NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Robinson, Kim Stanley - "Czerwony Mars" (Wymiary)

McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Ukazały się

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)


 Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

 Kingfisher, T. - "Cierń"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

Linki

antologia - "Tempus fugit", tom 2
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: antologia - "Tempus fugit"
Data wydania: Listopad 2006
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm




antologia - "Tempus fugit", część 2

Maja Lidia Kossakowska - "Ewangelia według Johna Thomasa Scotta"

Gabinet szefa pachniał dobrym tytoniem i wielkimi możliwościami. Wielkie możliwości wypełniały dosłownie każdy kąt, tak że nie było już potrzeby podkreślać efektu wystawnymi meblami. Wystarczył skromny, elegancki wystrój. Kilka trofeów szkolnych i sportowych, zdjęcie rodziny na biurku, na ścianach oprawione w proste ramki, nierzucające się w oczy dyplomy.
Pięknie wygrawerowana tabliczka z napisem „Zakaz palenia” wisiała dokładnie nad etażerką mieszczącą zbiór najlepszych cygar. Nienagannie wypolerowany mosiądz lśnił, stanowiąc widomy dowód potęgi człowieka jawnie obnoszącego się ze swoimi upodobaniami w kraju, w którym na widok niedopałka wszyscy wpadali w histerię.
Ned Turner siedział w głębokim fotelu, paląc fajkę. Na widok Scotta jego pociągłe, opalone oblicze miłośnika żeglarstwa rozjaśniło się niczym słońce.
– Siadaj, John. Zapalisz? – Wskazał gestem kolekcję fajek na półce za sobą.
Scott potrząsnął głową.
– Wolę swoje, jeśli można – powiedział, wyciągając z kieszeni pomiętą paczkę papierosów.
Szef splótł palce.
„Już po uprzejmościach – pomyślał John. – Rytuał się odbył”.
Każde spotkanie w gabinecie starego zaczynało się tak samo. Widocznie ktoś mu kiedyś wmówił, że okazanie gościowi zainteresowania to zwyczajowe zachowanie istot ludzkich. Nie rozumiał, ale stosował.
– Nie jesteś jakoś specjalnie religijny, John? – spytał.
Scott spojrzał prosto w ciemne, czyste jak obsydian oczy szefa. Nie zdziwił się. Nigdy nie dziwił się w pracy.
– Specjalnie to raczej nie – odpowiedział.
Turner pochylił się nieco do przodu.
– To doskonale – stwierdził z zadowoleniem, jakby podwładny odpowiedział właściwie na ważne pytanie egzaminacyjne. – A co sądzisz o zjawiskach nadprzyrodzonych? Widziałeś kiedyś coś niezwykłego, John? Coś, czego nie można racjonalnie wytłumaczyć?
Przed oczami zamyślonego Scotta mignął obraz okutanej czarnymi szmatami kobiety podnoszącej w górę wrak samochodu miażdżący jej dziecko. Davisa, który oberwał cztery razy w klatkę piersiową i wciąż strzelał, jakby nie zdążył się zorientować, że nie żyje. Troya, który po prostu wyglądał jak ktoś, kto umrze dzisiejszej nocy. I Martiniego, z jego nieodzownym świętym medalikiem w garści, wyłaniającego się spod gruzów niczym Łazarz.
– Widziałem wiele dziwnych rzeczy – powiedział. – Naprawdę wiele, sir.
Szef skinął głową.
– Więc będziesz miał szansę popatrzeć na coś zupełnie niezwyczajnego, John.
Scott spojrzał na szefa uważnie, ale równie dobrze mógł zapatrzeć się na ozdabiający ścianę fotos Laurence’a Oliviera w Henryku VIII. Ta sama niewzruszona pewność własnych racji...
Stary zazwyczaj nie miał skłonności do pompatycznych przemów. Chyba że okoliczności były oficjalne.
Teraz pochylił się mocno do przodu.
– Scott, czy znany ci jest problem podróży w czasie? – spytał.
John wciągnął głęboko do płuc aromatyczny dym.
– Jasne – powiedział spokojnie. – Ze starych filmów science fiction.
Szef uśmiechnął się leciutko.
– Pracujesz u nas od lat. Jesteś jednym z naszych najlepszych ludzi. Najcenniejszych. Odwołałem wczorajszą akcję, bo pojawiło się coś o niebo ważniejszego. Weźmiesz udział w bardzo istotnym projekcie. To zadanie świadczy o wielkim zaufaniu, jakim cię darzę. Spotyka cię prawdziwe wyróżnienie, Scott.
John patrzył na własne dłonie. „Wielkie gówno – pomyślał. – Piękne wprowadzenie do wielkiego gówna. Oto, co się naprawdę odbywa. Właśnie tam ma zamiar cię posłać, bracie”.
– Więc jak ma wyglądać zadanie, sir? – spytał.
Turner nieznacznie przygryzł wargę.
– Wrócisz na teren Palestyny – powiedział wolno. – Mniej więcej.
Scott lekko zmrużył oczy. „Jasne – pomyślał – byłem tego pewien”.
Stary poruszył się niespokojnie w fotelu.
– Nie chodzi o to, co właśnie przyszło ci do głowy, John. Cofniesz się o ponad dwa tysiące lat. Masz być świadkiem ukrzyżowania, chłopcze. Nie, nie mylisz się, tego jedynego, niezwykłego ukrzyżowania. A potem zdasz raport. Rozumiesz?
John pozwolił sobie na płytkie, niemal niesłyszalne westchnienie.
– Dlaczego ktoś od nas, sir? – spytał. – Czy to nie jest raczej sprawa dla Mosadu?
W obsydianowych oczach dowódcy zalśniło i zgasło rozbawienie.
– Nie sądzę. Nie chcą nawet dopuścić myśli, że mogli się wtedy pomylić.
Scott strzepnął popiół do eleganckiej popielniczki w stylu japońskim. Choć rosło w nim zdumienie i niedowierzanie, druga część jego osobowości, ta profesjonalna, nauczyła się, że nie istnieją zadania nieprawdopodobne.
– Sprawa jest delikatna, synu – powiedział Turner. – Wiesz, rząd, prezydent, Watykan. Chcą wiedzieć. To może wiele zmienić. Wpłynąć na mnóstwo decyzji. Jak postępować. Po skurwysyńsku czy po dżentelmeńsku... Wbrew pozorom to ważne. Od wieków ludzie chcieli wiedzieć. A ty masz szansę przekonać się osobiście. Jak nowy apostoł.
Roześmiał się cicho. John jednak zachował powagę.
– Nie odpowiedział pan, sir. Dlaczego ktoś od nas?
Mężczyzna za biurkiem splatał i rozplatał palce.
– Nie będziesz pierwszy. Mają już niejakie doświadczenie. Tyle ci mogę powiedzieć. Potrzebują kogoś, kto sobie poradzi. Żadnego antropologa, archeologa, żołnierza czy szpiega. Są do niczego. Tu niezbędny jest wszechstronnie wyszkolony człowiek. Samowystarczalny, jak każdy z was. I jeszcze jedno. To musi być ktoś, kto zna pustynię. I koczowników.
Scott zdusił niedopałek papierosa.
– Chodzi o dwa tysiące lat. Myślicie, że się nie zmienili?
Usta dowódcy wykrzywił pogardliwy grymas.
– Podobno niewiele. Nie tak, żebyś nie dał sobie rady.
John potarł w zamyśleniu podbródek.
– Na czym polega zadanie? Co mam zrobić? Nie dopuścić do egzekucji?
Szef machnął gwałtownie ręką.
– W żadnym wypadku! Masz patrzeć. Po prostu patrzeć! I po powrocie opowiedzieć prawdę.
Scott zmrużył oczy.
– Patrzeć? Tylko tyle?
Stary wycelował w niego palec.
– Właśnie! – potwierdził. – Będziesz naszymi oczami. Oczami całego współczesnego świata, chłopcze.
„Jasne – pomyślał Scott. – Już widzę, jak choćby plotka przedostaje się do wiadomości publicznej”.
Milczał tak długo, że stary był zmuszony znów się odezwać.
– Od wieków ludzie pragnęli wiedzieć zamiast wierzyć. Teraz, dzięki najnowszej technice, mamy możliwość zobaczyć cuda historii na własne oczy. Egipskich faraonów, podboje Cezara, nos Kleopatry. To wielka szansa. Dlaczego więc nie mamy spojrzeć na największy z cudów? I przekonać się wreszcie, czy stał się naprawdę? Scott, twoje świadectwo może nawrócić miliony. Przynieść prawdziwe światło, prawdziwą wiedzę. I wiarę!
John słuchał ze spuszczoną głową.
„Cholerny sukinsyn nauczył się tego na pamięć – pomyślał z niechęcią i odrobiną zdziwienia. – Kto mu to napisał? Goebbels?”
Turner urwał nagle, jakby zapomniał reszty tekstu. Chyba wstydził się swojej przemowy, ale wyraźnie dostał rozkaz, żeby ją wygłosić. A nawyk kazał mu słuchać rozkazów.
– Zrozumiałeś, synu? – spytał po chwili. – Potrzebujesz więcej czasu?
Agent potrząsnął głową.
– Nie, sir. Zdaje się, że rozumiem.
Stary zatarł dłonie, jak zawsze gdy uporał się z nieprzyjemnym zadaniem. „Podajcie mu wodę, a od wszystkiego umyje ręce – pomyślał Scott. – Całkiem jak Piłat”.
– Doskonale. Po południu zajedzie po ciebie samochód. Resztę wyjaśni ci doktor Peter Johansen. Będziesz gotów?
John uniósł głowę. Głębokie, niebieskie oczy zmierzyły się z twardym obsydianem źrenic Turnera i to właśnie dowódca pierwszy odwrócił wzrok.
– Jak zawsze, sir – powiedział agent.


Dodano: 2006-10-03 16:54:04
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS