NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

Weeks, Brent - "Droga cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Wójtowicz, Milena - "Podatek"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Maj 2005
ISBN: 83-89011-53-0
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 336
Cena: 24,99 zł
miejsce wydania: Lublin
seria: Kuźnia Fantastów



Wójtowicz, Milena - "Podatek" #1

Poborca

Na widok ciemnej linii drzew dziewczyna skrzywiła się z niechęcią. Z jeszcze większym niesmakiem obejrzała sobie drogę, zarośniętą wszelkiego rodzaju chwastami i połyskującą licznymi oczkami kałuż. Westchnęła ciężko, usiadła na skraju czegoś, co zapewne w poprzednim życiu było ławką, i szybko, klnąc pod nosem za każdym razem, gdy sznurówka upadła w błoto, zmieniła eleganckie półbuty na solidne traperki. Właśnie przyszło jej pożegnać się z nadzieją, że wykonanie tego pierwszego samodzielnego zadania ułatwi jej nieco dyskretna elegancja pewnej siebie pani urzędnik. Pozostał jedynie wątpliwej wartości urok harcerki. Nie takie wrażenie miała zamiar zrobić.
Wrzuciła buty do torby, teraz przynajmniej już nie tak wypchanej, i wyciągnęła z kieszeni spray, który, zgodnie z informacją na etykiecie, miał natychmiast wyprawiać wszelkie latające żyjątka do owadziego raju. Obficie potraktowała specyfikiem powietrze wokół siebie. Nie bardzo poskutkowało. Najchętniej miotnęłaby w te paskudztwa czymś innym, ale to mogło się nie spodobać szefostwu. Więc tylko naciskała rozpylacz raz za razem i starała się nie myśleć o żukach, których wstrętne, czepliwe nóżki wyjątkowo szybko wplątują się we włosy. Ani o maleńkich muszkach, przez które człowiek puchnie jak balon w zupełnie nieprawdopodobnych miejscach. A już z pewnością nie o pająkach, które nie tylko zostawiają gdzie popadnie ohydne i lepkie sieci, ale jeszcze mają koszmarny zwyczaj, wpadania Bogu ducha winnym ludziom za kołnierz. Bardzo, ale to bardzo nie lubiła tego cudownego łona natury.
Droga przez las zajęła jej ponad godzinę, nogi co chwila grzęzły w błocie, a roje natarczywych muszek atakowały niczym wirusy grypy w marcu. Zaczynała dochodzić do wniosku, że to zminiaturyzowane wampirzątka. Wyjątkowo wygłodzone do tego. Zatrzymała się dopiero, kiedy poczuła, że to dokładnie tu. Las wyglądał wprawdzie tak samo jak gdzie indziej i miała poważne obawy, że nie tylko insekty się po nim pętają, ale też zboczeńcy, tudzież przedstawiciele lokalnej mafii celem przeprowadzenia nielegalnych pochówków, jednak nie miała wątpliwości — definitywnie dotarła na miejsce.
Nasłuchiwała przez chwilę, ale tylko drzewa szumiały, muszki brzęczały, a wiatr gwizdał. Przymknęła powieki, wzięła kilka głębokich oddechów, uniosła dłonie na wysokość piersi i uczyniła znak. Kiedy otworzyła oczy, wszystko wokół było takie samo. Poza atmosferą. Coś czaiło się wśród drzew, coś bardzo złowrogiego. Czuła to. Czaiło się, ale też i zbliżało, z pewnością nie z zamiarem nawiązania przyjacielskiej pogawędki.
Odetchnęła głęboko raz i drugi ze skupieniem, jakby jej sytuacja miała zależeć od ilości nabieranego powietrza. Nic to wprawdzie nie dawało, ale pozwalało choć na chwilę zająć myśli czymś innym niż opracowywanie najlepszego wariantu panicznej ucieczki. Opanowała się nieco.
— Spokój! — wrzasnęła tak, że aż gardło ją zabolało. — Jestem Poborcą! Przyszłam odebrać...
Nie zdołała dokończyć. Coś uderzyło w nią z siłą tornada. Porwało w górę, prawie odebrało oddech. Zanim zdążyła pomyśleć, że to chyba już taki prawdziwy koniec wszystkiego, miotnęła zaklęcie. I to nie jedno.

* * *

— Skąd wyście ją wzięli?! — elegancki biznesmen w garniturze spytał swojego mniej eleganckiego kolegę w kraciastej koszuli, ale już pozbawionego swetra. W sweter ubrali przemoczoną Monikę, kiedy nagle zmaterializowała się im w recepcji.
— Z ogłoszenia, jak wszystkich. Przecież wiesz, że to już nie te czasy, że wybiera się każdego osobiście. Dajemy ogłoszenie, zgłasza się setka zdesperowanych bezrobotnych absolwentów, kogoś z nich zawsze się zatrudni do prac biurowych, a z reguły trafi się przynajmniej jedna sztuka z minimalnym chociaż potencjałem.
— Minimalny, cholera, potencjał — warknął elegancik. — Nie dość, że teleportowała się na taką odległość, ile to było? Pięćdziesiąt kilometrów?
— Pięćdziesiąt cztery — uściślił facet w kraciastej koszuli. Robił wrażenie zakłopotanego.
— To jeszcze wywaliła przy okazji dwadzieścia metrów kwadratowych lasu! — irytował się ten pierwszy. — Czego wy tych stażystów uczycie?
— Standard. Zaklęcie ochronne, zaklęcie odkrywcze, zaklęcie poboru, zaklęcie...
— Przecież wiem, że standard! — pieklił się wytworniś. Przyteleportował się aż z Warszawy, jak tylko donieśli im o Monice. — A ty widziałeś, co ona z tym standardem zrobiła? Taka moc! Dziwne, że wy tego nie odkryliście...
— Na testach wypadła tylko trochę ponad przeciętną — wtrąciła się szefowa komisji rekrutacyjnej oraz działu personalnego, chorobliwie chuda blondynka z ustami koloru malin i na obcasach rozmiaru wieży Eiffle’a.
— ...dziwne że nikt inny tego nie odkrył — ciągnął elegancik jak w transie. — Czy ona ma z nami podpisaną umowę? Tak? To świetnie. — Zatarł ręce, zadowolony. Wściekał się intensywnie, ale z zasady niedługo. — Zawsze inni zbierają śmietankę. Uczniów sobie, do diabła, szukają, tak to się nazywa. Zarejestrujcie ją jak najszybciej jako maga, bo jeszcze znajdą jakąś furteczkę prawną i nam ją zabiorą.
— Nie możemy, ona nie jest magiem! — zaprotestowała blondyna.
— E tam, zanim skończycie rejestrować, już będzie. Szóste Prawo Poboru. — Mrugnął porozumiewawczo i wyteleportował się z powrotem do stolicy.

* * *

Kiedy Piotrek wszedł do sali konferencyjnej, nerwowo mnąc rękawy kraciastej koszuli, Monika natychmiast podniosła głowę.
— I co? — zapytała niepewnie.
Wzruszył ramionami.
— No niby dobrze. Zrobisz w tej firmie karierę, czy chcesz, czy nie.
Teraz ona wzruszyła ramionami. Niezupełnie o takiej karierze marzyła. Raczej widziała siebie jako kogoś w rodzaju Ally McBeal. Ale w obecnej sytuacji, gdy oto bezrobocie osiągnęło niebywałą wysokość dwudziestu procent, każda praca była dobra. A ta była przy tym ciekawa. Dziwna, trochę przerażająca, ale ciekawa. Co prawda, Monika ciągle nie do końca wierzyła, że to wszystko jest realne. Przez większość swojego życia nie wierzyła w magów, czary, a już na pewno nie w podatek magiczny liniowy. Ale jakoś dobrze się w tym wszystkim czuła. I ten incydent w lesie nie przestraszył jej tak do końca. Raczej dał jej wiarę w siebie jakiegoś innego typu, przeczucie jakichś, nie do końca sprecyzowanych, za to ogromnych możliwości. Podobało jej się to uczucie.
— Jaką karierę? — zainteresowała się.
— Zrobią z ciebie Poborcę, ale takiego prawdziwego. Wysokiej klasy. Specjalistę.
— Kiedy?
— Prawie już. Pamiętasz szóste Prawo Poboru?
Odpowiedni akapit wielkiej, grubej księgi, którą wszyscy nowozatrudnieni musieli wkuć na pamięć, sam wypłynął gdzieś z jej umysłu i przysiadł na końcu języka.
— „Napad na Poborcę karany jest Grzywną. Wysokość Grzywny zależy od intencji napadającego i możliwych skutków napadu. Grzywnę pobiera na swoją korzyść napadnięty Poborca lub też, w przypadku jego śmierci, sukcesor Poborcy, będący również Poborcą.” — wyrecytowała.
— W skrócie o to właśnie chodzi. — Pokiwał głową Piotrek. — Pojedziemy do lasu, odbierzesz Podatek i Grzywnę, a kiedy wrócimy, będziesz już miała własne biurko, a może nawet własny gabinet.
Monika zachłysnęła się herbatą.
— Chyba zwariowałeś! To coś chciało mnie tam w lesie zabić.
— To teraz ty to zabijesz i będzie z głowy.
— Zabiję? — Kubek z herbatą wypadł jej z ręki i rozbił się na wykładzinie.
— To chciało zabić ciebie. „Wysokość Grzywny zależy od intencji napadającego i możliwych skutków napadu.” — przypomniał. — Nie będzie tak, jak myślisz, żadnej krwi, sieczki i rzezi jak w kiepskim horrorze. Po prostu pójdziesz tam i rozpoczniesz Pobór. I nie przestaniesz. Zabierzesz całą moc.
— Zabiję kogoś! — Owo grzeczne wyjaśnienie bynajmniej nie trafiło do Moniki, nadal była wstrząśnięta. — Miałam być poborcą podatkowym, nie mordercą.
— Tylko, widzisz, nasza definicja Poborcy jest czymś innym niż ta powszechna, zwykłoludzka. Podpisałaś umowę. — Piotrek niechętnie uciekał się do gróźb. To zresztą nie była tylko groźba, a też prawda. — Drugie Prawo Poboru, pamiętasz?
Spojrzała na niego ponuro.
— „Poborca ma obowiązek pobrać Podatek, Grzywnę, Daninę, Rekompensatę, Opłatę, Spłatę zgodnie z Prawami Poboru. Poborca, który bez istotnych powodów odmówi Poboru, podlega karze Grzywny.”. Niech zgadnę, sumienie to nie jest istotny powód?
Piotrek podał jej kurtkę i torbę.
— Jedziemy.

* * *

Przez całą drogę do lasu Monika milczała. Tylko raz mruknęła przez zaciśnięte zęby coś bardzo niecenzuralnego na temat swoich pracodawców. Piotrek też się nie odzywał. Potrafił sobie wyobrazić, co czuje siedząca obok dziewczyna, rzeczywiście dla kogoś, kto ten dziwny świat dopiero poznawał, zasady były niezrozumiałe i przerażające. Jak ze średniowiecza albo jakiejś innej nieżyciowej epoki.
Skręcili z dwupasmówki w piaszczystą drogę, dojechali do lasu. Niemal natychmiast Piotrek zaczął kląć, bo samochód ugrzązł w niewielkim bagienku, które z powodzeniem udawało niegroźną kałużę. Może i było niegroźne dla przechodnia w gumofilcach, ale przednie koła wozu utknęły w nim na amen. Monika wysiadła z auta. Sama nie wiedziała dlaczego, bo tak właściwie to nie miała na to ochoty. Na zewnątrz był tylko mokry, pusty las. Przeszła kilka metrów, rozprostowała nogi, przeciągnęła się. Kiedy się odwróciła, dach samochodu już znikał w bagnie. Po Piotrku zaś nie było ani śladu.
Poprawiła torbę. Zastanowiła się chwilę. Nie bardzo wiedziała, czy właśnie wydarzyło się coś niepokojąco dziwnego, bo od chwili, gdy zaczęła pracę Poborcy, „dziwne” stało się synonimem słowa „normalne”. Jeszcze przed chwilą sama stała na skraju tej kałuży, na powierzchni której pokazał się teraz wesoły bąbel — wspomnienie po samochodzie. I za jedyną szkodę mogła w zasadzie uznać świeżą warstwę błota na swoich traperkach. Najprawdopodobniej więc owo coś z lasu postarało się wyeliminować przeciwników zawczasu. Nie podejrzewała bowiem, że w ten sposób kochani pracodawcy postanowili dać jej całkowicie wolną rękę. Miała tylko nadzieję, że Piotrek teleportował się na bezpieczną odległość, nie chcąc dzielić losu swego auta. Ona z pewnością by tak zrobiła, gdyby nie ten irracjonalny pomysł z wysiadaniem. W ten sposób została sama w wielkim lesie pełnym między innymi komarów. Nie żałowała sobie i miotnęła w nie zaklęcie. Od razu raźniej jej się zrobiło.
Paskudztwo czekało przyczajone. Wyczuwała je, chociaż nawet nie zrobiła znaku Odkrycia. Instynkt jej mówił, że gdzieś tam jest. A wyobraźnia usłużnie podsuwała obraz ogromnego czarnego żuka posiadającego oczywiście ohydnie wiele odnóży, czułków i potwornych szczęk. No, ale skoro nie uciekła z tego lasu od razu, to co jej szkodziło iść naprzód i skopać temu robalowi odwłok.
Może gdyby nie usłyszała przypadkiem, co ten elegancik z Warszawy mówi do Piotrka, to bardziej by się bała. Ale jeśli mogła być jakimś magiem, maginią, magiczką czy jak to zwać, to przecież byle co nie mogło jej tak od razu pokonać. Owe przeczuwane, nieodkryte jeszcze własne możliwości kusiły coraz bardziej. Nawet przestała żałować tego czegoś, z czego pobierze całą moc, aż do końca. Bo niby dlaczego miało jej być przykro z powodu stwora, który, jej zdaniem, wyglądał jak obrzydliwy robak, a do tego chciał ją utopić w kałuży.
Pogwizdując ruszyła w głąb lasu.


Dodano: 2006-12-06 18:28:52
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS