NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Poza cieniem" (wyd. 2024)

Grimwood, Ken - "Powtórka" (wyd. 2024)

Ukazały się

King, Stephen - "Billy Summers"


 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

Linki

Thompson, Paul B. - "Nemezis"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Maskarada
Data wydania: 2001
ISBN: 83-87376-87-6
Oprawa: miękka
Format: 115 x 175 mm
Liczba stron: 368
"cykl maskarady", tom 2seria: Magic: The Gathering



Thompson, Paul B. - "Nemezis" #6

ROZDZIAŁ 5: Dary
Belbe przespała się godzinę w łożu Volratha. Kiedy wstała, poczuła się zesztywniała i nieco zdezorientowana, jednak po kilkusekundowej koncentracji opary snu w jej umyśle rozwiały się bez śladu.
Dyskretna służba zostawiła w przedsionku tacę świeżych ciastek i wino, Belbe jednak ich nie potrzebowała. Wiedziała, co to jedzenie i picie, Phyrexianie jednak pozbawili ją uczuć głodu i pragnienia. Powąchała jedno z ciastek i uszczknęła kawałek. Nie poczuła smaku. Pociągnęła łyk wina i natychmiast wypluła je na podłogę. Dla jej niewyrobionego podniebienia trunek był ohydny.
Jej bagaże dostarczono na niższy poziom. Wystarczyło dotknięcie pływkamiennych zamknięć i skrzynie otwierały się jak czarne, metalowe lilie.
Pierwsze dwie pełne były ubrań, trzecia zawierała broń i zapasowe kamienie mocy, w czwartej zaś znajdowały się trzy mniejsze pudła z phyrexiańskimi oznaczeniami. Napis na największym głosił: akcelerator konwersji nanomaszyn. Mały oznaczono po prostu jako jednostkę zasilającą. Belbe miała zainstalować te urządzenia w fabryce pływskały, głęboko w podziemiach cytadeli. Trzecie pudło zawierało przenośny portal transplanarny.
Zrzuciła ciasny pancerz i przeciągnęła się z ulgą. Jaka swoboda! Podrapała się po bokach. Nie zdawała sobie sprawy, że odzienie w takim stopniu wpływa na samopoczucie.
Na zewnątrz zmierzchało. Wkrótce miała się stawić na zgromadzeniu rady. Nie chcąc rezygnować z wygody, założyła luźne, czerwone spodnie i sięgającą do pasa srebrną tunikę. Ruszyła do windy, w pół drogi jednak zatrzymała się i cofnęła. Pas z jej ekwipunkiem wciąż opinał zrzucony pancerz. Nigdy nie rozstawaj się z pasem, ostrzegał Abcal-dro. W nim znajduje się najważniejszy element twojego wyposażenia.

* * *

Powitał ją blady i wyraźnie zmartwiony Dorlan il-Dal w towarzystwie dwóch mechanicznych skrybów. Mieli oni zapisywać każde słowo, jakie padnie podczas narady. Przycupnięte po obu stronach fotela szambelana maszyny wyglądały jak odcięte, szare poręcze. Ich poczwórne palce ociekały atramentem. Pazury służyły za stalówki. Wszystkie palce pisały jednocześnie, protokołując spotkanie w czterech kopiach.
Obecny był też Greven, na ile to było możliwe umyty i zadbany. Obaj skłonili się, kiedy Belbe weszła do komnaty.
- Gdzie jest Crovax? - zapytała.
- Nie wiem - odparł Dorlan, przygryzając wargi. - Czy mam wysłać kogoś, by go poszukał?
Szybko rozważyła ten pomysł i odrzuciła go.
- Nie. Wiedział, że mieliśmy się spotkać o tej porze. Jeśli nie chce tu być, to jego sprawa.
Usiedli przy stole. Belbe zajęła fotel o wysokim oparciu, zazwyczaj przeznaczony dla mistrza. Wpierw zapytała o statystyki twierdzy. Spocony Dorlan założył monokl i zaczął odczytywać liczby śpiewnym głosem. Tylu a tylu wolnych poddanych, tylu dworzan, tylu żołnierzy stacjonujących w cytadeli. Dziennie zjadali tyle a tyle mięsa i chleba, wypijali tyle a tyle galonów wody, piwa i mocniejszych alkoholi. Przez pierwsze pół godziny Belbe słuchała z uwagą, kiedy jednak Dorlan wyciągnął kolejny zwój z kosza zawierającego pięć następnych, jej myśli zaczęły błądzić.
Drzwi otworzyły się z hukiem, ukazując Crovaxa prowadzącego grupę żołnierzy.
- Spóźniłeś się - stwierdziła Belbe.
Crovax wykonał gest, bardziej przypominający wojskowy salut niż ukłon.
- Wasza Ekscelencja wyznaczyła mi istotne zadanie. Chciałem wypełnić je przed przyjściem.
Greven zmrużył oczy. Żołnierze stojący za Crovaxem byli prowadzeni przez Nassera. Byli wśród nich wszyscy starsi sierżanci garnizonu.
- Nie wolno wprowadzać uzbrojonych żołnierzy do cytadeli. Jedynie mistrz zasługuje na straż przyboczną - powiedział z dezaprobatą, patrząc na przybyłych.
Crovax wszedł do komnaty dumnym krokiem.
- Ci tam? Nie są uzbrojeni. Jej Ekscelencja kazała mi przeprowadzić inspekcję garnizonu, a kto lepiej zna żołnierzy niż sierżanci?
Greven oparł się o stół.
- Odmaszerować - warknął.
Drzwi zamknęły się za żołnierzami. Crovax usiadł naprzeciw Grevena, nie czekając na pozwolenie Belbe. Dorlan zachłysnął się, widząc taką bezczelność.
- Źle wyglądasz, szambelanie - zauważył Crovax, składając dłonie na kolanach. - Czyżbyś coś zjadł?
- Nie, ma problemy z przełykaniem - odezwał się Greven.
Dorlan wrócił do swego monologu, Belbe jednak mu przerwała.
- Wysłucham komandora Grevena.
Wojownik nie potrzebował notatek.
- Więzień Ertai był przesłuchiwany trzydzieści osiem minut. Przepytałem go osobiście.
- Tak krótko? - zdziwił się Crovax.
- Wystarczająco długo.
- Czego się dowiedziałeś? - przerwała Belbe.
- Do niedawna był uczniem w szkole magicznej niejakiego Barrina. Został zwerbowany przez Gerrarda Capashena do wyprawy na Rath, mającej na celu uwolnienie kobiety imieniem Sisay, więźnia Volratha.
- Udało im się?
Greven sztywno skinął głową.
- Sam mogłem o tym opowiedzieć - stwierdził znudzony Crovax.
Greven wyraźnie się zjeżył. Belbe podniosła rękę.
- Nie chodzi tylko o to, co mówi przesłuchiwany, ważne jest też, w jakim stopniu zdradza, co wie. Proszę kontynuować, komandorze.
- Zadaniem Ertaiego było otworzenie starego portalu w dolinie i umożliwienie Weatherlightowi ucieczki z Rath. Chłopak posiada znaczne umiejętności magiczne jak na swój wiek, co podkreśla przy każdej okazji. Podczas ucieczki spadł z pokładu Weatherlighta na Predatora, gdzie został przeze mnie pojmany.
Greven położył na stole ciasno zwinięty pergamin.
- W tym sprawozdaniu zawarłem ze szczegółami wszystko, co Ertai zeznał o Weatherlighcie i jego załodze - detale konstrukcji, opis techniczny, uzbrojenie, wszystko. - Zacisnął swe wielkie dłonie w pięści. - Niedługo będę znał ten okręt lepiej niż Predatora. Następnym razem zmiażdżę Weatherlighta!
- Tak, "następnym razem" - powiedział Crovax. - Śpiewka pokonanych.
Bez żadnego ostrzeżenia dłoń Grevena wystrzeliła nad stołem i chwyciła go za gardło. Crovax wpił się w przedramię komandora obiema rękami. Powoli zaczął rozwierać jego potężny uścisk. Zaskoczony Greven huknął go w twarz. Mniejszy mężczyzna poleciał w tył, przejeżdżając kilka stóp po wypolerowanej podłodze.
- Niech pani coś zrobi, Ekscelencjo! - krzyknął Dorlan.
- Właśnie robię - odrzekła Belbe i usiadła wygodniej.
Greven rzucił się na Crovaxa, kopnięciem usuwając z drogi krzesło. Niedoszły mistrz zerwał się na nogi, ignorując spływającą z rozbitego nosa krew. Spod pachy wyszarpnął krótki sztylet.
- Żadnych noży, Crovax! - powiedziała twardo Belbe.
Wzruszył ramionami i odrzucił sztylet. Greven wyprowadził dwa potężne uderzenia, najpierw lewą, potem prawą. Oba trafiły w pustkę. Crovax zanurkował pod jego ramionami i kopnął go w brzuch. Równie dobrze mógłby kopać pień drzewa. Odskoczył pospiesznie. Z jego twarzy nagle zniknęła pewność siebie.
- Trochę to niesprawiedliwe, nie sądzisz? - wysapał, kiedy znalazł się bliżej Belbe.
- Skąd ci przyszło do głowy, że walka musi być sprawiedliwa?
Ze stłumionym rykiem Greven porwał jedno z pustych krzeseł i cisnął nim w przeciwnika. Imponującym skokiem Crovax uniknął mebla. Kopnięciem z obrotu trafił Grevena w twarz. Wojownik otrząsnął się tylko i wspiął na stół, zmuszając Crovaxa do ucieczki.
Dorlan zakwilił i skulił się za Belbe. Jej znudzenie minęło. Przyglądała się obu walczącym. Zafascynowała ją zwinność i przebiegłość Crovaxa oraz niesamowita siła i odporność Grevena. Za każdym razem, kiedy zwierali się w walce, czuła gdzieś w środku przelotny, gorący skurcz. Nie przypominał bólu, który czuła, gdy Abcal-dro umieszczał w niej soczewkę. Towarzyszyło mu uczucie ciepła na twarzy i w brzuchu. Ze zdumieniem stwierdziła, że pragnie zobaczyć, jak Greven uderza Crovaxa. Zaskoczyło ją to. Jakie znaczenie miało dla niej, kto wygra?
Pierścień Crovaxa rozorał skórę na głowie Grevena. Komandor zawył z niepohamowanej wściekłości. Skoczył z prędkością zaskakującą u kogoś jego postury, blokując Crovaxa w korytarzu. Ten zaatakował, zasypując ciosami twarz i gardło Grevena. Zapłacił za swoją śmiałość - uderzenie wierzchem dłoni cisnęło nim o zamknięte drzwi.
- Dlaczego nie pomaga ci pływskała? - warknął szyderczo Greven.
Belbe też się nad tym zastanawiała. Crovax posiadł moc psioniczną, pozwalającą mu na kontrolowanie nanomaszyn w podstawowym stopniu. Mógł przewrócić Grevena lub stworzyć osłonę, jak w Salach Snów. Dlaczego tego nie robił?
Greven chwycił ogłuszonego mężczyznę za nadgarstek. Zamierzał wyrwać mu ramię ze stawu. Zaparł się, już miał szarpnąć...
Niski, nienaturalny śmiech wypełnił komnatę. Crovax podniósł głowę. W jego oczach płonęły ogniki rozbawienia.
- Lepiej się postaraj, dzikusie. Dotknąłeś mnie po raz ostatni.
Sekundę później Greven zrozumiał. Pręt kontrolny w jego plecach ożył z piskiem, wypełniając każdy skrawek jego ciała potwornym bólem. Targany cierpieniem puścił rękę Crovaxa.
Belbe dostrzegła siny implant między łopatkami komandora. Jej wspomagane oczy dostrzegły blask nadwyżki mocy, konwertowanej przez phyrexiański mechanizm w fale bólu. Zadrżała, czując, że wyschły jej wargi.
Crovax otarł krew z ust.
- Uderzaj, Greven. Jestem tutaj.
Pod zwalistym wojownikiem ugięły się nogi. Próbował wyrwać implant, ale nie mógł go dosięgnąć. Miał za szerokie bary. Crovax lekko pchnął stopą w jego pierś. Greven upadł na plecy z hukiem, od którego zadrżało całe pomieszczenie.
- To dopiero początek - powiedział Crovax. - Kiedy zostanę mistrzem, będziesz co rano lizał moje buty - albo dam ci odczuć moje niezadowolenie.
Belbe podeszła i stanęła za nim. Kontrola nad prętem Grevena nie przychodziła mu łatwo. Na jego twarzy i karku perlił się pot. Cały dygotał. Nie potrafiła ocenić, z wyczerpania czy podniecenia. Belbe położyła dłoń na jego ramieniu. Był rozpalony, jakby miał gorączkę.
- Udowodniłeś swoją przewagę - powiedziała.
- Czyżby?
- Komandor Greven jest wysoce cenionym dowódcą. Nie chcę, byś go uszkodził.
Crovax bez słowa wrócił do stołu i podniósł przewrócone krzesło. Kiedy usiadł, wyraźnie się odprężył. Greven sapnął głośno i przestał się wić.
- Ogłoś mnie mistrzem - rzekł Crovax niskim głosem. - Mam władzę nad pływskałą. Przed chwilą udowodniłem, że potrafię wpływać na pręty kontrolne. Jakich jeszcze dowodów ci trzeba? Ustąp ze stanowiska i mianuj mnie namiestnikiem!
Belbe w milczeniu wróciła na swoje miejsce. Zza jej fotela wciąż wyzierał trwożliwie Dorlan. Kiedy usiadła, szambelan z zakłopotaniem usiadł przy stole.
- Więc? - zapytał Crovax.
- Prowadzisz wśród pretendentów - oznajmiła Belbe. - Są jednak jeszcze inni, którzy dotąd nie mieli okazji ujawnić swoich talentów.
- Inni? Kto? On? - Crovax wskazał podbródkiem rozciągniętego na podłodze Grevena. - Nikt nie może się równać z moją mocą!
- Dla mnie twoja moc jest ograniczona. Władasz nad pływskałą na małe odległości, ale wymaga to od ciebie najwyższego skupienia. Twoje wytwory są nietrwałe. Przed chwilą byłeś zbyt zajęty unikaniem ciosów komandora Grevena, by myśleć o pływskale, prawda? A z jakiej odległości możesz kontrolować jego pręt? Jarda? Dziesięciu jardów? Potrzeba więcej niż zdolności psionicznych. Potrafiłbyś dowodzić armią? Czy umiałbyś wypełniać rozkazy władców dokładnie i bez zadawania pytań?
Crovax milczał, nagle spochmurniały.
- Wstrzymam się z decyzją do momentu, aż zostanie niezbicie dowiedzione, kto najlepiej nadaje się na mistrza - powiedziała Belbe. Przetrząsnęła stertę pergaminów na stole. - Czy otrzymałam twój raport o stanie garnizonu?
Crovax wyjął zza pazuchy nieco wygnieciony zwój i cisnął go na stół.
- Dziękuję. Jak w skrócie oceniasz sytuację militarną?
Minęło kilka długich sekund, zanim Crovax odpowiedział.
- W garnizonie twierdzy panuje rozprzężenie. Żołnierze boją się, że buntownicy dysponują statkami powietrznymi, i wiedzą, że Volrath zostawił ich na lodzie. Buntownikom wydaje się, że zwyciężyli, ponieważ kilku z nich udało się przeniknąć do cytadeli i ujść z życiem. Poczuli się mocni i z pewnością planują kolejne napady.
Belbe rozwinęła wygnieciony pergamin, rzucony przez Crovaxa.
- Co proponujesz?
- Natychmiastowy atak.
Belbe i Dorlan popatrzyli po sobie.
- Jesteś pewien, mój panie? - zapytał szambelan.
- Buntownicy nie spodziewają się takiego posunięcia.
Belbe przeczytała raport w równe siedem sekund.
- Jak zamierzasz to zrobić?
- Zmontuję grupę uderzeniową z elity garnizonu. - Crovax wyraźnie zapalił się do tematu. - Nasser powiedział, że Volrath miał wśród buntowników szpiegów, którzy sporządzili mapy Niebosiężnego Lasu. Znajdę i zniszczę osadę Eladamriego, przywódcy buntu. - Popukał się w czoło. - Zniszczmy mózg rebelii, a jej ciało stanie się padliną.
Belbe szybkim ruchem zwinęła pergamin.
- Ilu żołnierzy będziesz potrzebował?
- Dziesięć tysięcy wystarczy.
- Wsparcie? Zaopatrzenie?
- Wezmę ze sobą tyle samo moggów jako tragarzy - powiedział. - Żadnych jucznych zwierząt ani ciężkich maszyn. Będziemy poruszać się szybko i mocno uderzać! - uderzył w stół krwawiącą pięścią.
- Masz moje pozwolenie, Crovaxie.
Mężczyzna wstał i zasalutował.
- Przyniosę ci głowę Eladamriego w koszu.
Belbe zamrugała oczami.
- Po co mi jego głowa w koszu?
Crovax pokuśtykał do wyjścia, uśmiechając się z wyższością. Mimo wszystko dostał ciężkie lanie i nie był w stanie kroczyć z poprzednią dumą. Wychodząc, rozmyślnie przestąpił nad Grevenem, wciąż leżącym nieruchomo na plecach.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, Belbe przywołała il-Veca.
- Co sądzisz o planie Crovaxa?
Greven, blady jak śmierć, podczołgał się do krzesła.
- Eladamri zrobi to, co mi się nie udało - powiedział ochrypłym głosem. Belbe i szambelan popatrzyli z niezrozumieniem. - Zabije Crovaxa. Niestety wraz z nim może zginąć kwiat mojej armii.

* * *

Pięćdziesięciu ludzi i elfów zebrało się w nocnej ciszy. Miejscem ich spotkania była mała, podmokła wysepka na bagnach, niedaleko skraju Niebosiężnego Lasu. Rathiańscy buntownicy zebrali się tu, by wysłuchać ewangelii oporu. Stawili się przedstawiciele wszystkich ras świata z wyjątkiem merfolków, którzy byli zaprzysięgłymi wrogami elfów i nie sprzymierzyliby się z nimi nawet w obliczu totalnej zagłady. Większość obecnych stanowili Dalowie i Vecowie. Na skraju tłumu przechadzał się pojedynczy Kor.
Nie płonęła ani jedna pochodnia. Ciemność była osłoną zgromadzonych.
- Nie podoba mi się to - powiedział dorosły Dal, odziany w bogate szaty i noszący przy pasku wysadzany klejnotami sztylet. - Mogą być między nami agenci mistrza. Narażamy życie, i po co?
- Dlaczego przyszedłeś, skoro tak się boisz? - rzuciła starsza kobieta Veców, wspierająca się na lasce.
- Nie boję się - odparł Dal. - Jestem po prostu ostrożny.
- Ostrożność stała się dla nas takim samym wrogiem jak Greven i jego armia - obwieścił czyjś dźwięczny głos.
W falujący krąg ludzi i elfów wkroczył Eladamri i jego porucznicy. Elfy, uzbrojone w zdobyczną broń, rozbiegły się i stanęły na brzegach wyspy, wypatrując w ciemnościach oznak zasadzki.
- Witaj, Eladamri! - powiedziała kobieta.
- Bądź pozdrowiona, Tant Jova - odparł wódz elfów. Uścisnęli sobie dłonie. - Czy plemię Jov rozkwita?
- Jest nas wielu i jest metal w naszych dłoniach, o Eladamri. W ciągu ostatnich dwudziestu dni widzieliśmy zaledwie kilku ludzi mistrza. Podniebny statek nie lata nad naszymi głowami i zabiliśmy wiele moggów, które zapędziły się na nasze tereny.
- To dopiero początek, Tant Jova - rzekł Eladamri. - Rośniemy w siłę. Coraz mniej żołnierzy będzie pojawiać się na równinach i w powietrzu.
Bogato odziany Dal chrząknął. Eladamri odwrócił się do niego.
- Jesteś sceptykiem, Darsett.
- Tak, jestem. Jeden napad to nie kampania.
- Wszystkie zwycięskie kampanie powinny zaczynać się wygraną - powiedział Gallan, przyjaciel i zastępca Eladamriego.
- To prawda, ale przed wami jeszcze długa droga - odparł Darsett. Wśród zgromadzonych Dalów rozległ się pomruk zgody.
- Długa droga przed nami! - powiedział głośno Eladamri, by wszyscy mogli go usłyszeć. - Minęły już czasy, kiedy mój lud samotnie stawiał opór twierdzy, walcząc jedynie o przeżycie. Teraz pojawiła się szansa zwycięstwa, obalenia mistrza i jego tyranii! Musimy zawiązać przymierze wszystkich wolnych ludzi Rath i wypowiedzieć wojnę mistrzowi i jego armii! Tylko w ten sposób możemy zyskać wolność.
- Ładna przemowa - powiedział Darsett. - Przemowami jednak nie pokonamy armii Volratha.
- Zorganizujemy własną armię - odparował Gallan.
- Co ze statkiem powietrznym? Jeśli otwarcie się zbuntujemy, Greven il-Vec i Predator przylecą i zniszczą nas - powiedziała Tant Jova.
Imię straszliwego komandora i jego okrętu wywołało falę niechętnych pomruków. Gallan próbował uspokoić przywódców Dalów i Veców, lecz oni po prostu bali się gniewu Grevena.
Darsett podniósł głos, by wszyscy go słyszeli.
- Ci z Dalów, którzy sprzeciwili się mistrzowi, zniknęli z twierdzy - lady Takara, mój kuzyn Sterba...
Samotny Kor, dotąd krążący w tłumie, zbliżył się do elfów. Zauważył go Eladamri.
- Nie znam cię, przyjacielu. Kim jesteś?
- Furah - odparł zapytany, dziwnym, sepleniącym głosem. - Z Rybaków Życia.
Wszyscy ucichli. Plemię Rybaków Życia zamieszkiwało okolice szczytu twierdzy. Nikt nie znał go tak dobrze jak oni. Krążyły pogłoski, że potrafili dostać się do wnętrza krateru przez sekretne szczeliny w pływskale.
- Mów - rzekł Eladamri. - Powiedz nam, co myślisz, Furah.
Kor zbliżył swą kocią, okoloną bokobrodami twarz do twarzy elfa.
- Nie ma już Volratha - powiedział.
Minęły cztery sekundy. Nagle całe zgromadzenie zaczęło wiwatować. Jedynie Eladamri się zasępił.
- Skąd to wiesz?
- My wiemy. Rybacy Życia znają twierdzę, tak jak wy znacie wody pod waszą osadą. Volrath opuścił Rath na drugim latającym statku, ściganym przez Grevena il-Veca.
Gallan zagrzechotał mieczem w pochwie.
- Jeśli to prawda, jesteśmy w połowie drogi do celu!
- To nie wszystko - dodał Furah. - Statek Grevena leży zniszczony na szczycie cytadeli. Sam go tam widziałem.
Bez Predatora wojska mistrza pozbawione były dalekiego zwiadu, nie mogły też atakować celów leżących daleko od ich bazy w twierdzy. Gdzieniegdzie na równinach rozmieszczone były małe posterunki, jednak bez wsparcia okrętu stanowiły łatwy cel dla ludzi Eladamriego.
Wszyscy zaczęli mówić naraz. Wieści Furaha zamieniły Dalów i Veców z ostrożnych spiskowców w zapalonych rewolucjonistów. Niektórzy z nich domagali się natychmiastowego szturmu na twierdzę.
- Chcę krwi Grevena il-Veca - rzekła ponuro Tant Jova. - Za wszystkich ludzi mojego klanu, którzy zginęli z jego rąk.
- Zaraz! Spokojnie! - szczeknął Eladamri. - Bez urazy, Furahu, ale musimy potwierdzić wieści o takim znaczeniu. Sprawdź to, Gallan. Czy Volrath zniknął? Czy statek jest niezdolny do akcji?
Młody elf skinął głową.
- Sprawdzimy to, Eladamri. - Natychmiast zniknął w ciemnościach nocy, by wykonać polecenie.
- To zmienia postać rzeczy - powiedział ponuro Eladamri. - Trafiła nam się szansa zadać cios w walce o wolność. Niedługo władcy wybiorą nowego mistrza. Być może już to robią. Musimy uderzyć, zanim wróg się otrząśnie! Jeśli wodzowie wolnych Dalów i Veców obiecają wsparcie i oddadzą swoich wojowników pod moją komendę, zdobędę każdy posterunek między twierdzą a Niebosiężnym Lasem.
Tant Jova gwizdnęła przez wyszczerbione zęby.
- Na tym terenie jest co najmniej trzydzieści posterunków - stwierdziła. - Ilu wojowników będziesz potrzebował, by tego dokonać?
- Ilu się da, przyjaciółko.
- Gdzie chcesz zaatakować najpierw? - spytał Darsett.
Eladamri wahał się zaledwie chwilę.
- Blokhauz w Chireef.
- To w zasięgu wzroku z twierdzy!
- Właśnie. Nie spodziewają się, że zaatakujemy właśnie tam, dlatego jest to najlepsze miejsce.
Darsett i młodzi wojownicy Dalów zaczęli proponować różne plany ataku. Eladamri słuchał nieuważnie. Zauważył, że Furaha nie ma już wśród zebranych. Niech go szlag, pomyślał. Chciał ufać Korom, ale chodzili oni własnymi drogami, poza tym mieszkali tak blisko twierdzy! Może nowiny, które przyniósł, były przynętą, mającą skłonić ich do przyjęcia otwartej bitwy? Gallan dowie się prawdy. Do tego czasu zaplanują atak.
Tant Jova wzięła Eladamriego na bok.
- Gallan powiedział mi, że twoja córka, Avila, zginęła z rąk zamachowca przysłanego z twierdzy. Współczuję ci straty.
- Dziękuję. Volrath myślał, że w ten sposób mnie złamie, ale to morderstwo jedynie utwierdziło mnie w moim uporze.
Miedzianozłota twarz Tant Jovy zmiękła. Była bardzo stara jak na Veca. W ciągu swego długiego życia widziała wiele strasznych rzeczy, a wszystkie one miały swe źródło w twierdzy.
- Zawrzyjmy pakt, o Eladamri - powiedziała stara kobieta. - Nigdy nie poddamy się mistrzowi, nie przestaniemy walczyć z jego potęgą i nie złożymy broni, dopóki Greven il-Vec i jego słudzy nie zapłacą za swe zbrodnie.
Eladamri chwycił jej dłoń. Żadne z nich nie powiedziało nic więcej, ale nawet w obliczu śmierci nie złamaliby przysięgi.

* * *

Minęło wiele godzin, ale ból się nie zmniejszył. Co chwila tracił i odzyskiwał przytomność. Jego umysł próbował umknąć przed grozą, lecz nie mógł wyrwać się z ciała.
Męczony pragnieniem poczołgał się w kierunku zamontowanego na ścianie zaworu. Strażnicy drażnili go, parodiując fakt, że musiał przemówić, by dostać wody. Spełzł więc z brudnej pryczy, na którą cisnęły go moggi Grevena, spełzł mimo popalonych nóg i piersi, mimo połamanych prawie wszystkich palców.
- Whyy... - nie mógł wyartykułować słowa woda. Zawór nie zrozumiał lub może nie chciał zrozumieć i pozostał zakręcony. Ertai nienawidził takich maszyn. Były takie nieeleganckie i nieskuteczne. Po co zastępować potęgę magii prymitywnymi artefaktami? Pamiętał, jak spierał się o to z Hanną, córką Barrina, nawigatorką Weatherlighta. Jakże chciałby pokłócić się z nią o to teraz...
Musiał się napić. Skoncentrował się mimo bólu i przywołał wspomnienia wody - gliniany dzban, stojący w korytarzu obok drzwi jego sypialni, ten z wymalowaną, skaczącą rybą... wodospad w Jendary, grzmot i pył wodny... błękitny ocean otaczający Tolarię, wiecznie zmieniający się przestwór, na którym lśniła magiczna wyspa...
Pojedyncza kropla spadła na jego czoło.
Woda, woda, woda! - krzyknął jego umysł. Jego wysiłek został nagrodzony krótką strużką. Zwilżył wargi.
- Wo-dy - zaskrzeczał.
Zawór otworzył się i chlusnął z niego strumień wody. Ertai zaczął łapczywie chłeptać. Woda miała twardy, mineralny posmak, ale jemu smakowała lepiej niż stare wino.
- Wystarczy - rozległ się głos. Woda przestała lecieć.
Ertai przetarł oczy i zobaczył, że nie jest sam. Dziewczyna z zielonymi piegami, wysłanniczka, przyglądała mu się, stojąc w drzwiach celi.
- Nic nie powiem - zachrypiał mag, oblizując wargi.
- O nic nie pytałam.
- Och - spróbował się podnieść, ale był zbyt słaby. - Wybacz, że nie wstaję - wyprostował się z wysiłkiem. - Czego chcesz?
- Przyglądałam ci się. Otworzyłeś zawór przy użyciu magii, prawda?
- I co z tego?
- Ktoś, kto nie został ulepszony, a kontroluje pływskałę, choćby w małym stopniu, musi być niezwykle uzdolniony - powiedziała Belbe.
- Jestem niezwykle uzdolniony - odparł Ertai z niepotrzebną dumą.
Belbe podeszła i ukucnęła obok niego. Czarodziej skulił się, ale zrozumiał, że nie przyszła tu, by go skrzywdzić. Przyglądała mu się uważnie. Poczuł się jak motyl w kolekcjonerskim słoju. Na jej twarzy malowała się tylko ciekawość.
- Chcę cię uwolnić - powiedziała. - Daj słowo, że nie będziesz próbował ucieczki, a wypuszczę cię z celi.
Nie mógł w to uwierzyć. Spodziewał się w najlepszym wypadku szybkiej egzekucji po powiedzeniu Grevenowi wszystkiego, co wiedział.
- Co się ze mną stanie? - zapytał.
- Chcę, żebyś rozwinął swoją zdolność kontrolowania pływskały.
Ertai zachichotał krótko, po chwili jeszcze raz, aż wreszcie rozkaszlał się sucho, kiedy spróbował zaśmiać się z połamanymi żebrami.
- Wody - powiedziała Belbe. Nabrała wody w złączone dłonie, uklękła przy rzężącym Ertaim i podsunęła je do jego ust. Drżącymi palcami przytrzymał jej ręce i napił się.
- Dzięki - wyszeptał.
- Jeśli nauczysz się kontrolować pływskałę - ciągnęła, nie zwracając na to uwagi - czekają na ciebie wielkie rzeczy.
- Proponujesz mi pracę? - zapytał drwiąco.
Belbe rozłączyła dłonie. Ostatnie krople wody spadły na mokrą podłogę.
- Daję ci szansę zostania mistrzem Rath.


Dodano: 2006-11-11 10:59:26
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS