Posłuchaj recenzji w formacie mp3
O tym, że G.G. Kay jest jednym z najlepszych autorów fantasy, nikogo chyba przekonywać nie trzeba. Moim zdaniem jest na tyle znakomitym pisarzem, że przynajmniej pod względem umiejętności warsztatowych i ciekawych kreacji bohaterów nie ma konkurencji – oczywiście w tym gatunku. Szczerze mówiąc, bardzo podobały mi się wszystkie jego utwory (może trochę mniej trylogia „Fionavarski Gobelin”), choć największe wrażenie zrobiła na mnie misternie skonstruowana i pięknie napisana dylogia „Sarantyńska Mozaika”. Swoimi wcześniejszymi wielkimi dokonaniami autor zawiesił sobie poprzeczkę bardzo wysoko i siłą rzeczy każdą jego następne dzieło porównuje się do poprzednich.
Do lektury „Ostatnich promieni słońca” przystępowałem zatem z dużymi nadziejami i z pewnością się nie zawiodłem. Ba, byłem książką oczarowany, choć jak dobrze wiemy „jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził” i to, co dla mnie stanowi jej atut, dla innych może oznaczać coś przeciwnego.
„Ostatnie promienie słońca” są kolejną z cyklu wspaniałych powieści parahistorycznych G.G. Kaya. Akcja utworu toczy się za czasów króla Aeldreda (pierwowzorem tej postaci był Alfred Wielki, jeden z największych angielskich władców, który stworzył podwaliny Wielkiej Brytanii) i przedstawia burzliwe i krwawe początki kształtowania się nowego państwa nękanego najazdami Erlingów. Na ich tle rozgrywają się dramatyczne losy ludzi, którzy walczą, cierpią, umierają, tracą najbliższych...
Od czasu „Fionavarskiego Gobelinu” to najsmutniejsza książka Kaya, a jednocześnie chyba najbardziej stonowana w emocjach. Nie ma tu miejsca na patos, którego we wcześniejszych utworach nie brakowało, co nie zmienia faktu, że niemal od początku panuje nastrój przygnębienia i smutku. Wyraźnie daje się odczuć, że nie tylko dla bohaterów, ale i dla starego porządku świata są to ostatnie chwile, tytułowe ostatnie promienie słońca. Nieuchronnie zbliża się schyłek pewnej epoki, po której już nic nie będzie takie jak niegdyś. Dawne wierzenia odchodzą w zapomnienie, wypierane przez nową wiarę w jednego Boga, powoli przemija również czas chwały i potęgi dumnych Wikingów... Coś się kończy, coś się zaczyna, a nic nie jest dane raz na zawsze. Najgorsza jest świadomość utraty tego, kogo się najbardziej kochało i poczucie własnej bezsilności, gdy odchodzą najbliższe nam osoby, a my nie potrafimy im pomóc. I właśnie dlatego wśród bogactwa postaci przewijających się przez fabułę najnowszej książki Kaya najbardziej wzruszyły mnie losy Ceiniona, człowieka o rozdartej duszy, który dźwiga brzemię bolesnych wspomnień. Nawet wiara w Boga nie daje mu całkowitej ucieczki od przeszłości. Są bowiem sprawy, o których nie da się zapomnieć i są rany, na które nie ma lekarstwa.
Zakończenie powieści uważam za znacznie lepsze niż w poprzednich utworach Kaya. Jest po prostu takie jak być powinno – piękne i zarazem niewydumane, po prostu prawdziwe. Lektura zmusza do refleksji, do zastanowienia się nie tylko nad losem bohaterów, ale i nad własnym, ponieważ dla każdego z nas, wcześniej czy później, promienie słońca oświetlą drogę po raz ostatni. Mamy tylko jedno życie i w dużej mierze to od nas zależy, jak je przeżyjemy. Niewielu odchodzi w blasku glorii i chwały, ale najważniejsze jest to, żeby pod koniec swojego istnienia umieć spojrzeć w lustro i nie wstydzić się za tego, którego się tam zobaczy.
„Ostatnie promienie słońca” to mądrze napisana, zapadająca w pamięć książka. Na pewno warto po nią sięgnąć.
Ocena: 10/10
Autor:
ASX76
Dodano: 2006-10-13 23:18:19