NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Pratchett, Terry - "Wiedźmikołaj"
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Cykl: Świat Dysku
Tytuł oryginału: Hogfather
Tłumaczenie: Piotr Cholewa
Data wydania: Październik 2004
ISBN: 83-7337-829-4
Format: 142 x 202 mm
Liczba stron: 312
Tom cyklu: 20



Zwizualizowany Wiedźmikołaj

„Wiedźmikołaj” Terry’ego Pratchetta to w mojej opinii najlepsza książka ze Świata Dysku. Łączy w sobie wszystkie cechy pisarstwa brytyjskiego: kąśliwy humor, dynamiczną fabułę i dużą dozę (większą, niż ma to miejsce w przypadku pozostałych książek ze Świata Dysku) celnych, acz niezwykle cynicznych uwag dotyczących ludzkiej natury. Te elementy są dobrane w doskonałych proporcjach, dzięki czemu czytelnik ani przez chwilę się nie nudzi, jednocześnie będąc zmuszanym do licznych refleksji. Kiedy więc dowiedziałem się, że studio The Mob podjęło się ekranizacji „Wiedźmikołaja”, byłem bardzo ciekaw rezultatu. Nie ma co ukrywać – twórcy filmu podjęli się zadania niemalże niemożliwego do wykonania, gdyż proza Pratchetta jest bardzo specyficzna i bardzo opornie poddaje się adaptacjom i przeróbkom (choć trzeba przyznać, że np. autorom gier komputerowych się to w dużym stopniu udało). Autorzy obrazu jednak nie zrazili się i w efekcie powstał dwuodcinkowy serial opowiadający o tym, jak to ŚMIERĆ wraz ze swoją wnuczką Susan musi przywrócić ludziom wiarę w Wiedźmikołaja. Bez niej następnego dnia nie wzejdzie słońce...

Autorzy scenariusza na podstawie książki stają przed pytaniem: w jaki sposób zaadaptować fabułę powieści na potrzeby filmu. Nie jest to łatwe – nie zawsze to, co jest świetne na papierze, równie dobrze będzie wyglądało przeniesione na taśmę celuloidową. Dużą rolę odgrywają także limity czasowe – w ekranizacji po prostu nie sposób zawrzeć całej treści książki. Tak więc scenarzysta musi dokonać selekcji wątków i dokonać przeróbek, które uatrakcyjnią widowisko, a jednocześnie nie narażą obrazu na krytykę ze strony fanów literackiego pierwowzoru.
To zadanie twórcom filmowego „Wiedźmikołaja” nie do końca się udało. Autorzy postawili na jak największą wierność. Nie zaobserwowałem niemal żadnych zmian fabularnych, niektóre dialogi, ba, nawet sceny zostały żywcem, słowo w słowo, przeniesione z kart powieści. Oczywiście nie obyło się bez pewnych cięć i pominięcia niektórych wątków, ale główna oś fabularna pozostała bez zmian. To, co widzimy na ekranie, to wierne przedstawienie scen z książki.
Ta wierność jest przyczyną jednej z największych wad filmu. Jest on nieco przydługi, a przez to miejscami nudnawy. Szczególnie monotonne i dłużące się są sceny w zamku Wróżki Zębuszki, które miały oddać atmosferę inności, może pewnej grozy, ale w efekcie okazały się statyczne i niewiele wnoszące do całości.
Jednakże największy zarzut jaki mam w stosunku do ekranizacji, to znaczne spłycenie treści. Siłą pratchettowskiego „Wiedźmikołaja” jest cyniczna obserwacja natury ludzkiej wiary, celne uwagi dotyczące pewnych mechanizmów sterujących ludzką naturą. W filmie ten wątek pojawia się jedynie marginalnie i dopiero w samej końcówce, w dialogu ŚMIERCI z Susan, jest to wyraźniej zaznaczone. Niemniej mało odnosi się do wcześniejszej fabuły, przypuszczam nawet, że wcielenie się przez ŚMIERĆ w rolę Wiedźmikołaja może być dla osób nieznających książki nieco niejasne. W ogóle mam wrażenie, że część scen jest w pełni czytelna wyłącznie dla osób znających powieść Pratchetta. Pozostali widzowie mogą być czasem zagubieni, nie w pełni rozumiejąc, o co chodzi. Niemniej nie przeszkadza to zbytnio w odbiorze, a może nawet zaowocuje sięgnięciem później po książkę.

Nieodłącznym elementem prozy Terry’ego Pratchetta jest specyficzny humor, polegający na zabawach językiem, czasem zadziwiających okolicznościach, a jeszcze kiedy indziej ze złożenia kilku pozornie niezwiązanych elementów rozrzuconych po całej książce (a czasem nawet cyklu). O ile więc pierwsze dwa sposoby nie niosą za sobą zbyt wielu trudności w przeniesieniu na ekran, to trzeci wymaga znacznej uwagi. Niestety, nie we wszystkich przypadkach się to twórcom filmu udało. Wynikiem są więc sceny, które w założeniach miały być śmieszne, a okazały się raczej żenujące. W pamięci utkwiła mi szczególnie jedna, kiedy to Ridcully wypróbowuje łazienkę zbudowaną przez Bezdennie Głupiego Johnsona. W książce perypetie nadrektora przyprawiają niemal o łzy ze śmiechu, natomiast w ekranizacji są kompletnie niezrozumiałe, a widok mokrego faceta po pięćdziesiątce budzi wyłącznie niesmak. Mimo tego humor w filmie stoi na niezłym poziomie i, poza kilkoma spalonymi kawałami, jest się z czego pośmiać.

Trzeba przyznać, że dobór aktorów udał się twórcom filmu doskonale. Niemal wszystkie postacie wyglądają tak, jak sobie to wyobrażałem. Szczególnie dwie kreacje zasługują na wyróżnienie. Mark Warren jako Herbatka jest fantastyczny – jednocześnie dziecięcy i śmiertelnie niebezpieczny, niepokojący i oderwany od rzeczywistości. Wielkie brawa! Druga kapitalna kreacja to – ukazany co prawda tylko przez moment Nicholas Tennant jako Nobbs. Gdy tylko pojawia się na ekranie, od razu wiadomo, kim jest, mimo że wygląda znacznie bardziej ludzko niż wskazują na to książki. I ten uśmiech! Także pozostałe postaci prezentują się pozytywnie. Albert, Susan, Sidney czy O Bóg Kaca wnoszą wiele do filmu.
Osobną kwestią jest przedstawienie kluczowej antropomorficznej personalizacji, czyli ŚMIERCI we własnej osobie. Jego wygląd jest poprawny, ale czegoś brakuje – może animacji szczęki przy mówieniu? Może bardziej nieziemskiego, zimnego błękitu w spojrzeniu? A może jest to efekt niemożności mówienia kapitalikami? Głos jest niski, basowy, ale nie ma wydźwięku ostateczności i niezmienności...

„Wiedźmikołaj” jest wierną – może zbyt wierną – ekranizacją powieści pod tym samym tytułem. Powyżej wypunktowałem sporo wad, ale mam nadzieję, że nie stworzyło to mylnego wrażenia, że jest to nieudany film. Starałem się tylko wskazać miejsca, w których obraz odbiega od pierwowzoru. Autorzy obrazu podjęli się niezwykle trudnego zadania, ale wyszli z niego obronną ręką. Można było co prawda zrobić to lepiej, ale przy środkach, jakimi rozporządzali, spisali się na medal. Co prawda można wysunąć zarzut, że zaprezentowali zbyt fanowskie podejście, nie chcąc ingerować ani trochę w dzieło Pratchetta, ale mimo wszystko nie przeszkadza to w odbiorze nawet osobom nie znającym twórczości Brytyjczyka. „Wiedźmikołaj” jest więc pozycją obowiązkową dla fanów Świata Dysku, a pozostali powinni także obejrzeć ten film z przyjemnością. Teraz pozostaje czekać na kolejną ekranizację powieści Pratchetta, oby jeszcze lepszą.

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o filmie i pracy nad nim, to odsyłam na jego oficjalną stronę: https://www.skyone.co.uk/hogfather/


Autor: Shadowmage


Dodano: 2007-02-17 18:23:15
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Jakub Cieślak - 12:22 19-02-2007
Pamiętaj, że film miał pełne błogosławieństwo Pratchetta i to widać w filmie. Ja nie do końca zgodzę się, że wierność ta szkodzi ekranizacji. I przede wszystkim nie podoba mi się ta niekonsekwencja w ocenie- z jednej strony zarzucasz twórcom, że wierność zaszkodziła, z drugiej strony uważasz, że brak ci jednak kilku elementów książki, co spłyca całą fabułę. No to w końcu jak? :-)
Brak Ci celnych uwag narracyjnych odnośnie natury różnych zjawisk i istot? Z tym, że umieszczenie ich w filmie równałoby się po prostu z czytaniem książki z "offu". Nie tędy droga do udanej ekranizacji. Wydaje mi się, że autorom znakomicie udało się oddać ducha książki. Śmierć jest kapitalny, dialogi znakomicie wypadają, aktorzy nie zawodzą. Ja bym się tylko reżyserii czepił, że rzeczywiście niektórym scenom brakuje kopa i esencji. Takie rozdmuchane i blade są. Acha, dlaczego zdecydowano się na film aktorski? Zawsze uważałem, że absurd pratchettowskiego świata najlepiej się przekłada na animację. Czy to nowoczesną komputerową, czy też tradycyjną.

RaF - 14:38 19-02-2007
Animowane filmy już kiedyś były, ale nie powiem, żeby jakoś szczególnie mi się spodobały.

Shadowmage - 14:43 19-02-2007
Z tą niekonsekwencją to chodzi przede wszystkim o to, że te sceny, które zostały pokazane w filmie są kropka w kropkę wzięte z książki. Natomiast kilka wątków pominięto, a by wzbogaciły ekranizację - jednocześnie wcale nie chodzi mi o to, żeby były tak wiernie pokazywane, a wręcz przeciwnie, były inspiracją na bazie których można by było coś wsadzić. Trochę to pokręcone jest, ale dla mnie jedno nie równa się do końca drugiemu, więc nie ma niekonsekwencji. Może faktycznie nieuwypukliłem tego wystarczająco.

Co do ekranizacji aktorskiej.. nie wiem, nie znam się - ale może po prostu jest to tańsze rozwiązanie? To w końcu zaledwie film telewizyjny, więc wielkiego budżetu nie miał.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS