieniać swych przyjaciół.
– Zgrabny okręcik – przyznał wujek Stacey, oceniając korwetę bystrym umysłem, w żaden sposób nie ograniczonym przez przykute do wózka inwalidzkiego ciało. Komandor Stacey Bergen, najlepszy astrogator swojej epoki, wytyczył lub ponownie odkrył połowę tras ze Wskazówek żeglarskich dla statków Republiki. – W życiu nie widziałem równie pięknego, zbudowanego na Kostromie okrętu tej klasy, choć w części z nich zastosowano lżejsze poszycie, niżbym sam wybrał dla jednostki opuszczającej moją stocznię.
Staruszek przechylił głowę na ramię i spojrzał siostrzeńcowi pytająco w oczy.
– Wręgi i kadłub mieszczą się w normach FRC, wujku Stacey’u – pospieszył z zapewnieniem Daniel. – Jedyny problem, na jaki natknęliśmy się podczas przejścia, polegał na tym, że urządzenia astrogacyjne zostały skalibrowane w kostromańskich jednostkach astronomicznych zamiast zgodnie ze standardem Sol, jak ma to miejsce u nas czy w Sojuszu. Zakładając, rzecz jasna, że Sissie jest korwetą bojową, a nie specjalnym okrętem badawczym, zbudowanym tak, by znosił naprężenia, które wywróciłyby pancernik na nice.
Kadłub Księżniczki Cecile stanowił obustronnie tępo zakończony cylinder o długości 230 stóp i średnicy 55 stóp. Dziób i rufę spoczywającego w doku statku obejmowały pierścienie przypominające uchwyty gigantycznej tokarki. Mogły ustawić go w dowolnym położeniu, tak aby dało się wyciągnąć i zmienić nachylenie każdej z anten – umieszczonych w czterech rzędach na kadłubie.
Obronę zapewniały korwecie bliźniacze, czterocalowe działa plazmowe, tkwiące w wieżyczkach osadzonych na sterburcie w pobliżu dziobu i bakburcie niedaleko rufy. Bijące z nich pioruny naładowanych cząstek potrafiły zmieniać kierunek nadlatujących pocisków, odparowując część ich kadłuba i zamieniając masę w ciąg odchylający. Jeśli chodziło o atak, dobrze wyszkolona załoga była w stanie odpalić z Księżniczki Cecile dwadzieścia pocisków parami w minutowych odstępach. Załoga zabrana przez Leary’ego z Kostromy była świetnie wytrenowana zarówno w tym, jak i w każdym innym aspekcie działań bojowych.
Będąc chłopcem, Daniel nasłuchał się opowieści wujka Stacey’a i jego przyjaciół z floty, odwiedzających go w stoczni, którą zarządzał po przejściu na emeryturę. Rozprawiali o przesunięciach Matrycy, rozdartych antenach, wirujących kadłubach; o dniach spędzonych w strugach radiacji Casimira i obieraniu kursów, których nie sprawdził nikt przed nimi.
Właśnie te opowieści, wymieniane między sobą przez mistrzów astrogacji, skłoniły go do zaciągnięcia się do FRC w wieku 16 lat, po ognistej sprzeczce, jaką odbył ze swym ojcem, Corderem. Ród Learych nie miał marynarskich tradycji. Byli politykami i wpływowymi postaciami Republiki, a żaden z nich nie zaszedł wyżej od Cordera Leary’ego, mówcy Senatu.
Daniel zaśmiał się, zaskakując Adele i wujka. Uśmiechnął się przepraszająco i wyjaśnił:
– Przypominając sobie ostatnie sześć lat, doszedłem właśnie do wniosku, iż bardzo się cieszę z przystania do FRC, choć powody, które skłoniły mnie do podjęcia tej decyzji, miały więcej wspólnego z chęcią odegrania się na ojcu niźli samodzielnego wyrobienia sobie nazwiska.
– Nigdy nie zauważyłam, by przyczyny, dla których ludzie podejmują swoje działania, miały większy związek z tym, jak dobrze lub jak źle układają się sprawy – orzekła Mundy. – Na przykład: jestem przekonana, iż moi rodzice wzięli udział w Konspiracji Trzech Kręgów z nadzieją na uratowanie Republiki przed ludźmi, którzy nie powinni dzierżyć władzy.
Uśmiechnęła się. Adele Mundy sprawiała wrażenie obojętnej na wszystko z wyjątkiem wiedzy, i to jedynie zapisanej w postaci znaków na papierze lub elektrycznych potencjałów. Nie było to prawdą, niemniej jej analizy zawsze były zimne i czyste jak ostrze skalpela – porucznik doskonale wiedział, że kryła się za tym pasja równie autentyczna, jak w jego własnych wybuchach entuzjazmu.
Działo się tak nawet w chwilach takich jak teraz, gdy Adele analizowała czynniki, które pozbawiły głów członków całej jej rodziny, w tym dziesięcioletnią siostrę, których imiona wyczytano ze Skały Mówcy.
– Ten twój porucznik Mon to dobry człowiek – oznajmił Stacey. – Kto nadzorował inspekcję w stoczni? Przypuszczam, że Archbolt? A może dali ci Berola?
– Owszem, Archbolt – odparł Daniel, obserwując członków załogi Księżniczki Cecile, czyli Sissich, wspinających się na anteny i obciążonych pasami z narzędziami.
Przystań Trzecia dysponowała własnym personelem, lecz konieczność dokonania przeglądu całej floty, w oczekiwaniu na eskalację działań wojennych przeciwko Sojuszowi, przekroczyła możliwości stoczni. Pracy wystarczyłoby dla trzy razy liczniejszej obsady, a brakowało fachowców, by uzupełnić niedobory.
Jedną z metod rozwiązania problemu było korzystanie z załóg okrętów do realizacji wszystkich, z wyjątkiem najbardziej specjalistycznych, zadań. Zazwyczaj astronauci otrzymywali płatne urlopy na czas pobytu ich jednostek w porcie; teraz jedna trzecia marynarzy z Księżniczki Cecile trudziła się przy remoncie okrętu pod komendą oficera pokładowego, również pracującego za pełne wynagrodzenie.
Zgodnie ze zwyczajem oficerem tym powinien być Leary, jako kapitan okrętu. On jednak scedował to zadanie na pierwszego oficera Mona, który w przeciwnym razie musiałby utrzymywać rodzinę za połowę pensji. Podczas zdobywania Księżniczki Cecile Mon był więźniem, w związku z czym nie otrzyma części pryzowego, które Biuro Floty wypłaci za okręt.
Daniel dysponował dwiema ósmymi pryzowego. Otrzymanie go pozostawało kwestią miesięcy, o ile nie lat, ale jego bank z największą ochotą wypłacił mu pieniądze na poczet przyszłych wpływów. Obecny kapitan Księżniczki Cecile nie ponosił wydatków na żonę, za to osobiście był wielce zainteresowany spotkaniami z młodymi kobietami, na których szykowny oficer marynarki powinien wywrzeć odpowiednie wrażenie. Obarczenie Mona pełnym etatem stało się w danej sytuacji najlepszym rozwiązaniem dla obu mężczyzn, stwarzającym Danielowi wręcz idylliczne warunki.
– Zgrabny okręcik – powtórzył wujek Stacey – i bardzo dobrze utrzymany.
W swym obecnym stanie zdrowia komandor Bergen nie mógł chodzić po teleskopowych antenach ani kładkach, wobec tego musiał korzystać z elektroniki wojskowych gogli, by je dokładnie obejrzeć. Określały one pozycję, ustawienie i powierzchnię żagli z dielektrycznego materiału, wytrącających z równowagi promieniowanie Casimira i pchających statek przez Matrycę.
Starzec zdjął gogle i spojrzał w górę na siostrzeńca.
– Zamierzasz znowu zrzec się dowództwa po wcieleniu jej do floty, chłopcze? – zapytał.
Daniel wzruszył ramionami. Cywile zakładali oczywistą odpowiedź: Bohater Kostromy z powrotem zostanie kapitanem. Jednak oficer FRC wiedział, że w pytaniu kryło się znacznie więcej.
– Sam nie wiem – wyznał. – Z zadania wywiązałem się dobrze, ale jest wielu doświadczonych oficerów starszych ode mnie stopniem. – Uśmiechnął się na myśl, która właśnie przyszła mu do głowy. – Na przykład porucznik Mon.
Był to, oczywiście, ponury żart, ponieważ porucznik Mon nigdy nie obejmie samodzielnego dowództwa. Nie interesował go status kapitana ani nie posiadał rodzinnego majątku, pozwalającego mu zaistnieć w towarzystwie i zwrócić uwagę na jego niewątpliwe umiejętności.
Najgorsze zaś, że Mon miał pecha – zawsze znajdował się w nieodpowiednim miejscu, gdy w pobliżu zdobywano cenny łup. Co odróżniało go od Daniela Leary’ego, który poleciał na Kostromę bez koneksji i pieniędzy, ale jego szczęście pozwoliło wyrównać te braki.
– Poniżej admirała Anstona – oznajmiła sucho Adele – w całej FRC nie ma teraz bardziej znanego oficera. Oczywiście, nie zawsze będziesz cudem Cinnabaru, ale wydaje mi się, że zostało ci jeszcze kilka z twych dziewięciu dni.
Daniel uśmiechnął się.
– Wiesz, Adele, nie jest to znowu takim błogosławieństwem – odparł. – Zawsze znajdą się tacy, którzy uznają, że po powrocie za wysoko zadzieram nosa, jak na tak młodego oficera. I mogą mieć rację.
Wujek Stacey przytaknął mu, wydymając wargi.
– Jesteś młody, Danielu, bardzo młody i oni to zrozumieją. Niemniej jednak...
– Zachowujesz się z taką samą, w pełni usprawiedliwioną pewnością siebie, jaką okazywałeś na Kostromie – orzekła Mundy, lekko unosząc głos. Jej słowa były precyzyjne, jak zęby piły tnącej deskę na odmierzone odcinki. – Nie tkwimy w więzieniu Sojuszu albo sześć stóp pod ziemią tylko dlatego, że nigdy nie pozwoliłeś nam zwątpić w to, iż poprowadzisz nas ku wolności. Żywię zbyt wielki szacunek dla organizacji, której oficerem obecnie jestem – z lekkim uśmiechem dotknęła czubkiem palca symbolu szarży na kołnierzyku – by wątpić, czy zarządzający nią ludzie dostrzegą zalety ekstrawertycznej osobowości, kiedy trzeba poprowadzić innych do walki.
Nad keją po drugiej stronie portu uniósł się pióropusz pary. Grunt dygotał przez kilka sekund, nim do grupy porucznika Leary’ego dotarł ryk startującego okrętu. Zsunął dla ochrony gogle na oczy – elementy optyczne całkowicie blokowały promieniowanie ultrafioletowe, a rozbłysk redukowały do bezpiecznego natężenia blasku – i przyjrzał się wydarzeniu.
W rzeczywistości cieszył się, że znalazł wymówkę, by nie odpowiadać. Był zadowolony z oceny przełożonych i rozbawiony komplementami cywilów, nie mających najmniejszego pojęcia, o czym w ogóle mówili. Lecz słowa dawnej bibliotekarki wprawiły go w zakłopotanie. Nie umiał pogodzić jej chłodnej analizy z zamieszaniem, przez które przeszli; owszem, osiągnęli sukces, lecz mniej dzięki jego wysiłkom, a bardziej dzięki szczęściu i umiejętnościom Adele oraz reszty załogi.
Okręt wzbił się na tyle wysoko, by silniki plazmowe przestały zamieniać wody zatoki w parę. Pióropusz wyrzucanych z dysz jonów jawił się jako tęczowe piękno, unoszące długie, stalowe cygaro. Jednostka była ciężkim krążownikiem klasy Archeolog – starym egzemplarzem, o znacznie większym współczynniku długości do odrzutu niż w nowocześniejszych okrętach tego typu. Gdyby Daniel chciał, gogle umożliwiłyby mu odczytanie numeru identyfikacyjnego.
Silniki plazmowe rozbijały atomy i wyrzucały je pod postacią jonów, zapewniających ciąg. Nadawała się do tego dowolna masa, lecz woda była idealna i w dodatku dostępna na wszystkich zamieszkanych przez ludzi światach. Porty zakładano zazwyczaj nad morzami lub jeziorami, które absorbowały plazmę o temperaturze gwiazdy, zaś tankowanie sprowadzały do wysunięcia rury.
Gdy okręt znajdzie się odpowiednio wysoko nad powierzchnią planety, uruchomi Szybki Napęd, wykorzystujący konwersję materii w antymaterię do zapewnienia wystarczającego przyspieszenia, by przejść do Matrycy. Szybki Napęd był wydajny, lecz niedoskonały. Uruchomienie go w atmosferze doprowadziłoby do anihilacji antymaterii, co z kolei zniszczyłoby statek.
Cała trójka pozwoliła opaść pulsującemu rykowi do odpowiedniego poziomu, zanim którekolwiek spróbowało podjąć rozmowę. Przystań Trzecia stanowiła gigantyczną instalację i panował tam spory ruch, jednak odgłos startującego lub lądującego okrętu uniemożliwiał rozmowę w całej okolicy.
Stacey Bergen wyciągnął stuflorenową monetę, należącą do edycji wybitej 22 lata temu dla uczczenia narodzin syna mówcy Leary’ego, Daniela. Obrócił ją tak, by na wewnętrzną strukturę padło światło.
– Ludzie rozprawiają o urodzie cinnabarskich monet – powiedział, gdy obserwowali wznoszący się krążownik. – Nie ma nic piękniejszego od dobrze wyregulowanego silnika plazmowego, nic. No, chyba że sposób, w jaki wszechświat opromienia cię, gdy wkraczasz do Matrycy.
– Co mi przypomina – rzekła z bladym uśmiechem Adele – że muszę znowu porozmawiać z moim bankierem. Pora zaciągnąć kolejne zobowiązanie na poczet pryzowego.
Wujek Stacey prychnął.
– Bankierzy! – zawołał. – Największe ryzyko, jakiemu stawiają czoła, to możliwość podania im nieodpowiednio schłodzonego wina do obiadu.
Obrócił się, by spojrzeć na kobietę; ta uprzejmie dała krok w bok i skinęła mu głową.
– Mój szwagier bardzo interesuje się bankowością – dodał Stacey. – Wiesz, to ojciec Daniela. Jednak, moim zdaniem, chłopak postanowił okazać szacunek krwi Bergenów.
Ten ostry ton był do niego niepodobny. Zaskoczyłoby to Daniela, gdyby nie wiedział, że wujek Stacey reprezentował w Xenos firmę Bergen i Wspólnicy Wyposażanie Okrętów – i co kwartał zasilał konto głównego inwestora, którym był... Corder Leary.
Mówca Leary prowadził rozległe interesy. Jego udział w Bergen i Wspólnicy prezentował się o tyle niezwykle, że był bezpośredni zamiast przez łańcuszek spółek holdingu. Młodzieniec wiedział, że gdy chodziło o układy i władzę, ojciec nie okazywał okrucieństwa, tylko nadzwyczajną skrupulatność, zwłaszcza w stosunku do krewnych. Zawsze dokładnie wiedziałeś, na czym stoisz z Corderem Learym, a dokładniej: kiedy powinieneś przed nim uklęknąć.
Odkryty czterokołowiec opuścił Arystotelesa, prawdopodobnie jadąc po Daniela i jego towarzyszy. Ze względów bezpieczeństwa nad Portem Trzy nie dopuszczano do ruchu aerowozów – manewrujące w ciasnocie gwiazdoloty stwarzały wystarczające ryzyko, żeby jeszcze do całego zamieszania dodawać drobne pojazdy powietrzne. Ciężkie urządzenia i robotnicy korzystali z powolnej kolei nadziemnej, kursującej wokół całego kompleksu; między sektorami, od szóstego do dziesiątego, wiły się odnogi, korzystając z bocznic w miejscach, gdzie wagony mogły czekać, aż będą potrzebne.
Pojazdy kołowe przewoziły lekkie ładunki i pasażerów drogami prowadzącymi pod wiaduktami. Jeden z nich wyrzucił porucznika z towarzystwem przy Doku 37, po czym odjechał, by przed powrotem dostarczyć dostawę na Arystotelesa w Doku 36. Kierowca zaklinał się, że przewozi w koszach bardzo ważne medykamenty, lecz Daniel podejrzewał, iż był to alkohol, który miał zostać wymieniony na jakieś sprzęty z okrętu.
Tak toczył się ten świat i porucznik Daniel Leary bynajmniej na to nie narzekał. System przeciwpożarowy Księżniczki Cecile dostosowano do standardów FRC dzięki podobnym, nigdzie nie rejestrowanym, transakcjom.
Przed Dokiem 37 zatrzymały się dwie limuzyny i furgonetka ze znakiem Administracji Portowej. Bez wątpienia jakaś wyższa szarża, ale sądząc po samochodach – cywile. Może przedstawicielstwo Skarbu sprawdzające, jak Biuro Floty wydaje przyznane mu fundusze? Chociaż raczej nie rozbijaliby się limuzynami.
– Lepiej zabierzmy cię bezpiecznie do domu, wujku Stacey’u – zaproponował Daniel. – Przy takich brakach rąk do pracy i ilości okrętów powoływanych do służby istnieje ryzyko, że jakiś bosman weźmie cię za takielarza i zanim się obejrzysz, wywiezie poza planetę.
Stacey Bergen nie byłby w stanie samodzielnie przejść trzydziestu stóp i wyglądał na bardziej pogodzonego z własną słabością od Daniela. Jedne z najwcześniejszych wspomnień porucznika dotyczyły obnoszenia go przez wujka na rękach po stoczni, gdzie remontowano okręty, i przeskakiwania z kładki na kładkę nad istnymi przepaściami... Które pewnie nie miały więcej niż sześć stóp głębokości. Dobre przygotowanie dla chłopca, który miał wstąpić do FRC, choć wtedy nikomu nawet nie przyszłoby to do głowy.
Oficer pchał wózek po betonowej płycie, ciesząc się, że nie znajdowali się na trapie wiodącym do głównego włazu korwety. Zbudowano go ze stalowej kratki niewiele szerszej od wózka, czym jednak nie przejąłby się ani Daniel, ani jego wujek.
Bardziej martwiła go Adele. Jego oficer łączności – i przyjaciółka – miała liczne zalety, wybiegające daleko poza te, jakich zwykło się oczekiwać od bibliotekarki, lecz zmysł równowagi do nich nie należał.
– Leary! – zawołał jeden z nowoprzybyłych. – Na Boga, toż to Daniel Leary!
Porucznik odwrócił się, jedną ręką odstawiając wózek na bok. Dało to wujkowi Stacey’owi lepszy widok, dzięki czemu nie musiał desperacko próbować patrzeć mu ponad ramieniem.
Z limuzyn wysiadała gromada cywilów i starszych oficerów w mundurach Pierwszej Klasy, lecz wołającym okazał się porucznik dowodzący grupą marynarzy wysypujących się z furgonetki. Był mężczyzną średniego wzrostu, o rumianej twarzy i kilku zbędnych funtach – czym przypominał Daniela. Leary’emu wydał się znajomy, choć nie potrafił przypomnieć sobie, skąd.
– Tom Ireland, Leary! – zawołał tamten, idąc ku niemu z wyciągniętą na powitanie ręką. – Dwa lata nad tobą w Szkole Marynarki, z tym że ja należałem do Południowego Batalionu, a ty do Północnego.
Dobry Boże, Ireland przypominający mu o ich znajomości! Dla młodszych kadetów studenci wyższych roczników oznaczali trzymających się na dystans obcych albo mordercze monstra. Tom Ireland należał do tej pierwszej kategorii; wtedy Daniel był dla niego czymś mniej ważnym od krawężnika. Nagle zostali przyjaciółmi z uczelni...
– Słyszałem o twoich wyczynach na Kostromie – dodał Ireland, łapiąc go za rękę i energicznie nią potrząsając. Za jego plecami pasażerowie limuzyn przemieszczali się w ich kierunku, co przypominało swą bezcelowością stadko kóz włażące w szkodę. – Świetna robota, powiadam! Choć wydaje mi się, że miałeś też troszkę szczęścia, co?
– Zdecydowanie tak – odparł Daniel, czując, jak jego wargi układają się w uśmiech wystarczająco twardy, by ciąć nim szkło. – Pozwól, że przedstawię ci większą część tego szczęścia, moją oficer łączności, mistrzynię Mundy.
Porucznik Ireland zamrugał z lekkim zmieszaniem; poruszył wąsikiem. Jeżeli w ogóle ją zauważył, to przecież była tylko łącznościowcem; specjalistą, technikiem, kategorią niezbędną do prawidłowego funkcjonowania FRC, działającą jednak na innej płaszczyźnie niż patentowi oficerowie, jak on sam czy Daniel.
– To jest Mundy z Chatsworth, rzecz jasna – dodał Leary. – Portrety w głównym holu posiadłości ciągną się do przodków jeszcze sprzed Przerwy, co nie, Adele?
Był zaskoczony gniewem, który – miał nadzieję – zamaskował kpiarskim tonem. Tom Ireland nigdy nie wyrządził mu w Szkole Marynarki żadnej krzywdy, a jeśli chciał teraz zabłysnąć znajomością z Bohaterem Kostromy, to, cóż, nie była to jakaś straszna zbrodnia. Choć ciągle powtarzane pochlebstwa zdążyły już sprzykrzyć się Danielowi.
To ta wzmianka o szczęściu opuściła jakąś zapadkę w głowie Leary’ego. Mieli mnóstwo szczęścia i Daniel Leary pierwszy to przyznawał, ale kiedy mówił o tym obcy, który nie widział ludzi umierających, by to szczęście mogło się urzeczywistnić...
– Z tych Mundych? – upewnił się Ireland. To znane nazwisko, choć jeśli nie interesował się polityką w większym stopniu, niźli od swych młodszych oficerów wymagała FRC, raczej nie będzie pamiętał nazwisk i szczegółów Konspiracji Trzech Kręgów. – Ach, rozumiem!
Oczywiście, nic nie rozumiał; pojął jedynie, iż źle ocenił status towarzyszki porucznika Leary’ego.
Zaczął wyciągać rękę ku Adele. Zanim jednak gest stał się czymś więcej niż sugestią, Mundy założyła ręce za plecami i obdarzyła go lodowato uprzejmym skinieniem głowy.
– Miło pana poznać, poruczniku Ireland – odezwała się. – Jak mniemam, jest pan przewodnikiem administratora portu?
– Ja, och... – wykrztusił mężczyzna. Obejrzał się przez ramię. Zbieranina mundurów i cywilnych strojów prawie do nich dotarła. – Tak, odpowiadam za bezpieczeństwo dostojników z Ministerstwa Spraw Zagranicznych i ich oficerów łącznikowych z Biurem Floty. Ja, ach... to jest: oni oprowadzają po porcie syna prezydenta Strymonu.
Dygnitarze zdążyli już do nich dotrzeć. Ireland ponownie otworzył usta, być może chcąc przedstawić Daniela oficjelom, lecz przysadzisty, wesoły kapitan z pierwszego szeregu zawołał:
– Proszę, proszę, na banderę! Komandor Bergen, nieprawdaż? Panie Vaughn, proszę pozwolić przedstawić sobie człowieka, który wytyczył trasę na Strymon, krótszą o trzy tygodnie od poprzedniej!
Wujek Stacey ścisnął poręcze wózka. W tym momencie Daniel i Adele z drugiej strony, tak gładko, jak gdyby ćwiczyli ten manewr, wsunęli staruszkowi ręce pod pachy i postawili go na nogi, gdy tylko zwolnił chwyt.
– Młody Wenslow, zgadza się? – wyrzekł Stacey mocnym głosem. – Służyłeś pode mną na Queensland.
– Jako starszy aspirant i czwarty oficer po tym, jak Broker objął dowodzenie na Świecie Tuttela – przytaknął Wenslow, już bynajmniej nie młody i – jak wiedział Daniel – pełniący obecnie funkcję sekretarza Rady Planowania FRC. Wypchnął przed siebie szczupłego młodego człowieka. – Delosie Vaughn, chciałbym przedstawić pana komandorowi Stacey’owi Bergenowi. Komandor Bergen więcej zapomniał o astrogacji, niż ktokolwiek w FRC kiedykolwiek wiedział!
Vaughn wyciągnął prawicę i uścisnął dłoń Stacey’a z delikatnością wynikającą z troski o kruchość staruszka, co Leary przyjął pełnym aprobaty skinieniem głowy. Mężczyzna nosił surowo skrojony garnitur, którego materiał tworzył szereg szewronów przechodzących od czerwieni do złota w zależności od kąta padania światła. Trudno było skupić na nim wzrok. Zupełnie tak, jakby patrzyło się na pióropusz plazmowego odrzutu.
Poza tym charakteryzował się przystojnym, trzydziestoletnim obliczem i ujmującym uśmiechem. Troje cywilów nosiło stroje podobne w kroju i krzykliwości; reszta pochodziła z Cinnabaru.
– Jestem zaszczycony spotkaniem z panem, komandorze – przemówił Vaughn uniwersalnym z akcentem z Xenos, lepszym od Danielowego, który wszak wychowywał się w wiejskiej posiadłości Learych, Bantry. – Z pewnością znał pan mojego ojca. Pana odkrywcze wyprawy uczyniły Sak częścią wszechświata po raz pierwszy od Przerwy.
– Prezydent Leland Vaughn – oznajmił wujek Stacey. Stał bez pomocy, czerpiąc siłę ze wspomnień, choć Daniel i Adele trzymali się blisko niego na wypadek nagłej słabości. – Po naszym przybyciu siedziałem na bankiecie po jego prawicy. Całkiem jasne poglądy na znaczenie wypraw odkrywczych dla handlu, będącego siłą Strymonu. Mam nadzieję, że u niego wszystko w porządku?
– Obawiam się, iż powinienem powiedzieć: mój zmarły ojciec – rzucił Delos Vaughn z lekceważącym ruchem lewej dłoni. – Mój wuj, Callert Vaughn, przejął po nim sukcesję w niecały rok od mojego przybycia do Xenos, a teraz, kiedy i jemu się zmarło, prezydentura znalazła się w rękach jego córki, Pleyny. – Zmienił ton na bardziej sardoniczny. – Przynajmniej formalnie. Panuje opinia, iż dwunastolatką steruje jej mentor, Friderik Nunes. Pamiętam go z ostatniej wizyty na Strymonie, piętnaście lat temu. Nie był szczególnie godnym zaufania człowiekiem... w żadnym razie.
Oblicze Vaughna opuściła twardość, teraz jednak, kiedy porucznik już raz ją zobaczył, wiedział, iż stała się ona częścią tego mężczyzny. Delos Vaughn był kimś więcej niż młodym cudzoziemcem, brylującym w jaskiniach rozpusty Cinnabaru – choć i tym zapewne się zajmował. Daniel był ostatnim człowiekiem, który twierdziłby, że zamiłowanie do alkoholu i kobiet przekreślało poważne podejście do swej profesji.
A jaka była profesja pana Delosa Vaughna?
Strymon nabrał znaczenia w Saku, swoim regionie przestrzeni, po tysiącletniej Przerwie w podróżach międzygwiezdnych, kładącej kres pierwszej fali kolonizacyjnej ludzi. Szybciej niż inne światy odnowił połączenie z samą Ziemią, potem jednak, gdy na nowo rozwiązano złożone problemy związane z żeglugą przez Matrycę, Sak stał się zaściankiem ludzkiego uniwersum.
Cinnabar poszerzał sferę swoich wpływów, która stwardniała w coś niezbyt odbiegającego od imperium. Strymon starał się z nim współzawodniczyć. Dwukrotnie rywalizacja przybrała formę zbrojnego konfliktu; dwukrotnie FRC zmiażdżyła siły Strymonu.
Odległość od Cinnabaru – dwa miesiące żeglugi statkiem kupieckim i połowa tego czasu najlepszym okrętem wojennym – do pewnego stopnia uchroniła niezależność Strymonu, lecz na mocy zawartego traktatu ograniczono jego flotę do lekkich jednostek, odpowiednich do zwalczania miejscowych piratów z pobliskiego potrójnego układu o nazwie Klaster Selmy.
Dwukrotnie skracając czas potrzebny na podróż z Cinnabaru na Strymon, wujek Stacey wyświadczył Vaughnom i ich poddanym niedźwiedzią przysługę. Z drugiej strony, zmuszenie Strymonu do uznania hegemonii Cinnabaru bez wątpienia uchroniło słabszego przeciwnika przed marnotrawieniem sił i środków na trzecią, bezsensowną wojnę. A Delos Vaughn odnosił się z zadowalającą uprzejmością do człowieka, który groźbę ekspedycji karnej FRC uczynił realną.
– O ile nie zostanie to poczytane za arogancję z mojej strony – ciągnął Vaughn – to chciałbym zapytać, czy nie jest to aby ten Daniel Leary, o którym tyle ostatnio słyszymy?
– Panie Vaughn – odrzekł Stacey – proszę poznać mojego siostrzeńca, porucznika Daniela Leary’ego. Jest z krwi Bergenów, choć nie nosi naszego nazwiska.
Uścisk dłoni mężczyzny był mocny, nie na tyle jednak, by uznać, że naprawdę starał się zmiażdżyć dłoń Daniela. Leary zmrużył oczy. Vaughn sprawdzał coś znacznie subtelniejszego od siły: próbował ustalić, czy porucznik miałby ochotę spróbować pojedynku z bogatym i ustosunkowanym cudzoziemskim arystokratą.
Daniel uśmiechnął się lekko. W wieku 16 lat zerwał stosunki z ojcem po awanturze tak głośnej, że aż drżały szyby ich miejskiego domu. Po czymś takim ani Delos Vaughn, ani samo Piekło nie było w stanie go przestraszyć. Odpowiedział uściskiem, aż tamten uwolnił jego dłoń.
– Jak sądzę, przedstawiał pan obecną tu oficer łączności jako panią Mundy – kontynuował Vaughn, delikatnie podając jej same czubki palców, dając tym samym do zrozumienia, że nie zamierza próbować popisywać się siłą przed drobną kobietą. – Pozwólcie mi wyrazić swoje zadowolenie z widoku przedstawicieli dwóch najszlachetniejszych domów Republiki, stojących razem w mundurach najpotężniejszej Jej obrony.
Dobór słów nie pozostawiał wątpliwości, iż cudzoziemiec doskonale wiedział, że to mówca Leary ogłosił banicję, która zdruzgotała Konspirację Trzech Kręgów i Mundych z Chatsworth przy okazji. Nie była to wiedza, której można by oczekiwać po mieszkańcu innej planety.
– Delosie, twój harmonogram na ten wieczór... – odezwał się jeden z sekretarzy, ciemnowłosy mężczyzna, starszy od Vaughna, który od początku rozmowy bezustannie kręcił się w pobliżu. – Jeśli mamy zwiedzić...?
Delos Vaughn błyszczał równie niewzruszenie, jak wylot świeżo wyciągniętej ze skrzyni dyszy silnika plazmowego. Tacy ludzie sprawiali, że ich otoczenie martwiło się w dwójnasób.
Teraz Vaughn wzruszył ramionami. Obdarzył Daniela Leary’ego i jego towarzyszy uśmiechem „wiecie, jak to jest”, mówiąc:
– Tak, Tredegarze, nie zapomniałem, że dziś wieczorem spotykamy się na końcowe ustalenia z dostawcą poczęstunków i przedstawicielem Ogrodów. – Po czym zwrócił się bezpośrednio do Daniela: – Poruczniku Leary, może oprowadziłby nas pan po swoim okręcie? Nie chciałbym się narzucać, ale skoro już pan tutaj jest...?
Porucznik nie uważał się za polityka, ale syn Cordera Leary’ego siłą rzeczy musiał się nauczyć, że nic nie jest proste, gdy po obu stronach równania występuje czynnik ludzki. Ta świadomość przydawała mu się również w kontaktach z kobietami.
– Czemu nie, w odmiennych okolicznościach byłbym zachwycony, mogąc pokazać panu Księżniczkę Cecile – odparł z pełnym żalu uśmiechem. – Obawiam się jednak, iż wzywają mnie inne obowiązki. – Wujek Stacey drżał z wysiłku; dzięki Bogu, Adele pomogła mu usiąść z powrotem na wózku. Oficerowie ze świty Vaughna nie wyglądali na zadowolonych, że postawiono nad nimi młodszego porucznika. A w świetle regulacji FRC oficerem dowodzącym Księżniczką Cecile był teraz... – Za to porucznik Mon, tymczasowy kapitan, z radością podejmie się tego zadania – dokończył machając w stronę korwety. – W tej chwili Biuro Floty płaci mi tylko połowę pensji.
Cudzoziemiec wybuchnął śmiechem i ukłonił się, kładąc kres dyskusji.
– Może kiedy indziej posłucham o pana przygodach, poruczniku – powiedział pozwalając kapitanowi Wenslowowi poprowadzić się powoli w stronę trapu. – Jestem dziwnie pewny, że nastąpi to całkiem niedługo. Głównodowodzący waszą flotą nigdy nie pozwoliliby oficerowi o pana dowiedzionych umiejętnościach na zbyt długie bezrobocie.
Mundy energicznie pchnęła wózek w stronę oczekującego czterokołowca; nie wyglądał zbyt okazale w otoczeniu swych większych, bardziej błyszczących braci. Leary obejrzał się przez ramię, samemu ujmując rączki wózka. Vaughn pokonał trap pewnym krokiem, lecz jeden z jego asystentów i dwaj urzędnicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych zamarli na skraju doku niczym trzy posągi.
– Biedny wygnaniec – mruknął Bergen, gdy zbliżali się do pojazdu. – Sprowadzony tutaj w charakterze zakładnika, który zapewni właściwe zachowanie ojca. Strymon nie jest taki zły jak sąsiedni Klaster Selmy – no wiesz, Piracki Klaster – lecz jego życie nie byłoby warte miedziaka, gdyby postanowił teraz wrócić do domu.
– Wygląda na ujmującego człowieka – uznał Daniel, czekając, aż Adele otworzy drzwi. Możliwe, że będzie musiał wnieść wujka do środka; spotkanie z delegacją było dla Stacey’a równie męczące jak cała wycieczka. – Ciekawe, czemu chciał zwiedzić Księżniczkę Cecile?
– Pan Vaughn nie sprawił na mnie wrażenia osoby, która często się nudzi – orzekła obojętnym tonem dawna bibliotekarka, obchodząc pojazd. – Albo bez powodu zbiera informacje. Co daje mi dobry pretekst...
Wujek Stacey zanurkował na siedzenie bez dotykania wyciągniętego ku niemu ramienia Adele. Daniel zabrał się za składanie wózka, by umieścić go w bagażniku.
– ...do dowiedzenia się tego i owego o panu Vaughnie – dokończyła.



Dodano: 2007-03-19 13:29:21
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS