NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"

Robinson, Kim Stanley - "Czerwony Mars" (Wymiary)

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Przybyłek, Marcin - "Gamedec. Sprzedawcy lokomotyw"
Wydawnictwo: superNOWA
Cykl: Gamedec
Data wydania: 2006
ISBN: 83-7054-179-8
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 400
Tom cyklu: 2



Przybyłek, Marcin - "Gamedec. Sprzedawcy lokomotyw"

Bestia
No i co? Nadal podoba ci się na Ziemi? Prawda, że to przemiła planeta? Nie wejdziesz w sieć w obawie przed Bestią, nawet telesens jest niebezpieczny. A nie boisz się rozmawiać z sąsiadem? Skąd wiesz, że nie jest zainfekowany hipnozą? Wciąż masz niepowtarzalną szansę,że by polecieć do nowego, lepszego świata! Gaja jest nieskażona zarówno pod względem cyfrowym, jak i organicznym! Nie znajdziesz tam mutantów ani toksycznych odpadów! To wielki, nowy, piękny glob we wspaniałym, bezpiecznym, stabilnym układzie planetarnym strzeżonym przez dwa gazowe giganty! Skąd wiesz, że do Ziemi nie zbliża się jakiś asteroid, który rozniesie ją w pył? Myślisz, że Jowisz go wyłapie? A jeśli nie? Jak sądzisz, skąd się wziął pas asteroidów między Jupiterem i Marsem? W systemie Delta Draconi są aż dwa odkurzacze podobne do Jupitera. Mówiąc krótko, Ziemia to przeżytek. Gaja. Nowe mieszkanie. Nowe życie. Nowe szanse. Mobillenium. Tam… ale już nie z powrotem!
•••
- Cześć, Torkil - na płycie lądowniczej Zoenet Labs, pod palącym amerykańskim słońcem, przywitał mnie Koriolan Dal, szef wywiadu. Obok niego szczerzył zęby Laurus Wilehad. Być może we własnej skórze.
- Witaj, Koriolanie, cześć, Laurus - ukłoniłem się.
- Czekaliśmy na ciebie. - Zoenet ujął mnie pod ramię i wprowadził w korytarze bazy.
Laurus szedł o krok za nami. Bardzo dużo ludzi ostatnio na mnie czeka, miałem ochotę powiedzieć, ale powstrzymałem się. Nie chciałem zdradzać Shadow Zombies.
- Ostrzegam, że nie zgadzam się na żadne przesłuchania - warknąłem cicho.
Dal nie zwolnił kroku. Jego mechaniczna twarz wyrażała bezdenne zdziwienie.
- Czyś ty oszalał? Nie mamy czasu na głupstwa! W tej chwili zagrożone jest całe Zoenet Labs, cała nasza pieprzona społeczność!
- O? - uśmiechnąłem się złośliwie.
- Ściągnęliśmy najlepszych gamedeków na Ziemi. Mamy specjalistów z Hong Kongu, Melbourne, Nowego Yorku, Casablanki, Rio, Tokio, Pekinu i ciebie z Warsaw City. W sumie czternaście grup, twoja będzie piętnasta, czyli według greckiego alfabetu… omikron. Ładna nazwa, prawda?
- Bardzo.
Weszliśmy do większej sali, gdzie przy monitorach kręcił się tłum ludzi. Szliśmy środkową aleją.
- Zaprosiliśmy jeszcze kilka osób do twojej drużyny. Myślę, że się ucieszysz.
Obeszliśmy działową ściankę, ostatnią przed wielkim oknem. Zakręciliśmy i… zobaczyłem Pauline, Harry’ego, żeńską zbroję typu Doom… po sekundzie obserwacji nie miałem wątpliwości, że była to Anna. W grupie byli też Levi Chip i Ruben Troy, a za nimi najprawdopodobniej drużyna mechanicznych Bezbolesnych, żywo o czymś dyskutujących. Zapadła się pode mną ziemia. Zerkali zdziwieni na Koriolana, Wilehada i na mnie. Nie tak sobie wyobrażałem nasze powitanie. Jak tu dotknąć przyjaciół w ciele brzydkiego grubaska? A zwłaszcza… spojrzałem na moje panie… Jak mam uściskać Pauline i Annę?
Jeśli znajdziesz się w niezręcznej sytuacji, odetchnij i trzymaj pion.
Pieprzyć to, pomyślałem, wystąpiłem pół kroku, wyprostowałem baryłkowaty korpus i odezwałem się:
- Niedługo przybiorę własną postać. To ja, Torkil.
Najpierw przez chwilę milczeli wytrzeszczając oczy, a potem… rzucili się do mnie z krzykiem i podrzucili w górę. Pauline i Anna zostały z tyłu. Słusznie, pomyślałem. Im należą się szczególne względy.
- Jak ty wyglądasz, chłopie?! - darł mi się prosto w twarz Harry, gdy już opadłem na ziemię.
Kochany Harry. Już myślałem, że cię nie zobaczę.
- Trochę podupadłem - zażartowałem.
Wybuchnęli śmiechem. Kuksańce bezbolesnych odczuwałem jako dość bolesne ciosy, mimo to przyjmowałem je z wdzięcznością. Wśród nich zapewne znajdował się Peter „Crash” Kytes. To zdaje się ten, pomyślałem widząc jednego z Doomów stającego naprzeciwko mnie.
- Peter? - spytałem.
- Czempion znowu jest z nami - oświadczył znanym barytonem.
- Bestia posra się w gacie! - zawtórowali kumple z drużyny.
- Bardzo na ciebie liczymy, Torkil - przez gąszcz stalowych ciał przepchnął się Chip.
Ładna historia. Znowu praca.
- Mam już nawet teorię… - pod pachą Normana zobaczyłem rozczochraną twarz Rubena. - …wydaje mi się…
- Cicho - zgromił go Harry widząc, że od kilku chwil patrzę nieruchomym wzrokiem w kierunku dwóch kobiet mojego życia.
Wiwatująca grupa rozstąpiła się. Podszedłem dwa kroki i przypomniałem sobie o swoim wyglądzie. Może chociaż oczy wyrażały wnętrze? Może zdradzał mnie sposób poruszania się? Ważąc te dylematy stałem nieruchomo ze cztery sekundy. Mój Boże, widziałem tyle holofilmów ze scenami radosnych, tryumfalnych powrotów, czytałem tyle el-booków, a mnie samemu przypadł w udziale tak żałosny comeback? Ktoś kiedyś powiedział: oczy mogą cię zwieść, nie ufaj im. Podszedłem zatem, zasłoniłem świat powiekami i przytuliłem je. I znalazłem się w domu.
•••
Niedługo światy ożyją na nowo i znowu będą oazą spokoju i relaksu. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Pamiętaj wtedy o antygrawach firmy Player Friend. Podłączasz je do standardowego gniazda w łożu i nie musisz się martwić o kurz w nosie, na twarzy i kombinezonie! Będziesz mógł wchodzić w gry z przyjemną świadomością, że wstaniesz z łoża czystszy, niż się kładłeś! Antygrawy Player Friend! Łoże to nie katafalk! Łoże to portal do lepszego świata!
•••
Moje honorarium opiewało na milion kredytów, zwrot ciała, usunięcie kodu genetycznego z pamięci zoeneckich maszyn, medialny powrót w świat żywych i… bilet na Gaję. W razie niepowodzenia: ciało, tożsamość, bilet. Dal nie protestował.
- W tej sytuacji populacja łyknie każdą bajkę na temat twojego powrotu, a rządy nie mają nic do gadania - skwitował.
Na wszelki wypadek postanowiłem wyjaśnić swoje stanowisko.
- Koriolan, nie próbuj niczego. W razie śmierci mój notariusz dotrze do banku, gdzie zdeponowany jest… pamiętnik. Byłby z tego niezły bestseller. Wszystkie grupy nacisku są w nim dokładnie opisane. Pamiętaj, że ciągle jestem osobą wiarygodną, więc niech nic nikomu nie wpadnie do głowy.
Wyszczerzył błyszczące zęby.
- Dowiodłeś, że jesteś twardy jak skała. Nie mam wyboru.
•••
- Dzień dobry, Vanessa Reeve, Earth News. Dotarły do nas niepokojące wiadomości z Gujany Równikowej. Łączymy się z naszym korespondentem, Ralphem Faradayem. Ralph, czy możesz powiedzieć, co się tam dzieje?
- Dzień dobry, Vanesso. Dzisiejszej nocy doszło do kilkunastu rozbojów, aktów wandalizmu i napadów, głównie na terenie Nowego Paryża, ale także w okolicznych miejscowościach. Straty szacuje się na dwa miliony kredytów. Nie było ofiar w ludziach. Według wstępnych ustaleń sprawcami wszystkich przestępstw byli digineci stworzeni w firmie Live Jaquesa Lamberta. Ofiary przemocy wniosły pozwy do sądu. Miejscowe władze zwołały komisję badającą przyczyny zajść. Zaproszony został profesor Randal Umumba z Uniwersytetu w Nowym Paryżu, światowej sławy psycholog od lat zajmujący się psychoprofilowaniem. „Digineci od dawna powinni być badani”, krzyczą tytuły prawicowych gazet, „możemy hodować żmije na własnym łonie!” Organy związane z lewicą próbują ich bronić. - Trzeba pamiętać, że Live dała pracę ponad pięćdziesięciu tysiącom bezrobotnych, ta firma uratowała nasz kraj - czytamy w artykule na pierwszej stronie African True - co znaczy kilka wybitych szyb wobec dobrodziejstwa koncernu Jaquesa Lamberta?
Neutralni komentatorzy są ostrożni. Twierdzą, że najprawdopodobniej był to wybryk źle skomponowanych psychicznych konstelacji. Powstaje jednak pytanie: nawet jeśli tak jest, jak poradzi sobie z tym prawo? Co będzie, jeśli biegli dowiodą, że winni nie są digineci, lecz ich stwórcy? Może najważniejszym problemem jest nie: kogo ukarać, lecz: co dalej robić ze sprawcami? Izolować? Resocjalizować? Czy może… przeprogramować? Dla Earth News mówił z Nowej Gwinei Ralph Faraday, do zobaczenia.
- Dziękuję, Ralph. Przechodzimy do wiadomości z kraju. Intensywnie pracują grupy kryzysowe w Zoenet Labs…
•••
Zaraz, jak to było… Najpierw zmieniłem się w Hioba, kiedy pierwszy raz odwiedziłem Zoenet Labs. Potem, gdy znalazłem się w undercity, przemieniłem się w wysokiego blondyna, którego nazwałem Ziemowit Jastrzębski. Potem z powrotem przedzierzgnąłem się w Agona, a na koniec znowu w siebie. Z małą modyfikacją. Poprosiłem Guya Samsona, zoeneckiego lekarza, żeby wprowadził w mój genotyp odrobinę szersze barki i dodał kilka centymetrów wzrostu. Jak szaleć, to szaleć. Pominę opisy czwartej agonii, w której tylko jedna rzecz różniła się na korzyść: halucynacje trwały tylko pierwsze dwie doby, a potem prawie zupełnie ustąpiły. Z przyjemnością przyjąłem świat bez tytanów, piekielnych scen, piorunów, robali, krasnali, nawet bez blondyny. No, może za tą ostanią trochę tęskniłem. Miała panna fantazję. Trudno. Było, minęło. Za tydzień stałem się z powrotem najprawdziwszym Torkilem, zwykłym, normalnym facetem. Tyle, że bez blizny. Nawet się nie zastanawiałem, o czym miała mi przypominać, bo paliłem się do pracy. Wreszcie miałem zlecenie: proste, przejrzyste i najważniejsze w dotychczasowym życiu.
Zabić Bestię.
•••
Bezmózgi Medtronics! Nowość! Tańsze o trzydzieści procent od ciał Pharma Nanolabs! Oferujemy raty zero procent oraz przyjazną procedurę kredytowania w MediaBanku! Nie przegap szansy! Monopol został złamany! Bezmózgi Medtronics! Amerykańska jakość, Europejskie ceny i obsługa! Sprawdź teraz!
•••
- Dzisiaj rano wykonaliśmy kilka rajdów na fort - perorował Takeshi Royo, uznany gamedec, przywódca grupy alfa (czyli klanu „Ghost Monks”) z Hong Kongu.
Za nim jarzyła się zatrzymana w ruchu, trójwymiarowa projekcja Ironstone.
- W tym czasie używaliśmy Personality Security Droids wszystkich kalibrów, po dziesięć na osobę.
Salę wypełnił szum niedowierzania. Chińczyk wyciągnął ręce w uspokajającym geście.
- Uznaliśmy, że przy tym stopniu zagęszczenia powietrznych agresorów dopiero taka ilość gwarantuje bezpieczeństwo organikom. W przypadku dimenów wystarczą trzy.
Grupy uderzeniowe obecne w sali odpraw wciąż dyskutowały.
- Dobrze wiecie - ciągnął Royo - że ilość cyfrowych przeciwników narasta w niewiarygodnym tempie. Jeszcze wczoraj grupy epsilon i dzeta, czyli klany „Wilid Women” i „Dark Skies”, używały najwyżej pięciu aparatów PSD na osobę. Oblicze tej wojny zmienia się w zastraszającym tempie.
- Wczoraj - krzyknął z sali chudy brunet - w wiadomościach podano, że są pierwsze ofiary w serwerach niezwiązanych z grami!
Takeshi poważnie pokiwał głową.
- Jeśli czegoś nie wymyślimy, i to szybko, możemy się pożegnać z siecią.
- A zoeneci z domem - mruknął ponuro dimen odziany w nieznany typ zbroi.
Po mojej prawej stronie siedziała Ann Sokolowsky. Jej kolana lśniły połyskiem opalonej skóry. Nie mogłem się nacieszyć tym widokiem. Znowu miałem wgrany w omnik jej program. Znowu byłem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Z lewej strony dolatywał subtelny zapach perfum Infinity, które na skórze Pauline Eim zamieniały się w prawdziwy afrodyzjak. Organiczki wciąż mają przewagę nad motombkami. Tamte prędzej spryskają się olejem niż dezodorantem… Gdy tak siedziałem między dwiema pięknymi kobietami, które wyglądały jak moje własne skrzydła, rozpierała mnie tak wielka (szowinistyczna) radość, że z trudem śledziłem słowa prelegenta. Niewiele jest takich chwil.
- …z zebranych przez moją grupę danych wynika kilka - Takeshi skrzywił się sceptycznie - być może interesujących faktów. Po pierwsze zauważyliśmy, że tęgoryjce mają dziwną cechę: wyłaniają się spod ziemi i chowają z powrotem nawet wtedy, gdy nie wybiją wszystkich przeciwników…
Kilka organicznych i mechanicznych głów wystających nad oparciami foteli skinęło na znak zgody.
- Widzimy to na tym filmie.
Royo zwolnił pauzę i skierował kamerę na stepowy obszar w pobliżu fortu, gdzie do skoku szykowała się kilkunastoosobowa grupa. Nagle podłoże zaczęło się zapadać. Kilku żołnierzy błyskawicznie wystartowało, najprawdopodobniej byli to dimeni, bo czas reakcji wydawał się niezwykle krótki. Pięć postaci odbiegło poza obszar obsuwu. Trzech komandosów zareagowało za późno. Wielka paszcza potwora otworzyła się pod nimi i wyrzuciła ciała w powietrze potężnym podmuchem zielonkawego gazu. W ułamku sekundy porwały ich cienkie macki, rozerwały na strzępy i wrzuciły do pięciodzielnego pyska. Pozostali przy życiu wojownicy ostrzeliwali bestię z ziemi i z powietrza, ona jednak, zamiast bronić się czy atakować, schowała się pod powierzchnię gruntu. Projekcja zatrzymała się.
- Dla uspokojenia wyjaśniam - odezwał się prelegent - że nieszczęsna trójka żyje.
Po sali przeszło westchnienie ulgi.
- Zostali wylogowani przez automaty przywiezione przez panią dyrektor Eim z Warsaw City - ukłonił się Pauline. Ta grzecznie się uśmiechnęła.
- Te niewielkie moduły - podjął - oddają nam niewiarygodne usługi. Żołnierze czują się dobrze i już rwą się do walki.
- Co za moduły przywiozłaś? - nachyliłem się do jej ucha.
- Takie małe kostki - szepnęła i otarła się wargami o mój policzek. Elektryzujący dreszcz. - Przyczepiasz do hełmu i nawet gdy urwie ci rękę, powinno cię bezpiecznie wylogować.
- Wymyśliliście w Novatronics?
Uśmiechnęła się z dumą.
- Wciąż jesteśmy liczącą się firmą.
My? Od kiedy Pauline zaczęła się utożsamiać z pracą? No cóż, westchnąłem filozoficznie. Pewnie mnie też by to nie ominęło.
- Nie prościej byłoby softwarem?
Tym razem w jej uśmiechu była zagadka.
- Dobre pytanie.
- A gdzie jest Konon? - przypomniałem sobie o jej synku.
- Na przymusowej hibernacji. Nie pozwolę, żeby coś mu się stało.
- Obudzisz go po wszystkim?
Skinęła głową.
- …tak jak przed formatowaniem - znów skupiłem się na głosie skośnookiego prezentera - tęgoryjce lubią chodzić daną trasą dwa razy, nie mniej, nie więcej. Poza tym zauważyliśmy wciąż ten sam wzór zachowań: zwierzęta nawet mając przewagę, w pewnym momencie przegrupowują się i zmieniają schemat ataku. Atakują nawet same siebie, zarejestrowaliśmy dziwaczną scenę, gdy ten tirex…
Obraz skupił się na potworze przypominającym nieco kopalnego tyranozaura. Gad uciekał przed strzelającymi do niego żołnierzami. W pewnym momencie odwrócił pysk i… ugryzł się w udo.
- …dokonuje czegoś w rodzaju automutylacji.
- Czego? - spytał jakiś zoenet.
- Samookaleczenia - Royo uśmiechnął się przepraszająco. - Używam czasami psychologicznej terminologii. Skrzywienie zawodowe.
Od razu go polubiłem. Mogłoby się wydawać, że gamedekowie to w większości programiści. Tymczasem zaskakująca ich ilość miała ciągoty psychologiczne.
- Można założyć, że w Bestii walczą jakieś dwie sprzeczne natury - podjął. - Jedna, czysto niszczycielska, i druga, uprawiająca dziwną strategię skoków i odskoków, wyraźnie nie lubiana przez tę pierwszą.
Mówca wyłączył ekran.
- Na tym kończę swój raport. Dzisiaj do akcji rusza nowo sformowana grupa omikron, składająca się głównie z graczy słynnej drużyny „Bezbolesnych”, wspierana przez żołnierzy VSA oraz zespoły iota, lambda, ksi i kappa, czyli, z grubsza rzecz ujmując, klany… - zerknął do notatek - „Wretched Knights”, „Myth Beasts”, „Blue Monkeys” i kobiecą formację „Lean Furies”. Wypada życzyć powodzenia.
Wstaliśmy. Wyraźnie odczułem moc nowych mięśni i kości. Teraz już nie musiałem uprawiać ćwiczeń regenerujących i pić ziółek. Miałem ciało prosto z formy.
- Co o tym sądzisz? - zwrócił się do mnie Harry.
Skrzywiłem się łobuzersko, z przyjemnością wyczuwając pracę moich oryginalnych mięśni mimicznych.
- Wiem jedno - naprawdę miło było usłyszeć własny głos - trzeba się paskudzie przyjrzeć.
•••
To my ubezpieczyliśmy konstrukcję megamiasta New Miami. To my wypłaciliśmy odszkodowanie po katastrofie środkowego przęsła mostu w Cieśninie Gibraltarskiej. To my wypłaciliśmy odszkodowanie po upadku orbitalnej stacji Pegasus. To my ubezpieczyliśmy wszystkie loty na Gaję. Safe Nations. Najpoważniejszy partner. Safe Nations. Nie sprzedajemy polis. Safe Nations. Pomagamy naszym klientom.
•••
Ledwo weszliśmy w Crying Guns, każdego członka grupy otoczyła świetlista sfera peesdeków walczących z robalami, koliberkami i większymi latającymi stworami. Co chwila z niebytu wyskakiwał Bat, Falcon bądź nawet Dragon i rozszarpywał cyfrowymi kłami i pazurami śmigające w powietrzu paskudztwo. Trudno było się skupić.
- Dimeni na obwód, organicy do środka - zakomenderowałem.
Członkowie grup wykonali polecenie. Otworzyłem mapę. Nad piaskiem zamajaczył trójwymiarowy projekt fortu Ironstone.
- Jesteśmy tutaj - wskazałem południowy kwadrant oddalony o kilometr od twierdzy.
- Plan jest prosty - podjąłem - od tego półksiężyca… - wskazałem trójkątne umocnienie na południowy wschód od murów - …biegnie kaponiera, wąski rów, w który mam zamiar wskoczyć, przebiec między kleszczami… - dziobnąłem palcem w obraz ustawionych pod kątem wałów obronnych - …i dostać się do twierdzy poterną. O tu - zakreśliłem małe wejście, jedyne alternatywne dla głównej bramy na południowym zachodzie.
Odetchnąłem i zapatrzyłem się w łuny mikrowalk błyskających wokół naszych ciał. Szukałem natchnienia. Czy może duchowego wzmocnienia.
- Poternę można otworzyć tylko w jeden sposób - podjąłem. -Trzeba jednocześnie zająć zwieńczenia pięciu wież… - wskazałem szczyty iglic wyrastających z pięciokątnych koszar w centrum fortu - …a następnie zdobyć najwyższą komnatę wieży środkowej… - przesunąłem palec na wiszącą w powietrzu wieżycę, podtrzymywaną przez pięć sióstr wspartych o grunt.
Komandosi VSA, Bezboleśni oraz członkowie pozostałych grup skinęli głowami. Zwróciłem uwagę na urodziwą Lilith Ernal, mistrzynię klanu Lean Furies. Średniego wzrostu śniada blondynka o zdecydowanych rysach dziwnie mnie pociągała. Zbroję typu scout przyozdobiła karmazynowymi wisiorami, piórami i nadrukami. Odsłonięty brzuch regularnie się zapadał w rytmie oddechów. Po bokach wyraźnie zaznaczonych mięśni prostych mieniły się animowane kwadraciki przedstawiające skradającego się tygrysa. Za nią warowały pozostałe Furie, każda udekorowana w indywidualny sposób. Także dosyć interesujące. Torkil, skup się.
- Szczegółowy plan przedstawi Peter „Crash” Kytes.
Z przyjemnością oddałem mu głos, żeby bliżej przyjrzeć się wojowniczkom. Przybrany w szkarłatny strój czempion Bezbolesnych podszedł do mapy.
- Przed szczytem każdej z pięciu wieżyc wisi powietrzny półksiężyc chroniony przez osadzone na nim pluje i pterodony. W komnatach wież są tylko tigry…
- Mała kubatura pomieszczeń - wszedł mu w słowo Desmond Archtime, lider Wretched Knights: potężnie zbudowany, o długim nosie i zaczepnym spojrzeniu. Zbroja, oczywiście scout, w przeciwieństwie do Furii czarna, inkrustowana srebrnymi technostylizacjami. Kandydat na głównego bohatera do holofilmu s-f.
Peter spojrzał na niego z uwagą.
- Zgadza się. Dlatego zajęcie komnat, o ile do nich dotrzemy, nie powinno być problemem. - Crash wrócił wzrokiem do mapy i przez chwilę się zastanawiał. - Należy zatem najpierw zająć powietrzne półksiężyce, potem pięć wież, a na końcu wskoczyć do najwyższej.
Powiódł po nas ciemnymi oczami szukając aprobaty. Skinęliśmy głowami. Wychwyciłem pytający wyraz twarzy Rodneya Lugara, przywódcy Blue Monkeys, barczystego, krępego mężczyzny o niskim czole i przenikliwych oczach. Małpy miały zbroje jednolicie błękitne, z granatowym uproszczonym wizerunkiem rezusa na piersi i naramiennikach. Lugar słynął z precyzji skoków. Pewnie liczył, że to on wykona najtrudniejszą część.
- Problem polega na tym - podjął Peter - że skok na wiszące trójkąty jest na granicy zasięgu najlżejszej zbroi typu skaut. To samo tyczy rajdu na najwyższą iglicę. Jeden strzał pluja niszczy dziewięćdziesiąt procent pancerza.
Przełknąłem ślinę. Sam byłem zatrzaśnięty w najcięższego szkarłatnego dreadnoughta (przyozdobionego insygniami Bezbolesnych). Chciałem dotrzeć do serca kompleksu. Skakanie nie było mi potrzebne.
- Żeby w ogóle mieć szanse doskoczyć - ciągnął przywódca diabłów - trzeba się wybić z jednego z bastionów obsadzonych przez tirexy, ewentualnie nadszańca, na którym są pluje. Można też z dachu koszar, ale to strefa samobójcza ze względu na hipnozę… oraz koncentrację potworów na dziedzińcu. Ostatecznie można próbować z zewnętrznego półksiężyca lub przeciwstraży, gdzie są wszystkie typy stworzeń. Sprawę komplikuje fakt, że przed skokiem agregaty generujące energię muszą być naładowane w stu procentach, inaczej nie dolecimy. Tak więc na dziesięć sekund przed lotem skoczek musi wstrzymać ogień.
- Pysznie - mruknął komandos VSA, dumnie prezentujący średnią zbroję typu assault.
- Wytrzymamy - uspokoił go lider Myth Beasts, Chuck Mc’Tyr. Jego zbroja (oczywiście scout) pokryta była rdzawymi włosami, a hełm ozdabiały imponujące rogi Minotaura. Twarz zasłaniały kędzierzawe wąsy, długa broda i krzaczaste brwi. Rzeczywiście mityczna bestia.
- Jak widzicie - ciągnął Peter - sprawa nie jest prosta, ale możliwa do wykonania. Obraliśmy następującą strategię… - przybliżył mapę tak, że była widoczna tylko południowo wschodnia strona fortu. - Oddział pierwszy VSA atakuje wschodni bastion, odciągając uwagę stacjonujących tam tirexów i plujów z nadszańców. Bądźcie przygotowani na powietrzny atak pterodonów i ewentualną wizytę tęgoryjca.
Komandosi przytaknęli. Sami dreadnoughci. Chodząca artyleria.
- Dziesięć sekund później - ciągnął „Crash” - oddział drugi VSA atakuje bastion południowy. W ten sposób odciągniecie przeciwników zgromadzonych na drodze Torkila. Waszym zadaniem jest utrzymać się przez następnych dziesięć sekund. Przewidujemy, że w tym czasie zwróci się w waszym kierunku pięćdziesiąt procent obsady fortu…
- Czyli śmierć na miejscu - szepnęła Anna.
- Nie do końca - odparował Kytes - zbroje typu dreadnought powinny wytrzymać standardowy atak nawet do trzydziestu sekund…
- O ile nie wyskoczy tęgoryjec - weszła mu w słowo Pauline.
- Omawiamy dynamiczny proces wojenny - wyjaśnił spokojnie Peter. - Nie potrafimy wyeliminować ryzyka. Można dalej?
Mrugnąłem na znak potwierdzenia.
- Po dwudziestu sekundach wkracza najsilniejszy trzeci oddział VSA, atakujący szaniec północno zachodni. - Odsunął mapę, pokazując cały fort. - Tym razem będziecie osłaniać nas: grupy omikron, iotę, lambdę, ksi i kappę, czyli, mówiąc skrótowo, bo wiem, że nie wszyscy członkowie klanów są obecni w tych taktycznych związkach, Bezbolesnych, Nędznych Rycerzy, Mityczne Bestie, Błękitne Małpy i… - mrugnął do Lilith - …Szczupłe Furie.
Odpowiedziała przelotnym, ledwie zauważalnym uśmiechem.
- Natychmiast po tym - podjął - jak wyeliminujecie obsadę z bastionu, wskakujemy tam i czekamy na doładowanie generatorów. W tym czasie wiążecie ogniem pluje z nadszańca i murów znajdujących się pod koszarami, jak również unieszkodliwiacie pterodony. Jasne?
Dowódca trzeciej grupy VSA spokojnie kiwnął głową. Peter zrobił krótką pauzę. Spojrzałem w kierunku fortu. Wyglądał jak zaklęte zamczysko skrywające bluźnierczy sekret. O ile Ironstone był twierdzą bardzo trudną do zdobycia nawet podczas zwykłych drużynowych turniejów, o tyle z obecną obsadą jawił się jako apenetrowalny, o ile można tak powiedzieć.
- Od momentu naszego skoku na bastion zaczyna tykać zegar - podjął „Crash”. - Siły przeciwnika odpierające ataki grup VSA, pierwszej i drugiej, dzielą się i zmierzają do nas od północnego wschod, południowego zachodu i drogą powietrzną. Być może także podziemną. Dlatego jak najszybciej omikron, lambda, iota, ksi i kappa, czyli Bezboleśni, Rycerze, Bestie, Małpy i Furie…
Przerwał i krzywo się uśmiechnął.
- Pewnie się dziwicie, dlaczego ciągle to powtarzam, ale jest nas tak dużo, że muszę sobie - mrugnął - i pewnie wam przypomnieć, kto jest kim w tym bałaganie.
Skinąłem głową na znak, że mnie też to bawi, aprobuję i słucham dalej.
- Zatem grupy te - podjął - wskakują na półksiężyc nad bastionem i likwidują osadzonego tam pluja, ostrzeliwując się przed pterodonami. Powinno nam to zająć około pięciu sekund. Snajperzy zdejmują pluje z sąsiednich wiszących półksiężyców. Następnych pięć sekund. Grupy pierwsza i druga VSA obserwują ruchy przeciwnika. Gdy ocenicie, że Torkil ma szansę na niepostrzeżony rajd w kaponierze, dajecie mu znak. Torkil prawdopodobnie wskoczy w rów w momencie, gdy grupa iota i lambda, czyli Knights i Beasts, będą zajmować sąsiedni półksiężyc północny, a ksi i kappa, czyli Monkeys i Furie, półksiężyc zachodni.
Peter spojrzał na liderów grup.
- Wykonacie bezpośredni skok albo będziecie kombinować susami po szczytach wież - wskazał palcem wieżyce sąsiadujące z wiszącymi trójkątami. - Snajperzy zajmą się plujami na półksiężycach wschodnim i południowym. Kolejne pięć sekund. W tym czasie obrońcy fortu, czyli tirexy i inne paskudztwo, wracający na północno zachodni kraniec fortu, pragnący unicestwić grupę trzecią… - spojrzał na dowódcę VSA - …pokonają połowę drogi, a Torkil, jak sądzę, jedną trzecią kaponiery. Jeszcze jeden skok grupy iota, czyli Rycerzy,na półksiężyc wschodni, a grupy kappa, czyli naszych ślicznych Furii, na południowy.
Stuknął palcem w kaponierę.
- Torkil jest w połowie drogi, a do grupy trzeciej VSA atakującej bastion północno-achodni dociera pierwsza fala bestii. Liderzy grup kappa, iota, ksi i lambda, czyli Lilith Ernal, Desmond Archtime, Rodney Lugar i Chuck Mc’Tyr, wykonują rajd do komnat wież osłaniani przez towarzyszy i starają się zająć pozycję przy dźwigniach. Z mojej grupy będzie to Mike Gunner, rozgrywający w Goodabads, bo ja sam w tym czasie poszybuję na szczyt…
Zerknąłem na Lugara. Jego szeroka twarz nie drgnęła. Lider Małp wiedział, jak się zachować.
Peter wskazał pancernym palcem punkty, od których będzie się odbijał: szczyt wieży północno-zachodniej i krawędź przypory łączącej ją z centralną iglicą. Mistrzowski skok.
Zacisnąłem usta. Wszystko brzmiało jak plan szaleńca.
- Oczyszczam komnatę z tigrów i docieram do dźwigni pięć do siedmiu sekund po innych liderach. Na znak pociągamy lewary i Torkil wbiega prosto w otwierającą się poternę. - Stuknął w bramę. - Utrzymujemy się tak długo, jak się da. W razie czego wylogowujcie.
Zakreślił obszar nad koszarami.
- Pamiętajcie, że tutaj zaczyna się hipnoza, generowana prawdopodobnie przez muchopodobne okazy, które rezydują w budynku. Za wszelką cenę unikajcie zbliżania się do koszar. Nie dajcie się strącić z półksiężyców. Niektórych graczy tigry porywały do wnętrza fortu. Wszyscy wiemy, jak skończyli.
Ja nie wiedziałem. Kytes powoli podniósł na mnie wzrok.
- Dlatego, szczerze mówiąc, nie wiem, dlaczego decydujesz się na tę misję. To samobójstwo.
Uśmiechnąłem się wesoło.
- Mam wrażenie, że jestem częściowo odporny na tę hipnozę. Poza tym - zerknąłem na oskrzydlające mnie Pauline i Annę - mam doskonałą eskortę.
- Tylko do murów - prychnął „Crash”. - A dalej…
- Dalej jest tajemnica - dokończyłem. - Coś w sam raz dla gamedeka.
•••
- Centrum Kontroli Mutacji informuje o pojawieniu się nowej, niebezpiecznej formy flory. Jest to śluzowiec z gatunku Physarum policephalum toxicum oznaczony symbolem SSM010041. Mimo że filtry ABB chronią przed jego przeniknięciem w obręb siedzib, Out-Rangers donoszą o dziwnej inklinacji tego organizmu do gromadzenia się blisko barier. Tempo poruszania się śluźni to zaledwie pięć centymetrów na minutę, jednak organizm o powierzchni zaledwie dziesięciu centymetrów kwadratowych potrafi wydzielić trujący gaz mogący pozbawić przytomności dorosłego człowieka. CKM opracowuje wszczep zawierający serum ochronne. Szczegóły na stronie Centrum.
•••
- Grupa pierwsza VSA na stanowisku - usłyszałem w słuchawkach.
Leżeliśmy z Pauline i Anną schowani za wydmą i czekaliśmy na znak.
- Grupa druga VSA gotowa.
- Trzecia VSA gotowa.
- Omikron, lambda, iota, ksi, kappa gotowe - głos Kytesa.
- Wstawcie chronometry w pole widzenia - zakomenderowałem i uruchomiłem opcję. Zegar pojawił się w dole obrazu. - Nie interesuje nas czas bezwzględny. Uwaga, wysyłam sygnał zerujący… Już.
Czas minus dziesięć…
- Gdy odliczanie dojdzie do zera, wkracza pierwsza grupa VSA.
Czas minus siedem… Wystrzeliłem w powietrze kamerę stacjonarną i umieściłem podgląd w lewym górnym rogu pola widzenia. Czas minus cztery…
- Nie boisz się, Pauline? - głos Anny zza moich pleców.
Milczenie. Czas minus dwa.
- Chciałabym powiedzieć coś heroicznego, ale nie umiem.
Zero.
- Tu lider grupy pierwszej. Wychodzimy z ukrycia i otwieramy ogień - dowódca ma głos spokojny, niski, prawie senny.
Jestem mu za to wdzięczny. Umieszczam widok z kamery na jego hełmie tuż obok obrazu ukazującego scenę z góry i oznaczam jedynką. Nadchodzące ze wschodu dreadnoughty, nad którymi dumnie powiewa proporzec VSA, walą w bastion ręcznymi moździerzami. Tory pocisków znaczą błękitne niebo seledynowym szlakiem. Eksplozje wyglądają jak otwierające się zielone wachlarze ozdobione czerwonym abstrakcyjnym deseniem. Padają na ziemię pierwsze tirexy. Czuję pod brzuchem drżącą ziemię. Za chwilę docierają do nas głuche grzmoty wybuchów. Posadowione na nadszańcu pluje obracają się w stronę agresorów i wysyłają świetliste bomby, które wznoszą się parabolicznym lotem, sypiąc dookoła iskry. Pterodony stacjonujące na półksiężycu wiszącym nad bastionem zrywają się do lotu. Dociera do nas ich straszliwy skrzek. Pluj stojący obok nich podnosi wylot i strzela wysoko, niemal pionowo. Pocisk powinien upaść prosto na grupę VSA, ale za dobrych kilka sekund. Snajperzy pierwszej grupy rozsadzają pluja z nadszańca. Jego resztki spływają po murze. Wojownicy rozchodzą się tyralierą i ustawiają w półokrąg. Część z nich przyspiesza i zamienia się w rozmazane widma.
- Uwaga na pterodony - ostrzega dowódca.
Wielkie latające gady strzelają żółtymi soplami kwasu. Pierwsze zabójcze salwy padają wśród żołnierzy, wyrywając z gruntu syczące szydła piachu. Skrzydłowi wyskakują w powietrze i ostrzeliwują grupę ogniem zaporowym. Kilka stworzeń wpada w sieć smug, potyka się w locie i spada na ziemię już jako niezidentyfikowane dymiące zwłoki.
- Incoming! - krzyczy dowódca.
Żołnierze odskakują na boki. W gierczaną glebę spada strzał pluja, którego przed dwiema sekundami roznieśli snajperzy. Deszcz grud ziemi przysłania widok z podniebnej kamery.
- Tirexy i tigry! - krzyczy jeden z wojowników.
Z suchego dołu fosy wspina się na stok bojowy falanga gadów, głoszących gardłowym rykiem szybką śmierć. Obok nich biegną niskie, długie, kotowate stworzenia. Grupa pierwsza VSA rozdziela się, żeby oskrzydlić nieprzyjaciela. Na czoło falangi spada druga bomba pluja, ta, którą wystrzelił stwór z górnego półksiężyca. Obraz przysłaniają gejzery krwi, uszy rozrywa ryk maltretowanych stworzeń.
Dziesięć sekund.
- Tu lider drugiej grupy VSA. Wchodzimy. - Tym razem głos nieco wyższy, z trudem hamujący emocje.
Umieszczam obraz z jego kamery na prawo od poprzednika i oznaczam dwójką. Tym razem dreadnoughty nadciągają z południa. Od awangardy odrywają się cygara rakiet, ciągnących za sobą mleczny ślad kondensacyjny. Pociski niszczą obsadę południowego bastionu. Padają tirexy, szczątki tigrów lecą w powietrze i opadają na ziemię wirując niczym spalone liście. W kierunku komandosów rusza fala bestii. Rozdrażnione pluje z południowych klinowatych przeciwstraży syczą i wysyłają bombę za bombą.
- Rozproszyć się, wycofać pięćdziesiąt metrów i wrócić na pozycję - słyszę głos lidera grupy pierwszej.
Spoglądam na ekran. W miejscu, gdzie rozpoczęli akcję, kłębi się wizja końca świata: gąszcz zwierząt, salwy pterodonów i plujów, siatka serii z broni ręcznej, leje od wybuchów moździerzy.
- Skokami do przodu! - krzyczy lider dwójki.
Pędzą na spotkanie galopujących gór mięsa. Wysyłają przed sobą emisariuszy śmierci: dymiące rakiety rozrywają przeciwników w ryku agonii i wstrząsach, które czujemy całym ciałem.
- Aaa! - krzyczy któryś z żołnierzy z grupy pierwszej.
Oby wylogowała go skrzyneczka Pauline. Oddalam obraz twierdzy. Po suchym dnie fosy pędzi migotliwa masa potworów, wszystkie kierują się ku południowo-wschodniemu krańcowi, omijają wielkie szańce bastionów, jak woda omywa kamienie. Czarny, połyskliwy od łusek, gęsty dywan tirexów i tigrów. A nad nimi deszcz pterodonów. Według moich szacunków komandosi nie utrzymają się dłużej niż minutę.
- Ogień zaporowy! - krzyczy lider dwójki.
Na stok bojowy naprzeciwko komandosów spadają pociski moździerzy. Fala potworów zatrzymuje się w tym miejscu.
- Wracamy na pozycję - flegmatyczny głos lidera jedynki.
- Przegrupowują się! - krzyczy któryś z żołnierzy.
- Pterodony zmieniają wzrór ataku! - krzyczy inny.
Dwadzieścia sekund.
- Tu lider trzeciej grupy VSA. Wchodzimy.
Oddalam obraz. Pierwsze salwy moździerzy i rakiet padają na północno zachodni bastion. Tirex i stojący obok niego pluj padają jak podcięci niewidzialną struną. Wybuch celnie ulokowanego granatu z moździerza rozwala mur nadszańca. Zlokalizowane tam pluje zsuwają się bezwładnie po ruinach. Mają pogruchotane kończyny. Nie są w stanie przybrać pozycji strzeleckiej i niezdarnie machają uszkodzonymi kikutami. Potwory, które dotąd sunęły dołem fosy w stronę grup pierwszej i drugiej, zatrzymują się, wahają. W końcu część z nich zawraca. Cudowne rozstąpienie się Morza Czerwonego musiało wyglądać podobnie.
- Ślad tęgoryjca - ostrzega lider jedynki - odskakujemy promieniście. Sto metrów i wracamy.
Patrzę w miejsce sygnału. Nagle grunt zapada się, wzniecając gejzer pyłu. Z krateru wytryskuje pięciodzielna gęba okolona setką ostrych witek.
- A! - jeden z wojowników był zbyt blisko.
- Uwaga na pluje z górnych półksiężyców! - głos kogoś z grupy trzeciej.
- Obrona ulega dezorganizacji - to cichy głos Petera.
Przenoszę spojrzenie na grupę północno zachodnią. Rzeczywiście mają dużą przewagę ognia nad jedynką i dwójką. Oczyszczają dół fosy, bastion i sterczący nad nim nadszaniec.
- Grupy szturmowe omikron, kappa, ksi, iota i lambda - krzyczy Kytes - skaczemy!
Jakby ktoś rzucił garść drobniutkich połyskliwych klejnotów w powietrze, tak kilkudziesięciu ludzi wznosi się nad dołem fosy i ląduje na zdewastowanym północno-zachodnim bastionie. Zerkam na czas. Jeszcze dziewięć sekund i będą mogli szturmować wiszący nad nimi półksiężyc, z którego wysypuje się czarna chmura pterodonów. Szturmowcy rozsiewają wokół siebie trójwymiarowy grzebień energetycznych serii, jakby świecący jeż wyzbywał się swoich igieł.



Dodano: 2006-06-29 12:52:19
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS