NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Crouch, Blake - "Upgrade. Wyższy poziom"

Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

Ukazały się

Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"


 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Kukiełka, Jarosław - "Kroczący wśród cieni"

 Gray, Claudia - "Leia. Księżniczka Alderaana"

 Le Fanu, Joseph Sheridan - "Carmilla"

 Henderson, Alexis - "Dom Pożądania"

Linki

Moore, Vance - "Proroctwo"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Maskarada
Data wydania: 2002
ISBN: 83-88916-07-6
Oprawa: miękka
Format: 115 x 175 mm
Liczba stron: 288
"cykl maskarady", tom 3seria: Magic: The Gathering



Moore, Vance - "Proroctwo" #2

ROZDZIAŁ 2

Odzyskiwanie przytomności było długim, bolesnym procesem, pozbawionym początku i bez realnego końca. Przez długi czas całym światem Haddada były ból i nudności. Nigdy przedtem nie czuł się aż tak źle. Jego ciało rzucało się i skręcało wbrew woli. Kilka razy - nie potrafił powiedzieć, ile - próbował wymiotować; nie mógł się do tego zmusić, ale każdy taki atak niweczył cały wysiłek, jaki włożył w odzyskanie zmysłów. Ból zagłuszał poczucie upływu czasu. W końcu Haddad opanował słabość i spróbował wezwać pomocy. Oczy mu się kleiły, zaschło mu w ustach i w gardle. Usiadł, spojrzał nieprzytomnie na ruszający się krajobraz i dopiero wtedy przypomniał sobie atak Keldonów i chwilę, kiedy padł. Do pełnej przytomności przywrócił go dźwięk rozkazów wydawanych głosem, którego nigdy wcześniej nie słyszał.
- Niewolniku, ten jest za słaby. Znajdź innego.
Głos brzmiał sucho i ziarniście, był jednak cichy i należał do kobiety. Mówiła językiem Haddada, z dziwnym, obcym akcentem. Najwyraźniej posługiwała się nim od niedawna. Haddad wykręcił głowę i zobaczył mówiącego. Była to Keldonka, wysoka na sześć stóp i odziana w farbowane skóry. Jaskrawa czerwień i pomarańcz kłuły w oczy. W otaczającym Haddada półmroku jej twarz o grubo ciosanych rysach wydawała się być koloru mokrego popiołu. Kobieta odwróciła się do Haddada i spojrzała na niego obrysowanymi na czarno oczami. Czyjaś dłoń uderzyła go w głowę, eksplozja świeżego bólu na chwilę go oślepiła. Przekleństwa, które słyszał, zamieniły się w krzyki gniewu i odgłosy szamotaniny. Odwrócił się, chcąc dojrzeć, co się dzieje. Tuż za nim kucał mężczyzna, rodak Haddada. Mimo zamglonego wzroku żołnierz dostrzegł lichą odzież i rezygnację, bijącą z jego postaci. Człowiek ten przebywał w keldońskiej niewoli dłużej, niż Haddad mógł sobie wyobrazić.
- Nie patrz na nich, chłopcze - powiedział mężczyzna, patrząc gdzieś w lewo. Kiedy odgłosy szamotaniny ucichły, Haddad postanowił jednak zobaczyć, co się dzieje. Jaskrawo odziana kobieta stała przed trzymanym przez dwóch ludzi oficerem Związku. Krwawił z ust i wyzywająco szczerzył zęby. Keldonka uderzyła go w twarz ciężkimi, ćwiekowanymi rękawicami. Padł na kolana i zgiął się wpół. Haddad usłyszał, jak oficer nieskładnie mamrocze przekleństwa.
- Wyzwał ją spojrzeniem. Nigdy nie patrz im prosto w oczy. Teraz zostanie ukarany. - Mężczyzna mówił to cichym, ledwie słyszalnym głosem. Haddad rozejrzał się dookoła.
Zrozumiał, że znajduje się w jednym z wielkich pojazdów, jakie widział na pobojowisku. Jego podłużny pokład rozciągał się na około sześćdziesiąt stóp. W jednej burcie było kilka otworów, przez które do środka wpadało światło. Krajobraz na zewnątrz przesuwał się całkiem szybko i Haddad zdał sobie sprawę, że jedną z przyczyn jego stanu jest choroba lokomocyjna. Pojazd pełen był jeńców. Wszyscy leżeli na podłodze; kilku zaledwie nie nosiło wyraźnych śladów obrażeń. Służący Keldonów, kilku obszarpanych mężczyzn, raczej nie przejęli się zwycięstwem swoich panów. Haddad zastanowił się, jaką pozycję naprawdę zajmują. Na zewnątrz głośno ryknęły rogi - przez chwilkę żołnierz miał nadzieję, że oznajmiają one przybycie posiłków Związku.
- Przytrzymajcie mu rękę - powiedziała kobieta. Obaj słudzy przycisnęli dłoń oficera do desek pokładu. Haddad chciał zaprotestować, ale nie mógł wydobyć dźwięku z wyschniętego gardła. Kobieta podniosła podkuty but i spuściła obcas na palce jeńca. Oficer nabrał powietrza, chcąc krzyknąć, i szarpnął się w uchwycie oprawców, przez moment patrząc Keldonce w oczy. Zanim zdołał wydać z siebie głos, stalowy obcas zmiażdżył mu drugą dłoń. Nie krzyknął; spłynął miękko na drewniany pokład. W głosie kobiety nie było nawet śladu gniewu.
- Za burtę z nim. - Wskazała najbliższy otwór i ciało poszybowało łukiem na zewnątrz. - Prędkość marszowa. Zatoczyć koło. - Jej rozkaz podano dalej, przypuszczalnie do prowadzącego pojazd. Krajobraz zaczął przesuwać się wolniej i Haddad wyraźniej odczuł ostrożny sposób poruszania się maszyny. Kiedy zaczęła zakręcać, dostrzegł pozostałe. Natychmiast nasunęło mu się skojarzenie - raki pustelniki, ukrywające się w łódkach-zabawkach. Pojazdy miały kształt odwróconych kadłubów, wyposażonych w szerokie okna i luki. Haddad dostrzegał wyglądające na zewnątrz twarze więźniów, kontrastujące z szarymi obliczami Keldonów. Pojazdy poruszały się na tuzinach łap. Od ich rytmicznego falowania Haddadowi zrobiło się jeszcze gorzej.
- Jestem Latulla, a wy będziecie mi posłuszni - powiedziała kobieta głośno, lecz bez szczególnego nacisku. - Moja władza jest niepodważalna. Wszyscy pozostali Keldoni mają być traktowani z takim samym posłuszeństwem i szacunkiem, w przeciwnym razie zostaniecie ukarani. - Haddad dostrzegł, że również z pozostałych maszyn - które na własny użytek nazwał barkami - wyrzucani byli żołnierze.
Część wyrzucanych leżała bez ruchu, inni podnosili się i pomagali innym.
- Niektórzy z was mogą myśleć o ucieczce. Przy każdej próbie będziecie ukarani tak, jak ten niewolnik, który zapłacił za brak szacunku. Nawet jeśli wam się uda uciec, znajdziecie tylko śmierć.
Haddad zobaczył, że w przestrzeń między krążącymi barkami wbiegają stadka jakichś stworzeń. Wszystko było wymierzone zbyt dokładnie, by mógł to być przypadek. Haddad zrozumiał, że patrzy na zaplanowane przedstawienie, a nie improwizowany pokaz wściekłości i okrucieństwa. Jedynie jego słabość i bierność uratowały go przed podobnym losem.
W miastach, takich jak to, w którym wychowywał się Haddad, ptaki nieloty z pustkowi były już tylko legendą; stały się potworami z bajek, którymi straszy się dzieci. Na wschodnich rubieżach jednak były wciąż głównym zagrożeniem, z jakim borykały się patrole Związku, zanim zaczęły się keldońskie najazdy. Polowały w parach lub małych stadkach, a każde ich pojawienie się wzbudzało panikę w całym okręgu. Wszystko, co Haddad wiedział o parea, zwanych przez niektórych biegającą śmiercią, teraz pojawiło się w jego umyśle. Na jego oczach bestie rozdzielały się i spadały na potykających i zataczających się żołnierzy. Doganiały ich bez trudu i powalały pozornie przyjaznymi szturchnięciami dziobów. Dorośli mężczyźni przewracali się jak dzieci, wtedy doskakiwały do nich inne ptaki, chwytały za młócące rozpaczliwie ręce i nogi i odrywały je szybko, sprawnie i bez wysiłku. Ptaków było coraz więcej. Haddad zastanawiał się, skąd się biorą. Każdy ważył pięćset funtów, a skaliste pustkowie nie mogło przecież wyżywić takiej ich liczby... Odkaszlnął i splunął kilka razy, aż w końcu udało mu się wydobyć z siebie głos.
- Jak stado wróbli na polu... - Zestawienie sielskiego obrazka z rozgrywającą się na jego oczach makabrą było groteskowe. - Skąd one się biorą? - mówił do siebie, ale kucający obok niewolnik - musiał być niewolnikiem - odpowiedział:
- Za każdym razem pozbywają się tu mącicieli i trupów. Parea potrafi biec szybciej niż koń, i to przez kilka godzin. Kiedy tylko Keldoni wjeżdżają na pustkowia, ptaszyska zbiegają się z całej okolicy, na wiele mil stąd. Latulla wykorzystuje ich żarłoczność, żeby złamać ducha w jeńcach. Przekląłbym je wszystkie, gdyby nie to, że skończyłbym za to tam, na zewnątrz.
Ostatnie z nadbiegających ptaków rzuciły się na porozrzucane ciała oficerów Związku i niewolników. Nieprzytomni umarli nieświadomie. Parea skakały i stroszyły się, próbując odpędzić głodnych pobratymców. Keldoni nastawili włócznie o zębatych ostrzach na wypadek, gdyby ptaki podeszły za blisko barek.
Ponownie zagrzmiały rogi.
- Lekcja zakończona. Obyście jej nie zapomnieli - rzekła Latulla. Haddad wiedział, że nigdy nie zapomni tego, co zobaczył. W milczeniu, spuszczając oczy w wyrazie pozornej uległości, zaprzysiągł zemstę.
- Ustawić się w kolumnę, prędkość podróżna! - krzyknęła Latulla. Jej rozkaz, powtarzany przez wiele głosów, powędrował do steru, gdziekolwiek się on znajdował. Barka wyrównała kurs. Haddad zobaczył jeszcze, jak parea wyszarpują sobie z dziobów ochłapy mięsa z zabitych.

* * *

Haddad siedział skulony pod ścianą groty, ponuro obracał w rękach menażkę i marzył o następnym posiłku. Jaskinia - jedna z wielu w urwisku - była płytka i wysuszona przez dmący nieustannie w jej wejście wiatr. Zapełniali ją żołnierze Związku i cywile pojmani przez Keldonów.
Haddad zastanawiał się, jak długo już przebywa w niewoli. Tak jak jego odlegli przodkowie - niewolnicy - stracił całkowicie poczucie czasu. Kolejne dni nie różniły się od siebie; zaczynał je świt, a kończył zmierzch. Młody żołnierz próbował wyobrazić sobie, jak jego przodkowie radzili sobie z całkowitą utratą kontroli. Nie miał pojęcia, co się z nim stanie, ani kiedy coś się zmieni.
Barki Latulli zatrzymały się kilka godzin po karmieniu parea, w otoczonej wysokimi urwiskami dolinie. Był to główny punkt zborny i baza treningowa Keldonów. Pierwszym zadaniem nadzorców było nauczenie zebranych jeńców podstaw języka barbarzyńców. Więźniów i nauczycieli wciąż wymieniano. Haddad był pewien, że miało to zapobiec ucieczkom - nie można było ułożyć żadnego planu ani nikomu zaufać, skoro ludzie pojawiali się i znikali bez żadnego widocznego powodu. Jedno tylko się nie zmieniało - racje żywieniowe wydawała zawsze ta sama osoba. Niewolnik mógł mieć wielu nauczycieli i spać w wielu różnych jaskiniach, ale rozdający żywność zawsze był ten sam. Kawałek papieru, którego Haddad nie wypuszczał z zaciśniętej dłoni, był jedynym "źródłem" pożywienia, jeśli nie liczyć rosnących rzadko w wyschniętej ziemi chwastów. Dwa razy dziennie żołnierz zgłaszał się po jedzenie i mówił kilka słów po keldońsku. Jeśli nie robił postępów w nauce, nie dostawał jeść. Część jeńców zagłodziła się na śmierć - nie uczyli się dość szybko albo rozdrażnili czymś rozdającego żywność. Haddad początkowo próbował dzielić się swoimi racjami, jednak co bardziej zdesperowani kradli wszystko, co wpadło im w rękę. Wkrótce wszyscy połykali swoje porcje prawie natychmiast, chcąc uniknąć kradzieży.
Gobliny, elfy i żołnierze Związku siedzieli razem, rozpaczliwie próbując nauczyć się języka swych oprawców. Każdy dzień był taki sam - przybywali nowi, zdezorientowani jeńcy, zabierano apatycznych niewolników. Haddadowi przyszło do głowy, że całe Jamuraa skończy w takich obozach.
- Żarcie! - Rozległ się głos na zewnątrz jaskini.
Obietnica jedzenia poruszyła wszystkich jeńców. Wysypali się z grot, w których rozmawiali z mówiącymi po keldońsku niewolnikami. Przed stosami żywności ustawiły się kolejki. Haddad pospiesznie stanął w najbliższej.
- Jestem bardzo głodny. Potrzebuję jeść, żeby mieć siłę służyć Keldowi - powiedział, kiedy nadeszła jego kolej. Rozdający jedzenie niewolnik kiwnął głową i podał mu chleb.
- Nauczyłeś się bardzo szybko - powiedział. - Pamiętaj, żeby starać się mówić wyraźniej.
Widmo śmierci głodowej pomaga się skoncentrować znacznie lepiej niż pochwały niewolnika, pomyślał Haddad. Wycofał się i przykucnął nieco wyżej, by zjeść w spokoju swój przydział.
Większość obozowiczów skupiła się wokół stosów żywności. Wszędzie kręcili się pilnujący spokoju strażnicy. Haddad ujrzał zbliżającą się do początku kolejki grupkę nowych jeńców. Ostatnia wyprawa przywiozła z południa jaszczuroludzi i gobliny. Nie złamała ich jeszcze rotacja; nie stracili godności.
Ryk rzucających się na strażników jaszczuroludzi wstrząsnął obozem. Pod naporem coraz liczniejszych zbuntowanych więźniów wojownicy zaczęli się cofać. Zewsząd zbiegali się Keldoni - ich włócznie zaczęły zbierać krwawe żniwo, jednak napór z tyłu pchał umierających na ostrza, spychając wojowników ku urwisku.
- Chodźcie! - krzyknął jakiś elf i zaczął biec w kierunku zagród koni i wielbłądów. - Ukradniemy wierzchowce i uciekniemy, zanim ci dranie uporają się z buntem!
Haddad ruszył za nim. W zagrodach znajdujących się u wyjścia z doliny zamkniętych było kilka koni i wielbłądów zwiadowców. Za elfem i żołnierzem pobiegło kilku innych więźniów, większość z nich wciąż jednak skupiała się wokół zaciekle broniących się strażników. Zagrody były coraz bliżej. Nagle elf zwolnił gwałtownie; Haddad wpadł na niego i obaj runęli na ziemię. Żołnierz zaklął, czując krwawiące otarcia, i zaczął podnosić swego kompana. Elf jedynie zadygotał - w jego zakrwawionej piersi tkwiła strzała. Przed zagrodami stali strażnicy - jeden z nich miał w rękach łuk. Musieli wyjść ze stojących na uboczu szop z sianem. Na oczach Haddada łucznik zastrzelił jednego z więźniów, który zatrzymał się gwałtownie na widok obnażonych mieczy.
Żołnierz odwrócił się i wolnym krokiem zaczął iść w stronę jaskiń. Gdyby bunt odciągnął więcej Keldonów z ich posterunków, być może opustoszałaby strażnica na szczycie urwiska... Na oczach Haddada jednak zamieszanie zaczęło przygasać. Odwrót strażników skończył się, kiedy tłum przyparł ich do baraków, w których składowano wyposażenie wypraw łupieżczych; nagle ich ściany padły pod ciosami mieczy i toporów. Do walki wkroczyli nowi wojownicy. Pokrywała ich czerwień - bunt zaczął umierać. Dosłownie. Keldoni, zamiast zniknąć pod naporem tłumu, zaczęli usypywać wokół siebie stosy zabitych. Przez moment szarża oszalałych więźniów ukryła szkarłatnych wojowników przed wzrokiem Haddada, jednak po chwili wychynęli spod lawiny ciał, niestrudzenie pracując mieczami. Niewolnicy załamali się i zaczęli uciekać w stronę jaskiń. Strażnicy zostali, by opatrzyć rany. Razem z nimi stanęli ich sprzymierzeńcy.
Jak maszyny, zdążył pomyśleć Haddad, zanim ogarnęła go i porwała w stronę urwiska fala spanikowanego tłumu. Bunt został stłumiony i nie było wiadomo, co teraz zrobią Keldoni. Haddad wpadł do jaskini; udało mu się wpełznąć na skalną półkę tuż przy wejściu. Przeszło mu przez myśl, że nacisk tłumu może zmiażdżyć tych na końcu groty. W końcu paniczna ucieczka ustała. Haddad powoli spełzł z półki i wyjrzał na zewnątrz. Keldońscy wojownicy rozbiegli się po obozie. W dolinie pojawiły się barki. Strażnicy zaczęli wygarniać ludzi z jaskiń i zapędzać ich do czekających pojazdów. Rozległy się krzyki wmieszanych w tłum nadzorców.
- Co się dzieje? Jesteśmy niewinni!
Nauczyciele języka zginęli w ciżbie. Haddad był ciekaw, czy podzielą los swych zbuntowanych uczniów.
- Przenosimy obóz do głównej kolonii! - odkrzyknął jeden ze strażników. Jego zbroja pochlapana była krwią.
Na barki ładowano wszystko. Keldoni wysyłali niewolników dalej. Tak, jakby krwawy bunt kończył jakiś etap ich edukacji. Haddad wyszedł z jaskini, zastanawiając się, czy to nie pułapka, czy strażnicy nie wyganiają ich na otwarty teren, by się zemścić; jednak więźniów bito nie mocniej niż zwykle. Haddad, potykając się, ruszył do przodu. Dzwoniło mu w głowie; miał nadzieję, że gdziekolwiek wyruszą, będzie tam lepiej niż tu.


Dodano: 2006-11-11 10:59:26
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS