NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Hobb, Robin - "Szalony statek", część 1
Wydawnictwo: Mag
Cykl: Kupcy i ich żywostatki
Tłumaczenie: Ewa Wojtczak
Data wydania: Marzec 2007
ISBN: 978-83-7480-049-5
Format: 115x185
Liczba stron: 400
Cena: 27,00 zł
Tom cyklu: 2, część 1



Hobb, Robin - "Szalony statek", część 1 #1

Prolog: Wspomnienie skrzydeł

Porastające dno glony kołysały się łagodnie. Woda była tu ciepła, równie ciepła jak tam, na południu, skąd przypłynęli. Kieresz oświadczył, że kłębowisko nie będzie dalej podążać za srebrzystym dostawcą, lecz kusząca woń nadal się unosiła w słonej wodzie. Statek nie był zatem daleko. Węże płynęły za nim, choć zachowywały stały dystans. Szarpia przez chwilę zastanawiała się nad sensem rozmowy z przywódcą, ostatecznie jednak zrezygnowała. Z niepokojem przypatrywała się Kiereszowi. Rany, które odniósł podczas krótkiej bitwy z białym wężem, goiły się bardzo powoli. Głębokie żłobienia szpeciły piękny układ łusek. Symbolizujące proroczą moc złote oka, które biegły przez całą długość jego ciała, pobladły i zmatowiały.
Wężyca również była wyczerpana.
Kłębowisko wyprawiło się daleko w poszukiwaniu Tej, Która Pamięta. Kieresz, na początku podróży bardzo pewny siebie, teraz wydawał się równie skonfundowany jak Szarpia i Sessurea. Tylko ich troje pozostało z licznej grupy węży morskich, które rozpoczęły migrację. Inne straciły wiarę w cel poszukiwań i porzuciły przywódcę. Gdy widziała je ostatnio, podążały za wielkim dostawcą i zajadały się bezmyślnie ludzkimi ciałami, które im wydzielał. Spotkanie to jednak nastąpiło wiele przypływów temu.
– Nieraz tracę poczucie czasu – zwierzył jej się cicho Kieresz podczas odpoczynku. – Odnoszę wrażenie, że już kiedyś płynęliśmy tym szlakiem, może nawet wymienialiśmy te same spostrzeżenia. Niekiedy wierzę w to tak mocno, że teraźniejszość jest dla mnie jak wspomnienie lub sen. Zdaje mi się wówczas, że... nic nie musimy robić, ponieważ wszystko i tak się samo zdarzy. Chyba że już się zdarzyło. – Mówił głosem drżącym i niepewnym.
Zbliżyła się do niego. Zafalowali lekko wraz z nurtem, nieznacznie machając płetwami dla utrzymania równowagi. Pod nimi Sessurea nagle potrząsnął grzywą i wypuścił cienką smugę toksyn, która miała zwrócić ich uwagę.
– Patrzcie! Jedzenie! – zatrąbił.
Podpłynęła do nich ławica srebrnych, błyszczących ryb. Za nią sunęło maleńkie kłębowisko. Węże już się posilały. Trzy jaskrawoczerwone, jeden zielony i dwa błękitne. Cała szóstka robiła wrażenie ożywionych i zdrowych. Ich połyskująca skóra i zaokrąglone kształty wyraźnie kontrastowały z matowymi łuskami i zapadniętymi bokami członków wężowiska Kieresza.
– Chodźcie – zachęcił przywódca swoje węże do uczty.
Szarpia wydała cichy jęk ulgi. Przynajmniej napełnią brzuchy.
Poza tym, a nuż obce węże uznają Kieresza za proroka i podążą za nim.
Ryby na pierwszy rzut oka wyglądały jak niepodzielna, iskrząca się srebrem masa. Poruszały się zgodnie niczym jedno stworzenie, choć potrafiły się też nagle rozdzielić, czmychnąć na boki i ze wszystkich stron opłynąć niezdarnego myśliwego. Węże z kłębowiska Kieresza nie były niezgrabiaszami i wszystkie trzy polowały z dużą wprawą. Obce węże trąbiły na nie ostrzegawczo, lecz Szarpia nigdzie nie dostrzegała zagrożenia. Machnęła ogonem, skręciła w sam środek ławicy i w otwartą paszczę wpadły jej co najmniej trzy ryby. By je połknąć, rozszerzyła gardło.
W pewnym momencie dwa jaskrawoczerwone węże odwróciły się i zaatakowały Kieresza. Uderzały go pyskami niczym rekina lub innego wspólnego wroga. Do Szarpia podpłynął błękitny wąż z rozdziawioną paszczą. Wężyca wykonała szybki unik i umknęła. Kątem oka dostrzegła, że jeden z czerwonych próbuje owinąć się wokół Sessurei, który trząsł grzywą i wypluwał truciznę wraz z przekleństwami.
Szarpia uciekła, piszcząc ze strachu. Kieresz wypuścił chmurę toksyn, czym oszołomił dwie jaskrawoczerwone bestie. Wycofały się, potrząsając otwartymi szczękami i intensywnie poruszając skrzelami, chcąc również wystrzelić truciznę.
– Co się z wami dzieje? – zapytał osobliwe kłębowisko Kieresz, po czym skręcił ciało w spiralę i podniósł grzywę. Gdy strofował węże, oka na jego skórze słabo zajaśniały. – Dlaczego napadacie na nas jak bezduszne bydlęta walczące o jedzenie? Nie tak się zachowują przedstawiciele naszego gatunku! Nawet jeśli ryb jest niewiele, każdy może zapolować, a nie jedynie ci, którzy dostrzegli je jako pierwsi. Zapomnieliście już, kim jesteście? Ktoś wam odebrał rozum?
Przez jakiś czas drugie wężowisko pozostawało w bezruchu. Ławica ryb rozproszyła się, zapomniana przez wielkie bestie. Potem obce węże zaatakowały Kieresza. Dla postrachu otworzyły szeroko paszcze, odsłoniły zęby, wyprostowały grzywy i zacinając ogonami, wyrzucały toksyny. Szarpia obserwowała z przerażeniem, jak owijają się wokół przywódcy i ściągają go ku mulistemu dnu.
– Pomóż mi! – zatrąbił Sessurea. – Uduszą Kieresza!
Krzyk Sessurei wyrwał ją z odrętwienia. Dwa węże natychmiast wystrzeliły w dół. Chłostały ogonami i gryzły kłębowisko, które osaczało ich przywódcę. Krew zawzięcie walczącego Kieresza zmieszała się z wydzielanymi przez niego toksynami, tworząc wokół duszący obłok. Oka na skórze proroka migotały w mroku. Szarpia krzyczała z odrazy na widok bezmyślnej brutalności napastników. Na szczęście znalazła w sobie dość sił, by atakować.
W odpowiednim momencie Sessurea otulił własnym ciałem poranionego Kieresza i wyrwał go z uścisku rozwścieczonego kłębowiska. Udało im się uciec. Szarpia popłynęła za nimi. Kolorowe węże nie ścigały ich, lecz ogarnięte dzikim, zaraźliwym szałem zwróciły się przeciwko sobie, rycząc i prowokując się wzajemnie do walki. Bezmyślnie obrzucały się pozbawionymi sensu obelgami, chłostały się ogonami i rozszarpywały.
Szarpia długo smarowała pokiereszowane ciało przywódcy gojącym śluzem wydzielanym przez jej ciało i wydostający się porami skóry.
– Zapomniały – rzekł wówczas Kieresz. – Całkiem zapomniały, kim są. Upłynęło zbyt wiele czasu, Szarpie. Z umysłów tych węży zniknął już cel i wszelkie wspomnienia. – Skrzywił się, gdy przyklepywała brzegi rany, zalepiając ją warstewką śluzu. – Kiedyś i nas to czeka.
– Ciii – uspokajała go wężyca. – Ciii, odpoczywaj.
Owinęła się wokół niego i zaczepiła ogonem o skałę, by chronić Kieresza przed nurtem. Splątany z nimi Sessurea już spał. A może tylko milczał – ogłuszona i beznamiętna ofiara tego samego zniechęcenia, które ogarnęło Szarpię.
Najważniejszy był Kieresz. Spotkanie ze srebrzystym dostawcą go zmieniło. Inni dostawcy, przemieszczający się zarówno po Kraju Niedostatku, jak i w Krainie Obfitości, stanowili po prostu źródła łatwo dostępnego jedzenia, jednak srebrzystego przywódca potraktował inaczej. Zapach statku obudził zresztą wspomnienia w całej grupie, toteż ścigali go, pewni, że jego woń doprowadzi ich do Tej, Która Pamięta. Statek okazał się przedstawicielem ich gatunku. Ciągle go przywoływali. Nie odpowiadał, choć rzucił ciało żebrzącemu białemu wężowi. Kieresz odwrócił się wówczas do towarzyszy i oświadczył, że dostawca nie jest Tą, Która Pamięta, nie podążą więc za nim dalej. Tyle że... w wodzie nadal unosił się jego zapach. Statku co prawda nie było już widać, lecz Szarpia wiedziała, że znajduje się niedaleko. Czyli – wbrew zapewnieniom – przywódca nadal za nim płynął.
Kieresz jęknął w jej objęciach.
– Boję się, że po raz ostatni odbywamy podróż jako istoty świadome. Wkrótce staniemy się zwyczajnymi bezmyślnymi bydlętami, jak inne.
– O czym mówisz? – zdziwił się Sessurea.
Wygiął niezdarnie ciało i popatrzył towarzyszom w oczy. Odniósł wiele ran, lecz żadnej szczególnie ciężkiej. Najbardziej niebezpieczna wydawała się głęboka rysa w pobliżu gruczołu jadowego tuż za szczęką. Gdyby przecięcie sięgnęło paszczy, zginąłby od własnych toksyn. Wszyscy troje mieli sporo szczęścia, że przeżyli.
– Przeszukujcie swoje wspomnienia – rozkazał głuchym głosem Kieresz. – Przeszukujcie w pamięci nie tylko przypływy i dni, ale także pory roku, lata, a nawet całe dziesięciolecia. Już kiedyś tu byliśmy, Sessureo. Wszystkie wężowiska pływały po tych wodach, odpływały, znów wracały... Nie raz, lecz wiele razy, bezustannie. Przybyliśmy tutaj odszukać te, które jeszcze pamiętają, nieliczne, którym powierzono wspomnienia całego naszego gatunku. Otrzymaliśmy wyraźną obietnicę. Mieliśmy się zebrać wszyscy, podczas spotkania odzyskać swoją historię, a później wyruszyć do miejsca przemiany. Tam odrodzilibyśmy się na nowo. Niestety, wielokrotnie spotkało nas rozczarowanie. Raz za razem przybywaliśmy na te wody i czekaliśmy. Na próżno... Zawsze w końcu porzucaliśmy nadzieję i wracaliśmy na ciepłe południowe wody. Za każdym razem ci z nas, którzy posiadali jeszcze choć garstkę wspomnień, mówili: „Może to był nasz błąd. Może źle zapamiętaliśmy dzień, miesiąc, porę roku lub rok. Pewnie jeszcze nie nadeszła odpowiednia pora na odnowę”. Niestety, sprawy mają się zupełnie inaczej. To nie myśmy się pomylili, to inni nas zawiedli. Nie przybyli na spotkanie. Ani razu. Prawdopodobnie na następne też nie przypłyną.
Umilkł. Szarpia ciągle trzymała go w ciasnych splotach, bała się bowiem, że porwie go prąd. Pod wężami falowała szorstka morska trawa, a zamiast przyjemnego mułu wszędzie leżały fragmenty kamiennego rumoszu i powalone pnie drzew. Powinni znaleźć sobie lepsze miejsce na odpoczynek, ale wężyca nie chciała wyruszać w podróż, dopóki przywódca nie wydobrzeje. Zresztą... dokąd mieli się udać? Znajdowali się w wodzie przepojonej nieznajomymi solami. Szarpia straciła już nadzieję, że Kieresz w ogóle zna cel podróży. A gdyby sama miała podjąć decyzję, w jakim kierunku popłynie? Nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Nie miała zresztą wcale ochoty się nad nim zastanawiać.
Skoncentrowała się na swoim ciele. Szkarłat jej łusek był jaskrawy i intensywny, choć może tylko się taki wydawał na tle skóry przywódcy. Jego złote oka zbladły do matowego brązu. Szpeciła je również ropa wypływająca z ran. Kieresz pilnie potrzebował jedzenia. Powinien urosnąć i zmienić skórę. Natychmiast poczułby się lepiej, co radykalnie poprawiłoby również nastroje pozostałych członków wężowiska. Szarpia odważyła się wypowiedzieć tę myśl głośno.
– Musimy się posilić. Jesteśmy coraz bardziej wygłodzeni i słabi. Moje pęcherzyki toksynowe są prawie puste. Może trzeba jednak popłynąć na południe, gdzie jedzenia jest w bród, a woda ciepła?
Zaniepokojony Kieresz obrócił się w jej objęciach. Jego wielkie oczy przybrały barwę miedzi.
– Poświęcasz mi zbyt dużo energii – zganił ją.
Wiedziała, ile wysiłku kosztowało go swobodne potrząśnięcie grzywą. Wypuścił słabą mgiełkę trucizn. Użądliły ją, rozbudziły i ożywiły. Sessurea podpłynął i owinął ich oboje swoim długim ciałem. Przyjął dawkę toksyn przywódcy, poruszając skrzelami.
– Będzie dobrze – próbował ją uspokoić. – Jesteś tylko znużona. I głodna. Wszyscy jesteśmy zmęczeni i wygłodniali.
– Śmiertelnie zmęczeni – potwierdził ze znużeniem prorok. – I tak głodni, że w każdej chwili możemy zemdleć. Potrzeby ciała zakłócają funkcjonowanie umysłu. Jednak... Posłuchajcie. Skupcie się na moich słowach i zapamiętajcie je. Dobrze wbijcie sobie je do głowy. Nawet gdy zapomnicie wszystko inne, te słowa pielęgnujcie w sobie. Niestety, nie możemy wrócić na południe. Jeśli opuścimy te wody, nastąpi nasz koniec. Dopóki potrafimy myśleć, musimy zostać tutaj i szukać Tej, Która Pamięta. Czuję to w głębi duszy. Jeśli tym razem nie uda nam dokonać odnowy, zginiemy, zginie cały nasz gatunek. Na morzu, lądzie i niebie zaginie o nas wszelki słuch.
Na chwilę Szarpia prawie przypomniała sobie, co znaczą te słowa. Nie chodziło jedynie o Krainę Obfitości i Kraj Niedostatku. Ziemia, niebo i morze stanowiły kiedyś trzy strefy ich włości, trzy strefy... czegoś.
Przywódca znowu potrząsnął grzywą. Tym razem Szarpia i Sessurea szeroko rozchylił skrzela w oczekiwaniu na jego toksyny i wspomnienia. Wężyca spojrzała w dół, na zaśmiecające morskie dno zgruchotane kamienne bloki, rosnące warstwami pąkle i gęste morskie trawy, które przesłaniały Łuk Zdobywcy; czarny kamień ze srebrnymi plamkami prześwitywał przy każdym porywie prądu. Niegdyś, przed trzęsieniem ziemi, był tu ląd... Nagle Szarpia przypomniała sobie tamte czasy sprzed kilkaset lat. Usiadła wówczas na Łuku Zdobywcy, zamachała ogromnymi skrzydłami. Zatem miała wtedy skrzydła... Pamiętała, że w porannym świeżym deszczu zatrąbiła radośnie do swego towarzysza, a lśniący błękitny smok odpowiedział jej grzmiącym rykiem. Przedstawiciele Ludu Starszych witali ją radośnie – rzucali kwiaty i wykrzykiwali miłe słowa. Ongiś w tym mieście pod jasnobłękitnym niebem...
Wspomnienie zbladło. Obrazy odpłynęły niczym sny po przebudzeniu.
– Bądźcie silni – mówił Kieresz. – Może nie przeżyjemy, ale przynajmniej walczmy do końca. Niech powodem naszej zguby będzie raczej okrutny los niż brak odwagi. Dla dobra naszego gatunku nie zapominajmy, kim jesteśmy. – Krawatka wokół gardła podniosła mu się, pełna jadu. Znowu wyglądał na wizjonerskiego przywódcę, który zdobył sobie lojalność Szarpii tak dawno temu. Oba jej serca wypełniła miłość do niego.
Nagle wokół pociemniało. Wężyca uniosła wzrok na wielki cień nad swoją głową.
– Nie, Kiereszu – zatrąbiła cicho. – Nie jesteśmy skazani na śmierć ani zapomnienie. Sam popatrz!
Ciemny dostawca płynął ponad nimi leniwie. Rzucił jedzenie. Ludzkie ciało opadało ku nim powoli. Martwą dwunożną istotę obciążały łańcuchy. Węże nie musiały walczyć o mięso. Wystarczyło po prostu po nie sięgnąć.
Sessurea już niecierpliwie ruszył ku pożywieniu. Szarpia łagodnie podciągnęła Kieresza w górę, by wraz z nim przyjąć dar dostawcy.



Dodano: 2007-02-11 17:15:30
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS