NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Moorcock, Michael - "Elryk z Melniboné"

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"

Ukazały się

Grimwood, Ken - "Powtórka" (wyd. 2024)


 Psuty, Danuta - "Ludzie bez dusz"

 Jordan, Robert; Sanderson , Brandon - "Pomruki burzy"

 Martin, George R. R. - "Gra o tron" (wyd. 2024)

 Wyrzykowski, Adam - "Klątwa Czarnoboga"

 Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"

 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

Linki

Ballard, James G. - "Królestwo nadchodzi"
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski
Data wydania: Marzec 2007
Liczba stron: 291
Cena: 34,90




Ballard, James G. - "Królestwo nadchodzi"

Podobnie jak wszystkie tego typu miejsca, Metro-Centre tłumiło niepokoje społeczne, rozładowywało lęki i oferowało balsam dla duszy. Stałem w słońcu pięćdziesiąt jardów od Bramy Południowej, patrząc na klientów przemierzających plac otaczający centrum, ogromny pierścień, który z powodzeniem mógłby istnieć samodzielnie. Za kilka chwil skąpani będą w
świetle bardziej uzdrawiającym niż promienie słońca. Kiedy weszliśmy do tych ogromnych świątyń, odzyskaliśmy młodość, staliśmy się dziećmi odwiedzającymi dom nowego kolegi ze szkoły, dom, który na pierwszy rzut oka wydawał się ponury. Potem pojawiała się obca, ale uśmiechnięta matka i uspokajała nawet najbardziej nerwowe z nas obietnicą smakołyków.
O ile wszystkie centra handlowe nieznacznie nas infantylizowały, o tyle Metro-Centre nakłaniało do tego, byśmy trochę dorośli. Umundurowani porządkowi stali przy wejściu, przeszukując torby i torebki. Te wzmożone środki bezpieczeństwa stanowiły odpowiedź na tragedię, której uczestnikiem był mój ojciec. Gdy w wejściu pojawiło się dwoje starszych Azjatów, natychmiast otoczyli ich wolontariusze w koszulkach z krzyżami św. Jerzego. Spoglądając groźnie i nic nie mówiąc, zaczęli odsuwać ich na bok, dopóki nie zainterweniował jeden z ochroniarzy.

Odwróciwszy się plecami do słońca, wszedłem przez Bramę Południową. Przede mną rozciągało się tarasowe miasto, nade mną – kolejne kondygnacje ulic, do których dostęp zapewniały ruchome schody i windy. Strumień bąbelkowej wody biegł dookoła holu wejściowego, bulgocząc pod mostkami, które wiodły do miniaturowych parków. Każdy z nich był rajem obiecującym doświadczenie bardziej znaczące niż samopoznanie i życie wieczne. Teren przemierzali ochroniarze, a personel biura werbował nowych członków sił bezpieczeństwa Metro-Centre.
Kiedy mijałem recepcję, jeden z ochroniarzy zaproponował mi ulotkę, zachęcającą wszystkich klientów, by stali się oczami i uszami centrum. Dwóch mężczyzn w średnim wieku, trzy sekretarki i kilku młodzieńców w czapkach bejsbolowych podpisywało swoje formularze i odbierało znaczki do wpięcia w klapy. Ogłoszenia dla klientów przedzierały się przez muzykę. Wszystko to przypominało środki bezpieczeństwa stosowane na
lotniskach.
Co ciekawe, umundurowani strażnicy i członkowie ochotniczych oddziałów pomocniczych nikogo nie niepokoili. Kiedy rozległa się muzyka marszowa, wyprostowali się i zaczęli chodzić bardziej energicznym krokiem, jak londyńczycy w czasie Blitzu. Przed sobą widziałem parę z dzieckiem w spacerówce i bezwiednie zacząłem iść równym krokiem z nimi.
W końcu przystanąłem przy jednym z mostków. Zauważyłem, że biała farba na balustradzie zaczyna się łuszczyć. Strumień pluskający wśród sztucznych skał zgubił kierunek. Wiry brudnej wody krążyły bez celu, wyczerpane próbami powrotu do głównego nurtu. Nawet posadzka holu wejściowego, wytarta przez setki tysięcy butów, miała kilka pęknięć.
Mimo tych oznak zużycia, Tom Carradine jawił się niesłabnącym źródłem optymizmu. Ledwie dwudziestokilkuletni, uśmiechnięty, życzliwy i żarliwy. Był blady i miał rozgorączkowany wzrok nowego członka sekty. Kiedy wynurzył się z tłumu i chwycił mnie za rękę, odgadłem, że jestem pierwszym pogrążonym w smutku krewnym, który przychodzi do Metro-Centre, i moja wizyta po prostu musi okazać się spektakularnym sukcesem.
- Niezmiernie się cieszymy, że zaszczycił nas pan swoją obecnością, panie Pearson. - Potrząsnął serdecznie moją ręką, jakbym przeszedł pustynię, by dotrzeć do tej klimatyzowanej oazy. - Mamy nadzieję, że nie będzie to pański ostatni pobyt u nas. Tutaj, w Metro-Centre, zawsze spoglądamy w przyszłość.
- Ja również, Tom...
Poprowadził mnie w stronę pobliskiego chodnika ruchomego i skinął głową z aprobatą, kiedy wskoczyłem na niego, nie potykając się. Machał z sympatią do klientów w rytm muzyki. Dokładnie co piętnaście sekund, regularnie niczym światło mrugające w podziemnym garażu, odwracał się do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Podoba mi się ta muzyka - skomentowałem. - Chociaż może jest trochę za bardzo marszowa. Gdzieś w tym wszystkim pobrzmiewają nuty Pieśni Horsta Wessela.
- Dobrze wpływa na morale - wyjaśnił Carradine. - Lubimy wprawiać ludzi w pogodny nastrój. Wie pan?
- Wiem. Czy interesy pogorszyły się od tej... strzelaniny?
Młodzieniec zasępił się, nie będąc w stanie pogodzić się z myślą o spadku obrotów, nieważne, z jakiego nastąpiły powodu.
- Na początku, a i to tylko trochę. Na znak szacunku, oczywiście. Nasi klienci okazali nam wsparcie.
- Naprawdę was wspierali?
- Oczywiście. Myślę, że to nas do siebie zbliżyło. Wiedziałem, że się pan ucieszy, panie Pearson.
Mówił z mocą, nie odrywając ode mnie wzroku. Było dla mnie oczywiste, że mi nie ufa, przede wszystkim dlatego, że mój ojciec pozwolił się zabić. Podobnie zapewne traktuje się rodziny wiernych, którzy umarli obok ołtarza głównego w połowie nabożeństwa wieczornego. Na coś takiego jak śmierć w zacierającym czas i pory roku, przeszłość i przyszłość Metro-Centre po prostu nie było miejsca. Zapewne wiedział, że jestem nieprzyjaźnie nastawiony do centrum - kolejny snob z klasy średniej, nienawidzący blichtru i okazji, które z taką chęcią wykorzystują klasy niższe.
Rozpoczął naszą wycieczkę niemal agresywnie, opisując ogromne rozmiary
Metro-Centre, miliony stóp kwadratowych powierzchni, trzy hotele, sześć multipleksów i czterdzieści restauracji.
- Czy wiedział pan - zakończył - że mamy więcej powierzchni sprzedażnej od całego Luton?
- Jestem pod wrażeniem. Ale... - pokazałem na sklepy po obu stronach chodnika ruchomego wypełnione biżuterią, aparatami fotograficznymi i sprzętem elektronicznym znanych marek - sprzedajecie to samo, co wszędzie.
- Nasi klienci jednak czują różnicę - oczy Carradine'a zabłysły. – To właśnie dlatego odnieśliśmy sukces na polu, na którym przegrało centrum Millenium Dome w Greenwich. To nie są tylko zakupy. To bardziej jak...
- Przeżycie religijne?
- Właśnie! To jak chodzenie do kościoła. A tutaj może pan przychodzić codziennie i jeszcze zabiera pan coś do domu.
Spojrzał do góry, wyłapując echo swoich słów. Mimo młodego wieku zdążył już w sobie rozwinąć dojrzały fanatyzm. Przypuszczałem, że Metro-Centre jest dla niego całym życiem. Wszystkie jego potrzeby emocjonalne były zaspokajane przez tę ogromną przestrzeń sprzedażną.



Dodano: 2007-03-07 18:04:28
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS