W literaturze fantastycznej nieczęsto mamy do czynienia z oryginalnością. Większość pisarzy woli podążać wytyczonymi przez innych szlakami, trzymając się utartych schematów, nie wychodzić poza ich obręb, choć teoretycznie nic ich nie ogranicza. Oczywiście korzystanie z dobrych i sprawdzonych wzorców nie jest złe, o ile dany autor co najmniej nieźle operuje piórem i potrafi te wzorce skompilować tak, aby stworzyć interesujący utwór. Jednak z czasem czytanie po raz enty historii bazujących na podobnych, ogranych nieraz do bólu rozwiązaniach, staje się mało zajmujące i na dłuższą metę dość nużące – zwłaszcza gdy warsztat literacki nie wykracza poza przeciętność.
China Miéville jest jednym z czołowych przedstawicieli nowego nurtu w fantastyce określonego mianem New Weird, który całkowicie zrywa z tolkienowskim konserwatyzmem i poprzez niczym nie skrępowaną, pełną dowolność w kreowaniu wymyślonego przez siebie uniwersum – wprowadza do zaśniedziałego gatunku od dawna wyczekiwany powiew świeżości. Nie obowiązują tu bowiem żadne ograniczenia, co stwarza autorom nieporównywalnie większe pole do wykazania się inwencją. Tutaj Miéville nie zawiódł: wykonał grubo ponad 100% normy.
"Dworzec Perdido" jest gatunkową hybrydą: łaczy w sobie elementy fantasy, s-f i horroru. Autor wymyślił od podstaw niesamowity świat, który wprost zachwyca swoją ekspresją, różnorodnością, złożonością, bogactwem szczegółów. Uważam, że pod tym względem jest to jedno z największych dokonań w fantastyce, dowód na to, że jednak można stworzyć coś zupełnie nowego, bez oglądania się na prace innych i uczynić to z klasą. Poznawanie tajemnic świata wykreowanego przez Miéville daje dużo satysfakcji, a sugestywne, niezwykłe wizje kreślone przez autora, mocno zapadają w pamięć.
Gdyby pozostałe elementy składowe powieści stały na zbliżonym poziomie mielibyśmy do czynienia z arcydziełem, ale tak nie jest. Mniej więcej do połowy książki lektura jest bardzo zajmująca. Fabuła toczy się swoim torem i choć niezbyt atrakcyjna, to nie przeszkadza w delektowaniu się częściami opisowymi, których jest w utworze całkiem sporo. Zaiste, siła wyobraźni Miéville robi wielkie wrażenie... do pewnego momentu. Kiedy już dobrze poznaliśmy świat i rządzące nim prawa i oczekujemy na dalsze atrakcje spotyka nas przykra niespodzianka. Wydaje mi się, że autor chyba sam do końca nie wiedział, w którym podążyć kierunku i zupełnie się pogubił wybierając wariant najgorszy z możliwych. Skierował się w stronę horroru.
Gdy na pierwszy plan wysuwa się walka z potężnymi ćmami wysysającymi dusze, powieść zaczyna pod względem jakości pikować w dół. Akcja gwałtownie przyśpiesza, cóż z tego jednak, skoro cała reszta zostaje gdzieś w tyle, a zastosowane rozwiązania są niczym żywcem wyjęte z kiepskiego horroru, jakich w literaturze mamy na pęczki. W książce pojawia się sporo postaci, a kiedy dochodzi do momentu, kiedy nie bardzo wiadomo co z nimi począć, Miéville idzie najprostszą drogą - fizycznej eliminacji; działając w myśl skądinąd słusznej zasady: nie ma człowieka/stworzenia, nie ma problemu. O ile w tym przypadku taki numer jeszcze od biedy przejdzie, to już jeśli chodzi o fabułę niczego nie da się ukryć bądź pozbyć. W rezultacie daje to nieprzyjemny dysonans. Z jednej strony obiecujący początek i po mistrzowsku wykreowane, oryginalne uniwersum, z drugiej – co najwyżej przeciętna fabuła pasująca jak wół do karety. Nie ratują jej nawet bohaterowie, do których raczej trudno się przywiązać. Najlepiej wypadają ci drugoplanowi: pająk Tkacz i kobieta-owad; lecz to trochę za mało, żeby osłodzić uczucie zawodu. Wielka szkoda, bo mogło być rewelacyjnie, a summa summarum wyszło średnio.
Myślę, że pomimo pewnych usterek i nietrafionych rozwiązań fabularnych "Dworzec Perdido" jest jak najbardziej lekturą godną polecenia. Do tej pory chyba nikomu nie udało się stworzyć równie niesamowitego i dziwacznego w pozytywnym znaczeniu tego słowa, świata. Warto go poznać.
Ocena: 7/10
Autor:
ASX76
Dodano: 2007-01-24 17:08:01