NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

Ukazały się

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"


 Richau, Amy & Crouse, Megan - "Star Wars. Wielka Republika. Encyklopedia postaci"

 King, Stephen - "Billy Summers"

 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

Linki

Rosenberg, Joel - "Śpiący smok"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Rosenberg, Joel - "Strażnicy Płomienia"
Data wydania: 2000
ISBN: 83-87376-82-5
Oprawa: miękka
Format: 115 x 175 mm
Liczba stron: 288
"strażnicy płomienia", tom 1



Rosenberg, Joel - "Śpiący smok" (rozdział 4)

ROZDZIAŁ CZWARTY: To nie powinno być trudne


Nie ma nikogo, kto mógłby powrócić stamtąd
Aby opisać ich naturę, opisać ich rozkład,
Żeby zaspokoić nasze pragnienia,
Nim nie dotrzemy do miejsca, gdzie oni odeszli.
- Pieśń Harfiarza, zwrotka piąta


Jason machnął ręką z obrzydzeniem.

- Nie mogę tego rozczytać. Co to do diabła za język? - Odczuwał głęboką frustrację. Litery na kartce wyglądały znajomo, lecz dziwnie. Najwyraźniej tworzyły słowa, niestety nie dla niego.

Andrea zmarszczyła czoło. - To proste, tylko posłuchajcie: ‘Tikrach amalo, if recet quirto blosriet az...

Drodzy przyjaciele, proszę przyjmijcie moje serdeczne przeprosiny...

Podniosła głowę. - Czy żaden z was nie umie czytać?

Barak pociągnął się za brodę. - Nie. - Ze smutkiem potrząsnął głową. - Rozumiem to, ale nie umiem czytać. Nie w erendra.

Erendra. "Eren" oznaczało mężczyznę lub człowieka, "dra" było skróconą formą wyrazu "dravhen" - usta. Człowiek-usta - język dla ludzi. Ale skąd to wiedział? Nie, Jason tego nie wiedział, wiedział to Lekkie Palce. I nim właśnie jestem.

Ahira wzruszył ramionami. - To ma nawet sens. Aristobulus, Doria, spójrzcie. Na pewno umiecie to przeczytać.

Rzeczywiście umieli. - To proste - powiedziała Doria. - Ale wy nie...

Nie. Hakim, Barak, Ahira i Lekkie Palce nie umieli.

- Cholera. - Lekkie Palce potarł palcami swój kikut. W pewien sposób miało to sens. Wszyscy mieli umiejętności swoich postaci plus wspomnienia z drugiej strony, ale nic więcej. W grze Barak, Lekkie Palce, Hakim i Ahira byli analfabetami, gdyż wojownicy i złodzieje nie potrzebowali tej umiejętności. Z drugiej strony czarodzieje i kapłani musieli umieć czytać.

Poślinił koniec palca wskazującego i na kurzu pokrywającym zamkniętą skrzynię napisał swoje drugie imię - JASON. Dzięki Bogu przynajmniej to umiał przeczytać.

- Właśnie. - Ahira spojrzał na litery, odległe tylko o kilka cali od jego oczu. - Nic nie straciliśmy, ale... - uśmiechnął się - alu n’atega nit cholera ekta, pi agli. - Ale cholernie dużo też nie zyskaliśmy.

Ciekawe. "Cholera" było tym samym słowem w obu językach. A to sugerowało pewną możliwość...

Popatrzył na innych. Barak wyglądał na najbardziej zmartwionego. Potężny mężczyzna siedział na ziemi, ukrywając twarz w dłoniach. Ale czy to Barak się martwił? Najprawdopodobniej bycie analfabetą bardziej trapiło Karla.

Hakim był swobodny i pewny siebie. - Więc które z was, magików, może udzielić mi lekcji czytania? Niech mnie diabli, jeżeli nie nauczę się czytać.

- To mi się podoba. - Ahira poklepał go po plecach. - Ale możemy nie mieć wystarczająco dużo czasu na rozwiązanie tego problemu. Andrea, może ty przeczytasz list. Na głos, ze względu na nas... - uśmiechnął się - inwalidów.

Barak potrząsnął głową. - Dlaczego do cholery nie napisał tego po angielsku?

Andrea, trzymająca list na kolanach, uśmiechnęła się do niego uspokajająco. - Myślę, że tak zrobił, ale list przekształcił się w czasie przejścia, zupełnie jak nasze ciała. Albo to, albo chciał się pochwalić. Ari?

Stary mężczyzna okręcał na palcach kosmyki swojej brody. - Nie wiem, oba powody mogą być prawdziwe. - Zamknął oczy. - Zależy to od stopnia skomplikowania zaklęcia, którego użył. A to zależy od sposobu, w jaki tutaj działa magia. - Otworzył oczy i wzruszył ramionami. - Tego mogę się tylko domyślać. Podaj mi list. - Wyciągnął rękę. - Ja...

- Nie. - Jason źle znosił fakt, że został pozbawiony umiejętności czytania, przynajmniej w celach praktycznych. Nie chciał zostać obywatelem drugiej kategorii. - Nie, ty przeczytaj list, na głos. Tak, żeby wszyscy mogli zrozumieć go w tym samym czasie.

Ahira skinął głową. - Zaczynaj.

Rozpoczęła czytanie w erendra, przerywając jedynie, aby zaczerpnąć oddechu.


Drodzy przyjaciele!

Przyjmijcie proszę moje serdeczne przeprosiny za to, że nie ostrzegłem was, co się ma stać. Przepraszam za wszelkie niedole, jakich doznaliście, ale naprawdę nie miałem wyboru. Gdybym was ostrzegł, nie uwierzylibyście mi.

Jak się na pewno domyśliliście, znajdujecie się w świecie, na którym wzorowałem gry, w które graliśmy. Tyle tylko, że to nie były wyłącznie gry.

Nie zamierzam zanudzać was długą opowieścią, jakie kłopoty sprawiał mi w dzieciństwie fakt, że miałem wizje innego świata. Tego świata, w którym się teraz znajdujecie. Na pewno nie jestem jedynym, który kiedykolwiek miał takie wizje, ale pochlebiam sobie, że nikt inny nie widział tego świata tak dokładnie. Nie znaczy to, że ja wszystko widzę doskonale. Różnica w upływie czasu w obu światach zawsze sprawiała, że wszystko po drugiej stronie, waszej stronie, zdawało się dziać tak szybko, że aż trudno było za tym nadążyć. Nawet wtedy, gdy wizje były tak intensywne, że obejmowały wszystkie moje zmysły.

Moi przyjaciele, pragnę tego świata. Gdybym tylko miał szansę, zostałbym najpotężniejszym czarodziejem, jaki kiedykolwiek chodził po tej ziemi. Gdybym tylko mógł się przenieść, tak jak zrobiłem to z wami, zrobiłbym to.

Ale nie mogę. Magia działa inaczej w dwóch światach. W naszym jest niestałą siłą. Od dwudziestu lat próbowałem przenosić przedmioty, jednak udawało mi się to w niewiele ponad jednym procencie przypadków. Do tego przedmioty zawsze ulegały przemianie, którą dopiero niedawno nauczyłem się kontrolować.

Ludzie, czy w ogóle istoty rozumne, to zupełnie inna sprawa. W naszym świecie istnieje siła zwana zbiorową nieświadomością, która uniemożliwia przenoszenie. Mówiąc najprościej, wszyscy należeliście do naszego świata i nic nie mogłem zrobić, dopóki ta siła działała.

Istnieje jednak wystarczająco wiele informacji o ludziach, którzy uwolnili się od zbiorowej nieświadomości i w odpowiednich warunkach przenieśli się z jednego świata do drugiego. Benjamin Bathurst i Ambrose Bierce to dwa najbardziej znane przypadki. Bez wątpienia było ich więcej.

Pisząc to nie wiem, czy uda mi się stworzyć takie warunki. Wiem, że nie potrafię zrobić tego dla siebie. Z zawierającej się w sobie teorii może wynikać, że jest to niemożliwe dla osoby przywiązanej do naszego świata.

Kiedy to czytacie, wiecie, że dzięki długim przygotowaniom i waszemu uczestnictwu w grze udało mi stworzyć dla was odpowiednie warunki. Nie wiem, kim jesteście. Przez lata próbowałem różnych kombinacji czarów i osobników, umieszczając zapasy w różnych punktach. Punkty te, jak się zapewne domyśliliście, zawsze były miejscami, gdzie rozpoczynaliśmy nasze kampanie.

Bardzo bym się zdziwił, gdybyście nie byli teraz na mnie wściekli. Spróbujcie mnie jednak zrozumieć. Dzięki swoim wizjom wiem tak wiele, że mógłbym być najpotężniejszym czarodziejem, najpotężniejszym człowiekiem używającym magii, jaki kiedykolwiek chodził po tym świecie. Miast tego mogę jedynie oglądać ten świat przed sobą jak dojrzały owoc.

Jest jednak możliwość przejścia. W tym świecie istnieje mechanizm zwany Bramą Pomiędzy Światami, który może otworzyć drogę z jednego do drugiego wszechświata. Proszę was, żebyście otworzyli Bramę i przeprowadzili mnie na drugą stronę.

W rewanżu obiecuję spełnić każde wasze życzenie.

Aby to umożliwić, wśród skrzyń ze zwykłymi zapasami umieściłem jedną, którą na pewno uznacie za skarbiec. Jej zawartość to efekt lat wytężonych badań i eksperymentów. Znajdziecie w niej Róg, długą księgę czarów, dziesięć Płaszczy Przeniesienia... o wszystkim nie muszę pisać, wystarczy, że obejrzycie zawartość. Używajcie jej z przyjemnością.

Wszystkie te urządzenia wraz z mapą świata umożliwią wam dotarcie do miejsca, gdzie znajduje się Brama i pomogą wam okiełznać jej strażnika, tak, że bez trudu się przez nią przedostaniecie.

Jeśli chodzi o resztę zapasów, dzięki nim nie będziecie musieli niczego kupować na miejscu. Proszę, podzielcie się brandy, którą potraktujcie jako prezent ode mnie i częściowe zadośćuczynienie za wszelkie niewygody, jakich doznaliście.

Kiedy już przeprowadzicie mnie na drugą stronę, otrzymacie resztę zadośćuczynienia. Ci z was, którzy będą na tyle głupi, żeby powrócić do naszego nudnego i monotonnego świata dostaną tonę złota. Obiecuję też spełnić każde życzenie tych, którzy pozostaną. Dosłownie.

Andrea podniosła głowę i spojrzała na Baraka. - List kończy się słowami "z najserdeczniejszymi życzeniami".

Barak wyprostował się, zsunął pochwę z miecza i upuścił ją na trawę. - Czy mnie słyszysz, ty sukinsynu? To dostaniesz, kiedy cię dopadnę. - Odkręcił się w stronę Aristobulusa. - Znajdź sobie miecz.

- Co? - stary mężczyzna skulił się.

- Znajdź sobie miecz, żebym mógł zabić cię w sprawiedliwym pojedynku. Ta skrzynia! - wskazał mieczem na odłamki zaśmiecające stok. - Ta ze skarbami. Zniszczyłeś ją, ty...

- Spokojnie, Barak - Ahira stanął przed nim, niedbale trzymając w ręku topór. - I tak mamy wystarczająco dużo kłopotów. Nie chcę, żebyś został zabity, ty, czy ktokolwiek inny. Zrozumiano?

Barak parsknął. - Ja zabity? Nie bądź głupszy niż...

- Karl! - Andy-Andy stanęła między nimi. - Przestań.

Karl? Kto to... - Och. - Wziął głęboki oddech. Był Karlem Cullinane, a Karl Cullinane nie kroił bezbronnych starych mężczyzn na kawałki, jakby byli kawałem mięsa.

Schylił się powoli, podniósł upuszczoną wcześniej pochwę i wsunął w nią miecz.

Aristobulus podniósł się na nogi. - Rozumiem twój gniew. Po przebudzeniu byłem bardzo... zdezorientowany. - Wciągnął powietrze przez zęby. - Ale najtrudniej jest mnie i Andrei. W skrzyni, którą niechcący zniszczyłem, była księga zaklęć. O ile nie uda nam się znaleźć duplikatów, jestem ograniczony do zaklęć w głowie. A kiedy je zużyję, nie będę miał nic. - Cofnął się o krok i uniósł ręce. - Szkoda by było zmarnować jedno w samoobronie.

Barak uśmiechnął się i postąpił o krok do przodu. - Tylko spróbuj. Mogę się założyć, że zdążę chwycić cię za to... - nie dokończył, czując koniec noża wbijający mu się w kark.

- Spokojnie, Karl - Walter był opanowany jak zwykle. - Żadnych walk. Słyszałeś Ahirę.

Gdyby szybko ruszył się do przodu, jednocześnie kopiąc mocno w tył, mógłby... nie, pomyślał Barak, zbyt duże ryzyko. - Więc co z...

Ahira uniósł dłoń. - Zajmę się Aristobulusem. - Odwrócił się do czarodzieja. - Opuść ręce.

- Ja...

- Opuść je. - Krasnolud stanął przed czarodziejem, upuścił topór na ziemię i zaplótł ręce na piersiach. - Lepiej od razu się tym zajmijmy. Będziesz słuchał moich rozkazów jak wszyscy inni, czy wolisz sam wyruszyć w drogę?

Aristobulus uśmiechnął się szyderczo. - To czcze pogróżki. Naprawdę mnie opuścisz? - Machnął ręką w stronę Andy-Andy. - I zostaniesz z nią jako jedynym czarodziejem?

Ahira odwrócił się do niego plecami. - Więc ruszaj. Hakim, zabierz ten nóż. Barak, czy zgadzasz się, że jestem tu szefem?

Rozmasował miejsce, gdzie wbijał się nóż, zdziwiony, że na palcach nie ma krwi. - Na razie. - Czy krasnolud naprawdę miał zamiar pozbyć się Aristobulusa? Po utracie skarbu to jeszcze bardziej skomplikowałoby ich sytuację. Ale miał rację. Mieli wystarczająco dużo kłopotów, nawet bez rozłamu wewnętrznego. - Tak długo, jak długo myślisz, że jesteś w stanie zabrać nas do domu.

Krasnolud skinął głową. - Ja tak nie myślę, ja to obiecuję. - Odwrócił się do czarodzieja i zawahał na chwilę, jakby zdziwił go widok Aristobulusa. - Myślałem, że miałeś się wynieść.

- Czekaj chwilę. Ty...

- Nie. Albo jesteś jednym z nas, albo nie. Wybrałeś drugą możliwość, więc odejdź.

- Ale... Jak mam... jak oczekujesz, że...

- Szczerze mówiąc oczekuję, że umrzesz. Czarodziej bez ksiąg czarów, samotny? Nie masz szans. Potrzebujesz nas bardziej, niż my potrzebujemy ciebie. - Ahira położył dłoń na piersi czarodzieja i pchnął go tak, że ten rozciągnął się na ziemi. Odwrócił się do Karla. - Jeśli w ciągu dwóch minut nie odejdzie, możesz sprawdzić, czy twój miecz jest szybszy niż jego usta. - Krasnolud wyraźnie mrugnął.

Dobrze. Mam nadzieję, że to zadziała. - Zrozumiano. - Postąpił krok w kierunku leżącego czarodzieja.

- Czekaj! - strach w głosie czarodzieja pasował do jego poszarzałej twarzy. - Zgadzam się. Ty jesteś przywódcą.

Karl nie patrzył na Ahirę, kiedy tamten zbliżał się do czarodzieja. - Chcesz mu dać jeszcze jedną szansę?

- Tak. - Krasnolud odszedł. - Pomóż mu wstać.

Karl uśmiechnął się do jego pleców. Nie jestem pewien, czy cię lubię, ale dobrze wiem, że nie mam zamiaru cię zdenerwować. Przeciągnął spojrzeniem od Dorii przez Einara do Waltera, potem zatrzymał je na Andy-Andy. Wszyscy zrozumieli.

Ale lepiej niech ci się uda. Naprawdę.


Ahira przez dłuższą chwilę siedział na pniu zwalonego drzewa i patrzył na mrowisko, kiedy podeszła do niego Doria.

- James, mogę się przysiąść?

- Siadaj. - Piętą kopnął w grubą korę, która zaskrzypiała. Ten dźwięk sprawił mu satysfakcję. Zdusił niechęć, jaką odczuł, gdy podeszła. Dobrze się czuł w samotności, kiedy nie musiał walczyć z sześcioma, dwunastoma osobowościami. Nie, czternastoma, włączając w to jego dwie.

Wygładziła szatę na nogach i usiadła na trawie przed nim, spoglądając na niego szeroko otwartymi, żółtymi oczami.

Odwrócił wzrok. Sytuacja uległa zmianie, zwykle to ona unikała jego spojrzenia.

- Co się stało?

- Mamy problem.

- Naprawdę? - uniósł brew. - Tylko jeden? To byłoby miłe, bardzo miłe. O który ci chodzi? Jak na razie zagryzam paznokcie myśląc o Hakimie i Einarze. Mogę wyobrazić sobie mnóstwo rzeczy, które mogą źle pójść w mieście. Nie mam natomiast pojęcia, jak ich uniknąć. Przy okazji, dawno wyruszyli?

- Kilka godzin temu. Ale chodzi mi o to, że mamy nowy problem - potarła oczy. - Nie mogę odzyskać swoich zaklęć.


- Co?

Kapłan różnił się od czarodzieja tym, że nie musiał uczyć się od nowa zaklęć z ksiąg. Kapłan musiał się po prostu pomodlić o zwrot wykorzystanego zaklęcia. Tak to w każdym razie miało wyglądać.


- Próbowałam, naprawdę próbowałam. Ale nie wyszło.

W jego głosie brzmiał gniew i frustracja, nawet nie próbował ich powstrzymać. - Czego próbowałaś?

- Modlić się. Do Leczącej Dłoni. Ale nic się nie stało. - Podrapała się po karku, pozostawiając długie czerwone pręgi. - Czuję inne zaklęcia w głowie. Wszystkie, ale nie mogę odzyskać tego, które wykorzystałam. - Kosmyk blond włosów spadł jej na czoło, odepchnęła go. - Może...

- Może co? - To było przerażające, zawsze mogli liczyć przynajmniej na to, że ich magia zadziała.

- Może gdybym uwierzyła...

Chwycił ją za ramiona i potrząsnął. - Chcesz mi powiedzieć, że po wszystkim, co się z nami stało, nie wierzysz w magię?

- Przestań. Przestań! - Pozwolił jej zrzucić z siebie jego ręce. - To nie to. Po prostu wyobrażenie boga Leczącej Dłoni...

- Dobroczynnego bóstwa?

- ... który czyni dobro, leczy ludzi... to takie absurdalne. - Wczepiła we włosy szczupłe palce. - Po tym, co zdarzyło się nam, co zdarzyło się mnie, nie mogę tego zaakceptować. Naprawdę.

- Nie mówisz tylko o tym, co stało się tutaj. - Tej strony charakteru Dorii nie znał. Ale za przyjacielską fasadą, zadbanymi paznokciami i nieco skrępowanym zachowaniem często wyczuwał głęboki smutek.

- Nie, nie tylko to - poruszyła wargami, ale nie wydostał się z nich żaden dźwięk. Ukryła twarz w dłoniach.

- Nie musisz o tym mówić, jeśli nie chcesz - powiedział, a potem w duchu zwymyślał się za postawienie sprawy w taki sposób. Wyznanie doskonale oczyszczało psychikę. Powinien poprosić ją, żeby mówiła, zmusić ją do tego. - Ale i tak mi powiedz. - Zabrzmiało to nieprzekonywująco. Cholera.

- Nie mogę.

Wyciągnął dłoń i delikatnie odjął jej ręce od twarzy.

- Nie przejmuj się. - Ahira zmusił się do uśmiechu. - Jestem pewien, że wszystko się ułoży. A jeśli później zechcesz o tym porozmawiać, będę tu. Gdziekolwiek to "tu" jest. - Wstał i pomógł jej się podnieść. - W jednej ze skrzyń widziałem puszki. Może przeczytasz mi, co w nich jest? Jeśli znajdziemy łososia, podzielimy się.

Jej uśmiech był prawie naturalny. - Widziałeś gdzieś otwieracz?

Podniósł topór.

- Pewnie.


Dodano: 2006-09-22 12:19:15
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS