NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Rosenberg, Joel - "Dziedzic"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Rosenberg, Joel - "Strażnicy Płomienia"
Data wydania: 2002
ISBN: 83-87376-85-X
Oprawa: miękka
Format: 115 x 175 mm
Liczba stron: 320
"strażnicy płomienia", tom 4



Rosenberg, Joel - "Dziedzic" (rozdział 3)

ROZDZIAŁ TRZECI: Powrót do domu


Starym nie wydasz mi się nigdy, miły,
Piękny jak w dniu, gdy oczy me spotkały
Twe oczy.
- William Shakespeare (tłum. Maciej Słomczyński)


–Kochanie, jestem w domu – zawołał Karl Cullinane, wbiegając po schodach na piętro zamku w Biemestren, gdzie znajdowały się pokoje mieszkalne. Po drodze uśmiechnął się i skinął dwóm pokojówkom, które zamiatały korytarz. Świadomie uśmiechnął się szerzej do brzydszej z nich. Nie było to łatwe.

Nie mógł zrozumieć, dlaczego kiedyś wyobrażał sobie pokojówki jako młode i atrakcyjne kobiety. Nie spotkał jeszcze takiej, która nie miała przynajmniej małego wąsika i dużego brzucha. Oczywiście za wyjątkiem tych, które miały duże wąsy i przynajmniej małe brzuszki.

Nieładnie, Karl, nieładnie, pomyślał. Zdecydowanie nie mógł wypowiedzieć tego na głos – Andy nazwałaby te słowa jaskrawym przykładem męskiego szowinizmu. Nawet jeśli była to prawda.

Pobiegł po dywanie, po czym skręcił w korytarz, który prowadził do przedsionka ich apartamentu. Powiesił ukryty w pochwie miecz na kołku i zdjął buty podskakując to na jednej, to na drugiej nodze.

Przez chwilę popatrzył na miecz, który wisiał w prostej pochwie ze skóry i stali.

Miecz...

Przez ostatnie kilka lat handlarze przynosili plotki, że niektórzy ludzie w Pandathaway uważali, iż Karl pewnego dnia uda się po miecz Arty Myrdhyna, że Karl pogodził się z odległym czarodziejem i ma zamiar odebrać magiczny artefakt, pozostawiony przez lata i czekający na jego dłoń. Tylko jego dłoń.

Uśmiechnął się. Dobrze. Przede wszystkim nie była to prawda –
miecz czekał na Jasona, nie Karla.

Nie mój syn, Deightonie. Zostaw w spokoju mojego syna.

A jednak plotki zaczęły się rozchodzić. A to dawało nowe możliwości.

Być może ten mały bydlak Ahrmin mógłby zostać zachęcony do zasadzenia się na niego gdzieś w Melawei. A po odpowiednich staraniach, być może Karl będzie w stanie go zlokalizować, złapać w jego własną pułapkę. W ten sposób położy kres groźbie, że Jason mógłby zostać wykorzystany do czegoś, co zaplanował Arta Myrdhyn.

Być może któregoś dnia uda się do Melawei, ale nie po miecz. Niech Ahrmin zastawi tam pułapkę, być może z mieczem jako przynętą. Karl zignoruje ser i wyłamie zęby łapce.

Któregoś dnia... lecz na razie miał dużo pracy.

Uniósł ręce i pociągnął amulet, który nosił na szyi na rzemyku. Niczym nie musiał się martwić. Amulet chronił go, gdyż sygnalizował, że ktoś próbuje używać magii i odczytać jego myśli. Jedynie kilka osób wiedziało, że to Jason miał otrzymać miecz, a oni się nie wygadają.

Ellegon oczywiście wiedział, ale smok nikomu nie powie.

Nie mój syn, Deightonie. Zostaw w spokoju mojego syna.

Karl często myślał o wysłaniu kogoś do Pandathaway na przeszpiegi. Problem polegał na tym, że ludzie, którym ufał, byli zbyt ważni w Holtun-Bieme. Wynajęty agent z kolei mógł pracować dla dwóch stron, a Karl nie chciał, żeby Pandathaway zyskało potwierdzenie jego zainteresowania.

Być może nadszedł czas, by znaleźć mniej godnych zaufania, mniej wartościowych szpiegów. Ludzi, których nie będzie mu szkoda.

To było nie do przyjęcia, uznał. Karl Cullinane wolał nie traktować ludzi jak pionki. I tak zbyt często musiał to robić.

Jeśli chodzi o Pandathaway, może Slovotsky zrozumie sugestie Karla i spróbuje. Walterowi prawdopodobnie wystarczyłoby pół dnia i garść monet, żeby dowiedzieć się, jak wyglądała sytuacja Ahrmina i jak bardzo Gildia Łowców Niewolników chciała dorwać Karla –
czy obecny spokój oznaczał utratę zainteresowania, czy też powstawały jakieś plany?

Nie musiał się jednak spieszyć z wyciąganiem Ahrmina z Pandathaway - Karl i tak nie mógł opuścić teraz Holtun, nawet gdyby miał okazję.

Lepiej na razie się wstrzymać. Niech minie jeszcze parę lat, zanim Karl stanie przeciwko Ahrminowi. Jason powinien jeszcze się poduczyć, Karl musiał również załagodzić konflikt między Holtun a Bieme i nie pozwolić mu przerodzić się w wojnę, gdyż wówczas Nyphienczycy spróbowaliby oderwać część Bieme.

Koniec zmartwień na dziś. Zasługuję na trochę odpoczynku, przynajmniej dzień.

Były czasy, kiedy mógł nalegać na Dzień Wolny Karla i nawet go wykorzystywać.

To był inny kraj, pomyślał, ale przynajmniej kobieta, która na to nalegała, nie zginęła. Wręcz przeciwnie, jest bardzo żywa.

Poza tym, właśnie zdusiłem w zarodku rebelię w Arondael i nie dopuściłem do jej wybuchu pełnym płomieniem, więc zasługuję na dzień wolny. Kropka.

Poszedł na bosaka, rozkoszując się grubym dywanem, do sypialni, którą dzielił z żoną. Nie bardzo podobało się to służbie, która uważała, że władca powinien się zachowywać jak władca.

Nikogo tam nie było.

–Andy? – Nigdzie jej nie było, widział tylko kupkę ubrań na podłodze.

Przeszły go dreszcze. Przeskoczył przez łóżko i potoczył się po podłodze w stronę skrzynki z bronią. Wyjął z niej pistolet skałkowy i krótki miecz.

Kiedy właśnie sprawdzał, czy na panewce znajduje się proch (znajdował się) i odwiódł kurek, usłyszał odległe syczenie wody na kamieniu.

Idiota. Karl prawie zaśmiał się z siebie, ale bał się, że mu to nie wyjdzie.

–Andy? – zawołał, zmuszając się do mówienia spokojnie, choć serce mu waliło. – To ty?

–Nie. Valerie Bertinelli – zabrzmiała sarkastyczna odpowiedź. – Szybko, pospiesz się, zanim mój mąż wróci.

Westchnął z ulgą i łagodną pogardą dla siebie. Zabezpieczył pistolet i odłożył go razem z mieczem. Oparłszy się głową o drzwi do łazienki, zrzucił z siebie resztę ubrania. Cały czas śmiał się pod nosem.

Nie wszystko musi być od razu sytuacją kryzysową. Odetchnął głęboko i zmusił do uspokojenia swoje głupie serce. Po tylu latach musiał hamować swoje wojenne instynkty. Uniósł dłonie wysoko nad głowę i przeciągnął się. Czuł, jak napięte mięśnie ramion wahają się i niechętnie rozluźniają.

To nasz dom. To nie pole bitwy, pomyślał, powtarzając to w myślach, jak mantrę.

–Cześć – powiedział, otwierając drzwi.

Potrząsnęła głową. Stała pod prysznicem, śliska od mydła i piękna na tle ciemnego okna za plecami. Mimo iż dobiegała czterdziestki, jej piersi opadły zaledwie odrobinę, a brzuch, uda i pośladki były jędrne jak u dorastającej dziewczyny. Na nosie miała niewielki garb, który tak kochał, a jej ciepłe brązowe oczy były pełne inteligencji i życia.

Z drugiej strony, jestem uprzedzony. – Cześć – odpowiedziała. – Jak tam bycie bohaterem?

–Brudna robota. Podaj mydło – stwierdził, dołączając do niej pod prysznicem.

O ile wiedział, ich prysznic był jedynym tego rodzaju urządzeniem w całych Krainach Wewnętrznych. Zaprojektowany przez Karla i wykonany przez uczniów miejscowego mistrza inżyniera, Ranelli, był jednym z luksusów, którym Karl nic chciał się dzielić z innymi. Prysznic należał do niego. Nie czuł się przy tym samolubny, gdyż najwyraźniej było to nabyte przyzwyczajenie. Jason, na przykład, zdecydowanie wolał tradycyjną kąpiel.

Pomieszczenie na górze opróżniono, umieszczono w nim wielki, zamknięty zbiornik i zamontowano odpowiednie rury. Woda do zbiornika dostarczana była z głównej cysterny na najwyższym piętrze zamku, a jej dopływ kontrolował zawór bardzo podobny do toalety z drugiej strony (skąd zresztą Karl wziął pomysł, choć Ranella nieco zmieniła projekt), dzięki któremu zbiornik był zawsze pełen. Woda ogrzewała się w izolowanych miedzianych rurach, które przechodziły od zbiornika do wiecznie rozgrzanego pieca.

W połączeniu z zimną wodą z innego zaworu, system ten zapewniał łatwy do obsługi, choć nieco prymitywny i niskociśnieniowy prysznic. Problem z przeklętym urządzeniem polegał na tym, że zbyt wcześnie kończyła się ciepła woda, więc lepiej nadawało się do szybkiego, indywidualnego prysznica, a nie rozkoszowania się we dwójkę. Zanim skończył dokładnie się namydlać, woda zrobiła się letnia. Zwykły piec na drewno nie dostarczał wystarczająco dużo ciepła.

–Pospiesz się, dobrze? – powiedział do Andy, która ociągała się ze spłukiwaniem włosów.

Spojrzała na niego ze złością, po czym wzruszyła ramionami. Wyszła spod strumienia wody i dotknęła ledwo ciepłej rury.

–Chyba jest trochę za chłodna. Ciężko było w Arondael?

–Ciężko? – Potrząsnął głową. – Nie bardzo. Tylko nerwowo. Przeciętna robota –
powiedział, wiedząc, że zrozumie, o co mu chodzi.

Według Karla "przeciętność" oznaczała porządną robotę: misja spełniona, żadnych niewinnych poważnie rannych lub zabitych. To doskonale pasowało do jego próby zastraszenia Arondaela. Był pewien, że żadni niewinni ludzie nie zginęli, a mógł się założyć, że baron jeszcze na długo pozostanie zastraszony.

–Cóż, może zasługujesz na przyjemność. Wytrę się, ale wcześniej... – Umilkła, a jej oczy zamgliły się. Z jej ust popłynęły surowe sylaby, które można było tylko usłyszeć i zapomnieć.

Rozsunęła na kilka cali kciuk i palec wskazujący, między nimi znalazła się ledwo ciepła rura doprowadzająca gorącą wodę. Błękitne płomyki przeskoczyły między czubkami jej palców, natychmiast rozgrzewając rurę do czerwoności. Czerwień ta rozpełzła się po całej rurze i zniknęła w kamiennym suficie.

Otworzyła oczy i chwyciła niewielką szmatkę by ochronić palce przed oparzeniem. Przykręciła zawór ciepłej wody, jednocześnie otwierając zimną, żeby niemal wrzątek nie poparzył ich obojga.

–Dzięki – powiedział, przyciągając ją do siebie i całując szybko.

Otoczyła go ramionami w pasie i położyła głowę na piersi. Jej długie, mokre włosy łaskotały go po brzuchu.

–Szkoda, że masz tak dużo do roboty dziś po południu, bohaterze, bo moglibyśmy dobrze się bawić. Naprawdę dobrze.

–Mam dużo do roboty? – Uniósł brew, jednocześnie łapiąc ją za pośladki. – Nie wiedziałem.

–Ostatnio często ci się to zdarza – odpowiedziała, odpychając go lekko. Odeszła na bosaka, wycierając włosy. Kręciła przy tym biodrami być może odrobinę mocniej, niż to było konieczne.

Karl patrzył na nią, rozkoszując się widokiem, z pewnym jednak poczuciem winy.

Szybko spłukał się gorącą wodą i wysilając umysł, pomyślał: Ellegon?

*O co chodzi?* zabrzmiał odległy głos - ledwo słyszał Ellegona.

Przypomniał sobie, że smok jest w rzeźni starych koni i zadrżał. Nawet jeśli to było konieczne, Karlowi nie podobała się sama idea zabijania koni, tak samo, jak nie podobała mu się myśl o Ellegonie żywiącym się resztkami.

*Jeśli ty zostaniesz wegetarianinem, to ja też. Założymy się?*

Karl potrząsnął głową, zmieniając temat. Coś bardzo ważnego dziś po południu?

*Hm... jest proces – ten kłusownik z Arondael. Chciałeś na nim być i zobaczyć, jak chłopak sobie poradzi.*

Czy Thomen rzeczywiście mnie potrzebuje? Myślisz, że poradzi sobie sam?

*Poradzi sobie. Mówiłem ci, ze kłusownik jest winny. To ułatwia sprawę, co?*

Cóż...

*Będziesz musiał pokazać się jutro na ogłoszeniu wyroku. O ile Thomen nie pokręci wszystkiego i nie puści go dzisiaj wolno.*

W porządku, wyłącz mnie na popołudnie.

*Hm! Za dużo seksu... *

Starczy.

*Bawcie się dobrze.* Smok nagle zniknął z jego umysłu.

Karl chwycił ręcznik i zaczął się wycierać.

–Andy? – zawołał.

–Tak?

–Czy już się ubrałaś?

–Nie...

–Czy bardzo spieszysz się, żeby się ubrać?

–No... nie – odpowiedziała, być może nieco zbyt kokieteryjnie. – Czemu pytasz?

–Wziąłem sobie wolne popołudnie.

–Popołudnie?

–Powiedziałaś, że zasługuję na nagrodę, prawda?

–Owszem – powiedziała. – Samochwała. Popołudnie, rzeczywiście.

Prawie słyszał, jak Andy się uśmiecha.


Dodano: 2006-09-22 12:36:55
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS