NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Jordan, Robert; Sanderson , Brandon - "Pomruki burzy"

Weeks, Brent - "Poza cieniem" (wyd. 2024)

Ukazały się

King, Stephen - "Billy Summers"


 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

Linki


Chucie

Hej, Ruda! - Krzyknęła tęga kobieta, wychylając się z okna bliźniaka. - Ruda!
- Co? - Odkrzyknęła dziewczyna stojąca w furtce. To przezwisko nie było bezpodstawne: Jej włosy, bujne i gęste, barwy będącej czymś pomiędzy kolorem płomienia świecy, a kolorem starej cegły - Czyli rude. Względnie, jak kto woli, miedziane. Wyglądały, jakby dziewoja zarzuciła na głowę czerwony kaptur. Jednakże - jak zwał, tak zwał - ważnym było, jakie te włosy robiły wrażenie. A wrażenie, mówiąc szczerze, robiły nieziemskie. Co by tu dużo nie mówić, były po prostu piękne, śliczne, cudne, wspaniałe - Żadne z tych określeń nie było ani błędne, ani dostatecznie oddające urok, jaki ta czupryna wokół rozsiewała. W sumie nawet Walter, Adaś, czy Aleksiej mieliby problemy, by opisać zjawiskową wręcz urodę kręconych loków, opadających luźno na plecy, niemalże na sam ich dół...
By dopełnić obrazu należy dodać, iż reszta wcale nie ustępowała rudej grzywie pod względem urody. Posiłkując się nieco bardziej współczesnymi autorami, niż wspomnianymi wcześniej z imienia, rzeknę jeno: Przód prostej, lnianej sukienczyny, upstrzonej kwietnym haftem, napięty był do granic możliwości, czemu to winne były dwie duże krągłości, unoszące się zmysłowo w rytm oddechów, a wielkości mniej więcej sporych jabłuszek. Także jeszcze jedną z wielu właściwości wzmiankowanych krągłości można by przyrównać do szlachetnego owocu jabłoni - Bowiem niczym rajskie jabłko, piekielnie kusiły do grzechu. Może nawet mocniej, bo bez żadnego padalca w pobliżu...
Talię, cienką i smukłą, nie siląc się wprawdzie na oryginalność, lecz nie odbiegając od prawdy, można by przyrównać tylko do talii osy. Biodra, równie zgrabne i krągłe, zataczały przy każdym kroku aż zanadto duże kręgi, których widok sprawiał, że mężczyźni przełykali nerwowo ślinę, a kołnierzyk robił się dziwnie ciasny.
Nieco niżej biodra przechodziły subtelnie w nogi. Opisu tych dwóch wspaniałości poskąpię wam jednak - Narrator uśmiechnął się szeroko.- Literatura ma wszak pobudzać wyobraźnię, dlatego, panowie, dajcie sobie chwile i pobudźcie ją, wyobrażając sobie to, o czym była mowa. Powiem wam jeszcze, że błogosławieni bogatą wyobraźnią, są wszak wielkimi szczęściarzami - Tych śliczności byle rozum nie ogarnie.
Twarz zdobiona wąskim podbródkiem i wydatnymi kośmi policzkowymi, które tworzyły przy każdym uśmiechu na jej obliczu przesympatyczne dołeczki, nadając mu wygląd najpiękniejszego trójkąta sferycznego, jaki zdolna była stworzyć natura. Wąski i drobny nos, lub raczej nosek. Równe łuki brwiowe, a także same brwi rozpinające swe baldachimy nad parą czarnych oczu, opatulonych miękkim puchem rzęs. Pod spojrzeniem tych ślepek, gdy tylko ona zechciała, facetom miękły kolana.
- Co jest? - Powtórzyła Rudowłosa, odgarniając z czoła nieposłuszne loki.
- Wzięłaś wszystko? Babce mało czasu zostało, może ci go nie ostać, by wrócić.
- Daj pokój matuś, nie gadajcie tak! - Uniosła się dziewczyna.- Wzięłam wszystko.
- Z Bogiem, córuś.- Pobłogosławiła kobieta, a gdy Ruda dziewczyna zniknęła za ścianą żywopłotu, dodała już ciszej.- Hah, czemu mam tak nie gadać? Byłoby dobrze, żeby się to próchno wreszcie rozleciało.
Uśmiechała się gdy to mówiła.
Dziewczyna szła zdecydowanym krokiem, jednak nie uszła daleko, bo powstrzymał ją znajomy głos:
- Witaj Piękna.- Usłyszała głos za swymi plecami. Nie musiała się nawet odwracać, by wiedzieć kto to. Nie chodziło nawet o to, że znała ten głos doskonale. Tylko jedna osoba tak się do niej zwracała.
- Hej Jaruś.- Dziewczyna uśmiechnęła się, ukazując ząbki. Chłopak z rewerencją wyjął jej z ręki reklamówkę, którą niosła. Drugą dłonią objął w talii, gestem który miał rozwiać wszystkim jakiekolwiek wątpliwości. Chłopak chciał je rozwiewać dalej, lecz dziewczyna uniosła dłoń, przykładając mu palec do ust i odchyliła głowę.
- Jarek, nie.- Szepnęła.- Ktoś może zobaczyć, a wtedy cała wieś powie, że jestem puszczalska. A jeszcze, jak to - nie daj Boże ! - do proboszcza dojdzie...
- Dobra...- Zmitygował się.- Przepraszam. Gdzie idziesz? - Zapytał, komicznie unosząc brwi.
- Za malinówkę, do Bystrzyc.
- Po co?
- Do babki, babcia chora.
- Z tym?- Wskazał na torebkę w uniesionej ręce.
- Tak. Trochę przysmaków, matka zrobiła. I lekarstwa.
- Mogę iść z tobą?
- Jeśli chcesz?- Zaśmiała się.

***

Tęga kobieta, matuś, znów siedziała w oknie, wspierając obfity biust i całą resztę górnej fizjonomii na przedramionach, którą z kolei wspierała na okiennej ramie. Minę miała nietęgą, a nastrój jeszcze gorszy. A zapowiadało się na coś jeszcze gorszego, bowiem ten ostatni wykazywał tendencję spadkową i robił się z minuty na minutę coraz gorszy. Kobieta dłonią przetarła malownicze i ogromne worki pod oczami. Był chłodny wieczór, a ona pociła się. Nad wargami, pod oczami i na czole, pod samymi włosami wystąpiły jej krople potu.
Na żywopłocie pojawił się cień szybko zmierzający ku furtce. Do kogo należał, nie można było poznać, bo przeszkadzały gęste gałęzie. Kobieta oblizała suche wargi.
Przy furtce, którą jakiś dowcipniś pociągnął wyblakłą pomarańczową farbą, stanął listonosz. Sympatyczny, lubiany przez ludzi i absolutnie stereotypowy. Czapka z orzełkiem, brązowa skórzana torba z nalepionym „pocztylionem”, na okrasę siwe włosy i jowialny uśmiech. A nawet stary rower-składak, bodajże „jubilat”, pokryty cienką warstwą zielonego lakieru.
- Moje uszanowanie szanowna pani Golicka.- Począł witać się wylewnie, zdejmując czapkę i gładząc siwe włosy.- Do nóżek padam, całuję rączki...- Urwał zdanie.- A co pani taka nie w sosie? Pani się tak nie martwi, głowę zastawię, że jutro babcia zdrowa będzie!

***

Spacer po leśnej dróżce umilali sobie konwersacją. Konwersację od czasu do czasu przerywał chichot, śmiech, bądź komplement. Albo pocałunek - szansa na to, że zostaną wypatrzeni była znikoma. Szli powoli, delektując się krajobrazem i wzajemnym towarzystwem. No bo przecież oni się „nie tylko lubili”. Słońce prażyło cudnie, na niebie nie było ani jednej chmury. Jarek, właśnie odrywający usta od jej karminowych warg, był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemie.
Reklamówka pełna frykasów kusiła potężnie. Do tego stopnia, że chłopak po prostu otworzył ją i zachłannie lustrował zawartość. Sięgnął wreszcie do dna siatki, zobaczywszy tam jakiś wyjątkowo smakowity kąsek i wydobył na światło dzienne tackę z domowym ciastem, makowcem pokrojonym w małe, pyszniące się lukrem kwadraciki.
- Chcesz?- Zapytał, odwijając folię.
- Nie.- Ruda poklepała się po swych diablo zgrabnych biodrach.- Dbam o linię.
Chłopak wzruszył ramionami, po raz kolejny wyrażając dezaprobatę dla głodzenia się. Po czym stwierdził, że jemu podobałaby się nawet, gdyby przytyła. Ostatnie słowa wypowiedział cokolwiek niewyraźnie, bo usta miał pełne maku. "Niebo w gębie"- pomyślał. I był pewny w stu procentach, że to nie była ostatnia porcja.

***

- Panie Zdzisiu, może pan cos dla mnie zrobić?- Powiedziała matuś, patrząc na listonosza.
- Pani kochana, dla pani choćby i w ogień skoczyć.- Zaśmiał się sympatyczny listonosz.
- Kupi mi pan trochę trutki na szczury?
- A co się stało?
- A skończyła mi się, wie pan...- Ucięła.
- Dla pani wszystko.- Domorosły Casanova przyjął od gospodyni kilka złotych i odwrócił się na pięcie, szparkim krokiem idąc ku furtce.

***

Tym razem nie oderwał ust. Wręcz przeciwnie, całował ją długo, pocałunkiem dając świadectwo podniecenia jakie go ogarnęło. Delikatnie przyciągnął ja ku sobie, jedną ręką tuląc, a druga błądząc po tym, coście tam sobie sami wcześniej wydumali. Delikatnie uniósł ją na rękach, delektując się jedwabiem jej szyi i delikatnie ułożył na przezornie zabranym kocu. Zsunął się niżej, czule i z najwyższą rewerencją dotykając jej ramion. Z jakimś podświadomym lękiem, jakby dotykał najświętszej relikwii, posmakował jabłek.
Las był pusty... prawie pusty...
Jedwab jej skóry i gorąco jej ciała odbierało zmysły. Drzewa w milczeniu, dostojnie, przyglądały się ich miłości.
Las nie był pusty.

***

Babcia mieszkała w starym, lecz zadbanym dworku, bielącym się świeżym tynkiem, czerwieniącym się ceramicznymi dachówkami, z nowymi oknami z plexi. Ruda uwielbiała tu przychodzić już od dzieciństwa. Pamiętała zabawy w ogromnym ogrodzie, gdzie ogrodnik zrywał dla babki kwiaty. Pamiętała wycieczki nad staw, kąpiele w przepływającym nieopodal strumieniu. Babcia była sympatyczną i energiczną kobietą, pomimo wieku, który bezwzględnie wymagał najwyższego szacunku, zachowała w sobie energię, której pozazdrościłby jej niejeden młodzik. Ciotka, jej najstarsza córka, zawsze twierdziła, że babka to takie wyrośnięte dziecko. Fakt, coś w tym było. Ale na babkę zawsze można było liczyć. Była przenikliwa i gdy trzeba było - poważna. Do tego staruszka była jedną z tych osób, których po prostu nie dało się nie lubić. Dlatego powód, czy też zdarzenie, przez które babka i matka rudej, jej średnia córka, nie rozmawiały ze sobą od lat, pozostawał dla wszystkich tajemnicą. A przez tą kłótnię, siłą rzeczy, relacje wnuczki ze starką osłabły. A między Bogiem a prawdą, dziewczynę dziwiło, czemu matka wysłała ją tutaj z koszykiem łakoci i lekarstw. Czyżby świadomość, że niedługo może stracić matkę, wywołała skruchę i chęć zgody? Ruda nie rozważała.
Przez frontowe drzwi weszli do holu. Tutaj czekała na nich ciotka Krystyna z mężem. Ciotka Krystyna była najmłodszą córką babuni.
- Hania, aleś ty wyrosła.- Ucieszyła się ciotka, całując ją w policzki. Wuj Albert uśmiechnął się, gdy cmoknęła go w policzek. Nie widzieli się gdzieś z półtora roku, od ostatniej gwiazdki, kiedy to jej matka pokłóciła się z ciotką. Poszło o córkę Krysi i Alberta, która po „chwili nieuwagi” usunęła ciążę.
- Co jest babci?
- Przeziębiła się. Do późnej nocy siedziała z turystami przy ognisku i efekt nie kazał na siebie długo czekać. Lekarz powiedział, że za trzy, cztery dni wszystko będzie w porządku.
Sypialnia na piętrze miała drzwi otwarte na oścież - Było ciepło, a babula uparła się, że za nic nie da się udusić w łóżku. I tylko dlatego lekarz poddał się po godzinie ostrej dysputy.
- Proszę, babciu.- Ruda skończyła wystawiać na stół przygotowane przez matkę rzeczy. - Mama kazała pozdrowić i ucałować. Zrobiła dla ciebie to wszystko.
Twarz staruszki zmieniła się. Rysy zelżały. Trudno było się dziwić jej wzruszeniu. Po policzku, lawirując wśród zmarszczek, spłynęła łza. Doskonale znana wszystkim rodzicom łza ukazująca miłość do własnej latorośli, nie tracącej na sile nawet po wieloletniej wojnie, której nie zabił gros cierpień i przykrości wyrządzonych przez własne dziecko.
- Podziękuj jej, drogie dziecko. I przeproś, że nie byłam na imieninach.
Obrzuciła swym wszystkowidzącym spojrzeniem po niej i po nim, stojącym krok dalej. Ten wzrok naprawdę widział wszystko, przenikał obłoki.
- Ładnie razem wyglądacie...

***

- Ty kurwo!- Wrzeszczała matka na cały głos, wymierzając dziewczynie siarczysty policzek. -Szmato ty puszczalska!
Cała wieś już wiedziała. Wieść poszła w lud. Doniewski, zatwardziały grzybiarz, który często już w kwietniu wychodził do lasu mówiąc żonie „A nóż jaki prawus wyrósł tam gdzieś?” i tego dnia był w lesie. Proboszcz na wieczornej mszy ogłosił z ambony, że najgorszym grzechem, który sprowadza na naszą planetę wszystkie nieszczęścia, jest bezbożne uleganie chuciom.
Ruda, od płaczu czerwona, z opuchniętą twarzą, wybiegła przez drzwi bliźniaka. Szybkim, nerwowym krokiem, ze wzrokiem wbitym w ziemię, szła ku sławetnej furtce. Była zrozpaczona. I wściekła.
- Wracaj, suko!- Wrzasnęła znów jej matka, stając w progu.- Ani kroku dalej, masz słuchać matki!
Nie posłuchała.

***

W oknach dworku świeciło światło. Przed dworkiem, na żwirowym podjeździe migał niebiesko kogut reanimacyjnego ambulansu. Z „erki” wybiegło dwóch ludzi, lekarka i sanitariusz. Na piętrze, w sypialni gdzie spała babcia, siedział lekarz. Ten sam lekarz z sąsiedniej wsi, który przedwczoraj zdiagnozował chorobę jako zwykłe przeziębienie. Schował twarz w dłoniach. On już doskonale wiedział, że nawet i setka karetek z pełnym wyposażeniem tutaj nie pomoże.
Babuleńka leżała na swoim łóżku, z oczami wpatrzonymi w sufit. Pulsu nie wyczuwał, na lusterku, które przystawili kobiecie do ust nie pojawiła się nawet ociupina pary. Defibrylator obwieścił gotowość do pracy setką suchych trzasków, niczym dobrze naelektryzowany sweter. Piętnaście minut później lekarka stwierdziła zgon.
Najstarsza i najmłodsza córka staruszki płakały w holu. Wuj Albert i wuj Adrian siedzieli na krzesłach, opierając łokcie na blacie stołu.

***

Drobna brunetka stojąca w drzwiach mieszkania zdziwiła się bardzo.
- Nie.- Odparła zaskoczona.- Jarka nie ma.
- A gdzie jest?- Głos zadrżał dziewczynie stojącej w wąskiej smudze światła z drzwi.
- Nie poszedł dziś do pracy. Rano zabrała go karetka, jest w szpitalu na Kasperczaka.
- A co się stało?
- Czymś się struł. Już jest wszystko dobrze, ale zatrzymali go na obserwację. Wybiłam mu z głowy wyjście na własną prośbę...
W ciemnościach klatki schodowej słychać było tylko stukot butów o stopnie schodów.

***

Na oddział wszedł lekarz z kartą badań. Zlokalizowanie szukanego pacjenta nie zajęło mu dużo czasu - Miał wprawę i genialną pamięć wzrokową. Podszedł powoli, przysiadł na plastikowym krześle, tuż obok ślicznej dziewczyny o włosach niczym płomień.
- Mógłby mi pan powiedzieć jedną rzecz?- Zagaił doktor, rzucając okiem na kartkę papieru.
- Słucham?
- Walory smakowe tego, co pana do nas wysłało są raczej mizerne. A skoro tak, to dlaczego tyle pan tego zeżarł?
- Ale... Przepraszam, czego zeżarł?
- Trutki na szczury.
Chłopak zamarł. Intensywnie myślał, ale wciąż coś mu umykało.

***

Najstarsza i najmłodsza córka domagały się sekcji zwłok. Sypnęły do tego groszem, więc sekcję przeprowadzono. No bo to przecież nie może tak być, żeby lekko chora kobieta, umierała nagle, ni stąd, ni zowąd, prawda ?! Co prawda w podeszłym wieku, ale to bez znaczenia. Teorie były przeróżne. W jednych babcię lekarz otruł, w innych źle zdiagnozował chorobę. W oczach córek i jedno i drugie zasługiwało co najmniej na karę śmierci. Wynik sekcji był co najmniej dziwny.
Ciotka Kryśka, razem z wujem Albertem, obejmującym ją za ramię, stali przy samym wyjściu. Dokładnie w tej samej pozycji naprzeciw nich stała ciotka Marta z Adrianem. A Hania i Jarek siedzieli zaraz obok na plastikowych krzesłach. Wtedy wyszła miła pani w białym kitlu z kartką papieru w dłoni. I obwieściła dziwny wynik sekcji. Z trudem odczytując słaby druk na papierze, stwierdziła, że przyczyną zgonu było zatrucie. Tym, co babcię zatruło, była pospolita trutka na szczury. Jarek i Hania aż podskoczyli. Oni już zrozumieli...


Autor: Adam "Iorweth" Mzłek
Dodano: 2006-03-06 17:40:49
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS