NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Grimwood, Ken - "Powtórka" (wyd. 2024)

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"

Ukazały się

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)


 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Hufflepuff)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Ravenclaw)

Linki

Komuda, Jacek - "Imię Bestii"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Komuda, Jacek - "Francois Villon"
Data wydania: Listopad 2005
ISBN: 83-89011-73-5
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 368
Cena: 28,99 PLN



Komuda, Jacek - "Imię Bestii" #2

Diabeł w kamieniu
Małgorzata Garnier jechała na koślawym wózku prowadzonym przez pachołków, rozkrzyżowana na drewnianym koźle, okryta porwaną koszulą, spod której wyzierały nagie piersi. Nagle zgniły burak uderzył ją w twarz, znacząc brzydką, cuchnącą plamę na nosie i policzku. Małgorzata skuliła się, na ile pozwoliły jej sznury.
— Wiedźma! Ladacznica! Morderczyni! — wył tłum.
— Na stos z czarownicą!
— Na pohybel z piekielną dziwką!
— Śmierć! Na szubienicę!

Szloch wstrząsnął chudymi ramionami niewinnej morderczyni, gdy patrzyła na morze głów. Wjechali na most Bankowy prowadzący z paryskiego Cité na prawy brzeg Sekwany, a tłum ściśnięty między rzędami domów bankierów oraz złotników powitał Małgorzatę wyciem i gwizdami. Patrzyła, szlochając, na czerwone, brudne i nieokrzesane gęby paryskiego motłochu. Na wykrzywione, spękane usta pełne dziur po zepsutych zębach, na wargi miotające bluźnierstwa i okrzyki. Na tępe ryje, głupie oblicza, czerwone nosy i wodniste oczy. Na pięści, przygłupie spojrzenia, zarosłe polipami nosy, policzki pełne brodawek i źle zagojonych skaleczeń. Tłum nienawidził. Tłum pragnął jej śmierci.

* * *

Villon stanął przed środkowym portalem katedry Marii Panny. Także tu słyszał gwar tłumu i okrzyki wściekłości, niosące się echem po wąskich uliczkach Cité. Przed nim, nad ogromnymi dwuskrzydłowymi drzwiami katedry, trwał Portal Sądu Ostatecznego, a święty Michał patrzył w dół pustymi kamiennymi oczyma. W ręku trzymał wagę ludzkich uczynków, cnót i grzechów.
Ogromna katedra Marii Panny pięła się w górę, potężna, mroczna, strzelająca w niebo, przytłaczająca wyspę na Sekwanie ogromem wież. Niczym ogromny pomost łączący splugawioną ziemię z odległym i pięknym niebem. Ale niebo nie było dla Villona. Ruszył do drzwi. Przed wrotami dostrzegł żałosną kupkę łachmanów. Na schodach żebrało małe dziecko. W miejscu oczu miało dwie czarne plamy.
— Zawiśniesz na szubienicy, Villon — powiedziało. — Ale nie dziś. Jeszcze nie teraz.
Wszedł do katedry. Wielką nawę wypełniał blask zachodzącego słońca; promienie przedostawały się przez ostrołukowe okna i zachodnią rozetę witraża, rozświetloną różnokolorowymi płytkami. Północna rozeta — ta wyobrażająca Matkę Boską, pocieszycielkę strapionych — była ciemna, jakby pokryta sadzą. Czyżby nawet Madonna nie chciała ulitować się nad losem Małgorzaty Garnier?
Jaki jest klucz do morderstw? — myślał Villon. — Dlaczego zabił akurat tych ludzi?

* * *

Wózek wtoczył się na plac Grève. Tu, przed ratuszem, stała szubienica, otoczona szpalerem strażników, którzy halabardami odpychali rozwrzeszczany tłum. Jakiś żak cisnął w stronę skazanej zdechłego szczura z kawałkiem sznura zawiązanym wokół szyi.
Kat Piotrek Kręcikoło namydlił stryczek. Szarpnął za konopny sznur, choć przecież stara szubienica trzymała się mocno.
Gdy odszedł od pohybla, na szafot wpadło dwóch karłów. Jeden wskoczył na drabinkę, odbił się i zawisł, chwytając się stryczka wyciągniętymi rękoma. Drugi udał, że wytrąca mu drabinę spod nóg. Wiszący zacharczał. Udał przedśmiertne drgawki, wymachując koślawymi nogami. Tłum wył i gwizdał z uciechy...
— O Boże, nie! — krzyknęła Małgorzata. — Nie chcę! Nie! Ja jestem niewinna!
Wózek potoczył się ku podwyższeniu z szubienicą. Kat i dwaj pomocnicy chwycili Małgorzatę za ramiona, a pachołek z Châtelet odwiązał sznury.
— Idź do piekła, suko! — warknęła bezzębna starucha. — Do diabła, dziwko!

* * *

Kamienni królowie i prorocy patrzyli beznamiętnie na plac Grève. Skrzydlate maszkarony, strzygi i gargulce wyciągały pyski, szczerzyły zęby. Dwudziestu ośmiu przodków Chrystusa śledziło w milczeniu kaźń Małgorzaty.
Villon wszedł na galerię. Był w centralnym punkcie katedry — przy galerii królów, dokładnie pomiędzy strzelistymi wieżami Marii Panny. Przed sobą miał wyspę Cité, zanurzoną głęboko w Sekwanie jak przeciążony okręt, zjeżoną wieżami piętnastu kościołów, ostrołukowymi dachami kaplic i mieszczańskich domostw. Na wprost widniała ażurowa iglica Sainte-Chapelle, wzniesionej za Ludwika Świętego przy królewskim pałacu, sławnej z relikwii świętego Krzyża i przechowywanej łapy gryfa. Dalej, na prawym brzegu, wznosiły się wieże Luwru, a wokół nich różnobarwna mozaika ulic i uliczek, zakamarków i bulwarów Paryża. Bardziej na północ poeta widział szeroki, niski i przysadzisty zarys kościoła Saint-Martin-des-Champs z grubymi murami i małymi okienkami, do którego niby jaskółcze gniazda przylepiły się kaplice i kapliczki. A w pewnej odległości od niego strzeliste wieżyce twierdzy Temple, ongiś zamku będącego w posiadaniu templariuszy. Dalej na zachód widniały majestatyczne wieże bramy Świętego Honoriusza, pałac Saint-Pol, pałace króla Sycylii, króla Nawarry i księcia Burgundii...
Już prawie za murami miasta zobaczył Villon dwie wieże ogromnej katedry, podobnej do świątyni Marii Panny, katedry, której wezwania nie umiał sobie w tej chwili przypomnieć. Za nią były wiatraki, zaś jeszcze dalej rozpościerała się różnobarwna mozaika pól, ogrodów i lasów. Przy samym horyzoncie — strzeliste wieże opactwa Saint-Germain-des-Pres, a na północy — mury i iglice kościoła i królewskiej nekropolii Saint-Denis. Tu, wysoko, gdzie gwizdał wiatr, Villon czuł się wolny jak ptak, jak jaskółka szybująca w podniebnych otchłaniach.
A w dole, niemal u stóp katedry, na placu Grève, przed ratuszem, w pobliżu Hal, wieszano właśnie Małgorzatę Garnier.
Żebrak, lichwiarz, ladacznica, ksiądz, bogacz miejski, żak, rycerz, mistrz drukarski. I na końcu Colette. Dlaczego zabijał w tej kolejności? Dlaczego tak różne osoby? Przecież nie na wszystkich ofiarach zdobył łupy. Co takiego robił zamordowanym, że mieli czarne twarze?

* * *

Małgorzata już się nie szarpała. Kat powlókł ją w górę drabiny, postawił bose nogi na szóstym stopniu. Niewinna morderczyni wodziła wzrokiem po gawiedzi. Łzy spływały jej ciurkiem. Zmoczyły poszarpaną koszulę...
Żelazna maska ślepiła na nią pustymi otworami na oczy...
Wśród rozszalałego tłumu stał smutny, blady mężczyzna. W ręku miał czarną żelazną maskę. Patrzył wprost na Małgorzatę.
— To on — jęknęła. — To zabójca.
Sznur opadł jej na szyję i zacisnął się mocno. Piotr Kręcikoło sprawdził pętlę.
Mężczyzna miał bladą twarz i zimne, bezlitosne oczy. Uśmiechnął się do kata.

* * *

— Gdzie jesteś, psi synu?! — zawył Villon, przycupnięty za kamiennym parapetem. — Gdzie cię znaleźć? Kim jesteś? No kim? Żebrakiem? Księciem? Rycerzem? Biskupem?
Zatrzymał wzrok na kamiennych posągach biblijnych królów. Kto miał być następną ofiarą? Musi to wiedzieć, jeśli chce ocalić głowę.
Żebrak, lichwiarz, ladacznica, ksiądz, bogacz miejski, żak, rycerz, mistrz drukarski... Te słowa coś przypominały. Coś z katedr, z ołtarzy. Coś z kościoła. Może dlatego wiedziony nieomylnym (złodziejskim?) instynktem zawędrował aż tutaj, do katedry Marii Panny? Szedł pośród posągów zdobiących portale, zasiadających na tympanonach. Minął świętych Marcina i Hieronima, proroków, Madonnę w kontrapoście spoglądającą na swoje Dziecię. Stanął przed kolejną złożoną płaskorzeźbą. Uniósł wzrok. Wysoko nad jego głową Chrystus wstępował do niebios. A ludzie, nikłe figurki poniżej, ladacznice, żebracy, żacy, fałszywi prorocy i rycerze, przedstawieni w kamieniu, nie dostrzegali Pana, zwracając się ku swym codziennym uciechom i zajęciom.
Żebrak, lichwiarz, ladacznica, ksiądz, bogacz miejski, żak, rycerz, mistrz drukarski.
Kto będzie następny? — myślał Villon. — Co komu pisane, to go nie ominie.


Dodano: 2006-07-03 12:34:00
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS