China Miéville jest jednym z najciekawszych pisarzy, którzy objawili się w fantastyce w ostatnich latach. U nas znany był do tej pory jedynie z debiutanckiej powieści „Dworzec Perdido” wydanej przez Zysk i S-ka przed trzema laty. Książka ta odbija się szerokim echem, choć liczba sprzedanych egzemplarzy nie była zbyt duża. Prawdopodobnie była to jedna z przyczyn, która spowodowała, że na wydanie „Blizny” czekaliśmy tak długo. Szkoda, gdyż zebrała ona bardzo pochlebne recenzje za granicą, zdobyła Nagrodę Locusa i była nominowana do Nagrody Hugo w 2003 roku.
Podobnie jak w przypadku wcześniejszej powieści, największą zaletą „Blizny” są realia, w jakich została osadzona akcja. Jest to ten sam świat, co w „Dworcu Perdido” – z niesamowitym bogactwem przedziwnych istot oraz skomplikowanym połączeniem magii i techniki. Ogromna liczba najróżniejszych szczegółów jest przytłaczająca. Całość oszałamia. Akcja poprzedniej powieści toczyła się w olbrzymiej metropolii leżącej na lądzie – tym razem scena to także duże miasto – Armada – ale całkowicie zbudowane na morzu. Jest siedzibą piratów i różnego rodzaju wyrzutków społecznych. Grupa bohaterów trafia tam w roli więźniów po tym, jak ich statek został przejęty przez korsarzy. Bez możliwości ucieczki (bo jakże można uciec z pływającego miasta pośrodku oceanu?) muszą się przystosować do zupełnie im nieznanych warunków życia. Od tego, czy się to uda, zależy ich dalsza egzystencja. To, co dla jednych jest bardzo trudne, dla innych jest wybawieniem – ucieczką od dręczącej ich przeszłości. Snują własne małe intrygi, które jednakże są niczym w porównaniu z planem władców miasta – dwójki znanej jako Kochankowie – którzy pragną pochwycić ogromnego wodnego stwora, a z jego pomocą udać się w kierunku tytułowej Blizny – rozdarciu w materii świata. Odpowiedź na pytanie, czego pragną tam dokonać, kryje się tylko i wyłącznie w ich pokrętnych umysłach.
China Miéville dysponuje ogromnym zasobem słownictwa. To, oprócz kreacji świata, jest chyba największą zaletą jego twórczości. Niektórzy co prawda zarzucają mu, iż przesadza w tym względzie i nawet rodowici Anglicy mają problem ze zrozumieniem wszystkiego. Prawie dwa lata temu czytałem „Bliznę” w oryginale i muszę stwierdzić, że coś w tym jest. Specjalistyczne słownictwo związane z morzem i żeglarstwem jest bardzo skomplikowane, ale, pomimo pewnych trudności, uważam to za plus. Jeśli jednak dodać do tego dużą liczbę wymyślonych przez autora nazw i zwrotów służących do opisania świata, to otrzymujemy ogrom, z jakim musiał się zmierzyć tłumacz. Tomasz Bieroń spisał się poprawnie, a miejscami nawet bardzo dobrze. Niestety zdarzyło mu się też kilka nieznacznych potknięć, których niestety nie wyłapała korekta.
„Blizna” ma znacznie mroczniejszy klimat niż „Dworzec Perdido”, a przecież i ten nie promieniował optymizmem. Fatalizm, pogodzenie się z losem, jeszcze się nasiliło wśród bohaterów. Muszą się oni zmierzyć z siłami przerastającymi ich wielokrotnie. Co ciekawe, wcale nie mają ochoty, ani nie czują obowiązku się z nimi ścierać. Robią to tylko pod przymusem lub też by ratować własną skórę – jeśli nie ma innej możliwości. Metaforycznie ujmując – są jak plankton porwany przez prądy morskie, nie decydują o sobie, a mogę jedynie próbować radzić sobie jakoś z zaistniałą sytuacją.
Nie bez kozery odwołałem się do takiej przenośni – w końcu elementy związane z morzem, życiem i procesami w nim zachodzącymi są głównymi składnikami powieści. Bogactwo opisów podwodnego świata potrafi zauroczyć i wciągnąć niczym wir.
Pośród licznych zalet w warsztacie Miéville’a znalazłem jedną sporą wadę – Anglik ma poważne problemy z konstrukcją powieści. Było to już widoczne w „Dworcu Perdido”, a w „Bliźnie” jeszcze się nasiliło. Autor buduje napięcie bardzo skutecznie aż do punktu kulminacyjnego, do którego, jak się wydaje, wszystko zmierza. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdy nie fakt, że ma to miejsce w środku książki! W tym momencie okazuje się, że to był jedynie etap na drodze do większego celu... ale ciśnienie już nieodwracalnie uszło. Próby odbudowania napięcia rzecz jasna są, ale druga część powieści już nie przykuwała tak uwagi, jak jej początek.
Należy wspomnieć o jeszcze jednym minusie – autor ma pewne problemy z opisywaniem dynamicznych scen. Moim zdaniem nieco się gubi, zamiast przyspieszyć narrację, gubi się w opisach. Wysoka komplikacja realiów świata, będąca zaletą powieści, w tym przypadku okazuje się przeszkodą nie do przeskoczenia dla Miéville’a.
Na zakończenie pozostaje zadać sobie pytanie, czy wyróżnienia dla „Blizny” są zasłużone? Ciężko o jednoznaczną odpowiedź. Na pewno jest to powieść warta uwagi, przede wszystkim za wspaniale wykreowany świat i przejmujący nastrój – z tego to też powodu nie jest to powieść dla każdego, osoby szukające w lekturze pozytywnych wibracji nie powinny się za „Bliznę” zabierać. Dla osób, które były zachwycone „Dworcem Perdido” jest to bez wątpienia smakowity kąsek, choć nieco słabszy. Osobiście skłaniałbym się ku stwierdzeniu, że na wyróżnienie bardziej zasłużyła pierwsza powieść angielskiego autora niż „Blizna”. Co nie znaczy, za jakiś czas ponownie po nią nie sięgnę.
Ocena: 8/10
Autor:
Shadowmage
Dodano: 2006-05-23 17:19:57