NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

Ukazały się

Heinlein, Robert A. - "Luna to surowa pani" (Artefakty)


 Sutherland, Tui T. - "Szpony mocy"

 Sanders, Rob - "Archaon: Wszechwybraniec"

 Reynolds, Josh - "Powrót Nagasha"

 Strzelczyk, Jerzy - "Helmolda Kronika Słowian"

 Szyjewski, Andrzej - "Szamanizm"

 Zahn, Timothy - "Thrawn" (wyd. 2024)

 Zahn, Timothy - "Thrawn. Sojusze" (wyd. 2024)

Linki

Rosenberg, Joel - "Śpiący smok"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Rosenberg, Joel - "Strażnicy Płomienia"
Data wydania: 2000
ISBN: 83-87376-82-5
Oprawa: miękka
Format: 115 x 175 mm
Liczba stron: 288
"strażnicy płomienia", tom 1



Rosenberg, Joel - "Śpiący smok" (rozdział 5)

ROZDZIAŁ PIĄTY: Lundeyll

Dzień dla uczciwych ludzi, noc dla złodziei.
- Eurypides


Lekkie Palce przestąpił przez koleinę na zakurzonej drodze. - Jak masz zamiar to rozegrać?

Hakim uśmiechnął się.

- Po pierwsze - powiedział - znajdziemy karczmę i się napijemy. - Przechylił głowę. - Oczywiście, o ile nie uda się nam znaleźć chętnej dziewki karczemnej.

Znajdowali się pół mili od miasta. Masywne, ciemne mury wznosiły się nad nimi. Lekkie Palce dziwił się, że Hakim nie był jeszcze zmęczony. Zejście ze wzgórza i długa wędrówka drogą najwyraźniej nie wywarły dużego wpływu na młodszego mężczyznę.

Einar podniósł rękę. - Zaczekaj, muszę złapać oddech. - Wykrzywił wargi w uśmiechu. - Poza tym, od jakiego czasu jesteś skłonny się dzielić? "My"? - zapytał, choć po wędrówce niewiele go interesowało, za wyjątkiem odpoczynku i czegoś do picia. Najlepiej zimnego.

Hakim klepnął go po plecach. - Tak trzymać. Jason, mój przyjacielu, może i jesteśmy tu w interesach, ale krasnolud nie powiedział, że nie wolno nam się zabawić. Ile masz przy sobie?

Wzruszył ramionami. - Nie jestem pewien. Jedną sztukę platyny, pięć złota, osiem srebra, sześć miedziaków... Coś w tym rodzaju.

- Całkiem nieźle jak na kogoś, kto nie jest pewien, Jason.

- Mów mi Lekkie Palce. - Potarł swój kikut. Jason był młodym mężczyzną, który miał wszystkie kończyny. Był...

- Dobrze, Lekkie Palce. Pomyśl, Deighton najwyraźniej zadał sobie wiele trudu, żeby nas tu dostarczyć razem z zapasami. Bez wątpienia wyposażył nas w pieniądze, które są tu używane, przynajmniej jako kruszec.

- Problemem jest tylko ich kurs.

- Racja.

Dochodzący z przodu odgłos skrzypienia sprawił, że szybko minęli zakręt. Przysadzisty chłop ciągnący za sobą wózek uśmiechnął się, pokazując braki w uzębieniu. Zatrzymał się, przeciągnął krótkimi palcami jednej dłoni przez tłuste blond włosy, podczas gdy drugą przytrzymywał wózek.

- Witajcie przyjaciele - powiedział w erendra, zbytnio przeciągając samogłoski jak na gust Einara. - Idziecie do Lundeyll?

Lekkie Palce podszedł i strzepnął nieistniejący pyłek z rękawa chłopa. Nosił on podobną kamizelę jak Einar, ale obszerniejszą. - Tak. O, tak wygląda o wiele lepiej. Jak szły dzisiaj interesy?

Mężczyzna poklepał swoją sakiewkę, potem wskazał na muślinowe worki. - Dobrze. - Opuścił wózek, wspierając go na dwóch podpórkach wystających z uchwytu. - Właściwie... - przeszukał ładunek wózka, wyjmując w końcu wypełniony bukłak z winem - ... tak dobrze, że Wen’l z Lundescarne napije się razem z dwoma nieznajomymi. Na szczęście. - Odkorkował bukłak i pociągnął głęboki łyk. Dwie czerwone strużki popłynęły z kącików jego ust i zniknęły w brodzie. - Jeśli uczynicie mi ten zaszczyt.

- Jesteśmy zaszczyceni. - Hakim odsunął Einara łokciem, przyjął bukłak i przechylił go. - Dobre. Bardzo dobre. - Rękawem wytarł usta i podał bukłak Einarowi.

Lekkie Palce napił się. Hakim miał rację, wino było dobre. Ciemny, ciepławy płyn wypłukał pył z jego ust. Poczuł mrowienie, kiedy musujący napój przepłynął przez jego gardło i ogrzał go w środku. Lekkie Palce wsparł bukłak na swoim kikucie i zastanowił się nad pociągnięciem następnego łyka. Nie, nie warto wyglądać na chciwego. Lepiej być chciwym.

Oddał wino Wen’lowi. - Dziękuję.

Chłop zmarszczył się. Umysł Einara wypełniło nieproszone wspomnienie - picie wina na szczęście było rytuałem, któremu towarzyszyło przedstawianie się.

- Einar... Jednoręki dziękuje ci.

Wen’l uśmiechnął się i odwrócił do Hakima.

- Hakim Singh również ci dziękuje.

Zakłopotany uśmiech chłopa nie zmienił się. - Domyślam się, że twój przyjaciel Einar jest z Osgradu, ale ty pochodzisz z... ?

- Secaucus.

Wen’l pokiwał głową, jakby dobrze wiedział, o co chodzi. - A, tak. To kraina daleko na... - pstryknął palcami, jakby odpowiednie słowo miał na końcu języka.

- Zachód - podpowiedział Hakim. - Bardzo daleko.

Oczy chłopa rozszerzyły się. - Dalej niż Gorzkie Morze?

- O wiele dalej.

- Dalej nawet niż sławne D’tareth?

Hakim szybko spojrzał na Einara. D’tareth było punktem startowym ich ostatniej kampanii. Ostatniej przed tą... nie, to nie była gra. - Tak, nawet dalej niż D’tareth.

Wen’l pokiwał mądrze głową. - O tak, słyszałem o Seecacuse, po prostu umknęło mi to na moment. - Wzruszył ramionami i zmienił temat. - Macie się gdzie zatrzymać w Lundeyll? - Kiedy Lekkie Palce potrząsnął głową, twarz chłopa rozjaśniła się. - Dobrze. Jeśli mogę, chciałbym polecić wam gospodę Franna z Pandathaway, na Ulicy Dwóch Psów. Znajduje się zaraz za studnią publiczną. Powiedzcie Frannowi, że jesteście przyjaciółmi Wen’la, na pewno da wam specjalną, niższą cenę. - Wen’l odwrócił się, żeby odłożyć bukłak na wózek.

- Pozwól mi to zrobić. - Lekkie Palce podszedł i potknął się lekko, żeby odwrócić uwagę chłopa, kiedy otwierał i opróżniał jego sakiewkę. Umieścił łup w rękawie zanim wziął od Wen’la bukłak, który następnie ukrył pod kocem na wózku. - Schowałem go przed słońcem, nie nagrzeje się. - Lekkie Palce uniósł zdrową rękę do czoła. - Do widzenia, przyjacielu Wen’l.

Chłop pokiwał głową, podniósł uchwyt i ruszył w dół drogi. - Do widzenia, przyjaciele. Musicie się pospieszyć, jeśli chcecie dotrzeć do Lundeyll przed zachodem słońca.

- Tak zrobimy. - Lekkie Palce pociągnął Hakima za rękaw. - Pośpieszmy się, przyjacielu Hakimie. - Po kilku chwilach Wen’l i jego wózek byli niewidoczni. Lekkie Palce opróżnił kieszeń wewnątrz rękawa. - Popatrzmy na to.

- Gdzie je... ty głupi sukin...

- Popatrz na nie.

Hakim trzymał rozsypane monety w dłoniach. Wyglądały tak jak te, które mieli w swoich sakiewkach. Z grubsza okrągłe, z jednej strony falujący wzór przypominający stylizowane przedstawienie morza, na drugiej stronie niedokładnie wybite popiersie brodatego mężczyzny. Nie mógł przeczytać napisu, cholera, mogłem poprosić Dorię, żeby mi to przeczytała zanim wyruszyliśmy.

- Widzisz? - spytał Lekkie Palce. - Nasze problemy z pieniędzmi zostały rozwiązane. To moneta lokalna. Ale popatrz na ilość. Wen’l powiedział, że dobrze mu poszło, ale tu jest pełen tuzin miedziaków i tylko jedna sztuka srebra. Co oznacza, że jesteśmy bogaci.

Twarz Hakima pociemniała. - To znaczy, że sprzeciwiłeś się rozkazom. Ahira wyraźnie powiedział, że mamy nie kraść.

Wzruszył ramionami. - Włóż je do swojej sakiewki. - Hakim zawahał się. - Chyba, że chcesz pobiec za chłopem i przeprosić za to, że go okradliśmy. Pomyśl, krasnolud kazał nam zbierać informacje, prawda?

- No tak.

- A czy fakt, że mamy używane tu pieniądze nie jest ważną informacją?

- Tak, ale...

Lekkie Palce splunął na ziemię. - Nie bądź głupszy niż musisz. Próbował nas okraść. "Zatrzymajcie się w gospodzie Franna" - pewnie dostaje procent od karczmarza, który od razu policzyłby nam więcej.

Kiedy Hakim wkładał monety do swojej sakiewki, Lekkie Palce powstrzymywał się od uśmiechu. Ha! Większy złodziej wcale nie myślał. Dlaczego Einar oddał mu swój łup? Miało to sens jedynie, jeśli Lekkie Place planował upolować więcej, na tyle dużo, że marny tuzin miedziaków i jedna sztuka srebra w ogóle się nie liczyły.

Gdybym wiedział, jak dużo mamy pieniędzy, w ogóle bym nie szedł tutaj. Po prostu wyciągnąłbym wszystkie pieniądze z ich sakiewek i uciekł. To właśnie zrobię, kiedy wrócimy, nie przepuszczę takiej okazji.

- Ja... Einar? - Twarz potężnego mężczyzny zmarszczyła się. - Wszystko w porządku?

- Nie przejmuj się. Po prostu nad czymś się zastanawiałem. - Wskazał na strażnika siedzącego za kratami bramy. - Postawmy go na nogi i dowiedzmy się paru rzeczy.

Podniósł głos i zaczął mówić w erendra. - Ty! Jak dostaniemy się na Ulicę Dwóch Psów? - Uśmiechnął się do Hakima. - W końcu nie musimy mu mówić, że przysłał nas Wen’l, co?


Frann z Pandathaway wytarł błyszczącą łysinę i usiadł przy stole naprzeciwko nich. - Dziękuję wam - powiedział, podnosząc kufel kwaśnego piwa, od którego Einarowi już szumiało w głowie. - Czy moglibyście zaopatrzyć mnie w więcej piwa, zanim zaczniecie wyciągać ze mnie informacje? I tak wam to zresztą nic nie da. - Wskazał na chudych ludzi zgromadzonych w pomieszczeniu. - Jesteśmy ubodzy. Nie ma tu nic, co mogłoby zainteresować parę złodziei. - Frann uniósł krzaczastą brew. Były to chyba jedyne włosy na całym tłustym ciele mężczyzny. Jego cętkowane ramiona i wielkie dłonie były tak samo nagie jak głowa.

Karczma była ciemna i wilgotna, mrok z trudem rozjaśniał tuzin wiszących u sufitu lamp oliwnych, znad których unosiły się kłęby dymu. Niskie, toporne stoły pokrywały plamy rozlanego piwa i kawałki mięsa.

Lekkie Palce sączył swoje piwo. Zdecydowanie nie było to zadbane miejsce. Ale nawet o tak wczesnej godzinie w gospodzie Franna było ciasno, kilkudziesięciu mężczyzn siedziało wokół stołów, domagając się więcej piwa od trzech dziewek służebnych.

Hakim uśmiechnął się szeroko. - Cóż każe ci oskarżać nas o bycie złodziejami? Jak już ci mówiliśmy, jesteśmy żołnierzami. - Opuścił rękę na rękojeść szabli. - Jeśli masz jakieś wątpliwości, chętnie ci to udowodnię. Bardzo chętnie.

Kiedy Lekkie Palce opuścił kufel i sięgnął pod kamizelę, by rozluźnić sztylet w pochwie, Frann zaśmiał się głęboko, podnosząc ręce w udawanym geście poddania. - Skoro tak twierdzicie. - Potrząsając głową, uszczypnął przechodzącą dziewkę służebną. Obszarpana dziewczyna odpowiedziała piskiem i groźnym spojrzeniem. - Więcej piwa albo przerobię cię na karmę dla świń. - Odwrócił się do mężczyzn. - Jak długo nie niepokoicie moich klientów, nie interesuje mnie czy jesteście żołnierzami, złodziejami... czy może dziwkami w przebraniu.

Hakim odpowiedział uśmiechem. - Całkiem niezłe to przebranie.

- Rzeczywiście. - Frann przyjął nowy kufel. Pociągnął z niego głęboko, odstawił i splótł dłonie na stole przed sobą. - A teraz moje dwie doskonale przebrane ulicznice, co chcecie wiedzieć?

Lekkie Palce zastanawiał się przez chwilę. Przepytywanie karczmarza było stratą czasu, ale nie da się tego uniknąć. Musiał pozostać w łaskach u Hakima, przynajmniej dopóki nie wrócą na wzgórze. W tej chwili oznaczało to wyciąganie informacji od Franna... jeśli karczmarz cokolwiek wiedział.

- Załóżmy, że ja i mój przyjaciel jesteśmy złodziejami - spojrzał surowo na Franna. - Oczywiście jest to nieprawdą.

Frann ściągnął wargi. - Czemu nie? I?

- I załóżmy, że my, dwaj złodzieje, niedawno przybyliśmy tu z zachodu, dalekiego zachodu, szukając czegoś, co warto ukraść.

- Wtedy pewnie sporo zapłacilibyście za informacje, tak przypuszczam.

Lekkie Palce wyjął srebrną monetę i zakręcił nią na stole. - Prawdopodobnie. - Kiedy Frann sięgnął po monetę, Einar nakrył ją dłonią. - Prawdopodobnie zapłacilibyśmy za informację dopiero po jej uzyskaniu. - Pozostawił monetę na stole i pociągnął łyk piwa. - Pamiętaj, zakładamy, że ja i mój przyjaciel jesteśmy złodziejami, nie głupcami.

- Dobrze powiedziane. - Karczmarz wsparł swoje podbródki na pięściach. - Powiedziałbym wówczas - wyjedźcie z Lundeyll. Jesteśmy tu biedni. - Frann pokiwał ze smutkiem głową. - Ledwo wiążę koniec z końcem, powstrzymując ludzi lorda od wyrzucenia mnie na bruk. Gdybym był młodszy, wróciłbym do Pandathaway. - Zachmurzył się, potem westchnął. - Tam jest wszystko. Pamiętam, raz krasnolud zapłacił za nocleg diamentem wielkości mojego paznokcia. - Spojrzał na swój brudny, połamany paznokieć. - Przysięgam, tak było.

Lekkie Palce nie spytał się, dlaczego mężczyzna opuścił Pandathaway. Karczmarz pewnie i tak by mu nie powiedział. Prawdopodobnie został wygnany albo uciekł przed pogonią.

Einara wcale to nie obchodziło. - A jak mamy dostać się do Pandathaway?

Frann wzruszył ramionami. - Normalnie. Zapłaćcie za przeprawę w Lundeport. - Uśmiechnął się. - Znam kapitana, który policzy wam niewiele za miejsca na pokładzie.

- Tak jak ty policzyłeś nam tutaj? Nie ma potrzeby.

Hakim dał mu kuksańca w bok. Nie interesowała go ta cała rozmowa o kradzieżach. - Może będzie tam jeszcze coś innego, jakiś...

- Cicho - Lekkie Palce potrząsnął głową. - Interesuje mnie to, co mówi nasz gospodarz.

Frann uśmiechnął się znacząco. - Czego naprawdę szukacie?

- Tak naprawdę - powiedział Hakim, uciszając sprzeciwy Einara jednym spojrzeniem - słyszeliśmy o czymś zwanym Bramą Pomiędzy Światami.

- W takim razie nie jesteście złodziejami. Jesteście głupcami. - Frann machnął ręką. - Nawet jeśli istnieje, to tylko strata... - przerwał i wzruszył ramionami. Odwrócił się do Einara i wyciągnął rękę. - Ale chętnie powiem wam to... - przyjął monetę i wsunął ją za dekolt przechodzącej dziewki służebnej - ... co i tak wszyscy wiedzą. Mówi się, że znajduje się ona na wschód od Pandathaway, gdzieś za Aeryk. - Karczmarz położył dłonie na stole i podniósł się. - Za darmo powiem wam jedno - jeśli macie choć trochę talentu, lepiej zostańcie w Pandathaway. Okradajcie kransnoludy, okradajcie elfy. Ryzyko jest wielkie, ale równie wielkie są zyski, jeśli jesteście w tym dobrzy. - Odwrócił się, mamrocząc do siebie - ... wielkości mojego paznokcia, naprawdę...

Lekkie Palce opróżnił kufel i potrząsnął głową. - Ty naprawdę jesteś geniuszem, wiesz?

- Co zrobiłem?

- Powiedziałeś mu prawdę, głupku. Pomyśl tylko. Tak długo, jak długo nie wyglądaliśmy na zbyt zainteresowanych, mogłem zachęcić karczmarza do mówienia, nawet przez całą noc. Sztuka srebra jest tu dużo warta, nie słuchałeś? Do diabła, za to co mamy w sakiewkach, moglibyśmy kupić cały ten lokal łącznie z dziewkami służebnymi.

Hakim wzruszył nagimi ramionami. Wyglądał, jakby nic go nie wzruszyło - gniew Einara, zejście w dół, przeciągi w karczmie, wypite kwarty piwa. - Jak już powiedziałeś, pieniądze nie są dla nas problemem. - Spoważniał. - Tak przy okazji, żadnych kradzieży więcej, zrozumiano? W tym mieście nie ma nic, co warto by było zabrać, a nie chcę żadnych kłopotów z miejscowymi. Miałbyś ochotę na wspinanie się na te mury?

Lekkie Palce potarł kikutem o krawędź stołu. - Nie byłoby to trudne. Na górze są blanki, do nich prowadzą schody. Te mury mają powstrzymywać ludzi przed wejściem, nie przed wyjściem. Z zewnątrz trudno byłoby się na nie dostać, ale mógłbym to zrobić bez sprzętu, zanim straciłem...

- Jason - na twarzy Hakima pojawiła się troska. - Co ty do diabła mówisz? Brzmisz, jakbyś myślał...

- Że jestem Einarem Lekkie Palce? - zaśmiał się szyderczo. - A jak wyglądam? Dlaczego mam tylko jedną rękę? - uderzył kikutem w stół. - Z tego, co wiem, Jason Parker był tylko snem. To tutaj jest realne. - Zamachał kikutem przed nosem Hakima. - To jest realne.

Choć cały się trząsł, zmusił się do wstania. To wszystko przez piwo. Wypił go wystarczającą ilość, żeby się zdenerwować, ale za mało, żeby się wyluzować. Tak, o to właśnie chodziło. Musi napić się więcej, żeby wszystko wygładzić.

Pomieszczenie pochyliło się w lewo. Podniósł kufel ze stołu i zatoczył się na prawo, w kierunku zaczopowanej beczułki.

Był w połowie drogi, kiedy ogromne dębowe drzwi otworzyły się i trzech mężczyzn weszło do karczmy. Dwaj byli żołnierzami, wysokimi i muskularnymi mężczyznami w kolczugach, uzbrojonymi w miecze i krótkie włócznie.

Widok trzeciego mężczyzny sprawił, że Einara zaswędziały ręce. Mężczyzna? Określenie chłopiec byłoby dokładniejsze. Wyglądał na jakieś szesnaście lat, miał blond włosy, wąską twarz i głęboko osadzone, ciemne oczy. Miękka szkarłatna peleryna, pierścień z osadzonymi wieloma klejnotami na kciuku pozbawionej rękawiczki prawej dłoni, wypchana sakiewka u pasa - wszystko to krzyczało wprost o bogactwie właściciela.

Rozmowy w karczmie ucichły, zapadła niemal bolesna cisza. Frann zakrzątnął się. - Lord Lund! Jestem zaszczycony!

Uśmiechając się krzywo, chłopiec zdjął rękawiczkę z drugiej dłoni i uderzył nią lekko w twarz karczmarza. Stojący obok niego strażnicy uśmiechali się. - Nie, jeszcze nie lord, tylko lordling, dopóki mój błogosławiony ojciec nie odejdzie z tego świata... - Przechylił głowę i położył dłoń na ramieniu większego z żołnierzy. - Marik, sądzę, że ten tłusty sprzedawca piwa właśnie obraził mojego ojca.

- P-przepraszam, lordlingu - powiedział Frann niewyraźnie, palcami ściskając pas. - Nie chciałem obrazić twego szlachetnego ojca, niech żyje wiecznie.

- O? Więc uważasz, że nie jestem wystarczająco kompetentny, żeby rządzić Lundeyll?

- Nie, wcale. Ja... ja... ja chciałbym się spytać, co mam podać? - Karczmarz niezgrabnie ominął pułapkę. Najwyraźniej następca tronu mógł poczuć się obrażony każdym słowem Franna. Gestem kazał czterem mężczyznom opuścić najbliższy stół, wytarł go, a potem swoją twarz. - Piwo? Wino? - Podsunął chłopcu krzesło.

Lund milczał przez chwilę, potem wzruszył ramionami. - Dzisiaj ujdzie ci na sucho. - Usiadł, po czym wskazał palcem na najmniej obszarpaną z dziewek służebnych. - Wina! Najlepszego, choć podejrzewam, że i tak nie jest za dobre. Aha, i czyste szkło, jeśli można.

Dziewczyna pobiegła na zaplecze.

Lekkie Palce napełniał kufel z neutralną miną, potem powrócił do stołu. Powoli sączył piwo, podczas gdy w karczmie ludzie zaczęli znów rozmawiać, choć hałas nie osiągnął nawet części poprzedniego poziomu. Najwyraźniej wszystkich przerażał włóczący się po ubogich dzielnicach panicz. W sumie było to dla niego korzystne. Mogło mu ułatwić...

- Nawet o tym nie myśl! - syknął Hakim.

Lekkie Palce uśmiechnął się i pociągnął głęboki łyk kwaśnego piwa. Po pewnym czasie nawet smakowało lepiej. - Spokojnie, przyjacielu. Nie zrobię tego. - Dopóki nie nadarzy się okazja. Wtedy nie będę musiał wracać z tobą na wzgórze. Po prostu zapłacę za przeprawę do Pandathaway, a tam będę kradł diamenty wielkości paznokcia karczmarza. - Nawet o tym nie myślę.

- Dobrze. - Hakim usiadł wygodniej. - Myślę, że dobrze by było, gdybyśmy się stąd cicho wynieśli i poszli do naszego pokoju. Jest tam trochę duszno, ale nie lubię...

- Ty! - mniejszy z dwóch żołnierzy stał przed nimi, patrząc się wściekle na Lekkie Palce. - Nie widziałeś, jak na ciebie wskazuję?

- Nie, ja...

- Dobrze. - Żołnierz pociągnął za grzywkę, udając ukłon. - Lordling Lund prosi cię o zaszczycenie go swoim towarzystwem przy stole. Lubi pić z pospólstwem. Proszę tędy.

Lekkie Palce przybrał przerażony wyraz twarzy. Mówiąc o okazji... - C-cała przyjemność po mojej stronie, p-panie. - Wstał powoli i drżącym krokiem podszedł do miejsca, gdzie siedział chłopiec. Na ustach następcy tronu pojawił się okrutny uśmiech.

- Usiądź - wskazał na krzesło. - Jesteś?

- Einar. Einar Jednoręki, panie. - Imię Lekkie Palce zbyt jednoznacznie wskazywało na złodzieja.

Na stole pojawiła się gliniana butla z winem i cztery szklanki. Dziewka służebna ustawiła je przed chłopcem, potem odeszła pośpiesznie. Jej uśmiech przez cały czas nie zmienił się, jakby był namalowany.

- Pozwól mi - powiedział chłopiec, wyjmując korek. Nalał wino do dwóch nakrapianych szklanek. - Moi... przyjaciele nie lubią pić w czasie służby. - Uniósł szklankę do ust i pociągnął łyk. Skrzywił się. - Zbyt dużo goryczki. - Opuścił szklankę i uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że nie obraża cię ich abstynencja?

- Nie, panie. Sam hołduję temu zwyczajowi.

Lund podniósł szklankę i pociągnął głęboki łyk. Nadmiar płynu spłynął mu po brodzie na policzki. To dobrze - albo chłopiec był normalnie niezgrabny, albo też już nieźle pijany. - Proszę, pij, Einarze Jednoręki, w końcu to ty płacisz za wino, nieprawdaż? - Żołnierze spojrzeli po sobie, uśmiechając się znacząco. Najwyraźniej nie był to pierwszy przystanek w trakcie nocnej wyprawy do ubogich dzielnic, picia z pospólstwem na ich koszt.

- Oczywiście. Jestem zaszczycony. - Lekkie Palce opróżnił swoją szklankę i pozwolił swojej dłoni opaść na kolana. To właściwie powinno być proste. Sakiewka wisiała u pasa Lunda od jego strony, jak dojrzały owoc, który tylko czeka, żeby go zerwać. Wyciągnął dłoń.

- Czy byłbyś tak łaskaw i nalał mi jeszcze jedną szklankę? - Lund zastukał swoim szkłem o stół. - Wyyydaje się, że dziś wieczorem mam problemy z koordynacją.

Lekkie Palce powstrzymał gniewne spojrzenie. - Z przyjemnością, panie. - Nalał i opuścił butlę na stół. Potrzebował czegoś do odwrócenia uwagi. Umieścił kikut na stole, jednocześnie opuszczając zdrową dłoń.

Chłopiec wzdrygnął się. - Teraz rozumiem twoje imię. Jak ją straciłeś?

Teraz spokojnie... Lekkie Palce wsunął dwa palce do sakiewki Lunda, delikatnie i powoli rozluźniając wiązanie. Spokojnie... - Wypadek. Została zgnieciona w młynie. - W sakiewce znajdowało się wiele monet. Schwycił jedną między palce i wyciągnął.

Była z platyny, gruba i ciężka.

Lekkie Palce umieścił ją w kieszeni wewnątrz rękawa, potem sięgnął po następną. Był ostrożny, poruszał się powoli i gładko, tak aby wyciągana moneta nie zadźwięczała o inne.

- Dawno temu?

- Wiele lat, panie, wiele lat. - Wyciągnął następną, jeszcze następną, wszystkie wsunął ostrożnie w kieszeń wewnątrz rękawa. Starczy na razie. Nie ma sensu być zbyt chciwym, Jason.

Jason? Jestem Jason? Więc co...

Ręka obsunęła mu się.

Z pełnym naciskiem spoczęła na sakiewce.

I mocno pociągnęła za pas chłopca.

Lund spojrzał w dół. - Moja sakiewka! - Chwycił nadgarstek Einara, jego szklanka uderzyła o stół. Ostre uderzenie w kark sprawiło, że złodziej upadł na ziemię.

- Marik, łap też jego przyjaciela - warknął Lund.

Otworzył oczy. Hakim stał w drzwiach z szablą w rękach. Wyglądał, jakby chciał uciekać, ale potem zmienił zdanie. Wyjął nóż zza pasa i rzucił go w kierunku żołnierza trzymającego Einara.

Ostrze uderzyło w kolczugę, zadźwięczało o metal i upadło na ziemię, nie wyrządzając żadnej szkody.

- Nie bądź głupi, uciekaj. - Całą swoją siłę włożył w krzyk. - Teraz!

Wielki mężczyzna zawahał się. Niższy żołnierz podniósł nóż i rzucił w niego.

Z głuchym odgłosem ostrze zatopiło się w ramieniu Hakima. Krwawiąc, mężczyzna wytoczył się przez drzwi i zniknął w mroku.


- Łap go, Marik.

Żołnierz pobiegł z wyciągniętym mieczem. Drugi zmusił Einara do powstania.


Lordling Lund stał przed nim z włócznią w ręku. - Zajmiemy się twoim przyjacielem, obiecuję. - Obrócił broń. Długi na stopę grot odbijał światło wiszącej nad nimi lampy. - Ale ty tego nie zobaczysz, prawda? - Końcówką ostrza dotknął tuniki złodzieja.

Ręce miał na plecach, nie mógł sięgnąć po sztylet. I tak by to nic nie dało. - Panie, pozwól mi wyjaśnić, proszę. - Co mogę powiedzieć? Ale muszę coś powiedzieć, w jakiś sposób się uwolnić. To nie może się tak skończyć.

Chłopiec zawahał się, skinął - Oczywiście.

- Źle mnie zrozumiałeś. Ja... - Nagły ból zapłonął w jego brzuchu.

Krzyknął.

Krew wypełniła mu gardło, wypłynęła z ust na tunikę.

Spojrzał w dół. Pół grota włóczni było zatopione w jego brzuchu na wysokości pasa.

Lund wyjął włócznię i przyjrzał się zakrwawionemu ostrzu. - Rana brzucha. Zawsze lubiłem rany brzucha.

Długo umierał. Dopiero pod koniec przestał krzyczeć.


Dodano: 2006-09-22 12:19:15
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Lee, Fonda - "Dziedzictwo jadeitu"


 Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia"

 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS