NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Robinson, Kim Stanley - "Czerwony Mars" (Wymiary)

Grimwood, Ken - "Powtórka" (wyd. 2024)

Ukazały się

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"


 Richau, Amy & Crouse, Megan - "Star Wars. Wielka Republika. Encyklopedia postaci"

 King, Stephen - "Billy Summers"

 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

Linki

Ziemiański, Andrzej - "Achaja", tom 3
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Achaja
Kolekcja: Uniwersum Achai
Data wydania: Grudzień 2004
ISBN: 83-89011-25-5
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 416
Seria: Bestsellery polskiej fantastyki



Ziemiański, Andrzej - "Achaja", tom 3

1.Dzień drogi

Suhren zagryzł wargi.
- No dobrze... - syknął wściekły. - Maszerujemy na Syrinx. Staniemy pod murami i zaczniemy ładnie śpiewać... Może otworzą bramy!
- A czy ja mówię, żeby iść na Syrinx? - uśmiechnął się Biafra.
Suhren wybałuszył oczy.
- Wystawimy Troy na walkę z Mohrem, samotnie!
- Jaki powód dając? - zdziwił się Suhren.
- Przecież sami wymyśliliśmy, że to wojna „o zniesienie niewolnictwa”, cha, cha, cha... Uwalniamy wszystkich niewolników. Wcielamy ich do Pierwszej Ochotniczej Armii Wyzwolenia Luan. Oczywiście to się nie uda, to gówno, a nie wojsko będzie, zresztą nie mamy ich za co uzbroić. Zaczną się bunty, rabunki, rzezie miejscowej ludności, jakieś teatralne zemsty, pogromy i... - Biafra zrobił niewinną minę. - Ogólny bunt, który... - znowu niewinna mina - który będziemy musieli pacyfikować. Nie zajmie nam to dużo czasu, ale zawsze można przeciągnąć, jakby co. Nasze zyski: Mohr nie wie gdzie jesteśmy, bo kraj pogrążony w chaosie przez hordy pustoszących go niewolników. Zaan samotnie pod Syrinx. Może ją zdobędzie, pewniej nie, ale to bez znaczenia.
- I nie boisz się, że on cię za to... - Suhren wykonał ruch palcem na wysokości szyi.
- Przecież mówiłem, że to nie dureń. Jak Zakon uderzy, to my z zakonnymi będziemy negocjować, za ile obronimy Zaana i na jakich warunkach. To my będziemy języczkiem u wagi. A jak się ułożymy, osobno, z Zakonem... To już nasza sprawa. Jak się ułożymy, osobno, z cesarzem, to już nasza sprawa. Ważne, by Zaan czuł do nas tylko wdzięczność.
- Dobre - mruknął Suhren. - Podoba mi się.
- Oczywiście nie możemy go sprzedać za bezdurno - sam wskazał swoją szyję. - Jakieś gwarancje musimy dla niego uzyskać. Ale... będziemy mieć czym handlować, prawda? Dużo towaru na sprzedaż będzie w naszych rękach, co? Mając Mohra, wiszącego nad Zaanem, i własną armię, blokującą Zakon, to będziemy wiele rzeczy mogli przeprowadzić... Można się wtedy korzyć, można sprzedawać, możemy nawet kupczyć wdziękami naszej księżniczki.
Achaja przełknęła ostrygę, która blokowała jej gardło.
- Ty się uspokój, Biafra! Dobrze?
- To tylko dowcip, kotku - sparował. - Ale przyznasz, że mariaż z tobą jakiegoś władnego wielmoża to będzie najlepszy kawał polityki, jaki zrobimy. Oczywiście za Mistrza Zakonu nie wyjdziesz, bo on w celibacie musi żyć. Ale, na przykład, za księcia Oriona?
- Toż on ma żonę! - skłamała (wiedziała, że Wielki Książę jest samotny, ale chciała wkurzyć Biafrę, który mógł o tym nie wiedzieć).
- Nie bądź naiwna - nie wkurzył się w najmniejszym stopniu. - Albo się książę z nią rozwiedzie, albo się ją otruje. W rękach Oriona teraz, przynajmniej oficjalnie, cała Armia Zachodu Królestwa Troy. Ciebie się zrobi głównodowodzącą armii Arkach. Takie małżeństwo sprawi, że zamiast silnego Luan Zakon będzie się musiał liczyć z trzema równorzędnymi państwami: Troy, Luan i Arkach! Cha, cha, cha... Będą się musieli układać, gnoje. Zaan będzie musiał łyknąć tę żabę w zamian za gwarancje, a Zakon będzie musiał dać gwarancję, bo familia Orion i Achaja będzie najpotężniejszym związkiem małżeńskim na świecie - zwrócił się do dziewczyny. - Przecież ty jesteś z Troy. Taki układ to nawet Rada Królewska będzie musiała, choć z bólem, przełknąć. I to będzie koniec Rady. Orion, może nie geniusz, ale wiem, że rozsądny człowiek. Za trzy lata będzie Królem Troy. Ty za parę lat będziesz Królową Arkach. Obecni władcy tych państw starzy oboje i chorzy. Nie pociągną długo.
- Podoba mi się to - powtarzał Suhren cicho. - Podoba mi się to!
- No! Ty z Orionem - uśmiechnął się do Achai - będziecie sobie gruchać jak gołąbki. Będziecie sobie śmietankę wprost z ust spijać. Bo wasze interesy strategiczne będą takie same. A między waszym pożyciem małżeńskim będzie Luan, z cesarzem, który, chcąc nie chcąc, będzie się musiał układać i Zakon, wściekły, ale rozsądny, mam nadzieję...
- Nie mam najmniejszej ochoty wychodzić za tego starego repa!
- Weź mnie nie wkurzaj! Przecież do konsumpcji związku dojdzie wyłącznie oficjalnie! W waszych łóżkach w dwóch różnych krajach znajdzie się jedynie podstawiona szlachta, żeby kapłani mogli stwierdzić dokonanie związku. To polityka, a nie instrukcja dupczenia starucha z młodą królewną. Zresztą w samym Troy z tym co masz na twarzy nigdy nie będziesz się mogła pokazać, bo nam Oriona wykończą drwinami.
- Podoba mi się - mruczał Suhren. - Orion i Achaja, najpotężniejsze małżeństwo świata... a do scysji małżeńskich dojść nie może, bo pomiędzy nimi wrogie Luan, a za morzem wrogi Zakon. Jak się jeden z wrogów ruszy, to Chorzy Ludzie rozstrzelają go złotem, przeznaczonym na armie interwencyjne małżonków, bo im tylko szlak przez Wielki Las w głowie... Kurde, szlag! To jest władza nad światem na jakieś dziesięć lat.
- A potem? - mruknęła Achaja wściekła jak osa.
- A potem... - rozmarzył się Suhren. - Dziecko z waszego związku wyda się za cesarza... Tfu! - poprawił się. - Cesarza się zniknie, jeśli wasze dziecko będzie chłopcem, i „mianuje” cesarzową. Chłopak za nią wyjdzie i zastopuje Chorych Ludzi, którzy będą sięgać po władzę nad światem. Jeśli będzie dziewczynka, można ją wydać nawet za obecnego cesarza. Chorych Ludzi sekujemy z ważniejszych rynków w pięć, sześć lat, a potem... Trzeba będzie spalić Wielki Las i uderzyć na nich połączonymi siłami trzech mocarstw.
- Podoba mi się - sparodiował Suhrena Biafra.


2.Pułapka

Plac był ogromny. Przecięty kanałem, z przystaniami wyładunkowymi po jednej i po drugiej stronie wody. Teraz jednak zajęty był wojskami Zakonu, które utworzyły niezbyt ścisły czworobok. W jego centrum stało jedno jedyne, dość skromne krzesło. Zajmował je Pierwszy Sługa Zakonu. Niski, ubogo ubrany mężczyzna w sile wieku. Jadł właśnie gotowany ryż z małej miseczki. Na widok plutonu służbowego wstał lekko i podszedł bliżej.
– Proszę o wybaczenie – przełknął porcję ryżu i uśmiechnął się przepraszająco. – Zanim zaczniemy, chciałbym coś wyjaśnić.
Wziął do ust nową porcję, tym razem jednak tak małą, by mógł swobodnie mówić z pełnymi ustami.
– Muszę wysługiwać się donosicielami, muszę nadstawiać ucha zdrajcom, muszę kupować różne męty czy to za pieniądze, czy tylko zaspokajając ich ambicje. To, niestety, mój obowiązek. Muszę słuchać donosicieli, ale... ich nie cenię. Jeśli przestają być potrzebni i jeśli tylko mogę, z reguły oddaję ich w ręce tych, których zdradzili – odchrząknął i włożył do ust kolejną porcję gotowanego ryżu. – Was zdradziła ta mała tutaj – wskazał łyżką. – Jak jej na imię?
Sharkhe runęła do ucieczki, zaskakując nawet Chloe, która stała najbliżej. Jednak już po chwili dwóch rosłych rycerzy przyprowadziło ją, szarpiącą się, z powrotem.
– Zróbcie z nią, co chcecie – powiedział towarzyszący im człowiek z czerwoną opaską mistrza na głowie. – Możemy zaczekać nawet dłuższą chwilę.
– Jakbyście chcieli kata, żeby nabić na pal – odezwał się Pierwszy Sługa – mogę wam dać mojego.
Sharkhe wyrwała się rycerzom i runęła do własnego, porzuconego na bruku karabinu. Tym razem złapali ją nie tylko rycerze. Również Shha, Chloe i Bei chwyciły ją za ramiona. Sharkhe płakała coraz głośniej.
– Dajcie mi to zrobić samej! – łzy ciekły jej po policzkach. – Dajcie mi to zrobić samej...
Uwolniła jedną rękę, zdjęła sobie but i skarpetę. Chwyt strażników rozluźnił się trochę. Sharkhe wzięła swój własny but do ust i wyszarpnęła sznurówkę. Uwolniła drugą dłoń i przywiązała sobie sznurówkę do dużego palca u nogi.
– Dlaczego to zrobiłaś? – Lanni odsunęła się kilka kroków, tak jakby sama bliskość donosiciela mogła ją skalać. Dziewczyny patrzyły zszokowane.
Sharkhe pozwolono dosięgnąć własnego karabinu. Przywiązała drugi koniec sznurówki do spustu, ale i tak była za mała, żeby włożyć sobie lufę do ust. Z tyłu podeszła Chloe.
– Za zdradę powinni cię regulaminowo powiesić – mruknęła cicho. – Ale byłaś moją siostrą. Dlaczego mi zrobiłaś coś takiego?
– Zastrzel mnie, siostro – poprosiła Sharkhe.
– A po co, śmieciu?
Chloe wyjęła bagnet i wbiła tamtej w klatkę piersiową. Potem odwróciła się, by nie widzieć padającego ciała.
– Wybór miałaś – powiedział Pierwszy Sługa poważnie. – Co? Ojciec i matka nie nauczyli, jak należy postępować? – i powtórzył za Chloe: – Śmieciu.
Wyprostował się powoli.
– Chciałem najmocniej przeprosić wszystkich obecnych. Wiem, że nie tylko donosiciel, ale także ten, kto go słucha, który choć raz poweźmie przypuszczenie, że donosiciel może mieć rację... Ten się z nim zrównuje. Biorę na siebie ciężkie przewinienie. Trudno. Ja przynajmniej ich nie usprawiedliwiam – westchnął ciężko, jakby sam chciał się usprawiedliwić. – Trudno i darmo... Z całego serca przepraszam – dodał zupełnie poważnie.
– Bo się zaraz popłaczę – warknęła Achaja. Trzymała dłoń w pobliżu rękojeści swojego miecza.
Spojrzał na nią z wyraźnym zaciekawieniem. Podszedł bliżej.
– Czy to prawda, że mogłabyś mnie zabić, zanim którykolwiek z moich rycerzy wyciągnąłby miecz? – zapytał.
– Tak.
– To dlaczego tego nie robisz?
Wzruszyła ramionami.
– Nie wiem. Po pierwsze, to by nic nie dało. Po drugie... Może wstrzymują mnie, choć trochę, te słowa... To, że powiedziałeś „przepraszam”, gnoju.
Skinął głową.
– Głupio ci zabić bezbronnego mężczyznę?
Znowu wzruszyła ramionami.
– Jestem uzbrojony, choć sam żadnej broni nie noszę. Popatrz na tych wszystkich rycerzy wokół – powiedział. – To moja broń.
– Odważny jesteś.
Ukłonił się jej lekko.
– Będę płakał nad twoim grobem. Szczerze i rzewnymi łzami – odwrócił się nagle. – To, co cię wstrzymuje przed ucięciem mi głowy, to honor – powiedział cicho – którego jakoś nigdy nie zauważyłem u tych śmieci – wskazał na leżące na bruku ciało. – Choć tak pięknie potrafią udawać, że go mają – teraz on zagryzł wargi. – Bogowie! Muszę żyć z gównianymi ludźmi. A takich jak ci – wskazał na pluton służbowy – muszę zabijać. Jak trudna jest służba Zakonu...
Otrząsnął się po chwili.
– Tak właściwie to mam sprawę tylko do Mereditha, Achai, Siriusa i Zaana. Reszta mogłaby sobie pójść do domu czy gdzie tam... – westchnął ciężko. – Ale pewnie nie pójdziecie.
– Lepiej na to nie licz! – krzyknęła Annamea. Usiłowała właśnie skombinować sobie jakąś broń, rozpytując stojących najbliżej żołnierzy, czy nie mają jakiegoś zapasowego miecza czy w ogóle czegoś ostrego. Dostała długi nóż i kastet.
Pierwszy Sługa pokiwał głową.
– Wiem. Bo nie jesteście gównianymi ludźmi – łzy, prawdziwe łzy popłynęły nagle po policzkach Pierwszego Sługi. – Nie jesteście ludźmi ulepionymi z gówna.
Wy nie udajecie, że macie honor. Po prostu macie i już... – wziął do ust następną porcję ryżu, potem odstawił miseczkę wraz z łyżką wprost na bruk. Zamyślił się na dłuższą chwilę.
– No dobrze – podszedł do Mereditha. – Uciekłeś z Wyspy Zakonu. Złamałeś boskie prawo.
– Wiem – powiedział Meredith spokojnie.
– Sądzisz, że te kilka dziewczyn wokół cię ochroni?
– Nie. Jednak ktoś powiedział mi, że spotkam się jeszcze raz z czarownikiem zakonu. I tym razem to ja będę miał sojuszników i możnych protektorów. Tym razem to będzie...
– Nie „ktoś” tylko „coś” ci to powiedziało – przerwał mu Pierwszy Sługa. – To jest rzecz. To jest „coś”. Czyżbyś zapomniał, że nazywają to „Wielkim Kłamcą”?
– Tym razem – podjął spokojnie Meredith przerwane zdanie. – Tym razem to będzie egzekucja.
– Ach... więc chciałbyś się zmierzyć z czarownikiem Zakonu raz jeszcze? – lekkie skinięcie dłonią. – Proszę. Jest tutaj.
Zza szeregu rycerzy pod ścianą najbliższego budynku wyszedł starzec ubrany w długi płaszcz, z kosturem w ręku. Meredith ledwie zerknął. Arnne aż kucnęła ze strachu, jak dziecko usiłując ukryć głowę w swoich własnych ramionach.


Dodano: 2006-06-16 14:42:53
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS