NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Moorcock, Michael - "Elryk z Melniboné"

Heinlein, Robert A. - "Luna to surowa pani" (Artefakty)

Ukazały się

Grimwood, Ken - "Powtórka" (wyd. 2024)


 Psuty, Danuta - "Ludzie bez dusz"

 Jordan, Robert; Sanderson , Brandon - "Pomruki burzy"

 Martin, George R. R. - "Gra o tron" (wyd. 2024)

 Wyrzykowski, Adam - "Klątwa Czarnoboga"

 Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"

 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

Linki

Rosenberg, Joel - "Śpiący smok"
Wydawnictwo: ISA
Cykl: Rosenberg, Joel - "Strażnicy Płomienia"
Data wydania: 2000
ISBN: 83-87376-82-5
Oprawa: miękka
Format: 115 x 175 mm
Liczba stron: 288
"strażnicy płomienia", tom 1



Rosenberg, Joel - "Śpiący smok" (rozdział 2)

ROZDZIAŁ DRUGI: Gra


Plansza szachowa to świat, figury to zjawiska wszechświata, zasady gry są tym, co nazywamy prawami natury. Gracz z drugiej strony został przed nami ukryty. Wiemy, że zawsze gra zgodnie z zasadami, sprawiedliwie i cierpliwie. Dowiedzieliśmy się jednak również na własny koszt, że nigdy nie przeoczy błędu i nigdy nie będzie tolerował ignorancji.
- Thomas Henry Huxley


Gdy Deighton zaczął mówić niskim, tajemniczym głosem, Karl Cullinane pożyczył pięć kostek czterościennych od Jamesa Michaela, potem umieścił obgryziony ołówek i kartkę papieru przed Andy-Andy. Podniosła jedną z kostek.

- Śmieszna piramidka. Ale jak można sprawić, żeby cyfra pojawiła się na wierzchu?

- Nie trzeba. Przyjrzyj się uważniej. - Cyfry od zera do trzech nie zostały wytłoczone na środku ścianki, zamiast tego znajdowały się wzdłuż krawędzi. Kiedy gracz rzucał kostką, odczytywał cyfrę stojącą pionowo, tę najbliższą stołu. - Muszę jednocześnie słuchać Deightona, więc zrobimy tylko mechanikę. Historię postaci wymyślimy później. W porządku?

- Pewnie. Ale ostrzegam, mogę być powolna.

Takiej okazji nie mógł przepuścić. Odwrócił się, spojrzał jej prosto w oczy i wyszczerzył się w uśmiechu. Nawet się nie zaczerwieniła.

- Ta kampania - zaintonował Deighton - to Wyprawa po Bramę Pomiędzy Światami. - Jego twarz demonicznie oświetlała leżąca w otwartej teczce latarka.

- Teraz napisz to na papierze: S, Pr, Int, Md, ZT, WB, Wt, Cha.

- Znajdujecie się na szczycie wzgórza, ponad ogromnym, otoczonym murami miastem i...

- Profesorze? - Karl zaczął podnosić rękę, potem znowu ją opuścił.

- Tak? - warknął Deighton.

- Przepraszam, że przerywam, ale muszę wiedzieć, jaką postać mam jej wygenerować? I na jakim poziomie? To wygląda na ciężką kampanię, nie wyśle pan na nią postaci klasy A, prawda?

- Racja. - Deighton przeprosił skinięciem głowy. - To będą trzy rzuty na każdą charakterystykę i ustaw panią Andropolous jako postać klasy C. Przy odpowiednio wysokiej Inteligencji najlepszy będzie czarodziej, drużyna ma pewne braki w tej dziedzinie...

- Chwileczkę! - Riccetti podniósł głowę. - Ja...

- ... mimo wielkich umiejętności i talentu Aristobulusa. Jeśli mogę kontynuować...

Andy-Andy pochyliła się w jego stronę. - Inteligencja? Jeśli sugeruje...

- Nie, mówił o inteligencji twojej postaci. Ale najpierw rzucimy na Siłę. - Wskazał pięć kostek. - No, dalej.

Andrea wzruszyła ramionami, wzięła kostki i delikatnie je rzuciła. - Trzy, trzy, jeden i dwa zera. Jak poszło?

- Nie za dobrze, właściwie całkiem przeciętnie. Najwyższy możliwy wynik to piętnaście. Spróbuj jeszcze raz, a dokładniej dwa razy. Na pewno wyjdzie lepiej niż siedem.

W następnym rzucie wyszło pięć, w kolejnym dziewięć. - To już nie tak źle, ale też niezbyt dobrze. Twoja postać ma Siłę niewiele ponad średnią. Teraz Prędkość. Jest związana z Siłą, więc odrzucamy wszystkie rzuty, które różnią się o więcej niż dwa od twojego najwyższego wyniku, czyli dziewięciu.

W pierwszym rzucie wyszło pięć zer. - Nie liczy się - powiedział Karl - jeszcze trzy rzuty.

W kolejnych trzech próbach nie udało się uzyskać więcej niż osiem. - Tak więc masz przeciętną Prędkość. Teraz rzut na Inteligencję.

Najlepszy wynik z trzech rzutów był w ogóle najlepszym wynikiem. - Pełne piętnaście, to świetnie. Możesz zostać czarodziejem, to zupełnie jak bycie magikiem, ale naprawdę.

- Prawie.

- Racja.

Deighton ciągnął monotonnie - ... na północy widzicie wielki zbiornik wodny rozciągający się aż po horyzont. Mogłoby to być morze śródlądowe, ale wiatr wiejący z jego strony nie niesie ze sobą zapachu soli. Podejrzewacie, że jest to jezioro...

- Rzut na Mądrość.

- Mądrość? A jaka jest różnica między nią a Inteligencją?

- Edith Bunker.

- Co? - wzdrygnęła się, kiedy wszyscy spojrzeli się na nią wściekle. - Co? - szepnęła.

- Powiedziałem Edith Bunker, bohaterka Wszystko w rodzinie. Nie jest zbyt bystra, ale cholernie mądra. Albo przykład odwrotny: Richard Nixon. Czaisz?

- Pewnie.

W trzech rzutach wyszło dziesięć. - Całkiem nieźle. Teraz Zręczność Typowa.

- W odróżnieniu od zręczności nietypowej? - uniosła brew.

- W odróżnieniu od Władania Bronią. Czarodzieje mogą być cholernie zręczni, ale nie radzą sobie z bronią. Cecha zawodowa. Rzucaj.

- ... obok was znajduje się kilka dużych drewnianych skrzyń. Oprócz broni i rzeczy osobistych to jedyny ekwipunek, jaki macie ze sobą...

Najlepszym wynikiem, jaki uzyskała, było pięć. - Kiepsko. Chyba jestem niezgrabna, co?

- I zimna. - Uśmiechnął się - Teraz Władanie Bronią.

W pierwszym rzucie wyszło dwanaście. - Aż szkoda takiego wyniku - stwierdził Karl. - Najwyższa wartość WB, jaką może mieć czarodziej, to pięć. Teraz spróbuj Wytrzymałość.

- ... nie macie pojęcia, jak znaleźliście się na wzgórzu, a jedyna możliwość, jaka nasuwa się wam na myśl, jest zbyt nieprawdopodobna, by potraktować ją poważnie...

- Hmm, trzynaście. - Podniosła głowę. - To znaczy, że jestem cholernie twarda, tak?

- Prawie. Jeszcze tylko jeden.

- Co oznacza to Cha?

- Charyzma. Rzucaj.

W pierwszym rzucie wyszło doskonałe pięć trójek. - Zgadza się - mruknął.

Andy-Andy tylko się uśmiechnęła.

- ... a teraz - Deighton wyprostował się - musicie tylko zadecydować, kim jesteście i co robicie.

- Nie do końca. - Karl puknął w kartę postaci Andrei. - Wciąż musimy wybrać jej zaklęcia, zadecydować o charakterze.

- Zgadza się. Pani Andropolous, proszę tu podejść, zaraz się tym zajmę. Pan Cullinane bywa zbyt... szczodry, jeśli chodzi o zaklęcia.

- Nieprawda - głos Jamesa był zdecydowany. - Byłem przy tym, kiedy Karl rzucał Martina Iluzjonistę. Wcale nie oszukiwał.

- Możliwe. - Deighton gestem zaprosił Andy-Andy na swoją stronę stołu. - Teraz macie czas wybrać postaci, broń i rzeczy osobiste.


James Michael Finnegan nie brał udziału w dyskusji, kto ma co robić. Nikt nie miał wątpliwości, że zagra Ahirą Krzywonogim, krasnoludem o ogromnej Sile i Władaniu Bronią, przeciętnej Inteligencji, Mądrości i Charyzmie, niskiej Prędkości spowodowanej trzypunktową karą za krótkie krasnoludzkie nogi, ale za to niemal czarodziejskiej Wytrzymałości. To już było ustalone. Z drugiej strony...

- Cholera, tym razem nie mam zamiaru grać kapłanką. - Doria uderzyła pięścią w stół. - Pozwólcie mi zagrać wojowniczką, czarodziejką, chcę coś robić. Niech ktoś z was zagra kapłanem.

Cullinane potrząsnął głową. - Kto? Jedynego sensownego kapłana ma Walter, a o ile pamiętam jest on tylko klasy D. Lepiej będzie dla wszystkich, jeśli zagra złodziejem. - Karl wzruszył ramionami. - Tak będzie najsensowniej.

Slovotsky zaczął się wiercić. - Rzeczywiście mam taką postać. - Poślinił palec i zaczął przeglądać leżące przed nim karty postaci. - Ale to Rudolf...

- ... Niekompetentny - dokończył Jason Parker jękliwym tonem, który u Jamesa wywoływał wysypkę. - Zapomnij o tym. Kapłan klasy D w morderczej kampanii? Doria, rób to, w czym jesteś najlepsza.

Riccetti wciągnął powietrze przez zęby. - Dlaczego nie pozwolicie jej zdecydować? Jeśli znudził jej się kapłan, a chce spróbować czego innego, pozwólcie jej.

To było dziwne. Riccetti zawsze słuchał się Parkera, ale...

Oczywiście. James pokiwał głową. Kapłanka Dorii była jedyną postacią wyższej klasy niż Aristobulus Riccettiego, a on zawsze chciał być najbardziej zaawansowaną postacią w grze.

Cullinane obrócił się gwałtownie. - Chcesz być kapłanem?

Riccetti uśmiechnął się szyderczo. - Żeby nasz jedyny czarodziej był nowicjuszem klasy C?

James Michael westchnął. Gdyby takie targowanie potrwało dłużej, zajęłoby czas przeznaczony na grę, a tego by nie zniósł. - Przepraszam. - Pięć par oczu zwróciło się w jego kierunku. - Ricky, wydaje mi się, że jesteś wyjątkowo... szczodry. Zwykle starałeś się o zrównoważoną drużynę, w każdym razie dopóki Doria nie osiągnęła klasy K.

- Tak, ale... - Riccetti najwyraźniej nie mógł wymyślić dalszego ciągu.

- Żadnych ale. To fakt, że Doria z Leczącej Dłoni jest klasy K, a Aristobulus J, jeden poziom niżej. Jestem pewien, Ricky, że zapomnisz o swojej zazdrości dla wspólnego dobra. - Odwrócił się do Dorii. - Oczywiście, jeśli chcesz być kapłanką.

Nagle zrobiło mu się wstyd. Nie zaplanował tego w taki sposób, ale Doria uznała to za prośbę od kaleki. A przecież ona nie odmówiłaby małemu biedakowi. Proszę, Doria, powiedz nie. Dla nikogo innego byś tego nie zrobiła. Przynajmniej raz potraktuj mnie jak wszystkich innych. Proszę!

Kiwnęła głową. - Będę kapłanką, ale chcę mieć prawo głosu w sprawie waszych postaci. Wy wybraliście moją, ja mam prawo zawetować wasze, jeśli mi się nie spodobają. Zgoda?

- Zgoda - westchnął James Michael.

- W porządku - powiedział Parker. - Ricky i ja rozmawialiśmy po drodze z Deightonem i on uznał, że byłoby dobrze, gdyby Walter grał Hakimem, jeśli...

- Hurra! - Walter łypnął okiem na Dorię. - Złodziej ukradnie ci serce, na pewno. - Przejrzał karty postaci i wyjął jedną. - Lubię tego tłustego sukinsyna. Nie wetuj go Doria, śliczności, proszę! - Splótł ręce pod brodą i opuścił głowę.

- Dobrze, dobrze. - Doria odwróciła się do Parkera. - Ty też pewnie już się zdecydowałeś.

Parker wzruszył ramionami. - Pewnie Einar Lekkie Palce. Deighton zasugerował, że będziemy potrzebować kilku złodziei. Szczególnie, jeśli będziemy musieli ukraść tę Bramę.

Cullinane przerwał wpatrywanie się w nową dziewczynę, która wciąż rozmawiała z Deightonem w rogu pomieszczenia i odwrócił się gwałtownie. - Ukraść ją? To wiemy, że jest przenośna? Pomagałem Andy wylosować postać, musiałem coś przeoczyć.

- Nie - powiedział zdecydowanie James Michael. - Nie wiemy co to jest, gdzie jest ani jak robi to, co robi, chociaż mógłbym się założyć, że wiem, co robi.

- Wielka mi sprawa. - Walter machnął ręką. - Dotarcie tam, a potem zrobienie tego czegoś, co mamy tam zrobić...

- ... to właśnie problem. - Parker stuknął ołówkiem o stół. - Ale zbytnio wybiegamy do przodu. Doria nie zatwierdziła jeszcze mnie jako Einara, Jamesa jako Ahirę ani Riccettiego jako Aristobulusa. Chcesz ich zawetować, Dore?

James Michael powstrzymał się od zrobienia wściekłej miny. Sprytne - wymieniając postać swoją i Riccettiego razem z jego Ahirą, Parker utrudniał Dorii wykorzystanie swojego prawa weta.

Doria otworzyła usta, zamknęła je z powrotem. Szybkie spojrzenie na Jamesa. - Nie, żadnego weta.

- Świetnie. - Parker umieścił przed sobą kartkę papieru i podniósł ołówek. - Teraz broń... Z Einarem Lekkie Palce nie będzie problemów: krótki miecz, sztylet i kilka strzałek do rzucania. - Spojrzał na Riccettiego. - Chyba że uda mi się przemycić zbroję.

- Nie pasuje do postaci. Ale co z narzędziami?

Parker podniósł głowę. - Profesorze, czy rzeczy osobiste to również narzędzia złodzieja?

- Tym się nie przejmuj. Podejrzewam, że wszystko, czego potrzebujecie, odnajdziecie na wzgórzu w drewnianych skrzyniach. - Odwrócił się do Andrei.

- Świetnie - Parker wściekle spojrzał na jego plecy. - Po prostu świetnie.

James Michael klepnął Slovotsky’ego po nodze. - Jak myślisz, czy mógłbym pożyczyć od Hakima jego topór plus trzy?

- Nie! - Walter nawet nie próbował złagodzić swojej odpowiedzi. - Hakim nikomu nic nie pożycza. Chcesz porozmawiać o kupnie?

- Z Hakimem? Jaka będzie cena? Dwa albo trzy razy większa niż mógłbym zaoferować?

Doria roześmiała się. - Tu cię ma. Pewnie cztery. James, lepiej weź swoje zwykłe wyposażenie: topór, kuszę i ... - zmarszczyła czoło.

- ... korbacz. Lubię być dobrze uzbrojony.

- Korbacz - zgodziła się. - Jeśli myślisz, że wszystko to uniesiesz...

Wszyscy zamilkli na chwilę. Cholera, dlaczego nie mogą o tym zapomnieć nawet na chwilę?

Walter podniósł się i przeciągnął. - Hakim, moi mili, będzie nosił szablę i dwa pasy z nożami do rzucania.

- Bądź dokładniejszy, proszę. Ile noży w każdym? - James Michael starał się brzmieć zimno, ale nie mógł powstrzymać wdzięcznego uśmiechu.

- Dwa. Zawsze dwa w każdym pasie. - Walter uśmiechnął się krzywo do Karla. - Jeśli grasz Barakiem, to zakładam, że patrzy z pogardą na wszystko oprócz swojego dwuręcznego miecza?

- Tja. - Cullinane usiadł wygodniej. - Cecha charakterystyczna postaci.

- Chwileczkę. - Głos Dorii świadczył raczej o wyrachowaniu niż złości. - Myślę o zmianie zdania i zawetowaniu Baraka.

Karl podniósł zapalniczkę ze stołu, włożył do ust papierosa i zapalił go. - Zdecyduj się. - Zamknął zapalniczkę z wyraźnym trzaskiem. - Grałem Barakiem przez cały semestr, ale jeśli jesteś przeciw, powiedz mi. Uważasz, że mam jakąś postać, która będzie lepsza dla drużyny?

- Nie, ale...

- Doria ma prawo, Karl - powiedział James Michael. Ty głupku. Traktujesz ją jak mebel, a potem obrażasz się, kiedy domaga się trochę uwagi.

- Dzięki, James. Ale w porządku Karl, graj Barakiem - uśmiechnęła się przymilnie.

James próbował utrzymać zwyczajny wyraz twarzy, ale na wszelki wypadek, gdyby mu się to nie udało, przetarł sobie oczy. Zupełnie jak w przedszkolu. Doria wciąż lata za Karlem. On zabujał się w Andrei, poważnie, jeśli się nie mylę. Co gorsza Parker od czasu do czasu patrzy znacząco w jej stronę, a Cullinane wygląda, jakby marzył o prawdziwym mieczu, który mógłby wbić mu w brzuch.

Tak więc Doria próbuje gierek w stylu "nie muszę ci pozwolić, ale to zrobię", żeby zwrócić na siebie uwagę. Wszystko to znaczy...

Walter pochylił się w jego stronę. - Uwzględniając wszystko, zapowiada się ciekawy wieczór. - Stuknął się w skroń palcem niewiele mniejszym od parówki. - Walter może wygląda na idiotę. Nie znaczy to jednak, że nim jest.

- Tak właśnie myślałem. W obu wypadkach - James Michael podniósł głos. - A skoro ani Aristobulus, ani Doria nie noszą broni, chyba jesteśmy gotowi. Oczywiście, musimy jeszcze wybrać przywódcę drużyny.

Parker wyglądał na zadowolonego z samego siebie. Nie było to zupełnie bez powodu, nieźle sobie radził w kampanii w Podziemiu Draa, przygodzie, którą Deighton właśnie zakończył. Ale wtedy był wojownikiem, a nie złodziejem.

Walter wyciągnął masywną dłoń i położył ją na ramieniu Jamesa. - Jimmy, mój chłopcze, poradzisz sobie z tym?

- Coo? - Parker był oszołomiony. Cullinane, Doria i Riccetti jednocześnie uśmiechnęli się z aprobatą, jakby mieli to przećwiczone. Nawet Riccetti? Przecież on słuchał się Parkera jak wytresowany spaniel.

- To ma sens - powiedział Riccetti, stukając o stół palcami o obgryzionych paznokciach. - Złodziej nie może być naszym przywódcą, nikt mu nie zaufa dłużej niż przez pięć minut. - Dla Ricky’ego gra była najważniejsza.

- Tak, ale...

- Żadnych ale, Jase. - Cullinane dobrze się bawił, może nawet za dobrze. - James jest najdłużej w tej drużynie, od dłuższego czasu nie był przywódcą. Dajmy mu szansę. - Karl spojrzał w kierunku Andrei i Jamesowi nie było już tak przyjemnie z powodu tego, co usłyszał. Wolałby, żeby nie było... dodatkowych powodów.

- Doria, śliczności, powiedz coś. - Walter zsunął się ze stołu i przeciągnął. - Jeśli się zgadzasz, to poczekamy, aż Deighton skończy postać Andrei i zagramy. - Zatarł ręce w udawanym geście niecierpliwości.

- W porządku. Poza tym, będzie dużo czasu, żeby pokłócić się i nawet powalczyć, kiedy już zaczniemy grać. - Odwróciła się do Jamesa i uśmiechnęła się do niego, jakby to właśnie miała na myśli. - Zaczynaj, Ahira.

- Świetnie. - James Michael złożył ręce na kolanach. - W porządku, wszyscy karty postaci do profesora. Robimy listę obciążenia.

- Z czym? - Parker wciąż był poirytowany.

- Na razie z bronią i zbrojami. Kiedy otworzymy skrzynie, powiększymy ją. Doria z Leczącej Dłoni?

- Tak, Ahira?

- Muszę znać wszystkie twoje zaklęcia. To dotyczy także ciebie, Aristobulus.

Riccetti, nie, Aristobulus, musisz wejść w nastrój, pokiwał głową. - Chcesz, żebym je dla ciebie zapisał?

- Ahira nie nosi przy sobie kartek papieru. Ustnie, oczywiście.

- W porządku. - Riccetti przymknął oczy. Jeśli James Michael może zapamiętać jego zaklęcia, to on też może.

Dobrze.

- Mam... zaklęcie Indukowanej...

- Tylko krótkie nazwy.

- W takim razie Sen, Błyskawica, Ogień, Czasowy Blask, Rzucanie i Zdjęcie Uroku, Zranienie, Zabezpieczenie, Zniszczenie Metalu i Odczarowanie. To w sumie dziewięć, prawda?

- Tak, i bardzo dobrze. Nie zmarnuj ich. - Jedna z zasad gry mówiła, że czarodziej zapominał zaklęcie natychmiast po wykorzystaniu. Przypominało to strzelanie z pistoletu - można go ponownie załadować, ale zużyty nabój znika. Ponowne nauczenie się zaklęć z księgi zabiera dużo cennego czasu kampanii. Często tego czasu nie można poświęcić. - Doria?

Musiała sprawdzić w swoich notatkach. - Nauczę się ich na pamięć, Ahira... Oto one: Leczenie Lekkich Ran... mam to trzy razy, Zmiana w Pożywienie...

- Przydatne. Dobry wybór. - Nadejdą chwile, kiedy jedzenie nie będzie dostępne. Z tym zaklęciem jednak drużyna będzie mogła przeżyć długi czas na czymkolwiek; dzięki niemu nawet posiłki w kantynie stałyby się jadalne.

- Dzięki Ja... Ahira. Do tego mam Blask, Leczenie Choroby, Dar Języków, Leczenie Ciężkich Ran i ta-dam! Lokalizację. To ostatnie może być użyteczne, prawda?

- Bardzo, ale bądź ostrożna. Musisz wiedzieć, czym jest Brama, w przybliżeniu gdzie się znajduje... i musimy być odpowiednio blisko, zanim je wykorzystasz. - Odwrócił się z uśmiechem do Karla. - Wiem, jakie są twoje umiejętności specjalne.

Cullinane uśmiechnął się i pogłaskał po zaroście, który bez wątpienia uznawał za brodę. - Arrgh!

- Właśnie, arrgh! Teraz ty, Hakim.

Walter Slovotsky podskoczył i zgiął się w pasie w ukłonie, jednocześnie składając razem ręce.

- Twój sługa, o niski panie.

- Nie trać na mnie wazeliny. Może ci się potem przydać. Na tej wyprawie pewnie będziemy potrzebować złodzieja.

- Tak, o źródło wszelakiej mądrości, ale o co chodzi? - Pełne niewinności spojrzenie było chyba odrobinę przesadzone.

- Szkoda by było, gdybyśmy musieli cię wcześniej stracić za okradanie członków drużyny. - James Michael udał, że unosi topór. - Naprawdę szkoda.

- Tak samo dla twojego sługi - Walter dotknął szyi. - Tak więc ten bez wartości zachowa twe rady w pamięci.

- Postaraj się. - Coraz bardziej mu się podobało. - Lekkie Palce?

Widać było, że Parker zastanawia się, czy mu nie utrudnić sprawy. James liczył jednak, że podstawowe pragnienie Jasona aby grać, przezwycięży irytację wywołaną utratą stanowiska przywódcy drużyny. Przez chwilę przeciwstawne pragnienia równoważyły się. W końcu Parker wzruszył ramionami i odpowiedział chrapliwym szeptem - Czego chcesz?

Dobrze.

- Chcę, żebyś uważnie mnie wysłuchał, złodzieju.

- Zawsze uważnie słucham, przynajmniej ludzi. Nie zawszonego krasnoluda.

- Barak, jak myślisz, czy powinienem to znosić?

- Nie. Chcesz, żebym go przekonał, Ahira?

James Michael spojrzał w kierunku Deightona, który znowu stał nad otwartą teczką, ukrywając w niej dłonie. Jedną z rzeczy, które Jamesowi bardzo podobały się w prowadzeniu profesora było to, że ten zawsze wolał sam wykonywać rzuty, uwalniając w ten sposób graczy od mechaniki gry na tyle, na ile było to możliwe. Pomagało to utrzymać atmosferę na sesji. - Czy będzie to konieczne, Einarze Lekkie Palce? Barak odetnie ci drugą rękę, jeżeli go o to poproszę. - A Karlowi pewnie spodobałoby się wykopanie Parkera z gry przez zabicie jego postaci.

Lekkie Palce/ Parker westchnął. - Co mam robić?

- Nie chodzi o to, co masz robić, ale o to czego robić ci nie wolno. Zrozumiano? - Zastukał palcami o stół. - Znam twoje nawyki. W mojej drużynie tego nie będzie.

Pauza. - Zrozumiano.

I zaczynamy. Skinął w kierunku Deightona.

- Właśnie obudziliście się na zboczu wzgórza - zaintonował Deighton - sześcioro poszukiwaczy przygód, łaknących skarbów i sławy.

- Chwileczkę - spytał zirytowanym głosem Aristobulus - jak się tam dostaliśmy? I myślałem, że są tam...

- Cierpliwości, proszę. Ostatniej nocy wszyscy spaliście w gospodzie znajdującej się w wiosce na południe od wielkiego, otoczonego murami miasta D’tareth. Nie wiecie, jak się tu dostaliście. - Przerwał.

Doria zrozumiała wskazówkę. - Gdzie do diabła jesteśmy?

- Właśnie.

- Co robimy na tym wzgórzu?

- Ostatnią rzeczą, którą pamiętam, jest to, że wykopałem z łóżka dziewkę służebną, żeby trochę się przespać. - To były słowa Waltera/Hakima. Ahira oparł się wygodniej, przymknął oczy i uśmiechnął się.

- Ze szczytu wzgórza widzicie słońce, wstające ponad innym otoczonym murami miastem. To nie D’tareth, mury tego miasta zbudowano z jakiegoś szarego, wyglądającego na wilgotny, kamienia.

- Zapomnijmy o odległych widokach. Co jest blisko? - Ahira rozumiał niecierpliwość Parkera, ale wolałby, żeby tamten się powstrzymał. Nauczą się tego, już wkrótce.

- Obok was na zboczu znajduje się pół tuzina drewnianych skrzyń. Są proste, prawie sześcienne, każda mniej więcej wysokości krasnoluda.

Ahira przemówił, nie otwierając oczu. - Niech nikt nie dotyka skrzyń. Nie wiemy, co w nich jest.

- Rozproszę wszystkie zaklęcia.

- Nie myślisz, Aristobulus - odpowiedział natychmiast Ahira. - Po pierwsze, jeśli są nieszkodliwe, stracisz zaklęcie. Po drugie, w środku może być na przykład magiczny dywan. Chcesz go zmienić w zwykły chodnik?

- Więc co zrobimy?

- Hakim. - Zabrzmiało to jak rozkaz.

- Tak, panie.

- Chcesz sprawdzić te skrzynie? Tylko ostrożnie.

Śmiech. - Mam być mięsem armatnim? Dobrze. Podchodzę do najbliższej skrzyni i lekko przeciągam palcami po wierzchu.

Deighton. - Nie czujesz nic niezwykłego, choć... - w czasie przerwy zastukały kostki - podejrzewasz, że jest gdzieś ukryty haczyk.

- Z jakiegoś powodu podejrzewam, że gdzieś jest ukryty haczyk. Chcesz, żebym to sprawdził?

Deighton. - Z tyłu słyszycie głos.

- Szybko! - krzyknął Ahira. - Wszyscy zwrot. Barak, wysuń miecz, ale go nie wyjmuj. Aristobulus, przygotuj zaklęcie. Jeśli zdarzy się coś dziwnego, rzuć je.

- Które?

- Błyskawicę. - James Michael wiedział, że nowy głos to postać przyłączającej się do drużyny Andrei, ale Ahira był podejrzliwy, a poza tym nie mógł tego wiedzieć. Lepiej być przygotowanym.

- Kiedy się odwracacie, widzicie młodą ludzką kobietę, ubraną w długą szarą szatę czarodziejów. Dalej.

- Yyy... miałam powiedzieć... - Andrea czuła się niepewnie. James Michael z rezygnacją przygotował się na to, że trudno będzie sprawić, by wczuła się w swoją rolę.

Hakim/ Slovotsky zagrzmiał basem. - Mów za siebie. Czy opętał cię demon, dziewko?

- Dziewko? Aha. Nie, nie opętał mnie demon. Jestem yy... Lotana - powiedziała, zdecydowanie akcentując drugą sylabę - i - dodała monotonnym szeptem - policzę się z tobą za to, Karlu Cullinane.

Nieważne. Lepiej się wczuj.

- Witaj dziewczynko, chcesz cukiereczka?

- Barak - warknął Ahira - jeśli Einar Lekkie Palce jeszcze raz otworzy usta, przebij mu je mieczem.

- Z rozkoszą.

Wprowadzenie nowego gracza, nowej osoby do drużyny zawsze było delikatną sprawą. Ahira wolał, żeby Lekkie Palce nie komplikował wszystkiego, nie z now... niezbyt doświadczonym czarodziejem. - Lotano, jesteśmy grupą poszukiwaczy przygód, szukamy... czegoś, choć jeszcze nie do końca wiemy czego.

Deighton. - Macie niejasne, trudne do wyjaśnienia uczucie, że szukacie czegoś zwanego Bramą Pomiędzy Światami.

- Choć wszyscy dzielimy niejasne, trudne do wyjaśnienia uczucie, że szukamy Bramy Pomiędzy Światami, czymkolwiek by była. Przyłączysz się do nas?

- Pewnie. Yy... co zrobicie z tymi skrzyniami na zboczu?

Głos Dorii był prawie jękiem - Otworzymy je, głupia.

- W porządku, otworzę je.

- Nie...

- Po otwarciu pierwszej skrzyni otacza was fala...

James Michael nie dosłyszał reszty. Fala dźwięków, jak ryk nieprawdopodobnie głośnego i bliskiego odrzutowca, uderzyła w jego uszy. Drapiący dym wypełnił jego nozdrza, tak że upadł z kaszlem na kolana. Spod mocno zaciśniętych powiek płynęły mu łzy.

Zerwał się na równe nogi na wilgotnej trawie, odruchowo sięgając po topór przymocowany na piersi, dwoma szybkimi pociągnięciami rozwiązał rzemienie i chwycił topór w swoje sękate, muskularne dłonie.

Muskularne dłonie?

Otworzył oczy.

Stał na zboczu porośniętego trawą wzgórza i był krasnoludem z toporem w ręku.

- O mój Boże.


Dodano: 2006-09-22 12:19:15
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS