NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Miela, Agnieszka - "Krew Wilka"

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)

Ukazały się

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)


 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Hufflepuff)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Ravenclaw)

Linki

Rosenberg, Joel - "Srebrna Korona"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Rosenberg, Joel - "Strażnicy Płomienia"
Data wydania: 2001
ISBN: 83-87376-84-1
Oprawa: miękka
Format: 115 x 175 mm
Liczba stron: 352
"strażnicy płomienia", tom 3



Rosenberg, Joel - "Srebrna Korona" (rozdział 3)

ROZDZIAŁ TRZECI: Ellegon



Stałem się bratem smoków, a towarzyszem strusiów młodych.
- Hiob [tłum. Biblia Gdańska]




Karl skończył układanie drewna na ognisko, jednak jeszcze go nie zapalił. Rozłożył koc na krawędzi płaskowyżu, usiadł na nim i wpatrzył się w niebo.

Bądź tutaj dziś w nocy, pomyślał. Proszę.

Wyciągnął się na kocu, ułożył głowę na rękach i przymknął oczy. Czekanie może długo potrwać.

Karla nie było na liście strażników - wysoka pozycja oznaczała przywileje - i mógłby spokojnie spać w swoim namiocie. Gdyby jednak nie czekał na płaskowyżu na Ellegona, przez cały czas musiałby znosić narzekania smoka.

Na Ellegonie można było polegać, jednak miał on, jak każdy, swoje ograniczenia. Zwykle dotarcie z Domu do tego właśnie miejsca spotkań zajmowało mu trzy dni, jednak wiele różnych rzeczy mogło to zmienić. Czasem zupełnie niewinnych - Riccetti mógł go poprosić o wypalenie węgla drzewnego albo Nehera o pomoc przy pracy nad szczególnie twardym stopem.

Czasami Ellegon spóźniał się, gdyż zatrzymał się dłużej na wcześniejszym postoju, pomagając innej drużynie w kłopotach.

Więcej niż raz pojawienie się Ellegona zmieniało pewną śmierć w zwycięstwo. Ziejący ogniem smok był niezłym asem z rękawa, zwykle więc planowano napady tuż przed oczekiwanym przybyciem Ellegona z zapasami.

Karl uśmiechnął się, gdyż przypomniał sobie wyraz twarzy łowców niewolników, którzy schwytali jego oddział w pułapkę tuż za Lundeyll. Wszystko poszło wtedy źle. Nagle spadł deszcz, uniemożliwiając jego drużynie ponowne naładowanie strzelb i w dodatku okazało się, że większość rzekomych niewolników przykutych za wozami była w rzeczywistości łowcami. Stojąc plecami do Cirric, Karl przygotował się na walkę i śmierć, gdy nagle w jego głowie zabrzmiał znajomy głos.

Tak więc się poddał. Tak jakby.

Thermyn był niezwykle zadowolony ze zdobyczy do momentu, kiedy zza sterty głazów wyłoniła się potężna głowa Ellegona i odgryzła mu nogi. Na twarzy łowcy pojawił się wyraz bardziej zdziwienia niż bólu...

Zwykle jednak opóźnienia wynikały z tego, że Ellegon starał się unikać ludzi. W Eren smoki właściwie wymarły, a ludzie niemal instynktownie się ich bali.

Ellegon nie latał w ciągu dnia nad gęsto zamieszkanymi terenami. Smok był niewrażliwy na większość niemagicznych broni, jednak bełt pokryty wyciągiem ze zguby smoków wszedłby w jego ciało jak w masło. A choć smok mógł latać wysoko, powyżej zasięgu jakiejkolwiek kuszy, i tak w końcu musiał wylądować. Najlepiej, żeby nikt nie wiedział, kiedy będzie w okolicy, twierdził Ellegon.

Była to prawda, jednak Karl podejrzewał, że strach przed atakiem był tylko jednym z powodów, dla których smok unikał zbliżania się do obcych. Ellegon po prostu nie lubił odczytywać nienawiści i strachu w ich umysłach.

Już dawno wypracowali schemat lotów Ellegona z zapasami. Smok opuszczał dolinę po południu i tuż przed świtem docierał do miejsca odpoczynku. Razem z ludzkim asystentem odpoczywał w ciągu dnia, w nocy zaś wznosił się najwyżej, jak mógł. Latał przez całą noc, przed świtem szukał miejsca odpoczynku, w ciągu dnia zaś spał, jadł i rozmawiał.

Karl zdążył zauważyć, że im bardziej smok lubił osobę, która mu towarzyszyła, tym później docierał na miejsce. Długa rozmowa z dorosłym była dla smoka rzadką przyjemnością, gdyż ci z mieszkańców Domu, którzy naprawdę go lubili i nie bali się go, zwykle byli zbyt zajęci, by spędzać z nim dużo czasu.

* * *

Karl leżał na plecach, od czasu do czasu drzemał, aż poczuł delikatne dotknięcie w swoim umyśle, które wyrwało go z lekkiego snu.

W jego głowie zabrzmiał znajomy głos. *I co? Przywiozłem utuczone cielę. Gdzie są śmieszne kapelusze?*

- Ellegon! - Na twarzy Karla pojawił się uśmiech. Gdzie jesteś?

*Na granicy twojego pola widzenia. Za chwilę będę. Trzymaj się, głupi.*

Z dołu zabrzmiały uderzenia skórzastych skrzydeł i potężne ciało Ellegona wzniosło się ponad brzeg płaskowyżu. Smok stulił skrzydła i wylądował na płaskiej powierzchni jak wróbel wznoszący się, żeby usiąść na dachu.

Bardzo ciężki wróbel. Wstrząs wywołany lądowaniem przewrócił Karla.

*Cześć, niezgrabiaszu,* powiedział Ellegon. Był potężny, dorównywał długością autobusowi Greyhounda, mierząc od czubka ogona do końca gadziego pyska. Górował nad Karlem, z jego nozdrzy wielkości felg unosiły się smugi dymu i pary.

*Pomożesz zejść Henradowi? Jego żołądek chyba nie mógł przyzwyczaić się do podróży. Tak było przez cały czas.*

- Nie wiem, dlaczego - odpowiedział Karl. Zapal ognisko, jeśli stąd sięgniesz.

*Bez problemów.* Ellegon wysunął głowę i ostrożnie podpalił drewno, podczas gdy Karl obszedł smoka i wspiął się po sznurowej drabince, by pomóc Henradowi w rozpięciu uprzęży i zejściu.

Nawet w słabym świetle ogniska twarz Henrada wydawała się zupełnie zielona. Karl zaprowadził go do koca i pomógł mu usiąść. Chłopiec podziękował mu gestem i opuścił głowę między kolana.

*Wpadliśmy w turbulencję... zbliżają się chmury deszczowe. Chcę jak najszybciej wylecieć, żeby przed nimi zdążyć.*

Dobrze. Ale czemu Henrad?

*Masz coś przeciwko?*

Nie, wręcz przeciwnie, może się przydać. Rano chłopiec może sprawdzić wóz czarodzieja i rozbroić magiczne glify, pułapki mechaniczne pozostawiając Slovotsky’emu. Nie odpowiedziałeś jednak na moje pytanie.

*To pomysł twojej żony. Jego uczucie do niej zrobiło się nieco uciążliwe... przestań!*

Przestań co?

*Przestań sięgać do rękojeści miecza. Andrea potrafi sobie z nim poradzić, inaczej by mnie zawiadomiła. Uznała po prostu, że potrzebuje chwili odpoczynku od jego ruchliwych rąk i "przypadkowego" wpadania na nią przy każdej nadarzającej się okazji.*

Karl spojrzał wściekle na ucznia Andy-Andy. Mimo to, lepiej z nim porozmawiam.

*Wydawało mi się, że nie lubiłeś, kiedy inni wtrącali się do twoich uczniów. Zostaw to, Karl, zostaw to.*

Tak jak ty to zrobiłeś?

*Ja?* Smok brzmiał absolutnie niewinnie. *Co ja zrobiłem?*

Przypuszczam, że wcale nie utrudniałeś mu podróży, parsknął Karl. Pewnie jestem przesadnie podejrzliwy.

*Powinieneś uważać na tę swoją tendencję. To jedna z twoich gorszych wad.*

Inni już się zjawili, by pomóc w rozładowywaniu. Najpierw zdjęli przywiązane do siodła skórzane worki, potem odwiązali wielki, wiklinowy kosz, przykrywający tylną cześć grzbietu Ellegona, i rozpakowali znajdujące się pod nim worki z grubego płótna.

Tennetty przyprowadziła do smoka dwie byłe niewolnice, cały czas mrucząc coś uspokajająco, zaś Daherrin przyniósł związanego, zakneblowanego łowcę z zawiązanymi oczami i bezceremonialnie wrzucił go do kosza.

- Daherrin - zawołał Karl - przywiąż kosz i umocuj brezent. Na górze może być mokro. - Co przywiozłeś?

*Olej do lamp, sól, suszoną wołowinę, baraninę, warzywa, chleb. To co zwykle. Najpierw otwórz drewnianą skrzynkę. Lou przesłał tuzin butelek ostatniej partii kukurydzianki Riccettiego.*

Serio? Dobra jest?

*Co smok może wiedzieć o kukurydzianej wódce? Mogę ci powiedzieć, że Ahira po niej przeklina, choć myślę, że ostatnio jej trochę nadużywa.*

Karl podszedł do głowy smoka i wyciągnął rękę, by podrapać drobne łuski pod szyją Ellegona. Przypominało to próbę pieszczenia ściany z granitu.

*Mmm... przyjemne. Mocniej.* Liczyły się myśli. Żeby smok poczuł dotyk, Karl musiałby użyć motyki.

Miło cię zobaczyć, pomyślał. Szkoda, że nie możesz zostać dłużej.

*Nie przejmuj się zbytnio. Przez najbliższe kilka dni będziesz widział mnie wystarczająco często. Chton i unitaryści zwołali zgromadzenie. Ahira kazał ci przekazać, że, cytuję: "czeka go wotum nieufności" i że masz, znów cytuję: "ruszyć swój tyłek do Domu, i to szybko". On się martwi, Karl.*

A ty?

*Myślę, że może być ciężko. A ponieważ dwie drużyny wyruszyły na łowy, możemy przegrać. Szkoda, że w konstytucji nie zezwoliłeś na głosowanie przez przedstawiciela.*

Skoro Thomas Jefferson o tym nie pomyślał, to czego oczekujesz ode mnie?

*Mam spore oczekiwania co do ciebie...*

Dzięki...

*... mimo iż ciągle mnie rozczarowujesz.*

... wielkie. Karl wezwał gestem Chaka.

- Co byś wolał? Pojechać ze mną do Domu, czy poprowadzić drużynę aż do Enkiar?

- Poprowadzić drużynę? - Chak otworzył usta. - Dlaczego ja? Czemu nie Slovotsky?

- Wydawało mi się, że nie lubisz przyjmować jego rozkazów.

*Nie lubi, ale myślał, że ty tego nie zauważyłeś.*

Niegrzecznie jest zaglądać do czyjegoś umysłu bez pozwolenia.

*To prawda. Z drugiej strony, smoki nie są szczególnie grzeczne.*

Zauważyłem.

*Jesteś spostrzegawczy, co?*

- I co, Chak?

Niski mężczyzna wzruszył ramionami.

- Jeśli mam taki wybór, to chyba wolałbym polecieć z tobą do Domu.

*Czemu zabierasz go ze sobą?*

Popatrz głębiej. Tennetty mówi, że podoba mu się jedna z nowych kobiet. Chcę, żeby miał okazję dobrze jej się przyjrzeć. Najwyższy czas, żeby Chak ustatkował się i założył rodzinę. Czy możesz dosięgnąć Waltera?

*Mmm... już. Jest w drodze.*

Dobrze. Przekazuj, proszę - Nie martw się, Walter, ale zostałem wezwany do Domu.

Przekazany przez Ellegona mentalny odpowiednik głosu Waltera był nawet bardziej ożywiony niż zwykle. *"Kłopoty? Proszę, niech to nie będą kłopoty... "*

To nie są prawdziwe problemy, naprawdę. Tylko polityka. Muszę skopać parę tyłków...

*Tym razem metaforycznie,* wtrącił się Ellegon.

Prawda. Co byś powiedział na dowodzenie drużyną aż do Enkiar?

*"Nie widzę żadnych przeciwwskazań, za wyjątkiem oczywistego... " ... chce wrócić do Domu, o to mu chodzi, Karl... "... ale czemu nie Chak?"*

Przekazuj: Ponieważ ty jesteś żonaty, a on nie, a razem ze mną i Ellegonem lecą dwie możliwe kandydatki na żonę.

*Dobry pomysł. W takim razie zajmę się wszystkim.*

Dobrze. Pospiesz się i przyjdź tutaj. Musimy zaraz ruszać.

*Nie zapytasz się o swoją rodzinę?*

Moja rodzina czuje się dobrze.

Karl nie zapytał Ellegona o swoją rodzinę nie dlatego, że nic go to nie obchodziło, wręcz przeciwnie. Smok wiedział, że przekazanie mu wiadomości o kłopotach Aei, Jasona lub Andy-Andy było ważniejsze niż wszystko inne; skoro nic nie powiedział, nie było żadnych problemów.

*To prawda.*

Odwrócił się do smoka.

- Czy jest możliwe, że w drodze do Enkiar Walter wpadnie na jakąś naszą drużynę?

*Nie. Ostatni z oddziału Davena już wrócili do Domu, a Aveneer działa na granicy Kathardu. Hmm, lepiej zabawię się w listonosza. Wybaczysz mi?*

- Pewnie.

Ellegon uniósł głowę. *Informacje osobiste,* ogłosił, *dla następujących: Donidge’a, Ch’akresarkandyna, Ereka, Jenree, Waltera...*

Karl lubił patrzeć na ludzi, którzy dostawali swoją pocztę, choć smok zawsze skrupulatnie wyłączał go z przekazu. Kiedy Ellegon przekazywał wiadomość z Domu, twarz odbiorcy rozświetlała się.

Na ciemnej twarzy Chaka pojawił się szeroki uśmiech, gdy Ellegon przekazał mu wiadomość. Westchnął trzy razy i pokiwał głową, jego oczy patrzyły w przestrzeń.

Karl poczekał, aż Chak zacznie patrzeć normalnie.

- Co za wieści?

Niski mężczyzna potrząsnął głową, wciąż z uśmiechem.

- Twój syn kazał mi postarać się, żeby nikt nie odstrzelił mi głupiego tyłka. Podejrzewam, że spędza za dużo czasu z U’len.

- Pewnie tak.

Zjawił się Walter, ciężko dysząc.

Karl wyciągnął rękę.

- Zaraz ruszamy. Rób tak, jak uważasz, że będzie najlepiej.

- Zawsze tak robię.

- Jeśli jednak zechcesz przyjąć kilka rad... Ellegon mówi, że nie zostaniecie napadnięci przez żadną z naszych drużyn, ale lepiej nie ryzykować. Między nami a Enkiar mogą pracować niezależni. Chciałbym, żebyś ich unikał. Zawsze wysyłaj zwiadowców, dobrze? Poza tym, opowiedz wszystko Henradowi, niech sprawdzi wóz czarodzieja, poszuka magicznych pułapek i...

- Hej, skoro przekazałeś mi dowodzenie, to chyba ufasz mi i wiesz, że nie nabiję się przypadkiem na miecz, co?

- Racja. - Zacisnął dłoń na ramieniu Waltera. - Zajmij się wszystkim, dobrze?

- Pewnie. Ucałuj ode mnie moją żonę... i ucałuj też swoją ode mnie.

Karl spojrzał na niego wściekle. Walter rozłożył szeroko ręce.

- Musisz się do tego przyzwyczaić - jestem nieznośny.

- Fakt. - Karl pomógł Chakowi wejść do kosza, a sam wszedł po sznurowej drabince na siodło na grzbiecie Ellegona i przypiął się. - Cofnąć się, wszyscy. Daherrin, czy pasy są w porządku?

- Mocne i napięte - odpowiedział krasnolud, gdy skończył przypinanie Chaka, Tennetty i dwóch kobiet wewnątrz kosza, po czym zaczepił brezent. Na zewnątrz wyglądały tylko ich głowy.

*Gotowy?*

Do domu, James.

*Mam na imię Ellegon.* Skrzydła smoka zmieniły się w mgiełkę. Skoczył w niebo.


Dodano: 2006-09-22 12:36:55
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS