Posłuchaj recenzji w formacie mp3
Neil Gaiman to instytucja. Jego nazwisko gwarantuje sukces. Choć nie do końca rozumiem ten fenomen i nie w całości podzielam zachwyty rzeszy miłośników twórczości tego pisarza, hasło „nowy zbiór opowiadań Gaimana” także i mnie wprawiło w stan podniecenia.
Rzeczy ulotne, rzeczy kruche... Niepowiązane myślą przewodnią, wspólnym bohaterem, a nawet tematyką – choć, oczywiście, w znakomitej większości mają styl i nastrój opowieści grozy, gaimanowskiego poszukiwania niesamowitości kryjącej się w naszych ścianach. Nie podejmę się zatem i ja napisania spójnej recenzji; będzie to zaledwie garść wrażeń, chaotycznych, niepozbieranych myśli, ulotnych odczuć z lektury najnowszego zbioru opowiadań Neila Gaimana.
Mając w pamięci kilka znakomitych utworów z „Dymu i luster”, i tu przede wszystkim skupię się na tych najlepszych – a w zasadzie takich, które najbardziej mi się spodobały.
Otwierające zbiór smakowite „Studium w szmaragdzie”, nie tylko tytułem nawiązujące do twórczości Artura Conan Doyle'a. Zaczyna się jak jeszcze jedna opowieść o detektywie z Baker Street, ale to tylko pozory – to inna królowa włada tym wiktoriańskim światem.
„Październik w fotelu”, szkatułkowa konstrukcja, mająca korzenie i w baśniach o dwunastu miesiącach, i w snutych wieczorem na obozach czy koloniach niesamowitych opowieściach. Piękny kontrast między zwyczajnością baśniowych postaci a dziwnością świata (prawie) realnego.
Podobny kontrast jest uwydatniony w przewrotnym, dowcipnym „Zbłąkane oblubienice złowieszczych oprawców w bezimiennym domu nocy potwornego pożądania”, będącym także pewnego rodzaju deklaracją twórcy fantastyki – stwierdzeniem, pod którym zapewne podpisałby się niejeden z nich. A i wielu czytelników tego nurtu chętnie złożyłoby tu swoją sygnaturę.
Miniaturki „Dziwne dziewczynki” – kilka słów o ludzkich losach. O postrzeganiu samego siebie, jakże różnego od obrazu, który widzą inni.
„Problem Zuzanny” pokazuje pewną – można rzec, że wręcz teologiczną lukę w chrześcijańskich „Opowieściach z Narni”. Jednak to spojrzenie z innego punktu widzenia nie wywiera takiego wrażenia jak nieco podobne, perfekcyjne „Szkło, śnieg i jabłka”, nie zapada w pamięć, nie zmienia obrazu utworu.
„Karmiący i karmieni” to opowiadanie, jakich wiele w tym zbiorze. Ale zwróćcie uwagę na ostatni akapit i sposób jego napisania. Ta drobna scena znakomicie puentuje całość.
Zabawny „Krup chorobotwórców”, który powinien być dedykowany wszystkim hipochondrykom. I dobrze się zastanówcie, zanim zaczniecie narzekać na korektę tego utworu.
Jedyny z utworów, który można określić jako SF – „Goliat”, choć pisany na zamówienie, pokazuje, że i w tej tematyce Gaiman mógłby mieć coś do powiedzenia.
Odwrócona kreacja w miniaturce „Gdy nastał koniec”, znanej już z drugiego wydania „Dymu i luster”.
I te dziewięć utworów to wszystko, co zapamiętałam z „Rzeczy ulotnych”. Nawet opowiadanie ze świata „Amerykańskich bogów” nie było tym, którego bym oczekiwała. Gdzieś się zapodział pazur autora, umiejętność malowania zapadających w pamięć obrazów. Nie są to rzeczy złe, ale standardowe – coś, czego oczekujemy po opowiadaniu grozy czy fantasy, bez błysku geniuszu. Trudno jest mi też ocenić wiersze, które też w „Rzeczach ulotnych” zostały zamieszczone – większość z nich poezji mi nie przypominała, co najwyżej poetycką prozę. Ale to może moja ułomność, a może kwestia tłumaczenia.
Jednak w całości udało mi się dostrzec pewną prawidłowość. Anglia w tych opowiadaniach to kraina dzieciństwa i młodości, porzucona Nibylandia, miejsce, gdzie wraca się myślą i wspomnieniem, ale w którym jest się już tylko gościem. Tu i teraz to ogrom Stanów Zjednoczonych, już nie odkrywany, jak w „Amerykańskich bogach”, ale bliski i oswojony. Dało się to zauważyć już w „Chłopakach Anansiego”, ale po lekturze niektórych opowiadań utwierdzam się w przekonaniu, że Gaiman przestał być Anglikiem – stał się Amerykaninem. Nie jestem pewna, czy mi ta zmiana percepcji odpowiada...
Z recenzenckiego obowiązku należy też odnotować, że niektóre z utworów tu zawartych ukazały się już w drugim wydaniu „Dymu i luster”. Poza wspomnianym już „Gdy nastał koniec”, są to: „Fakty w sprawie zniknięcia panny Finch'”, „Piętnaście malowanych kart z wampirzego tarota”, „Jak myślisz, jakie to uczucie?”. A, i jeszcze jedno – nie zaczynajcie lektury od wstępu. Tajniki pisarskiej kuchni lepiej zostawić na koniec.