NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

Moorcock, Michael - "Elryk z Melniboné"

Ukazały się

Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)


 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Hufflepuff)

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Ravenclaw)

Linki

Twardoch, Szczepan - "Obłęd rotmistrza von Egern"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2005
ISBN: 83-89011-23-9
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 304
Miejsce wydania: Lublin
Seria: Kuźnia Fantastów



Twardoch, Szczepan - ''Obłęd rotmistrza von Egern''

Ciężkie drzwi, popchnięte grubym ramieniem strażnika otworzyły się bezszelestnie – widać zawiasy dobrze naoliwiono. Jeniec bezwolnie stał przed wejściem – gdy dano mu znak, wkroczył do środka i usiadł na wolnej prawej pryczy. Na lewej siedział wysoki, szczupły mężczyzna. Wydawać by się mogło (gdyby pogrążony w sobie jeniec był chociaż odrobinę zdolny do zainteresowania się tym), że przyszedł tutaj w odwiedziny. Wskazywałyby na to: nieskazitelny surdut, wyprasowane spodnie, zasznurowane trzewiki, czysty halsztuk i starannie przycięte i ułożone siwe, krótkie włosy. Jeniec spojrzał na niego, i bez słowa położył się na legowisku.
– Dzień dobry – powiedział więzień z lewej pryczy. – Nic nie dzieje się przez przypadek, paniczu Joachimie.
Jeniec na dźwięk imienia drgnął.
– Nie pamięta mnie panicz?
– Nie... – powiedział Joachim, siadając. – ale przypomniałeś mi, jak się nazywałem.
– A skąd tutaj czas przeszły? Zmienił panicz imię? – zapytał spokojnie więzień.
– Nie... nie wiem. Nic nie zapomniałem, ale niczego nie pamiętam. Wszystko stało się szare. Moje wspomnienia stały się tak nieważne, że nie umiem o nich myśleć. Jakby ich nie było. Jak błaha historyjka, którą gdzieś zasłyszałem, bez znaczenia – wyrzucił z siebie jeniec.
– O czym panicz mówi? Niechże się przedstawię zatem, chociaż znałem cię od niemowlęcia. Jestem don Jaime de Astarloa, twój nauczyciel szermierki. Jak panicz niewątpliwie zauważył, chwilowo na państwowym wikcie.
Joachim długo patrzył na swojego rozmówcę.
– Don Jaime. Nie poznałbym was – powiedział wreszcie.
Poczuł się niezręcznie, wstał, w zakłopotaniu nie wiedząc, co uczynić.
– Dlaczego panicz się tutaj znalazł? – zapytał don Jaime,
– Poznałem go, potem uciekaliśmy, a ona umarła, to znaczy udusili ją, i potem właśnie nas ścigali, i tam był Herman, i zastrzeliłem go, zabrałem konia i uszedłem, a potem była polana... polana... i na... na... nie.. nie wiem – mówił bez ładu Joachim.
Zsunał się z pryczy, upadł na kolana i szlochając, objął dona Jaime za kolana.
– Wiem, don Jaime, ja jestem przeklęty, na wieki, na wieki.
– Mów.
– Na tej polanie... Tam on był, i wszyscy, i Dubravka, i inni, ja już słyszałem pościg, a on przekonywał mnie, żebym rzucił pistolet, ale honor... Honor, don Jaime – on, to znaczy sługa, on ze mnie szydził, tak jak ci przeklęci bandyci wcześniej, powstańcy, i kiedy on mi tak urągał, to twarz mogłem zachować, tylko paląc sobie w łeb...
– A więc dlaczego panicz tu jest? Nie takie były moje nauki... – powiedział surowo don Jaime. Nie rozumiał wiele z bełkotu Joachima, ale akurat w sprawach honorowych był biegły i nie wahał się wydawać opinii.
– Ale ja właśnie tak zrobiłem! Don byłby ze mnie zadowolony! Miałem pistolet dobrze opatrzony, dobrze podsypany, skałkę świeżą – przystawiłem sobie do skroni, pociągnąłem za cyngiel, podsypka się zapaliła i pistolet wypalił. Widziałem siebie na pustej polanie, leżącego, z góry, z roztrzaskaną czaszką...



***


– Joachimie.
– Panie.
– Nie posłuchałeś mnie.
– Nie, panie.
– Zdecydowałeś. Moja miłość nie sięga tak daleko. Mogliśmy spotkać się tutaj za parę chwil w innej sytuacji, wtedy mógłbym ci wybaczyć. Jednak moja miłość nie sięga tak daleko. Potępiam cię, bo sam się potępiłeś. Odejdź ode mnie, nie chcę cię widzieć. Precz. Więcej się nie zobaczymy.
– Panie...
– On już wybrał dla ciebie piekło. Wrócisz tam – i będziesz żył, bez szansy na odkupienie. Chciałeś stanąć ponad dobrem i złem – oto spełni się twoje pragnienie. Nie będzie już dla ciebie dobra i zła – czego byś nie uczynił, jesteś już potępiony. Możesz być jak święty, możesz jak sam diabeł – dla ciebie nie ma już grzechu, nie ma już łaski. Jesteś martwy, chociaż będziesz żył jak inni, twoja dusza jest już martwa. Dla ciebie to nie będzie życie, to będzie twoje piekło. Nie przerwiesz go – nie zginiesz, chociaż lękał się będziesz śmierci, nie umrzesz, chociaż będziesz się starzał, nie pozbawisz się życia samemu, chociaż po wielokroć spróbujesz. Nie będziesz wiedział, na czym polega twoje piekło. Będziesz cierpiał na wieki. Będziesz piekłem dla innych.
– Panie, ja...
– Precz. Nie spróbujesz mojej uczty.



***


Jorge hrabia von Zelewski wjechał na polanę jako pierwszy – andaluzyjski ogier świetnie radził sobie z nierówną ścieżką, lepiej niż konie reszty oddziału. Hrabia w prawej ręce ściskał pałasz, lewą dzierżąc wodze – osadził konia, gdy tylko zobaczył rotmistrza von Egern, stojącego na polanie z dziwaczną, otępiałą miną i pustymi, niewidzącymi oczyma. Rotmistrz w jednej ręce trzymał pistolet, lecz kurek był opuszczony na panewkę. Zelewski, zdziwiony, zatrzymał konia i puszczając pałasz na temblak, sięgnął do krótkiego sztucera, zwisającego na bandolierze.
– Panie von Egern! – krzyknął, celując w Joachima.
Rotmistrz powoli obrócił głowę w stronę hrabiego. Strużka śliny z kącika rozdziawionych ust pociekła na brudny szamerunek dolmanu. Zelewski ścisnął wierzchowca łydkami i nie odsuwając kolby od ramienia, podjechał stępem do rotmistrza.
– Panie von Egern! Rotmistrzu! – krzyknął ponownie.
Po chwili puścił karabinek i pałaszem strącił Joachimowi z głowy bermycę. Gdy ten nie zareagował, Zelewski podjechał jeszcze krok bliżej i trzasnął huzara w łeb rękojeścią. Rotmistrz Joachim von Egern bez czucia zwalił się na ziemię.


Dodano: 2006-06-16 14:40:58
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS