„Strażniczka istnień” to pierwsza część cyklu Feliksa W. Kresa „Piekło i szpada”. Autor przenosi czytelników w mroczny świat dzielnych kawalerów, pięknych dam, pojedynków i maskarad. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nie różni się on zbytnio od XVII wiecznej Europy – ale to tylko pozory. Nie bez przyczyny cykl Kresa często określany jest mianem „dumasowskiej wizji Lovecrafta”. Powód: gdzieś obok ludzi istnieje magia. Jednakże nie przypomina ona niczego z czym do tej pory miałem okazje się spotkać w literaturze. Nie mamy tu bowiem do czynienia z miotaniem ognistych kul, rzucaniem klątw czy innymi czarami kojarzącymi się ze standardowymi książkami fantasy. Tutaj magia jest dzika, kapryśna, często okrutna, wręcz nieuchwytna. Egzystuje nieopodal ludzi, lecz większość z nich nic o tym nie wie, natomiast doświadczyć magii można tylko poprzez artefakty, miejsca mocy. I dzięki Egaheer.
Czym jest Egaheer? Demonem czy aniołem? Żywą istotą czy tylko energią? Próbą odpowiedzi na to pytanie jest właśnie „Strażniczka istnień”. Nie oczekujmy jednak jednoznacznych wyjaśnień na temat natury Egaheer – Kres pozostawia swoim czytelnikom pełną swobodą w dociekaniu prawdy.
Akcja powieści rozgrywa się przed wydarzeniami znanymi z innych książek wchodzących w skład cyklu: „Piekła i szpady” oraz „Wachlarzu i klejnotu”. Z kontynentu („Europy”) wyrusza wyprawa poszukująca mitycznej krainy – Heastseg. Jej celem jest zdobycie bogactwa, a także poznanie prawdy o tajemniczych ziemiach. Zdobywcy nie wiedzą jeszcze, że znajdą coś, co przerośnie ich pojmowanie. Dzieje wyprawy konkwistadorów, a także losy zwykłych ludzi, którzy starają się okiełznać nowy świat stanowią jednak tylko część historii.
Kres zastosował bowiem w swojej mini powieści (217 stron) bardzo ciekawy zabieg. Akcja „Strażniczki istnień” dzieli się na dwa wątki. Pierwszy z nich to wyżej wspomniana kolonizacja Starych Ziem Heastseg, drugi – opowieść o istotach zamieszkujących te ziemie. Oba toczą się równolegle i chociaż początkowo wydaje się, że nie mają ze sobą nic wspólnego, z kolejnymi stronami zazębiają się, tworząc całą historię o Egaheer.
W tym miejscu należą się brawa dla Kresa za stworzenie ciekawego i barwnego świata zamieszkałego przez mityczne potwory. W gęstej puszczy Heastseg trwa nieustająca walka pomiędzy na wpół zwierzęcymi kobietami wojowniczkami Senea, gryfami i olbrzymimi kotami sewerh. Podobnie jak w Grombelardzie, krainie z innego cyklu Kresa, istoty te mają własne zwyczaje, kulturę i bywa, że bardziej są ludzkie od samego człowieka. Szczególnie w pamięci utkwiła mi scena śmierci gryfa. Subtelna i delikatna – pozwala czytelnikowi na zrozumienie tajemnicy śmierci. Wielka szkoda, ze tak rzadko spotyka się równie piękne opisy w literaturze fantasy.
Podobieństw do cyklu szererskiego jest więcej. Szczególnie rzuciła mi się w oczy konstrukcja świata. Kres opiera funkcjonowanie wykreowanego uniwersum na paru prostych, aczkolwiek okrutnych zasadach. Podstawowa z nich brzmi: nigdy nie okazuj takich ludzkich uczuć jak współczucie czy litość. Jeżeli jakiś bohater postępuje szlachetnie to pozostaje tylko kwestią czasu, kiedy zostanie za to ukarany.
„Strażniczka istnień” to świetnie przedstawione zetknięcie się obcych cywilizacji, dla których „ci drudzy” są tylko i wyłącznie wrogiem, oraz ciekawie zarysowane postaci, takie jak: szlachcic Renhld Sa-Veres, rozdarty pomiędzy chęcią odkrycia tajemnic Heastseg, a miłością do siostry, czy Saahag – łowczymi z puszczy. Zresztą kreacja postaci silnych kobiet jest jednym z charakterystycznych znaków twórczości Kresa, wystarczy w tym miejscu wspomnieć Karenirę z „Grombelardzkiej legendy”.
Kiedy zaczynałem czytać „Strażniczkę istnień” miałem sporo obaw. Przede wszystkim: czy nie będę miał do czynienia z opowiadaniem, które niepotrzebnie rozrosło się do rozmiarów powieści, tak jak się stało w przypadku „Ogni na skale” Rafała Ziemkiewicza. Tu jednak otrzymałem objętościowo niewielką, ale pełnowartościową powieść o ciekawej i wartkiej akcji. Może i po przeczytaniu „Strażniczki istnień” w dalszym ciągu nie wiem, czym tak naprawdę jest Egaheer, ale co do jednego nie mam najmniejszych wątpliwości: jest to lektura obowiązkowa dla wszystkich miłośników twórczości Feliksa W. Kresa.
Ocena: 7/10
Autor:
Tigana
Dodano: 2007-03-18 11:37:54