NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"

Moorcock, Michael - "Elryk z Melniboné"

Ukazały się

King, Stephen - "Billy Summers"


 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

Linki

Moon, Elizabeth - "Być bohaterem"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Moon, Elizabeth - "Esmay Suiza"
Data wydania: 2005
ISBN: 83-88916-69-6
Oprawa: miękka
Format: 135 x 205 mm
Liczba stron: 428
Tom cyklu: 1



Moon, Elizabeth - "Być bohaterem" #2

Rozdział drugi
Park przemysłowy Harborview, Castle Rock

Sala konferencyjna została starannie przeszukanai oczyszczona, aby wyeliminować wszelkie demony, których czujne oczyi uszy oraz zdradliwie języki miałyby dzisiaj co robić. Na zewnątrzoddalony o dwa pomieszczenia recepcjonista przyjmował telefony,a reszta pracowników zajmowała się przydzielonymi im zadaniami. Trójkapartnerów, którzy powołali do życia Special Materials Analysis Consulting,w tej chwili wyglądała bardziej na rywali w interesach niżprzyjaciół. Arhos Asperson, niski, krępy i z ciemnymi włosami,pochylił się do przodu, opierając łokcie na wypolerowanym stole,i słuchał, jak Gori Lansamir składa raport z potajemnych badań.Siedząca naprzeciw niego Losa Aguilar rozpierała się wygodnie w fotelu,świadomie wyrażając swoją pozą i gestami sprzeciw. Rozleniwienie niepasowało do niej; w jej szczupłym ciele kryła się energia, którą zazwyczajwyrażała działaniem.
- Miałeś rację, Arhos. Wewnętrzne przewidywaniaCalmorrie zakładają, że popyt ostro wzrośnie, zwłaszcza na powtórzenieprocedur, które zostały wykonane z użyciem leków z wątpliwego źródła.- Gori zmarszczył się, co było czymś niezwykłym na jego pogodnej twarzy. Arhoskiwnął głową.
- Innymi słowy, zeszłotygodniowa anomalia dotycząca cenna pierwsze odmładzanie wcale nie była anomalią.
- Nie. - Gori wskazał na wyświetlany wykres. - Od kiedykról zrezygnował, wciąż mówiono o obniżaniu się jakości składników.Niepokoje w holdingach rodziny Morrelline wskazują, że może być jeszczegorzej niż sugerują już złożone pozwy.
- Powinniśmy się cieszyć, że nie zdecydowaliśmy się nato w zeszłym roku - stwierdziła Losa. Arhos spojrzał na nią. Czyfaktycznie usłyszał w jej głosie cień samozadowolenia? Prawdopodobnie tak.Zazwyczaj nie miał nic przeciwko temu, ale kiedy nie zgadzała się z nim,to jej samozadowolenie bardzo go bolało.
- To nie jest nasza zasługa, po prostu w zeszłymroku nie stać nas było przy takim skoku cen. Sądzę, że teraz moglibyśmy opłacićodmłodzenie dla jednego z nas... - Arhos zerknął na swoich partnerów. Gorimógłby na to pójść, ale Losa nigdy. Podobnie jak on, chyba że to właśnie jegoby odmłodzono.
- Nie - odezwała się szybko Losa, zanim Gori zdążył cośpowiedzieć. - Z tych samych powodów, dla których nie przeznaczyliśmy na tofunduszy rok temu.
- Nie musisz aż tak podkreślać wzajemnego brakuzaufania - wymamrotał Arhos. - Ja tylko wskazałem, że w tym roku też staćnas wyłącznie na jedno odmłodzenie. Zebranie tylu pieniędzy zajęło nam pięćlat, a przy spodziewanym drastycznym wzroście cen...
- Potrzebujemy więcej kontraktów - oświadczył Gori. -Biorąc pod uwagę to, co w tej chwili dzieje się we Flocie, możemy znaleźćsobie tam niszę.
- Powinniśmy mieć przewagę - zgodziła się Losa. - Niewzbudzamy takich podejrzeń, jak więksi dostawcy i firmy konsultingowe.
Ale Arhos miał wątpliwości. Nawet przy szalejących obecniepolowaniach na czarownice, stare dobre firmy jakoś nie wyglądały na zagrożone.- Wykonujemy dobrą robotę; mieliśmy już kontrakty dla Floty przez Misiani...Tylko czy w takich czasach ktokolwiek zauważa pod-podwykonawców?
- To właśnie cię martwi? Że nie jesteśmy dostateczniezauważani?
- W pewnym stopniu. Problem w tym, że skądmogą wiedzieć, czy jako podwykonawcy spisaliśmy się dobrze dlatego, że jesteśmydobrzy, czy dlatego, że pilnował nas główny wykonawca. A więc nie mająpowodu, żeby nam ufać.
- Mieliśmy kilka kontraktów... - zaczęła Losa, jednakprzerwała i wzruszyła ramionami. - Ale za mało tych dobrych. Mamy zbyt małezyski.
- Tak, i jestem przekonany, że poważny problemstanowi to, iż jeszcze nie jesteśmy odmłodzeni. Wszystkie duże firmy mają jużodmłodzonych dyrektorów.
- Nie jesteśmy tacy starzy.
- Nie, ale... Gori nie jest już tak chłopięco uroczy.Nikt z nas nie wygląda jak błyskotliwy dzieciak. Słuchaj, Losa, jużo tym rozmawialiśmy...
- I wtedy też mi się to nie podobało... -Porzuciła sztuczną niedbałość na rzecz bardziej naturalnej, wyprostowanej pozy.Takich pleców i karku nie widział nigdy u nikogo poza tancerkami.Pamiętał jej plecy pod swoimi dłońmi... ale to było lata temu. Teraz byliwyłącznie partnerami w pracy. Oderwał się od myśli o Losieodmłodzonej do... na przykład... osiemnastolatki...
- Słuchaj, to proste. Jeśli chcemy przetrwać, musimyprzekonać klientów, że odnieśliśmy sukces. Konsultanci, którzy odnieśli sukces,są bogaci, a bogaci ludzie odmładzają się. Wciąż dostajemy kontrakty, alenie te najlepsze. Za dziesięć lat te kontrakty przejdą do nowych firm - naszychkonkurentów, którzy zdołali się odmłodzić.
- Moglibyśmy obniżyć... - powiedział Gori bezprzekonania. Już o tym rozmawiali. Nawet on nie miał ochoty znów żyć jakubogi student.
- Nie. - Arhos potrząsnął głową. - Żeby zaoszczędzić naodmłodzenie, nawet jedno, musielibyśmy obciąć koszty, na przykład zrezygnowaćz tego biura, a to zrobiłoby bardzo złe wrażenie. Musimy sięodmłodzić - wszyscy - w ciągu najbliższych pięciu lat. Przy rewelacjacho zanieczyszczonych lekach cena pójdzie w górę właśnie wtedy, gdybędziemy najbardziej tego potrzebować.
- A więc wszystko sprowadza się do większej liczbykontraktów - podsumowała Losa. - Tylko że nie możemy ich zawrzeć więcej bezwynajęcia dodatkowych pracowników, a to nam podnosi koszty.
- Dlatego potrzebujemy nowych pomysłów, kontraktów,które dadzą nam większy zysk, ale nie będą wymagać dodatkowych wydatków.
- Z twojego tonu wnoszę, że masz coś takiego.
- No cóż... Są dziedziny, w których płaci sięznacznie wyższe stawki... za działania, do których mamy kwalifikacje.
Losa zacisnęła wargi.
- Sabotaż przemysłowy? Lepiej nie próbować tegoz Flotą... zwłaszcza przy aktualnych nastrojach.
- Opinia publiczna jest w tej chwili po ichstronie z powodu sprawy z Xavierem - ta kobieta Serrano jestbohaterem - ale na dłuższą metę zapamiętają jedynie bohatera i trójkęzdrajców.
- I my też mamy zostać zdrajcami?
Arhos wbił w nią gniewne spojrzenie.
- Nie, nie zdrajcami. Ale... żadne z nas niezajęło się tą pracą z powodu jakiejś szczególnej miłości do biurokracjiFamilii. Pamiętacie, dlaczego opuściliśmy General Control Systems. A potemjako podwykonawcy musieliśmy wypełniać te same tony papierków...
- Mówisz o pracy poza przestrzenią Familii? Czynie będzie to po prostu oznaczało użerania się z zupełnie nowym zestawemurzędników?
- Niekoniecznie. Nie wszyscy na zewnątrz są takograniczeni regulacjami jak Familie. I nie jest to wcale wbrew interesomFamilii... Przynajmniej ja tego tak nie widzę.
- Chcesz odmłodzenia - odezwała się ostro Losa,nachylając się nad stołem.
- Tak. I ty też, Losa. Podobnie jak Gori. Żadne z nasnie było w stanie zwiększyć naszych dochodów w ramach kontraktówFloty i podzleceń; w tej sadzawce jest zbyt wiele ryb, a sporoz nich ma większe zęby. Tak więc albo zrezygnujemy z naszych ambicji,czego ja osobiście nie zamierzam robić, albo znajdziemy inny staw. Najlepiejpołączony z dotychczasowym, żebyśmy nie stracili wyrobionej już dobrejopinii i kontaktów.
Losa westchnęła teatralnie.
- Dobra, Arhos... No to nam powiedz.
Pozwolił sobie na uśmiech.
- Mamy potencjalnego klienta, który chciałby, żebyśmywyłączyli detonator mechanizmu samozniszczenia na statku technicznym.
- Czyim statku technicznym? Floty?
Arhos kiwnął głową.
- Nie wysadzić go, tylko uszkodzić detonator mechanizmusamozniszczenia?
- Tak.
- Czemu?
Arhos wzruszył ramionami.
- To nie moja sprawa... Mógłbym spekulować, ale wolętego nie robić.
- A kim jest ten potencjalny klient?
- Nie powiedział, dla kogo pracuje, ale małe, dyskretnedochodzenie pozwoliło mi ustalić z bardzo dużym prawdopodobieństwem, żejest agentem Świata Aethara.
Losa i Gori spojrzeli na niego tak, jakby nagle wyrosłymu rogi.
- Rozmawiałeś z Krwawą Hordą? - zapytała wreszcieLosa, wyprzedzając Gori o ułamek sekundy.
- Czy możemy mu zaufać? - dodał Gori.
- Nie do końca - przyznał Arhos. - Ale oferta jest...bardzo hojna. A podejrzewam, że możemy to jeszcze negocjować. - Niesprawiał wcale wrażenia tak pewnego siebie, jak mu się zdawało.
- Jakiego to rodzaju statek techniczny? - zapytał Gori.
- Statek remontowy dalekiego zasięgu, jedna z tychruchomych baz produkcyjnych obsadzonych załogą jak stacja orbitalna.W ogóle nie rozumiem, po co ktoś montował na czymś takim mechanizmsamozniszczenia. Dla mnie to brzmi groźnie. Co by się stało, gdyby na przykładkapitan oszalał? No więc oni chcą tylko uszkodzenia mechanizmu, to wszystko.
- Nie podoba mi się pomysł robienia interesówz Krwawą Hordą - stwierdziła Losa. - Mówimy o dwudziestu czytrzydziestu tysiącach ludzi...
- Personelu wojskowego - poprawił ją Arhos. - Niezwykłych ludzi. Zgodzili się na ryzyko i za to właśnie im się płaci.A my potrzebujemy gotówki. Jeśli szybko nie dostaniemy proceduryodmładzania...
- Ale Krwawa Horda, Arhos! Te kudłate mięśniakiz ich bzdurami o Przeznaczeniu! Ich miejsce jest na tej ich planecie,niech tam walą się wzajemnie maczugami, piją i śpiewają...
- Oczywiście, że tak. - Arhos wyszczerzył zębyw uśmiechu. - To barbarzyńcy i wszyscy o tym wiemy. Właśniedlatego nie martwię się. Flota prawdopodobnie będzie w stanie ichkontrolować, tak jak zawsze. A to zadanie nie wymaga od nas działań przeciwkoFlocie.
- Uszkodzenie systemu statku...
- Systemu, który nigdy nie został i nie zostanieużyty. RDZ i tak nigdy nie wchodzą do walki, więc nie wiem nawet, po comają urządzenia do autodestrukcji. Uważam, że raczej powinni pomyśleć, jakuniemożliwić ich wysadzenie w powietrze. Ale najwyraźniej mają cośtakiego, a osoba, która skontaktowała się ze mną, chce jego wyłączenia.
Losa wyprostowała się w fotelu.
- To oczywiste, Arhos, czy nie rozumiesz...
- Nie chcę rozumieć... a raczej spekulować. To niebędzie miało wpływu na funkcjonowanie RDZ jako placówki naprawczeji technicznej, nikogo nie zabijemy, nie zrobimy niczego złego opróczpowstrzymania jakiegoś niezdarnego chorążego przed przypadkowym wysadzeniemstatku w powietrze. Właściwie można to potraktować jako minimalizowanieryzyka zniszczeń... - Losa parsknęła, ale zignorował to i mówił dalej. -A dobra wiadomość jest taka, że... zanim zacząłem negocjować, zaoferowaliwynagrodzenie, które pozwoli zapłacić za odmłodzenie dwojga z nas. - Pochwili milczenia rzucił ostatni kawałek przynęty. - Wytargowałem jeszcze półmiliona, a to oznacza, że będziemy mieć dość pieniędzy dla całej trójki.Netto, nie brutto. Oczywiście po wykonaniu pracy.
- Całkowite...
- Z najnowszymi, certyfikowanymi lekami.I poprawka na inflację w trakcie wykonywania pracy.
Szczupła twarz Losy promieniała.
- Odmłodzenie... tak jak Lady Cecelia...
- Tak. Przypuszczałem, że właśnie tak będziesz na topatrzeć. - Arhos przechylił głowę w stronę Gori. - A ty?
- Hmmm. Nie lubię Krwawej Hordy, ale... prawdopodobniewiększość tego, co o nich słyszałem, to zwykła propaganda. Gdybyfaktycznie byli tacy kłótliwi i zacofani technologicznie, nie bylibyw stanie utrzymać swojego imperium w całości przez ostatnie stulecie.Mam nadzieję, że to będzie w solidnej walucie?
- Tak.
Gori wzruszył ramionami.
- Wobec tego nie widzę problemu, o ile tylkomieści się to w ramach naszej wiedzy technicznej. Tak jak powiedziałeś,nie uszkodzimy statku i nie będziemy narażali ludzkiego życia. Mechanizmautodestrukcji nie jest bronią, dlatego tak naprawdę niczego Flocie niezabierzemy. - Zastanawiał się przez chwilę, a potem dodał: - Ale jakdostaniemy się na pokład tego statku? I gdzie on jest?
Arhos wyszczerzył zęby, tym razem jeszcze szerzej.
- Dostaniemy kontrakt. Uczciwy. Dziś rano ogłoszonowezwanie do składania ofert. Cała broń Floty wymaga rekalibracji; mówi się, żezdrajcy tacy jak Hearne mogli przekazać wrogom kody naprowadzania. To takolbrzymie zadanie, że zdecydowali się zatrudnić do tego wszystkich konsultantówo odpowiednich kwalifikacjach i poziomie dostępu, niezależnie odwielkości firmy. Zgłosiłem naszą ofertę.
- A co by było, gdybyśmy odrzucili tę drugą?
- Wtedy mielibyśmy uczciwą pracę. Zgłosiłem się dopracy w sektorze 14, podając jako powód małą liczbę pracowników. Jest toprojekt premiowany z powodu dużej odległości od większych węzłów. Wydajemi się, że bardzo dobrze pasujemy do profilu, a poza tym możemy dogadaćsię z tym, kto go dostanie, jeśli to nie będziemy my.
- Pod warunkiem, że dostaniemy te pieniądze -powiedziała Losa.
- Och, dostaniemy. Przedstawiciel Hordy zjawi się tujutro. Będą to standardowe wstępne negocjacje, ale chcę zachować zasady pełnegobezpieczeństwa. Bardzo prawdopodobne, że może być niemiły. Nie będzie wiedziało drugim kontrakcie, a ja spróbuję wyciągnąć z niego dodatkowepieniądze na podróż i wydatki.
- Kogo bierzemy do tej roboty? - zapytał Gori.
- Do tej części dla Floty zwykły zespół. Do tej drugiej- tylko nasza trójka. W końcu nie chcemy dzielić się pieniędzmi.

* * *

- Jest tylko jeden problem - oznajmił Arhos. - To przejściecywilno-wojskowe na Sierrze. Mają tam kwaterę główną czerwonego sektora...i sprawdzają znacznie więcej niż tylko pobieżnie identyfikatory. - Zerknąłna siedzącego po drugiej stronie szerokiego stołu blondyna w drogimgarniturze.
- Wasze dokumenty będą w porządku - odpowiedziałblondyn. Rozparł się w fotelu, jakby to był tron, przez co jego garnitursprawiał wrażenie, jakby został uszyty na kogoś innego.
- Moglibyśmy całkowicie ominąć ten problem, podróżującz Flotą z innego miejsca. Na przykład z Comus.
- Nie. - Odpowiedź była stanowcza, nieuprzejma,arogancka.
- Wyjaśnij to.
- Moją rolą nie jest wyjaśnianie. Macie podporządkowaćsię kontraktowi. - Blondyn obrzucił ich gniewnym spojrzeniem.
- A moją rolą nie jest bycie głupcem -odpowiedział Arhos. Szybkim spojrzeniem zapewnił blondyna, że jeszcze przezchwilę pozostanie wśród żywych, a jak długo, to będzie zależało od jegonastroju. Przypomniał sobie, że wynagrodzenie za wykonanie zadania umożliwi imzapłacenie za trzy i pół odmłodzeń w cenach obowiązującychw czasie, kiedy powinni je zakończyć. Pieniądze Floty za skalibrowaniecałej broni pozwolą im żyć. Jeżeli zabiją posłańca, będą mieli do czynieniaz kimś być może jeszcze gorszym. - Jeśli twierdzisz, że chcesz to zrobićw elegancki sposób, powinieneś posłuchać ekspertów.
- Eksperci od zdrady - rzucił blondyn przyakompaniamencie charakterystycznego dla Krwawej Hordy prychnięcia. Najwyraźniejnie wiedział, co to jest szacunek, a to niebezpieczny stan, jeszcze gorszyniż nieuprzejmość. Arhos przymknął powieki. Kiedy je podniósł, blondyn kurczowotrzymał się fotela i ze wszystkich sił starał się złapać oddech,a w jego gruby kark wrzynała się pętla.
- Zniewagi nas drażnią - powiedział łagodnie Arhos. - Jesteśmyekspertami i właśnie dlatego nas wynająłeś. Zgodnie z naszą wiedząsugerujemy, że najlepiej będzie podróżować bez wzbudzania podejrzeń. Uważam, żeczekanie, aż stacja Sierra przejdzie pod jurysdykcję Floty, może niepotrzebnieściągnąć na nas uwagę. Przedsiębiorcy cywili, specjalistyczni konsultancizazwyczaj załapują się na transport Floty bliżej ich miejsca pochodzenia. -Uśmiechnął się. Twarz blondyna robiła się nieprzyjemnie sina i zaczynałwydawać odrażające dźwięki. A jednak jego błękitne oczy, przytępionebrakiem tlenu, nie zdradzały strachu. Arhos kiwnął głową i pętla na karkublondyna rozluźniła się.
- Matkożercze gnidy! - wycharczał blondyn i napiąłsię mocno, ale uchwyty fotela trzymały go w miejscu.
- Eksperci - poprawił go Arhos. - Ty nam płacisz,a my wykonujemy twoje zlecenie czysto i dokładnie. Nie obrażaj nas.
- Pożałujecie tego - powiedział blondyn.
- Nie wydaje mi się. - Arhos uśmiechnął się. - To niena moim własnym karku widzę ślad po pętli. I na pewno go nie zobaczę.
- Gdybym nie był spętany...
Arhos przechylił głowę na bok.
- Gdybyś mnie zaatakował, musiałbym cię zabić.A to byłoby bardzo smutne.
- Ty drobny...
- Barbarzyńca z Krwawej Hordy! - Tym razemodezwała się trzecia osoba obecna w pokoju - kobieta, która do tej porymilczała, a jej spokojna postawa sugerowała podrzędną rolę. - Czy powszystkich waszych klęskach wciąż uważacie, że najważniejsze są rozmiary?
- Spokój, Losa. Nasz kontrakt nie obejmuje uczeniatego... osobnika, co naprawdę liczy się w walce wręcz. Nie mamy powodu,aby dawać mu bezpłatne informacje.
- Jak sobie życzysz. - Sprawiała wrażenie bardziejobrażonej niż uległej.
- No dobrze - stwierdził Arhos. - Spodziewamy sięoddania do depozytu w naszym banku do jutra do południa połowywynagrodzenia, następnie jednej czwartej, kiedy dotrzemy do stacji Sierra,i ostatniej ćwierci po zakończeniu zadania. Nie - rzekł, gdy blondynchciał coś powiedzieć - nie będziesz się targował. Obrażając nas, straciłeśmożliwość negocjowania. Jeśli nie podobają ci się moje warunki, możesz wynająćkogoś innego. Nie znajdziesz nikogo równie dobrego - o czym już wiesz -ale wybór należy do ciebie. Przyjmujesz czy odrzucasz nasze warunki?
- Przyjmuję - odpowiedział blondyn, wciąż chrypiącz przyduszenia. - Chciwe świnie...
- Bardzo dobrze. - Nie było potrzeby wspominać, żekażda kolejna zniewaga podnosi cenę zadania. Nie trzeba lubić swoich klientów,jeśli przynoszą wystarczający zysk, a Arhos - najlepszy w swojejdziedzinie - wiedział, ile trzeba, by go usatysfakcjonować.
Samo zadanie było intrygujące, warte podjęcia. Nie podjęcia,poprawił się, ale wykonania. Nie miał żadnych wątpliwości, gdyż od lat niezdarzyło im się nie wywiązać z zadania. W tej chwili myślał jedynieo wyrzuceniu tego bufona z biura zaraz po tym, jak odciskiem kciuka zatwierdziautoryzację kredytu.

* * *

- Paskudny - odezwała się Losa po wyjściu mężczyzny. -I niebezpieczny.
- Tak, ale wypłacalny. Nie musimy ich lubić.
- Już to mówiłeś.
- Bo to prawda.
- Przestraszył mnie... On nie bał się, był po prostuzły. Co będzie, jeśli zechcą zemścić się za zniewagę?
Arhos popatrzył na nią i pomyślał, że mogłaby wreszciezdecydować się, czego chce.
- Losa, to niebezpieczny interes, ale nigdy wcześniejnie przejmowałaś się tym. Mamy dobre zabezpieczenia, będziemy uważać. Chcesztego odmłodzenia czy nie?
- Oczywiście, że chcę.
- Myślę, że po prostu złości cię, że to ja zdobyłemkontrakt, a nie ty.
- Może. - Westchnęła, a potem uśmiechnęła się, coostatnimi czasy rzadko jej się zdarzało. - Potrzebuję tego odmłodzenia, skoroprzedwcześnie zmieniam się w ostrożną starszą panią.
- Nie jesteś starszą panią, Losa, a teraz jużnigdy nią nie będziesz.

OSK Harrier
Zanim okręt flagowy dotarł do kwatery głównej sektora, Esmayzaczęła myśleć o tym, że sąd wreszcie uwolni ją od napięć i rywalizacjiw grupie wystraszonych młodszych oficerów, którzy nie mieli nic do roboty.Choć przypuszczała, że z prawnego punktu widzenia trzymanie ichw izolacji i bez pracy jest sensowne, sama odczuwała to jak karę.
Nawet największe statki dysponowały ograniczonymimożliwościami rekreacji; zazwyczaj większość czasu załogi zajmowało pełnienieobowiązków. Esmay próbowała zmusić się do używania kostek do samodzielnej naukii zachęcała do tego pozostałych, ale mając umysł zaaferowanywątpliwościami, nie była w stanie skoncentrować się na czymś tak nudnym,jak "Metody regeneracji filtrów w systemie zamkniętym" czy "Protokołykomunikacji jednostek Floty działających w obszarach utajnionych Fi R". Jeśli zaś chodzi o kostki taktyczne, to i tak wiedziałajuż, jakie popełniła błędy, wracając do Xaviera, i teraz nic z tymnie mogła zrobić. Zresztą żadna z kostek taktycznych nie brała pod uwagęproblemów technicznych, z jakimi zmagała się, przystępując do bitwy nastatku pełnym uszkodzeń powstałych w czasie buntu.
Nie pracowała wystarczająco ciężko w dzień, by dobrzespać w nocy. Mógłby jej w tym pomóc wysiłek fizyczny, aleprzydzielony jej czas w sali ćwiczeń nie wystarczał. Tak więc noc po nocyprzychodziły koszmary, po których budziła się zlana potem i z piaskiemw oczach. W tych, które rozumiała i które były wyjątkowonieprzyjemne, widziała sceny buntu albo bitwy przy Xavierze, słyszała dźwiękii czuła zapachy. Inne zdawały się czerpać z filmów szkoleniowych,krwawych historii, o których kiedyś słyszała... a wszystko to byłowymieszane razem niczym jaskrawe odłamki strzaskanej misy.
Podniosła wzrok na twarz zabójcy... Spojrzała w dółi zobaczyła własne dłonie śliskie od krwi i wnętrzności... Zapatrzyłasię w lufę Pearce-Xochina 382, która zdawała się poszerzać, aż całe jej ciałomogło wsunąć się do wnętrza... Słyszała, jak błaga wysokim, cienkim głosem,żeby ktoś przestał... NIE. Tym razem, kiedy obudziła się zaplątanaw wilgotną pościel, ktoś stukał do drzwi i wołał jej imię. Zakaszlałakilka razy, aż jej głos nabrał dość siły, by mogła odpowiedzieć.
To nie były drzwi, a właz. I nie była w domu,a na pokładzie statku, który był znacznie lepszy od domu. Esmay odetchnęłagłęboko i wyjaśniła głosowi na zewnątrz, że to był tylko zły sen. Wiesz,nie tylko ty potrzebujesz spać, usłyszała zza drzwi. Przeprosiła, zmagając sięz nagłą niewytłumaczalną falą gniewu, który pędził ją, by otwarła... właz,a nie drzwi... i udusiła rozmówcę. W końcu jednak marudzącyodszedł, a ona położyła się z powrotem, opierając się o ścianę -bezpieczną, szarą ścianę - i zaczęła myśleć.
Nie miała takich snów od lat, kiedy to opuściła dom dlaszkoły przygotowawczej Floty. Nawet w domu w miarę jak dorastałapojawiały się coraz rzadziej, choć i tak wystarczająco często, by martwićjej rodzinę. Macocha i ojciec wyjaśnili jej ich pochodzenie. Po śmiercimatki Esmay uciekła z domu, co było głupim i nieodpowiedzialnymzachowaniem, ale okolicznościami łagodzącymi był jej młody wiek i fakt, żeprawdopodobnie była chora na tę samą gorączkę, która zabiła jej matkę. Znalazłasię w kłopotach, trafiając w sam środek buntu znanego jako PowstanieCalifera. Odnalazły ją i uratowały oddziały jej ojca, ale niemal umarławtedy z powodu gorączki. To, co wtedy widziała, słyszała i czuła,w trakcie długich dni śpiączki przemieszało się i zostawiło śladw postaci koszmarnych snów o czymś, co nigdy nie miało miejsca.Przynajmniej nie tak, jak jej się śniło.
Nic dziwnego, że udział w prawdziwej bitwie przywołałtamte stare wspomnienia i przeżycia wywołane gorączką. Czuła już kiedyś odórwnętrzności, a zapachy miały szczególną moc budzenia wspomnień...Wyczytała to w książkach z dziedziny psychologii, które studiowałapotajemnie w bibliotece Papy Stefana, kiedy wierzyła, że jest wariatką,leniwą, tchórzliwą i głupią. Teraz, kiedy zrozumiała, że koszmarne sny topróba powiązania jej doświadczeń z przeszłości z teraźniejszością,koszmary odeszły.
Szybko usnęła i spała spokojnie aż do chwili, gdyobudził ją sygnał budzika. Była szczęśliwa, że odkryła źródło swoich problemów,i nakazała sobie nie śnić już więcej koszmarów. Odtąd jeśli śniła, niepamiętała tego i nikt już nie narzekał na wydawane przez nią odgłosy.Przed dotarciem do kwatery głównej sektora tylko raz miała koszmar senny, aleten łatwo było zrozumieć. Śniło jej się, że przyszła na sąd wojenny i gdyprzewodniczący odezwał się, odkryła, że jest całkiem naga. Próbowała uciec, alenie mogła się ruszyć. Wszyscy na nią patrzyli i śmiali się, a potemodeszli, zostawiając ją samą.
Przeżycie tak normalnego koszmaru było dla niej niemal ulgą.

* * *

W kwaterze głównej czekały już na nich nowe mundury;dostarczyli je do poddanego kwarantannie sektora statku strażnicy, którzywyraźnie uważali, że to zadanie uwłacza ich godności. Nowe ubranie Esmaysprawiało wrażenie sztywnego i niezgrabnego, jakby jej ciało zmieniło sięw sposób umykający pomiarom krawieckim. Codziennie używała skromnegosprzętu gimnastycznego, więc nie był to problem zwiotczenia mięśni... To byłocoś... bardziej umysłowego niż fizycznego. Peli i Liam jęknęli dramatyczniena widok rachunków od swoich krawców; Esmay nic nie powiedziała na tematswojego, i dopiero później zdała sobie sprawę, że zapewne pomyśleli, iżdysponuje jakimiś innymi środkami oprócz gaży.
Po raz pierwszy wezwano przed oblicze admirał całą grupęmłodszych oficerów. Esmay ubrała się w nowy mundur, tak samo zrobilipozostali. Prowadził ich uzbrojony strażnik, drugi zamykał pochód. Esmaypróbowała normalnie oddychać, ale nie potrafiła przestać się martwić, o comoże chodzić.
Admirał Serrano czekała z nieruchomą twarzą, ażwypełnili jej biuro, upakowani tak ciasno, że Esmay czuła zapach nowej tkaninyich mundurów. Na każde formalne powitanie admirał odpowiadała nieznacznymskinięciem głowy i przenosiła wzrok na następnego w szeregu oficera.
- Mam obowiązek poinformować was, że zostaliściewezwani przed sąd w celu wyjaśnienia, w miarę możliwości, wydarzeń,które doprowadziły do buntu na pokładzie Despite’a, a następniezaangażowania się statku i jego załogi w wydarzenia na Xavierze.
Chociaż nikt nie powiedział ani słowa, Esmay czuła reakcjętowarzyszących jej oficerów. Wiedzieli, że musi do tego dojść, a mimo tosłowa admirała Floty uderzyły w nich z potężną siłą. Sąd wojenny.Niektórzy oficerowie przez całą swoją karierę nie zetknęli się choćby z groźbąśledztwa, a co dopiero z przesłuchaniem przed Komisją Śledczą... niemówiąc o stawaniu przed sądem wojennym. W przypadku skazaniaoznaczało to ostateczną hańbę, ale nawet w razie oczyszczeniaz zarzutów pozostawała rysa na karierze.
- Z powodu złożoności sprawy - kontynuowała admirał -Wojskowe Biuro Śledcze postanowiło potraktować ją z wyjątkowąwnikliwością, a równocześnie z zachowaniem należytej powagi. Niesprecyzowano określonych zarzutów wobec każdego z was, ale podporucznicymogą spodziewać się oskarżenia zarówno o zdradę, jak i o bunt,co WBŚ nie uważa za wykluczające się zarzuty. Oznacza to, że jeśli zostaniecieuznani winnymi zdrady, nie ochroni to was przed zarzutem o bunt,i odwrotnie. - Spojrzenie czarnych oczu admirał zdawało się wwiercaćw Esmay. Czy chciała przez to powiedzieć coś szczególnego? Esmay miałaochotę wykrzyczeć, że nie jest i nigdy nie była zdrajcą, ale dyscyplinakazała jej trzymać język za zębami.
Admirał delikatnie odkaszlnęła.
- Pozwolono mi poinformować was, że powodem tegowszystkiego jest poważna troska o wpływy Benignity w korpusieoficerskim. Nie byłoby rozsądnie zignorować taką możliwość; wyjaśnią to wamwasi obrońcy. Chorąży zostaną oskarżeni wyłącznie o bunt, z wyjątkiemprzypadku, w którego sprawie dalej trwa śledztwo.
- Ale nie widzieliśmy jeszcze żadnego obrońcy! -poskarżył się Arphan. Esmay miała ochotę go walnąć; dureń nie miał prawa sięodzywać.
- Chorąży... Arphan, prawda? Czy ktoś pozwolił wamprzerywać, chorąży? - Admirał nie potrzebowała pomocy pepeka, by skarcićniezdyscyplinowanego młodzieńca.
- Nie, sir, ale...
- A więc milczeć. - Admirał spojrzałaz powrotem na Esmay; kobieta poczuła się winna, że w jakiś sposób niepowstrzymała Arphana, ale spojrzenie przełożonej nie wyrażało nagany. -Podporuczniku Suiza, pani proces jako najstarszego oficera i byłegokapitana statku, który po buncie brał udział w bitwie, odbędzie sięoddzielnie, choć będzie pani wzywana w celu składania zeznańw procesach podlegających pani oficerów, a oni będą zeznawać w paniprocesie. Dodatkowo stanie pani przed Kapitańską Komisją Śledczą, która zbadadowodzenie przez panią Despitem w czasie bitwy.
Właściwie Esmay spodziewała się tego, choć miała jednaknadzieję, że w ramach jednego dochodzenia sądowego mogą odbyć sięi pozostałe.
- Z powodu niezwykłych okoliczności sytuacji naXavierze i działań podejmowanych przez komandor Serrano ustalono, żezostaniecie przetransportowani na procesy do kwatery głównej Floty oddzielnymipojazdami.
Esmay zamrugała. Nie ufają admirał Serrano z powodu jejsiostrzenicy? Potem przypomniała sobie wszystkie plotki - w tej chwilewidentnie nieprawdziwe - dotyczące Heris Serrano i jej odejściaz Floty.
- Komandor Serrano oczywiście także stanie przedKomisją Śledczą i tam też będzie pani wzywana na świadka. - Esmay nie potrafiławyobrazić sobie, kto mógłby uznać ją za użyteczne źródło informacji w tejsprawie. - Dostaniecie pozwolenie na dostęp do urządzeń komunikacyjnychw celu poinformowania waszych rodzin. Nie wolno wam natomiast komunikowaćsię z nikim poza rodziną. W szczególności zabrania się wam pod groźbąkary omawiania tej sprawy z kimkolwiek spoza Floty, z wyjątkiemwaszych obrońców. Osobiście doradzam, abyście już więcej nie omawiali tejsprawy między sobą. Będziecie podlegać uważnej obserwacji, nie zawsze przez osobyzainteresowane waszym dobrem. W centrali Floty spotkacie sięz przydzielonymi wam obrońcami i będziecie mogli przygotować się doprocesu. - Przez chwilę admirał przesuwała wzrokiem po zgromadzonych; Esmaymiała nadzieję, że nikt nie będzie już zadawał głupich pytań, i naszczęście nikt tego nie zrobił.
- Możecie odejść - oznajmiła wreszcie admirał. -Z wyjątkiem podporucznik Suizy. - Serce Esmay podskoczyło jej do gardła,a następnie przebiło sufit. Stała nieruchomo, gdy pozostali wychodzili,przyglądając się twarzy admirał w poszukiwaniu jakichś wyjaśnień. Kiedywszyscy już wyszli, admirał westchnęła.
- Proszę usiąść, poruczniku Suiza. - Esmay usiadła. -Będzie to dla pani trudny czas i chciałabym się upewnić, że pani torozumie. A jednocześnie nie chciałabym wywoływać paniki. Niestety, nieznam pani dostatecznie, by wiedzieć, jak łatwo jest panią przerazić. Panikartoteka oficera też nie jest tu zbyt pomocna.
Esmay poczuła, jak opada jej szczęka. Nie miała pojęcia, copowiedzieć. Tym razem "Tak jest, sir" wydawało się nie wystarczać. Admirałmówiła dalej, trochę wolniej, aby dać jej czas do namysłu.
- Bardzo dobrze radziła sobie pani w szkolewstępnej i oceniano panią wysoko, choć nie przesadnie wysoko, w samejAkademii. Zgaduję, że nie jest pani typem osoby, która przeglądałaby własneprofile psychologiczne. Czy mam rację?
- Tak jest, sir - odpowiedziała Esmay.
- Hmmm. A więc może pani nie wiedzieć, że napisanoo pani: "ciężko pracuje, energiczna, nie jest typem przywódcy" oraz"wytrwała, kompetentna, zawsze wykonuje swoje zadania, wykazuje inicjatywęw stosunku do zadań, ale nie do ludzi, przeciętny potencjał przywódczy". -Admirał przerwała, ale Esmay nie była w stanie niczego dodać. Tak właśniesama o sobie myślała. - Piszą także, że jest pani nieśmiała, cichai niewymagająca... W całym moim życiu spędzonym we Flocie, porucznikuSuiza, nie widziałam, aby osoby z tego rodzaju profilem psychologicznym -od szkoły wstępnej przez całą karierę - wykazały się tak decyzyjnymprzywództwem, jak pani wykazała się na Despite. Znałam spokojnych, nierzucających się w oczy oficerów, którzy byli dobrzy w walce, alezawsze gdzieś tam w tle pojawiał się przynajmniej błysk nie odkrytegotalentu.
- To był przypadek - odpowiedziała bez chwili namysłuEsmay. - Zresztą tak naprawdę to wszystko zrobiła załoga.
- Przypadki nie zdarzają się tak po prostu. Przypadkisię prowokuje. Jak pani myśli, jak potoczyłyby się sprawy, gdyby topodporucznik Livadhi był starszy?
Esmay już się nad tym zastanawiała; po bitwie Liami Peli byli przekonani, że wybraliby inną prędkość i wektor wejścia,ale pamiętała wyraz ich twarzy, kiedy oznajmiła im, że wracają.
- Nie musi pani odpowiadać - stwierdziła admirał. -Wiem z protokołu jego przesłuchań. Wysłałby taką samą wiadomość jak pani,a potem wycofał się do kwatery głównej sektora w nadziei naznalezienie kogoś odpowiedniego. Sprowadziłby Despite’a z powrotem,i choć słusznie krytykuje pani taktykę wejścia w system, on sampojawiłby się zbyt późno, by w czymkolwiek pomóc.
- Ja... nie jestem pewna. Jest odważny...
- Tu wcale nie chodzi o odwagę, i pani wieo tym. Odwaga idzie w parze z ostrożnością, a tchórzostwomoże być równie pochopne, jak odwaga z kostki powieściowej. - Admirałuśmiechnęła się, a Esmay poczuła zimno. - Pani porucznik, zaskoczyła mniepani, ale zapewniam, że reszta Floty jest jeszcze bardziej skonsternowana. Niechodzi o to, że nie chcieliby zrobić tego samego, co pani zrobiła, tylkoże oni tego nie rozumieją. Jeśli potrafiła pani przez te wszystkie lata ukrywaćswoje zdolności pod tak niepozornym obrazem, co jeszcze pani ukrywa? Niektórzynawet zasugerowali, że jest pani głęboko zakonspirowanym agentem Benignityi że wystawiła pani komandor Hearne i wznieciła bunt tylko po to,żeby dać się poznać jako bohater
- Wcale nie! - wykrzyknęła Esmay.
- Ja osobiście tak nie uważam. Ale w tej chwiliw Familiach Regnant mamy kryzys zaufania, i nie oszczędził onZawodowej Służby Kosmicznej. Odkrycie, że Lepescu uczynił sportz zabijania personelu Floty, było wystarczające złe, ale ujawnienie, żetrzech kapitanów zdrajców mogło zostać wysłanych do systemu w rodzajuXaviera, podważyło zaufanie do Wywiadu Floty, i zresztą słusznie. Nazdrowy rozsądek powinna pani jak najszybciej zostać przepchnięta przezobowiązkowy sąd, a później być wielbiona jako bohater, którym pani jest.Proszę nie próbować zaprzeczać, jest pani bohaterem. Na nieszczęście dla paniokoliczności nie są sprzyjające, i spodziewam się, że razem ze swoimobrońcą spędzi pani kilka ciężkich tygodni. Nie mogę nic w tej sprawiezrobić; w tej chwili moje wpływy mogłyby pani wyłącznie zaszkodzić.
- Nie ma problemu - powiedziała Esmay. Nie było to dokońca prawdą, ale rozumiała, że admirał Serrano nie jest w stanie zmienićrealiów. Nauczyła się tego, dorastając jako córka starszego oficera. Władzazawsze napotykała na ograniczenia, a walenie w nie głową mogłozaszkodzić wyłącznie głowie.
Admirał wciąż bacznie jej się przyglądała.
- Chciałabym lepiej poznać warunki, w jakich panisię wychowywała. Nawet nie jestem w stanie stwierdzić, czy w tejchwili jest pani zadowolona z siebie, rozsądnie ostrożna czy przerażona...Mogłaby mnie pani oświecić?
- Oszołomiona - odpowiedziała szczerze Esmay. -Z pewnością nie jestem zadowolona z siebie. Wiem, że młodsioficerowie, którzy są zamieszani w bunt, niezależnie od wyroku sądu nazawsze mają ślad w aktach. Ale czy jestem rozsądnie ostrożna, czyprzerażona - tego nawet ja sama nie wiem.
- W takim razie gdzie rozwinęła pani ten rodzajsamokontroli, jeśli można spytać? Zazwyczaj nasi rekruci z kolonialnychplanet są aż zbyt otwarci.
W słowach admirał brzmiało szczere zainteresowanie; Esmayzastanawiała się, czy tak jest faktycznie i czy odważy się jej towyjaśnić.
- Pani admirał wie o moim ojcu? - zaczęła.
- Jeden z czterech komendantów regionalnych na Altiplano;zakładam, że w związku z tym wyrastała pani w środowiskuwojskowych. Ale większość milicji planetarnych jest mniej... sformalizowana...niż my.
- To zaczęło się od Papy Stefana - wyjaśniła Esmay. Niebyła tak do końca pewna, czy faktycznie wtedy, bo w jaki sposób PapaStefan zdobyłby doświadczenie, które potem przekazywał dalej? - To nie jest takjak we Flocie, ale istnieje u nas dziedziczna klasa wojskowa...przynajmniej w głównych rodzinach.
- Ale z pani akt wynika, że wychowywała się panina jakiejś farmie.
- Estanzie. To... coś więcej niż farma. I to dośćduża. - Nawet Esmay nie wiedziała, ile hektarów zajmowała główna posiadłość. -Papa Stefan nalegał, żeby wszystkie dzieci przeszły szkolenie wojskowe.
- Ale nie wszystkie tradycje wojskowe cenią całkowitąkontrolę emocji i wyrazu twarzy - skomentowała admirał. - Rozumiem, że tapani tak.
- W dużym stopniu - potwierdziła Esmay. Nie mogławyjaśnić swojej awersji do niepotrzebnego zdradzania emocji bez wchodzeniaw cały rodzinny galimatias, Berthola, Sanni i całą resztę.Z pewnością Papa Stefan i jej ojciec cenili samokontrolę, ale niew takim stopniu, w jakim ona ją rozwinęła.
- Cóż... Chciałabym powiedzieć, że w tej sprawiema pani moje najlepsze życzenia - powiedziała admirał i uśmiechnęła się ciepłoi szczerze. - W końcu ocaliła pani moją ulubioną siostrzenicę,komandor Serrano, i nie zapomnę o tym, niezależnie od wszystkiego.Będę śledziła pani karierę, poruczniku; podejrzewam, że ma pani większypotencjał niż się pani samej wydaje.


Dodano: 2006-10-19 13:11:03
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS