„Nocarzowi” Magdaleny Kozak, opowieści o wampirach w polskich służbach specjalnych, udało się przekroczyć granice tzw. getta fantastyki. I właśnie to – umiejętne trafienie w gusta szerszej grupy nabywców – jest jedną z niewielu zalet tej „męskiej” książki.
Piszę „męska” nawet bez specjalnej ironii, książka nosi bowiem wszelkie znamiona sensacyjnej literatury rozrywkowej kierowanej do tej płci: świat specsłużb wraz z nieodzownymi atrybutami, takimi jak dokładne opisy uzbrojenia czy przeprowadzanych akcji, kariera od zera do bohatera, dobry dowódca i zły dowódca, piękne samochody i szybkie kobiety (tfu, wróć – a zresztą, w tym przypadku na jedno wychodzi). Jedyną rzeczą odróżniającą ją od dziesiątek powieści tego rodzaju jest pomysł, by supertajną, ekstraelitarną jednostkę stanowiły wampiry. Może to w istocie stanowić jakąś nowość dla fana książek ze znakiem „sensacja” na okładce.
Ale, patrząc z drugiej strony – czytelnika fantastyki – czy pomysł wejścia w obszary uosabiane w polskiej popkulturze przez kreacje aktorskie Bogusława Lindy jest czymś oryginalnym? Takich podchodów próbowali już i inni, często z lepszym skutkiem – dość wspomnieć niektóre opowiadania Tomasza Pacyńskiego. Czym Kozak może zaskoczyć?
Główna postać jest poprowadzona dość stereotypowo, biorąc pod uwagę zarówno kanony literatury fantastycznej jak i sensacyjnej, nietrudno się też domyśleć, jaką to woltę szykuje na koniec autorka.
Owe chwalone polskie realia też wypadły dość blado, po drobnych poprawkach akcja śmiało mogłaby się toczyć w Moskwie, Berlinie czy Nowym Jorku – wszędzie mógłby się trafić dostający drugą szansę życiowy nieudacznik, wszędzie można usłyszeć narzekania na niedoinwestowanie rozmaitych służb. W innej scenerii może też łatwiejsze do przełknięcia byłyby kiksy w rodzaju mnogości parkujących pod Politechniką w środku nocy rektorskich BMW i audi (gwoli wyjaśnienia – nawet jeśli jeden rektor i czterech prorektorów PW jeździ i prywatnie, i służbowo samochodami tych marek, osobiście bardzo wątpię, by wszystkie stały tam na parkingu około północy. Trudno zatem uwierzyć, by w takim liczącym mniej więcej pięć sztuk tłumie mogłoby się zapodziać kilka dodatkowych aut. A scena ta stanowi wytłumaczenie kulminacji intrygi...). Irytował mnie też zastosowany w nazwisku głównego bohatera czy niektórych nazwach kod: Arlecki czy Emowo brzmią w naszym ojczystym języku niezwykle sztucznie. Zaś pomysł opracowania na Politechnice Warszawskiej ultrafioletowych pistoletów laserowych rozbawił mnie niemal do łez. Przepraszam, ale – pomijając już kwestie czysto techniczne, np. zasilania takiego urządzenia – po sprawie tzw. polskiego niebieskiego lasera (będącego zapewne inspiracją tego wątku) już prędzej uwierzę w wampiry...
Zabrakło też pomysłu na oryginalną kreację świata dzieci nocy, klasycznych, długowiecznych istot z wieloma nadnaturalnymi zdolnościami, który – na ile udaje się czytelnikowi dowiedzieć, bo informacje o nim są bardzo skąpe – nie wychodzi poza RPG-owy schemat wampirzych klanów.
Niezbędnych będzie teraz parę słów o świecie „Nocarza”. W pewnym momencie historii część wampirów zdecydowała się zamienić relację drapieżnik-ofiara na symbiozę z ludźmi. Korzystając z cywilizacyjnych zdobyczy, odżywiają się pozbawioną domieszek hormonów, wyjałowioną z ludzkich emocji krwią – musiało to zatem nastąpić niedawno, nie wcześniej niż w latach 60.-70. dwudziestego wieku. Jednak ta opcja nie wszystkim wampirom przypadła do gustu, część zatem pozostała przy starym sposobie życia (trzeba też zauważyć, że tego rodzaju konflikt między „dobrymi” i „złymi” krwiopijcami jest eksploatowany nawet w filmach klasy C). Ci, nazywani renegatami, są ścigani przez wyspecjalizowany klan wojowników - Nocarzy i eliminowani. I tu pojawiają się wątpliwości... Na jedną z nich zwróciła pod koniec uwagę sama autorka – moim zdaniem, dała tu znać o sobie tak popularna wśród polskich twórców fantastyki budowa książki, będącej zbiorem w istocie powstałych w sporych odstępach czasu opowiadań.
Ale są i następne: skoro wampiry istnieją od zawsze i jakoś specjalnie w rozwoju ludzkości nie przeszkadzały, jaka jest przyczyna wojny między renegatami a resztą, konfliktu, którego eskalację przedstawia Kozak? Czyż nie jest nią właśnie wzrost liczby „sankcjonowanych” wampirów? Jaki jest powód istnienia Nocarzy? Wygląda na to, że zajmują się głównie zapewnianiem sobie i swoim pobratymcom źródeł aprowizacji i tego wrażenia nie zmienia nawet opis pewnej spektakularnej akcji. Być może autorka, znająca – podobno – dość dobrze światek polskich specsłużb, zbudowała tu jakąś wysublimowaną alegorię wskazującą, że ABW czy inne organizacje istnieją tylko same dla siebie, a ich działanie nie ma dla społeczeństwa żadnego znaczenia, jednak ja nie doszukiwałabym się tu podtekstów. Po prostu kolejny raz kłania się brak przemyślenia koncepcji całości – czy nie można było przed wydaniem książki dokonać poprawek w pierwszych opowiadaniach, nawet jeśli były już gdzieś opublikowane?
Muszę przyznać, że jednym Kozak mnie naprawdę zaskoczyła – konstrukcją swoich postaci kobiecych, będących w zasadzie tylko projekcją męskiego pożądania. I choć książka na tym cierpi – przydałoby się jej parę pełnokrwistych bohaterek, wypada też złożyć autorce gratulacje, że potrafiła i w tym stworzyć tak udaną imitację prozy pisanej przez facetów dla facetów, całkowicie wyzbywając się naturalnych, wydawałoby się, u jej płci skłonności do pogłębienia rysu psychologicznego, choćby przy tak istotnej dla akcji postaci Aranei. Zaś scena w barze po prostu mnie uwiodła swoim prymitywizmem.
Co jest jednak pocieszające: wyraźnie widać, że styl pisania Kozak z utworu na utwór się poprawia. Wiele też wskazuje, że pewne nielogiczności fabuły nie dają spokoju i pisarce, być może postara się je wyjaśnić w kontynuacji – da się znaleźć parę dróg wyjścia z sytuacji. Tyle, że wcale nie jestem pewna, czy mam ochotę ją przeczytać – niemniej życzę autorce powodzenia i może bardziej zmuszającego do pracy redaktora. Bo pewien potencjał widać, szkoda by było, gdyby zmarnował go zbyt szybki komercyjny sukces.
Ocena: 4/10
Autor:
Gytha
Dodano: 2006-09-07 22:23:26