NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Swan, Richard - "Tyrania Wiary"

Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

Ukazały się

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)


 Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

 Kingfisher, T. - "Cierń"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Maas, Sarah J. - "Dom płomienia i cienia"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

Linki

Salvatore, R. A. - "Mortalis"
Wydawnictwo: Isa
Cykl: Salvatore, R. A. - "Wojny Demona"
Data wydania: 2002
ISBN: 83-88916-35-1
Oprawa: miękka
Format: 115 x 175 mm
Liczba stron: 640
Tom cyklu: 4



Salvatore, R. A. - "Mortalis" #8

ROZDZIAŁ 7: BRYNN DHARIELLE
Zbliżała się coraz bardziej i wyglądało na to, że największym wyzwaniem dla niej było to, żeby się nie roześmiać. Bowiem pomimo, iż było to uważane za jeden z zasadniczych sprawdzianów w jej szkoleniu, dla Brynn Dharielle była to po prostu gra, i to łatwa! Zdmuchnęła kosmyk swoich długich, czarnych włosów - tak ciemnych, iż wydawały się w swych głębiach ukazywać wszystkie kolory tęczy - sprzed swych równie ciemnych oczu i zagryzła wargę, aby znowu powstrzymać chichot.
Zobaczyła jelenia z białym ogonem, a on zobaczył ją, i nie uznał jej za wroga. Dopóki nie wykonała żadnych nagłych ruchów, nie wydała żadnych nagłych dźwięków...
Dopóki kontynuowała ciche nucenie piosenki pasterskiej, której nauczyła się jako bardzo małe dziecko, zanim przybyła do krainy Touel'alfar...
Mała dziewczynka przykucnęła nisko, powoli i ostrożnie stawiając jedną stopę z przodu i wkręcając ją delikatnie w wilgotną trawę, przerzucając swój ciężar do przodu, powoli, powoli.
Kolejny krok. Wyglądało teraz, jakby jeleń zamarł w miejscu, wpatrując się w nią bacznie, więc dziewczynka także powstrzymała się przed wszelkimi ruchami, nawet zaciskając szczękę, choć wciąż nuciła tę zachęcającą, uspokajającą piosenkę. Minęła chwila napięcia i Brynn zaczęła unosić rękę, otwierając ją, aby odsłonić słodką, zgniecioną trzcinę pulossy.
Jeleń uchwycił ten zapach, postawił uszy i poruszył nosem.
Brynn Dharielle zaczerpnęła powolny, głęboki oddech, zachowując cierpliwość, choć chciała podbiec prosto do przepięknego zwierzęcia. Wciąż posuwała się delikatnie i niegroźnie, z wysuniętą ręką. I wreszcie, w sposób niemalże pozbawiony dramatyzmu, znalazła się obok jelenia, pozwalając mu skubać trzcinę pulossy ze swej dłoni, podczas gdy ona czule głaskała jego gładką, silną szyję i drapała go za uszami.
Wiedziała, że jej się przypatrywano, śledzono ją i oceniano, ale w tej chwili jej to nie obchodziło. Wszystko, co miało znaczenie, to jeleń, to piękne stworzenie, ten nowy przyjaciel, z którym właśnie się zaprzyjaźniła.
Co za cudowny wiosenny dzień w najcudowniejszym miejscu na całym świecie.

* * *

Niedaleko w gąszczu Belli'mar Juraviel schował twarz w dłoniach i jęknął. Czy ta żywa młoda dama w ogóle robiła coś według zasad? W ogóle?
Jednak Juraviel także się śmiał - i to nie z bezsilnego gniewu ani nawet nie z frustracji - lecz z rezygnacją. Musiał przyznać, że Brynn Dharielle go oczarowała. Elf nigdy nie spotkał takiej ludzkiej kobiety. Wydawała się mieć w sobie dwa duchy: wojowniczą intensywność To-gai-ru - zaciekłych jeźdźców-nomadów ze stepowego regionu zachodniego Behren - połączoną z figlarnością i impertynencją wykraczającą poza wszystko, co Juraviel kiedykolwiek widział, nawet u elfa! Naprawdę nazywała się Dharielle Tsochuk, ale pani Dasslerond szybko dodała imię Brynn, ku czci starożytnej elfiej bohaterki, której przypisywano odegranie roli w tworzeniu Andur'Blough Inninness przez poświęcenie życia i duszy duchowi drzewa, które stało się sercem zaczarowanej doliny. W języku Touel'alfar brynn oznaczało motyla i, o ironio, istniało elfie słowo bardzo podobne do dharielle oznaczające pszczele żądło. Zatem Brynn Dharielle można było przetłumaczyć jako "motyl z pszczelim żądłem", i jakże odpowiednim opisem tej małej wydawało się to Juravielowi!
- Miałaś zapolować na jelenia, a nie się z nim zaprzyjaźniać - zbeształ ją Juraviel, podchodząc do Brynn i dopiero co znalezionego zwierzątka - a stworzenie wydawało się być całkowicie odprężone, zlizując ostatnie pozostałości trzciny pulossy z ręki dziewczynki.
- Kazałeś mi dotknąć jelenia - odparła klęcząca Brynn Dharielle, podnosząc wzrok na Juraviela, a jej uśmiech błyszczał jasno na tle jej brązowej skóry.
Juraviel zrozumiał, iż rzeczywiście stanowiła paradoks, zarówno pod względem fizycznym jak i emocjonalnym. Jej oczy były takie jasne, a tęczówki takie czarne. Jej skóra, typowa dla To-gai-ru, była o wiele ciemniejsza niż u ludzi z Honce-the-Bear, a z pewnością ciemniejsza niż gładka skóra Touel'alfar o delikatnym złotawym odcieniu. Mimo to wydawało się, jakby Brynn Dharielle posiadała jakiś wewnętrzny blask. W środku była łagodnym myśliwym, przyjaciółką jelenia i zająca, a jednak była również dziką wojowniczką, potrafiącą uaktywnić prymitywne instynkty, aby przeżyć, kiedy elfy zabierały ją na szkolenie w bi'nelle dasada.
Tak złożona, a jednocześnie tak prosta, i tak pełna dobrych cech zarówno człowieka, jak i elfa. Juraviel wiedział, że ona dobrze sobie poradzi i był zadowolony, że pani Dasslerond powierzyła mu to zadanie.
- Celem lekcji było, abyś zbliżyła się do jelenia nie zauważona - próbował wyjaśnić Juraviel. - Bezgłośny myśliwy.
- Czyż nie lepiej jest się zaprzyjaźnić ze swym wrogiem lub ofiarą? - spytała niewinnie Brynn. - Łatwa zdobycz - powiedziała, patrząc w ogromne oczy jelenia.
Juraviel miał wątpliwości co do tego stwierdzenia, wątpił, czy mógłby zmusić Brynn do zabicia jelenia, chyba że - a może nawet wtedy nie - umierałaby z głodu.
- Nie tak powinna była przebiec ta lekcja - próbował wyjaśnić Juraviel.
- A czyż nie powiedziałeś mi, że powinnam rozwinąć swój własny styl? - spytała bez wahania Brynn. Juraviel z pewnością miał ochotę znowu ukryć twarz w dłoniach. Jeleń odwrócił się i zaczął odchodzić, a Brynn klepnęła go po zadzie, żeby zaczął ruszać się szybciej. - Czy mam zatem stać się imitacją każdego innego strażnika? - spytała dziewczynka, wycierając ręce i wstając - a była niemal równie wysoka jak Juraviel. - Czy mam być silnym Andacanavarem, rozłupującym gobliny swym wielkim mieczem albo może Nocnym Ptakiem - wielkim Nocnym Ptakiem, który udał się do góry Aidy, aby stoczyć walkę z największym ze wszystkich wrogów? - Jej głos przycichł i spuściła wzrok.
Bowiem chmura przesłoniła piękną twarz Juraviela.
- Przepraszam - rzuciła Brynn.
Juraviel podniósł rękę, a potem twarz i udało mu się uśmiechnąć. - Nie - powiedział. - Nie ma potrzeby przepraszać. I nie, nie masz być imitacją któregokolwiek strażnika. Jednak w przypadku tych dwóch, których właśnie wymieniłaś, to zapewniam cię, że nieco naśladownictwa nie byłoby złą rzeczą.
- Głównie Nocnego Ptaka, prawda? - spytała Brynn. - Opowiedz mi znowu o nim.
- Jest tyle do powiedzenia - odparł Juraviel.
- A my mamy cały dzień! - rzuciła radośnie Brynn. - Myślałeś, że poklepanie jelenia zajmie mi cały dzień, a jest dopiero środek poranka i ja zdałam egzamin.
Juraviel chciał z tym polemizować, ale wobec rozbrajającego uśmiechu dziewczynki przekonał się, że nie potrafi. Podejrzewał, że Brynn zapytała go o Elbryana Nocnego Ptaka tylko po to, aby uleczyć rany, jakie mogła spowodować tym, że wspomniała martwego strażnika, zobaczył jednak radość i żarliwość na jej twarzy i ten olśniewający i niewinny - a mimo to wiedział, że nie taki niewinny! - uśmiech, któremu nie mógł się oprzeć.
Toteż poprowadził ją ku pokrytemu mchem stokowi, posadził i opowiedział jej o Elbryanie, zagubionym chłopcu, który patrzył, jak jego wioska Dundalis była plądrowana przez gobliny, o Elbryanie, porywczym młodzieniaszku, upartym i dumnym, który doprowadzał do takiej frustracji Tuntun z Touel'alfar. I opowiedział jej o Nocnym Ptaku, mężczyźnie, którym stał się Elbryan, o najpotężniejszym strażniku, jakiego kiedykolwiek wydało Andur'Blough Inninness, o Nocnym Ptaku, który udał się do Aidy, aby stoczyć walkę z demonem daktylem i powrócił do cywilizowanych krain, by kontynuować batalię przeciwko wiecznemu duchowi demona. Ze łzami wypełniającymi mu oczy, Belli'mar Juraviel opowiedział jej o Nocnym Ptaku, który oddał swoje życie, aby ocalić świat.
Juraviel przymknął oczy i opisał, jak karawan Nocnego Ptaka ciągniony był przez centaura, a potem przez Symfonię, najcudowniejszego konia na świecie, przez ulice wielkiego miasta Palmaris, a potem przez ziemie uprawne, na północ, do wioski, która kiedyś była jego domem.
Kiedy skończył, otworzył oczy i zobaczył Brynn stojącą tuż przed nim. Wyraz jej twarzy był pełen współczucia i smutku. - Dziękuję ci - powiedziała i uściskała swego elfiego mentora.
Juraviel poprowadził dziewczynkę po zboczach pokrytych wiosennym kwieciem i przez leśne gąszcze elfiej doliny Andur'Blough Inninness, z powrotem do serca tej enklawy, najgłębszej części lasu, usianej domkami na drzewach i niskimi, nie rzucającymi się w oczy chatkami. To było Caer'alfar, Dom Ludu, miejsce pieśni i tańca, poezji i filozofii oraz źródło mądrości zdobytej przez całe wieki życia. Było to serce Touel’alfar, obecnie tak jak i przez tysiąclecia miejsce, które wiele elfów uważało za wieczne. Jednakże za czasów daktyla pani Dasslerond wychynęła, aby ocalić Juraviela i paru ludzkich uciekinierów, których ten zebrał. Napadł na nich demon daktyl i zniszczyłby ich wszystkich, lecz pani Dasslerond posłużyła się swoją potężną magią, mocarnym szmaragdem, aby przenieść siebie, Juraviela, ludzi i, niechcący, Bestesbulzibara do elfiej doliny. A tam, zanim demon uciekł pokonany, pozostawił trwałą plamę rozkładu, która powoli się rozprzestrzeniała, zarażając samą ziemię.
Po drodze do Caer'alfar Juraviel i Brynn minęli obszar zarazy i choć minęło parę lat, to choroba wcale nie rozprzestrzeniła się daleko, tylko na jedno drzewo, a to drzewo wciąż żyło, choć nie kwitło tak żwawo jak w poprzednich latach. Dla człowieka ta choroba nie wydawałaby się takim zagrożeniem, ale elfom, które mierzyły czas inaczej - które traktowały mijający rok tak, jak człowiek traktował miesiąc - wydawało się, jakby Bestesbulzibar wzniecił pożar.
Juraviel skrzywił się na ten widok, jak robił to zawsze, bowiem wyraźnie widział chorobę drzewa i wiedział, że doszło do tego przez decyzje, jakie podjął. Może powinien był pozostawić ludzkich uciekinierów i kontynuować wyprawę ku Aidzie wraz z Nocnym Ptakiem, Jilseponie i bratem Avelynem. W końcu pani Dasslerond wyszła stawić czoła Bestesbulzibarowi, ponieważ znalazł się tam jeden z jej własnych ludzi, jeden z ludu. Gdyby Juraviel pozostał wierny zasadom, którym kierowały się Touel'alfar, wówczas uciekinierzy zostaliby zabici. Wedle elfiego rozumowania kilka ludzkich żywotów nie było wartych ceny, jaką był rozkład wewnątrz Andur'Blough Inninness. Wedle elfiego rozumowania ten rozkład był zbyt wielką ceną do zapłacenia, nawet jeśli miałoby to ocalić wszystkich ludzi na świecie.
W ciągu tych ostatnich miesięcy sporo pobratymców Juraviela przypominało mu o tym fakcie, w tym rozkwicie choroby na wiosnę. Żaden oczywiście nie oskarżył go otwarcie, lecz ich pieśni odzwierciedlały melancholię, rzewność za czymś, co było i już nigdy nie będzie. A każde nawiązanie do tego przeszywało bólem serce Belli'mara Juraviela.
Jego jasnością była teraz Brynn Dharielle, motyl z pszczelim żądłem. Żywa dziewuszka, która przypominała Juravielowi, dlaczego pokochał Nocnego Ptaka i Pony, a nawet Avelyna i Rogera Locklessa. Dla Juraviela Brynn uosabiała najlepsze cechy ludzkości i nie wątpił, że ona zostanie jednym z najwspanialszych strażników, że jej reputacja wyniesie ją wysoko, w szeregi składające się z takich jak Terranen Dinoniel, Elbryan, Mather Wyndon, Andacanavar z Alpinadoru, oraz legendarnych bohaterów takich jak Bimriel Mądry i A'juge, którzy przeprowadzili brata Allabarneta z kościoła abellikańskiego przez Dzicz, obsiewając niegościnny las szczodrymi drzewami owocowymi.
Juraviel uważał, że Brynn Dharielle, którą dopiero czekały takie przejścia, kiedy powróci do swego zniewolonego ludu To-gai-ru, zajmie należne jej miejsce, i był zachwycony, że pani Dasslerond oddała mu dziewczynkę pod opiekę.
Oprócz tego, że...
- Kiedy znowu dane mi będzie go zobaczyć? - spytała niewinnie Brynn, a Juraviel wiedział, o kim mówiła.
Wzruszył ramionami i chciał sprawę na tym zakończyć. Dziewczynka jednak, zgodnie ze swym duchem, naciskała. - Powiedz mi, proszę - powiedziała, okrążyła Juraviela i zatrzymała go, zmuszając, aby spojrzał prosto na nią. - To dziecko - czy w ogóle już je nazwaliście? Kiedy znowu je zobaczę? Strasznie bym chciała przytulić je i ukołysać do snu, jak robiła to moja mama.
Juraviel nie miał dla niej odpowiedzi, a w każdym razie żadnej, jaką chciałaby usłyszeć. Pani Dasslerond wyłożyła mu całkiem jasno, że ani jemu, ani Brynn nie wolno mieć jakiegokolwiek kontaktu z dzieckiem Nocnego Ptaka i Jilseponie. Choć było to bolesne dla Juraviela, to wiedział, że było jeszcze boleśniejsze dla Brynn. Chciała zobaczyć inną ludzką istotę. Cóż mogło być bardziej instynktowne? Juraviel rozumiał swoją własną tęsknotę, zawsze kiedy wyprawiał się poza Andur'Blough Inninness na zbyt długo. Ludzie potrzebowali towarzystwa ludzi równie mocno, jak Touel'alfar potrzebowały swoich pobratymców. To prawda, że każdy z innych strażników przeszedł szkolenie bez kontaktu z ludźmi, łącznie z Nocnym Ptakiem. Jednak w tym wyjątkowym wypadku elfy przyjęły dwoje ludzi w tym samym czasie i świadomość tej bliskości sprawiała, iż serce dziewczynki tęskniło za ludzkim towarzystwem.
A poza tym Brynn wielokrotnie mówiła Juravielowi, że mogłaby pomóc w opiece nad dzieckiem i obiecała z całego serca, że dobrze wywiąże się z zadania, a Juraviel rozumiał prawdę kryjącą się w jej twierdzeniu nawet lepiej niż ona sama. Wiedział, że zarówno Brynn jak i dziecko by na tym skorzystali.
- Jeśli przejdę wasz sprawdzian, tak jak go zaplanowałeś? - spytała Brynn z pełnym nadziei uśmiechem. - Jeśli podkradnę się do jelenia i klepnę go mocno w zad, zamiast się z nim zaprzyjaźniać?
Belli'mar Juraviel zaczerpnął długi, głęboki oddech, przenosząc wzrok z promieniejącej twarzy dziewczynki na obraz rozkładu w dolinie, na chorobę będącą wynikiem działań Touel'alfar, który nagiął zasady - jak zrobił to Juraviel, przekształcając obowiązek w przyjaźń z n'Touel'alfar. I jak zrobiła to pani Dasslerond, sprowadzając zarówno Juraviela, jak i ludzi do doliny, tym samym otwierając drogę dla Bestesbulzibara, i jak zrobił to Nocny Ptak, ucząc Pony bi’nelle dasada, najbardziej sekretnej elfiej techniki walki. Tak wiele ich zasad przewodnich zostało tymczasowo porzuconych, a Juraviel musiał uznać prawdę: gdyby stosowano się do prawdziwych elfich zasad, to mimo że ludzki świat stałby się mroczniejszym miejscem, to Andur'Blough Inninness pozostałoby zdrowe, i nie istniałaby groźba, iż cenne elfie sekrety wkrótce znajdą się w rękach ludzi. Przywołał obraz rozkładu i przypomniał sobie to wszystko, a jego słowa zostały wypowiedziane surowiej, niż spodziewała się tego biedna Brynn.
- To dziecko nie powinno cię interesować - oświadczył zdecydowanie. - Wątpię, aby niemowlę w ogóle przebywało jeszcze w Caer'alfar, a jeśli przebywa, to Brynn Dharielle dobrze zrobi, trzymając się z daleka od niego, pod groźbą poważnej kary.
- Ale ja...
- Żadnych ale - przerwał Juraviel. - To sprawa nie podlegająca dyskusji. Jesteś tutaj na szkoleniu. Dobrze zrobisz, przypominając sobie o tym. I przypominając sobie o położeniu twego ludu, o śmierci twoich rodziców. Dla dobra nas wszystkich, odnajdź swoje serce i koncentrację, Brynn Dharielle.
Dziewczynka zdawała się być skonfundowana, co Juraviel rozumiał, biorąc pod uwagę jego nagłą zmianę nastroju i ciężar odpowiedzialności, jaki właśnie na niej złożył. Wpatrywała się w niego przez kilka chwil, mrugając oczami, a potem ocierając jedne z nich rękawem. Potem odwróciła się i odbiegła.
Juraviel skinął głową. Wypełnił właściwie swój obowiązek wobec Touel'alfar.
Wciąż patrzył na ścieżkę, którą pobiegła, gdy zobaczył, jak wyłoniła się kolejna postać, ruszając ku niemu.
- Pamięć wciąż przynosi jej ból - stwierdziła pani Dasslerond, oglądając się na szlak, na którym zniknęła Brynn. - Tym samym wciąż stanowi dla niej inspirację. To dobrze.
Juraviel skinął głową, wpatrywał się jednak w Dasslerond a nie w szlak, zastanawiając się, jak wiele pani usłyszała z jego ostatniej rozmowy i zastanawiając się, jak bardzo zwracała uwagę na niego i Brynn w ciągu ostatnich dni. Juraviel zrozumiał, iż obecnie jego pozycja u Dasslerond była nieco niepewna. Kiedy znowu o tym pomyślał - znowu zmuszając się do trzymania się całkowicie zasad zachowania i poglądu na świat Touel'alfar - naprawdę nie mógł jej winić.
Powiedział jej więc o niesamowitym osiągnięciu Brynn Dharielle tego ranka z jeleniem. Nawet Andacanavar nie zbliżył się tak bardzo do jelenia w młodym wieku, a, przynajmniej w tym sprawdzianie, to do Andacanavara z Alpinadoru poprzednio należał rekord. - Jej zdolności bojowe rosną - zakończył Juraviel - jednak jej zrozumienie świata natury jest naprawdę zdumiewające, bardziej zbliżone do Touel'alfar niż do ludzkiego. - Wiedział, jak tylko skończył i zobaczył, jak nachmurzyła się pani Dasslerond, że jego dobór słów nie był szczególnie dyplomatyczny.
- Ona jest człowiekiem - szybko przypomniała mu pani Dasslerond - n'Touel'alfar. Nigdy o tym nie zapominaj.
Belli'mar Juraviel opuścił pokornie wzrok.
- Ale jest ona również To-gai-ru - ciągnęła pani. - I jako taka, jest przede wszystkim koniarzem. Jej lud jest najbliższy ziemi spośród ludzi na całym świecie, nawet bardziej niż Alpinadorczycy. Zanim zabraliśmy ją do Caer'alfar, zanim jej klan został najechany przez fanatycznych żołnierzy behreńskich, jej rodzice zamordowani, a wioska spalona do cna, już była znakomitym jeźdźcem. Choć nie skończyła jeszcze dziewiątej zimy. Gdyby jej nogi były dłuższe i silniejsze, to nasza Brynn mogłaby prześcignąć najlepszego rycerza Całym Sercem.
Obraz dorastającej strażniczki na Symfonii przemknął Juravielowi w myślach, lecz szybko go porzucił. Zbyt bolesne było wyobrażanie sobie kogoś innego poza Nocnym Ptakiem na grzbiecie wspaniałego ogiera. Przymknął oczy i zobaczył znowu Symfonię, ciągnącego dwukółkę wiozącą ciało Nocnego Ptaka na północ.
- Jak lata spędzone z nami wpłyną na zmniejszenie tej zdolności? - spytała pani Dasslerond.
Juraviel spojrzał pani w oczy, na początku zastanawiając się, czy zachowuje się sarkastycznie, potem jednak zrozumiał szczerość jej pytania. Rzeczywiście, jak? Touel'alfar potrafiły jeździć konno, i to dobrze, lecz ich styl jazdy - często posługiwały się skrzydłami dla równowagi - nie dawał się zaadaptować dla ludzi. Touel'alfar wolały także używać swych nóg i skrzydeł, niż jeździć, bowiem same mogły pokonywać dalekie odległości, i to szybko. W związku z tym w Andur’Blough Inninness nie było żadnych pięknych koni pod wierzch, a z pewnością żadnego przyuczonego w taki sposób, aby mógł na nim jeździć człowiek.
- Nie możemy jej tego odebrać - ciągnęła dalej pani Dasslerond. - Brynn będzie musiała udoskonalić swoje umiejętności jeździeckie ponad wszystko, podnosząc je do najwyższego poziomu, jeśli ma powrócić do swego ludu z jakąkolwiek pozycją.
Juraviel wiedział, że to prawda. To-gai-ru cenili swoje srokate kuce bardziej niż swoje dzieci i oceniali się głównie w oparciu o to, jak dobrze jeździli na takim twardym i silnym zwierzaku. Każdy To-gai-ru aspirujący do przywódczej pozycji będzie musiał prześcignąć swych konkurentów.
- Wiele z jej lekcji musi się wkrótce skupić na jeździe - wyjaśniła pani Dasslerond. - Może ty i ona znajdziecie sposób na zaadoptowanie stylu jazdy To-gai-ru do bi'nelle dasada.
- Jeszcze dzisiaj możemy złapać konia - odparł Juraviel i zaśmiał się, wyobrażając sobie Brynn Dharielle podchodzącą do jednego z dzikich koni w Andur'Blough Inninness i namawiającą go do udania się do Caer'alfar. - I zacząć proces szkolenia, najpierw konia, a potem Brynn.
Pani Dasslerond potrząsała głową, jeszcze zanim skończył. - W Andur'Blough Inninness nie ma żadnych koni odpowiednich dla tej dziewczyny - wyjaśniła. - To będzie jej największe wyzwanie, jej szansa na wyniesienie darów, jakimi ją obdarzyliśmy na najwyższe szczyty, dlatego też musimy dać jej odpowiednie narzędzia.
Juraviel zwęził oczy, nie wierząc w to, co mówiła jego pani. - Chcesz, abym udał się do To-gai? - spytał powątpiewająco.
- To jest niemożliwe - szybko odpowiedziała pani Dasslerond. - Nie, moje oczy kierują się w inną stronę, prosząc przyjaciela o oddanie przysługi.
- Bradwarden - oświadczył Juraviel, wreszcie pojmując. Wówczas jednak wyraz jego twarzy stał się pełen wątpliwości. - Czy myślisz, że Brynn Dharielle powinna jeździć na Symfonii?
Pani Dasslerond zakołysała się w tył na ten pomysł, widocznie zaskoczona, lecz wyraźnie także zaintrygowana.
- Nie powinna zaczynać od radzenia sobie z tym koniem - powiedział Juraviel. Myśl, że ktokolwiek inny poza Elbryanem i Jilseponie mógłby jeździć na Symfonii, nie podobała się elfowi. - Nie jest jeszcze dość duża, aby panować nad koniem - ciągnął dalej. - Jej nogi nie objęłyby sporego tułowia Symfonii, a Symfonia nigdy nie poczułby nacisku jej chudych kończyn.
- Tuntun na nim jechała - przypomniała mu pani Dasslerond, bowiem Tuntun rzeczywiście jechała na Symfonii przez całą drogę do Barbakanu w pogoni za grupą Avelyna. - Nie była większa niż Brynn.
- Ale była silniejsza - powiedział Juraviel - z mięśniami wyrobionymi przez całe lata szkolenia.
- Nie chcesz, aby Symfonia został oddany Brynn - zauważyła chytrze pani Dasslerond.
- Nie sądzę, aby Symfonia mógł być komukolwiek oddany - odpowiedział Juraviel. - Zgodnie z tym, co opowiedział mi Nocny Ptak, a co potwierdził Bradwarden, to Symfonia wybrał go tak samo, jak on wybrał konia.
- A gdyby Symfonia ją zaakceptował?
Juraviel nie odpowiedział, tylko stał, wpatrując się w panią.
- Nie wierzysz, że jest godna wierzchowca Nocnego Ptaka - ciągnęła dalej Dasslerond, z łatwością zyskując teraz przewagę. - Tak jak Tuntun nie wierzyła, że Nocny Ptak jest godny miecza Mathera.
- Nocny Ptak pokazał jej, że było inaczej.
- Jak Brynn pokaże tobie - powiedziała pani Dasslerond. - Wyrusz w tym tygodniu, Belli'marze Juravielu. Odnajdź centaura Bradwardena i poznaj jego uczucia w tej sprawie. Sądzę, że ucieszą cię odwiedziny u starego przyjaciela i u Rogera Locklessa, który, jak mówią pogłoski, jest w Dundalis wraz z centaurem.
Juraviel nie zaoponował.
- Wróć z koniem dla Brynn Dharielle - poleciła pani. - Pamiętaj, że będą na niej ciążyły obowiązki strażnika, tak jak było z Nocnym Ptakiem, i że jej droga będzie podobnie usiana niebezpieczeństwami. I pamiętaj, Belli'marze Juravielu, iż większość władzy, jaką zdobędzie Brynn Dharielle, będzie skutkiem jej umiejętności jeździeckich.
- Dokonaj dobrego wyboru - ciągnęła przyjaznym lecz surowym tonem. - Kiedy będziesz z Bradwardenem, dowiesz się, czy tym koniem ma być Symfonia, a jeśli zobaczysz, że droga wolna, to nie pozwól twej osobistej zazdrości wygrać z naszą sprawą.
Juraviel wyprostował się, rozpoznając, że właśnie zostało mu wyraźnie pokazane, gdzie jest jego miejsce. Pani Dasslerond obdarzała go zaufaniem. Mogła posłać kogokolwiek innego z poleceniami do Bradwardena, aby odzyskać Symfonię. Nie, Juraviel rozumiał, że to był sprawdzian, sposób, by pani oceniła, czy zamierza powtórzyć te same błędy, jakie popełnił z Elbryanem i Jilseponie. W tej chwili Belli’mar Juraviel zdał sobie sprawę, że powróci z potężnym Symfonią, jeśli centaur i koń się na to zgodzą.
- Jest jeszcze jedna kwestia, którą masz zbadać, kiedy będziesz w krainie ludzi - dodała pani. - Nasi zwiadowcy zameldowali, że klejnoty, którymi posługiwała się Jilseponie, nie zostały odzyskane po walce w Chasewind Manor.
- Touel'alfar nigdy nie zajmowały się magicznymi klejnotami - odparł Juraviel - poza ofiarowanym nam szmaragdem. Wedle twych własnych słów, to domena ludzi.
- I zamierzam je oddać człowiekowi - przerwała pani Dasslerond. - Czyż o tym nie rozmawialiśmy? Dziecko będzie tym wszystkim, czym był jego ojciec i wszystkim, czym była kiedyś jego matka. Nauczymy go miecza i magii.
Juraviel cofnął się myślami do tego brzemiennego w skutki dnia. Brat Francis był pierwszym, który znalazł się w pokoju, jak pamiętał. Gdyby jednak to Francis znalazł kamienie, to zwróciłby je natychmiast kościołowi, więc nie byłyby uważane za zaginione. Jednak, wedle wersji opowieści słyszanej przez Juraviela, w okolicy znajdował się ktoś jeszcze, jeszcze inny człowiek o reputacji lepkich palców. Spojrzał na Dasslerond, a ona skinęła głową i odeszła. Juraviel wiedział, że całkiem dobrze zdawała sobie sprawę, iż potrafił zlokalizować brakujące klejnoty.
Tak, Juraviel wiedział całkiem dobrze, kto miał kamienie.
Elf, chętny do zobaczenia się znowu ze swymi starymi przyjaciółmi, opuścił Andur'Blough Inninness jeszcze tej samej nocy.




Dodano: 2006-11-11 10:59:26
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS