NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McGuire, Seanan - "Pod cukrowym niebem / W nieobecnym śnie"

Crouch, Blake - "Upgrade. Wyższy poziom"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Barker, Clive - "Sakrament"
Wydawnictwo: Mag
Tytuł oryginału: Sacrament
Data wydania: Grudzień 2006
Oprawa: miękka
Format: 115 x 185 mm
Liczba stron: 586
miejsce wydania: Warszawa



Barker, Clive - "Sakrament"

Każda godzina ma swoją tajemnicę.
Świt, zagadki światła i życia. Południe, sekrety trwałości. Godzina trzecia pośród gwaru i upału dnia, wieczorny księżyc stojący wysoko na niebie. Zmierzch, wspomnienia. A północ? Och, ta skrywa całą tajemnicę czasu jako takiego, dnia który nigdy już nie powróci, przechodząc, podczas gdy śpimy, do historii.

***

Była sobota, kiedy Will Rabjohns zjawił się w osmaganym wiatrem i mrozem, drewnianym baraku na obrzeżach Balthazar. Teraz była niedziela nad ranem, druga siedemnaście, wedle wskazania porysowanego zegarka Willa. Piersiówkę brandy opróżnił już przed godziną, wznosząc toast na cześć zorzy polarnej, któraskrzyła się, rozpostarta majestatycznie za zatoką Hudsona, nadbrzegiem której leżało Balthazar. Pukał do drzwi baraku niemalbez przerwy, nawołując Guthriego i prosząc, by zechciał poświęcić mu choćby kilka chwil. W pewnej chwili wydawało mu się, że tamten jednak mu otworzy; Will usłyszał dobiegające zza drzwi niezrozumiałe mamrotanie, a raz nawet poruszyła się klamka. Jednak Guthrie się nie pojawił. Will nie dał się zbyć ani nie wygladał na szczególnie zaskoczonego. Starzec miał opinię szaleńca, za takiego uważali go wszyscy, zarówno mężczyźni jak i kobiety, którzy zdecydowali się zamieszkać w tym zapomnianym zakątku planety. Jeżeli ktokolwiek wie coś na temat szaleństwa, to właśnie oni, skonstatował Will. Cóż, jeśli nie utrata zmysłów, mogło skłonić ludzi, aby założyć osadę, nawet tak niedużą jak Balthazar (liczba mieszkańców wynosiła trzydzieści jeden) na pozbawionym drzew, smaganym wichrami skrawku ziemi, który przez pół roku był skryty pod warstwą śniegu i lodu, a przez dwa spośród pozostałych nawiedzały go polarne niedźwiedzie, przybywające w teokolice późną jesienią i oczekujące, aż zatoka zamarznie? Fakt, że ci ludzie uważali Guthriego za szaleńca, mógł odzwierciedlać rozmiary jego obłędu. Will jednak był cierpliwy, potra.ł czekać. Większość swego zawodowego życia spędził właśnie na wyczekiwaniu, przesiadując w różnorakich kryjówkach, jamach, wyschniętych korytach strumieni czy na drzewach, trzymając w pogotowiu aparat fotograficzny i wytężając słuch, czekając, aż pojawi się obiekt na który polował. Ile z tych zwierząt było, tak jak Guthrie, pogrążonych w szaleństwie i rozpaczy? Bez wątpienia większość. Stworzenia, które bezskutecznie próbowały prześcignąć doganiającą je ludzką falę; których życie i miejsca zamieszkania były zagrożone. Jego cierpliwość często szła na marne. Czasami, pocąc się i dygocząc całymi godzinami, a nawet dniami ostatecznie musiał zrezygnować i ruszyć dalej, gdyż przedstawiciele gatunku, których poszukiwał, pomimo swej desperacji, bezradności i rozpaczy nie zechcieli ukazać tego w obiektywie jego kamer.
Guthrie natomiast był jak zwierzę w ludzkiej skórze. Mimo że zaszył się za ścianami swego żałosnego, naruszonego przez surowe warunki pogodowe baraku z desek, i starał się widywać z sąsiadami (o ile tak to można określić, gdyż najbliższy dom znajdował się w odległości pół mili) tak często, jak to było możliwe, z całą pewnością zaciekawił go widok mężczyzny stojącego u drzwi jego chaty i czekającego nań pięć godzin na siarczysty mmrozie. Will właśnie w tym widział swoje nadzieje – że im dłużej zdoła utrzymać się na nogach i nie zasnąć, tym bardziej prawdopodobne, że szaleniec w końcu ulegnie, ciekawość weźmie nad nim górę i facet zdecyduje się otworzyć drzwi. Znów spojrzał na zegarek. Już prawie trzecia. Mimo że powiedział swojej asystentce Adrianne, żeby na niego nie czekała, to znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że na pewno już martwi się o niego. Gdzieś tam w ciemnościach kryły się niedźwiedzie, niektóre z tych zwierząt ważyły po osiemset, dziewięćset funtów, charakteryzowały się nienasyconą żarłocznością i były całkowicie nieprzewidywalne, jeżeli chodzi o zachowanie. Za dwa tygodnie wyjdą na kry lodowe, aby polować na foki i wieloryby. Teraz jednak głównie grzebały w śmietnikach albo w cuchnących zalegających stertach odpadków w osadach Churchill i Balthazar, a także – jak się niestety zdarzało – zabijały ludzi. Istniało spore prawdopodobieństwo, że nawet teraz krążą, węsząc, gdzieś w pobliżu, w ciemnościach, których nie rozpraszał blask żarówki na rozchwierutanym ganku chaty Guthriego, i być może obserwują stojącego przed drzwiami Willa. Ta świadomość nie wzbudzała w nim niepokoju. Wręcz przeciwnie. Czuł lekkie podniecenie na myśl, że jakieś dzikie zwierzę mogło właśnie w tej chwili oceniać jego walory jako potencjalnej przekąski. Przez większość swojego dorosłego życia fotografował dziki, nieokiełznany świat, opisując ludzkiemu plemieniu tragedie, rozgrywające się na terytoriach, o które toczyła się walka. Rzadko kiedy były to ludzkie tragedie. To populacja tego drugiego świata wymierała, zmniejszając się z każdym dniem coraz bardziej. I gdy tak obserwował stopniową, lecz nieubłaganą erozję puszczy, zaczęło narastać w nim pragnienie, by choć na chwilę znaleźć się w tym dzikim świecie, zanim całkiem przestanie istnieć. Zdjął podbitą futrem rękawicę i wyjął z kieszeni anoraka paczkę papierosów. Został tylko jeden. Włożył go między zdrętwiałe wargi i przypalił, brak papierosów doskwierał mu bardziej niż siarczysty mróz czy niedźwiedzie.
– Hej, Guthrie – powiedział, uderzając kostkami palców w osmagane wiatrem i śniegiem drzwi – może jednak wpuścisz mnie do środka, co? Zajmę ci tylko kilka minut. Zlituj się.
Czekał, zaciągając się papierosowym dymem i zerkając przez ramię w ciemność. Jakieś dwadzieścia, trzydzieści jardów za jego dżipem znajdowało się skupisko skał, idealne miejsce, jak stwierdził, gdzie mogły czaić się niedźwiedzie. Czy coś się tam poruszyło? Chyba tak. Cwane skurwiele, pomyślał. Nie śpieszyły się, czekały, aż wróci do samochodu.
– Pieprzę to! – warknął pod nosem.
Czekał dostatecznie długo. Uznał, że odpuści sobie Guthriego, przynajmniej tej nocy. Zamierzał wrócić do swego ciepłego, wynajętego domku na ulicy Głównej (notabene jedynej) w Balthazar, zaparzyć kawę, przyrządzić lekkie śniadanie, a potem przespać się kilka godzin. Oparłszy się pokusie, by po raz ostatni zapukać do drzwi, odstąpił od nich i sięgając do kieszeni po kluczyki, ruszył przez skrzypiący śnieg z powrotem do swego dżipa. W głębi duszy zastanawiał się, czy Guthrie nie jest na tyle zepsutym, starym łajdakiem, że czeka, aż jego gość spasuje, i dopiero wtedy otwiera drzwi. Okazało się, że tak. Gdy tylko Will znalazł się poza granicą światła płynącego z pojedynczej żarówki na starym, rozlatującym się ganku, usłyszał skrzyp drzwi przesuwających się po oszronionej podłodze, z tyłu, za nim. Zwolnił kroku, ale się nie odwrócił, podejrzewał, że gdyby to zrobił, Guthrie po prostu by te drzwi zatrzasnął. Zapanowała cisza. Will miał dość czasu, by móc zastanowić się, co pomyślały o tym osobliwym rytuale wałęsające się w pobliżu niedźwiedzie. Wreszcie Guthrie znużonym tonem zawołał:
– Wiem kim jesteś i wiem, czego chcesz!
– Doprawdy? – spytał Will, oglądając się przez ramię.
– Nie pozwalam nikomu robić zdjęć ani mnie samego, ani mojego domu – rzucił Guthrie, jakby przed drzwiami jego chaty co dzień stała długa kolejka fotografów.
Dopiero teraz Will odwrócił się. Guthrie cofnął się, stając w progu; żarówka na ganku rzucała wątły blask. Will dostrzegł jedynie sylwetkę bardzo wysokiego mężczyzny rysującą się na tle mrocznego wnętrza baraku.
– Szanuję pańską decyzję – rzekł Will. – Skoro nie życzy pan sobie, aby ktokolwiek go fotografował, rozumiem to. Ma pan prawo do prywatności.
– No dobra, to czego chcesz, do cholery?
– Jak już powiedziałem, tylko pogadać.
Guthrie najwyraźniej przyjrzał się swemu gościowi na tyle dobrze, aby zaspokoić ciekawość, ponieważ cofnął się o krok i zaczął zamykać drzwi. Will wiedział, że w tym przypadku próba przyspieszenia kroku była niewskazana. Nie pozostało mu nic innego jak zagrać swoją ostatnia kartą. Wypowiedział dwa nazwiska, bardzo cichym, spokojnym głosem:
– Chcę porozmawiać o Jacobie Steepie i Rosie McGee.
Postać wyraźnie drgnęła; przez chwilę było niemal pewne, że mężczyzna zamknie drzwi i na tym wszystko się skończy. Zamiast tego Guthrie wyszedł na ganek.
– Znasz ich?
– Spotkałem ich kiedyś – odparł Will. – Bardzo dawno temu. Pan też ich znał, prawda?
– Jego... ale bardzo słabo. Choć muszę powiedzieć, że nawet to było dla mnie za wiele. Mówiłeś, że jak się nazywasz?
– Will... William... Rabjohns.
– No dobra... właź do środka, zanim odmrozisz sobie jaja.



Dodano: 2006-11-21 11:50:26
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS