NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Pilipiuk, Andrzej - "Operacja Dzień Wskrzeszenia"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Kwiecień 2006
ISBN: 83-89011-88-3
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 496
Cena: 29,99 PLN
seria: Bestsellery polskiej fantastyki



Pilipiuk, Andrzej - "Operacja Dzień Wskrzeszenia" #1

Misja
Ruszyli korytarzem w ślad za profesorem. Ten zatrzymał się przed drzwiami ozdobionymi tabliczką „prof. Rawicz” i otworzył zamek swoim kluczem.
— Zapraszam. — Wskazał gestem wejście.
Wnętrze gabinetu nie zrobiło na nich dużego wrażenia. Całą jedną ścianę zajmował regał z książkami, obok wisiała mapa kraju. Pokrywały ją fioletowe i czarne punkty oraz czerwone plamy. Czarne punkty znaczyły, gdzie spadły bomby atomowe. Fioletowymi zaznaczono miejsca wybuchów wodorowych. Na czerwono obszary skażone przez opad promieniotwórczy. Pokrywały ponad trzy czwarte powierzchni. Pośrodku pomieszczenia stał stół otoczony krzesłami. Zachęceni przez profesora usiedli.
— Wszyscy wiecie, jak doszło do wybuchu wojny — zaczął Rawicz. — Jak się okazało, bronią jądrową dysponowały nawet kraje, których nigdy o to nie podejrzewano, jak na przykład Rumunia czy Etiopia... I wszyscy mieli wrogów, z którymi chcieli wyrównać porachunki. Może udałoby się to wszystko jakoś wyhamować, ale Iran wystrzelił swoje głowice na Izrael, ten w odwecie zaatakował większość państw arabskich. Pierwszym celem żydowskich militarystów była Mekka. Dla miliarda wyznawców proroka oznaczało to początek dżihadu...
Umilkł.
— Wojna rozegrała się błyskawicznie. Wystarczyło dwanaście godzin. Była największą hekatombą w historii naszej planety. Niemal natychmiast zginęła jedna czwarta populacji globu, prawie dwa miliardy ludzi. Kolejne cztery miliardy umarły z głodu, w czasie epidemii lub na skutek choroby popromiennej. Reszta jest skazana. Setki milionów umierają co roku... W ­chwili wybuchu w Polsce żyło prawie czterdzieści milionów obywateli. Zostały dwa. Wszyscy otrzymali dawkę promieniowania wielokrotnie przekraczającą normy. Ludzie boją się mieć dzieci. Przy takim napromieniowaniu wady genetyczne są prawie pewne. Poza tym ludziom żal skazywać swoje potomstwo na życie w takim świecie. — Wskazał gestem ruiny za oknem.
— Co możemy zrobić? — zapytał Filip. — Cofnąć się i...?
— To właśnie będzie waszym zadaniem. Jeśli wam się powiedzie, ten wariant historii po prostu nie zaistnieje. Powiem patetycznie: uratujecie ludzkość.
— My? — wyrwało się Sławkowi.
— Jedno z was. Albo ktoś z poprzednich grup. Skorygujecie błąd historii.
— Będziemy bohaterami — mruknęła Magda. — A przynajmniej ten, kto tego dokona...
— Nie. — Profesor pokręcił głową. — Jeśli wszystko wróci na swoje miejsce, nikt nie będzie o tym pamiętał. Ta wojna, która dla nas jest przeszłością, nie zdarzy się nigdy. Tylko ten z was, który wykona zadanie i powróci do naszych czasów, będzie miał świadomość tego, co się tak naprawdę wydarzyło. Dla wszystkich innych to nie będzie nawet zły sen.
— To co się z nami stanie? — zdziwił się Sławek.
— To zależy od tego, co robiliście przed wybuchem wojny. Będziecie mieszkać tam, gdzie mieszkaliście, będziecie zdrowi, szczęśliwi i nieświadomi niczego.
— Nasze rodziny? — głos Magdy zadrżał.
— Wszyscy, którzy zginęli podczas wojny, będą żywi. Dlatego nazwaliśmy to „Dniem Wskrzeszenia”.
Spojrzeli po sobie z niedowierzaniem. Dopiero po chwili uświadomili sobie znaczenie jego słów. Wszyscy przecież mieli swoje domy... przed wojną.
— Będą żywi także wszyscy ci, którzy zginęli podczas prób testowania naszego wynalazku — dodał uczony. — A tę mapę — wskazał na pokrytą plamami płachtę — można będzie wsadzić do pieca, gdyby nie to, że nigdy nie zostanie wydrukowana. Wystarczy, że powiedzie się jednemu z was.
— A ten, który zmieni przeszłość... Co się z nim stanie? — zapytał Filip.
— Będzie miał problem, bowiem niewykluczone, że w zmienionej teraźniejszości będzie ich dwóch — odparł profesor. — Tak przynajmniej sądzę.
— Załóżmy, że nastąpiła zmiana historii — odezwała się Magda. — Jak wróci tamten, który zmieni, jeśli w teraźniejszości nie będzie pańskiego instytutu ani wehikułu?
— Do powrotu wystarczy aparatura startowa znajdująca się tam. W przeszłości.
— Coś mi tu nie gra — rzucił Filip.
— Pytaj.
— Jak sobie wyobrażam, wystarczy cofnąć się w przeszłość, dać prezydentowi kartkę z informacją, do czego doprowadziły jego bezmyślne działania...
— Albo dowódcy warty pilnującej bazy rakietowej — dorzuciła Magda.
— Albo fizykom, którzy zbudowali bomby — dodał Paweł.
— Albo wsadzić do psychiatryka tych świrów, którzy uzbroili rakiety — zapalił się Sławek.
Profesor uniósł dłoń, aby uspokoić gwar.
— To nie jest takie proste — powiedział. — Nasz wehikuł ma jedną podstawową wadę. Nie można się nim cofnąć o kilka lat.
— Przecież tam na tablicy było o jakichś zmarłych w 1901 roku — zauważył Filip.
— Owszem. Zginęli w tym właśnie okresie. Tylko że... tą maszyną można się cofnąć sześćdziesiąt lat albo więcej. Co gorsza, nie wiemy, jak to działa. Nie potrafimy skrócić okresu...
— A dlaczego nie zostawicie po prostu kartki dla prezydenta? — zapytał Filip. — Niech sobie na niego poczeka w archiwum przez te pięćdziesiąt osiem lat...
— Wpadliśmy już na ten pomysł — westchnął profesor. — Co więcej, w zgliszczach ruin pałacu prezydenckiego odnaleźliśmy tajną rządową kronikę prowadzoną przez kolejne głowy państwa...
— I co? — zapytał Sławek.
— Żadnego śladu.
— Może trzeba było zostawić więcej niż jedną? — podsunęła Magda.
— Może? Wojna atomowa była skrajnie mało prawdopodobnym splotem wypadków. Mamy trzy elementy... Partia, której rządy doprowadziły do wyboru prezydenta militarysty, sam prezydent oraz ci terroryści. Wyobraźcie sobie to jako domek z kart. Jeśli wyrwiecie jedną, wszystko się zawali.
— Co więc mamy zrobić? Przecież sześćdziesiąt lat przed wojną nie było na świecie ani poprzedniego prezydenta, ani tych świrów, ani Partii Postępu i Dobrobytu, ani... — wyliczał Paweł.
— Owszem. Ale byli ich rodzice i dziadkowie. Znaczy prezydenta i terrorystów. I rodzice przywódcy Partii Dobrobytu. Koncentrujemy się na odnalezieniu przodków Pawła Citki. Najprawdopodobniej żyli w Warszawie, a skaczemy właśnie tutaj.
Cała grupa umilkła.
— Mamy ich pozabijać? — Filip wolał się upewnić.
— No to pozabijamy — rzekł twardo Paweł.
Profesor pogratulował sobie w duchu. Tym razem testy pozwoliły wybrać naprawdę niezłą grupę. Ich poprzednicy mieli większe problemy z zaakceptowaniem sytuacji.
— Nie ma takiej potrzeby — powiedział.
Otworzył szufladę, wyjął z niej niklowane pudełko. Pokazał zawartość. Spoczywała w nim mała plastikowa ampułka pełna dziwnej cieczy o mlecznej barwie oraz coś, co wyglądało jak lotka do gry w strzałki.
— To zmodyfikowany genetycznie wirus świnki — powiedział spokojnie Rawicz. — Wystarczy, że zaaplikujecie to dziadkowi albo ojcu prezydenta, i drań nigdy się nie urodzi. Ten środek wywołuje całkowitą i nieodwracalną bezpłodność, jednak, co ważne, tylko u osobników płci męskiej. Wystarczy zatem odnaleźć cel i podejść odpowiednio blisko. Na dzisiaj wystarczy. To i tak było za dużo jak na jeden dzień. Kolacja o dwudziestej.

* * *

Świt. Wygodne łóżko, cienki, ale ciepły koc z polaru. Szum wewnętrznego systemu wentylacyjnego. Filip popatrzył na wskazówki wiszącego nad drzwiami zegara. Szósta rano. Podszedł do okna. Padał deszcz. Po drugiej stronie ulicy wznosiła się, strasząc dziurami okien, fasada jakiejś willi. Solidna ceglana budowla wytrzymała falę uderzeniową i późniejsze wstrząsy sejsmiczne. Dalej wznosiły się zniszczone żelbetonowe szkielety bloków. Podmuch wyrwał ściany, pozostały tylko niektóre elementy konstrukcyjne. Na stosach gruzu i strzaskanego betonu rosły gdzieniegdzie kępy trawy, a nawet niewysokie krzaczki. Deszcz rozmywał niewielki kopczyk ziemi. Spod błota powoli wynurzała się czaszka jednego z milionów mieszkańców tego miasta, którzy zginęli w dniu nuklearnej zagłady. Obok ciągnął się rząd martwych drzew. Nadwęglone pnie, owiane żarem po przejściu fali termicznej. Filip pomyślał sobie, że jeśli to on będzie tym, który zmieni czas i zachowa pamięć, przyjdzie tu i zobaczy, jak wyglądała ta uliczka.
Za piętnaście ósma zabrzęczał dzwonek. Pobudka. A przecież już nie spał. Poprawił grzebieniem niesforne kosmyki włosów i założywszy kombinezon, zbadał swoje odbicie w lustrze szafy.
— Zbawca ludzkości. — Zrobił marsową minę, a potem parsknął śmiechem.
Ruszył w stronę drzwi i spostrzegł wsuniętą pod nie kartkę. Podniósł ją zaciekawiony. Ktoś wydrukował tabelkę i starannie powpisywał w nią precyzyjny grafik zajęć.


Dodano: 2006-07-03 11:36:45
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS