NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Robinson, Kim Stanley - "Czerwony Mars" (Wymiary)

McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Ukazały się

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)


 Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

 Kingfisher, T. - "Cierń"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

Linki

Michalski, Cezary - "Gorsze światy"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: Sierpień 2006
ISBN: 978-83-89011-97-8
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 208
Cena: 24,99 zł
Miejsce wydania: Lublin



Michalski, Cezary - "Gorsze światy"

Ból w opuszce serdecznego palca. Jasnoczerwona kropla spływa powoli po szklanych ścianach próbnika. Wszystko jest jak wtedy, w gabinecie szkolnej genetyczki, tylko że teraz ścianki naczynia są brudne. Jasnoczerwona kropla z trudem toruje sobie drogę przez ten brud.
Właściwie wszystko jest inne, nie tak naukowe. Całe to mieszkanie śmierdzi zabobonem. Tylko próbnik jest podobny, może starszy model.
Ale tamtą, legalną wizytę, Tadzik ma już za sobą. Jej efekt okazał się więcej niż rozczarowujący. W każdym razie rozczarował jego narzeczoną („będziesz nauczycielem polskiego?!”). To ona kazała mu odwiedzić dziką genetyczkę.
„Nauczyciel polskiego”, języka na wymarciu, no nie, ciągle nim mówią, ci, którzy nie nauczyli się żadnego innego. Dziewięćdziesiąt pięć procent mieszkańców tego kraju.
Co z tego, że jest ich tylu, liczba nie ma znaczenia, do dawna nie żyją przecież w demokracji.
Wszystko jest globalne: gospodarka, władza, nauka (trzy stały się jednym). Ale nie ma czegoś takiego jak globalny lud. Dziewięćdziesiąt pięć procent mieszkańców Ziemi zna wyłącznie swoje lokalne narzecza. Wprawdzie sieci telewizyjne produkują w nich większość swojej programowej oferty, ale jak jej odbiorcy mogliby kontrolować globalną gospodarkę, władzę, naukę; coś, czego nawet nie potrafią zrozumieć.
A w tym wszystkim on. W świecie wykluczonych, będzie jednym z nich, nauczycielem polskiego. Będzie uczył wydziedziczonych ich niewykorzenialnego narzecza, żeby mogli później w tym języku negocjować ze światem wysokość swoich minimalnych wynagrodzeń. Minimalnych albo maksymalnych, co to za różnica. W świecie dziewięćdziesięciu pięciu procent jedne nie różnią się aż tak bardzo od drugich. Dopiero gdzieś wyżej rozciąga się bogata, wielowymiarowa rzeczywistość społecznych różnic, dopiero tam, na dachu ich świata, wyrastają wysokie kominy uposażeń.
Kolejne pokolenia jego uczniów będą umawiać się ze sobą w tym narzeczu, spiskować, wymyślać lokalne utopie. Właśnie dlatego język, którego ich nauczy nie powinien być zbyt skomplikowany. Ułożone w nim proste, wręcz prostackie utopie (świat bez własności albo przeciwnie, świat drobnej własności, małych warsztatów i sklepów, rzemieślniczych i kupieckich gildii) postawione naprzeciw skomplikowanego świata korporacji nie będą nawet musiały być ośmieszane, same osuną się w śmieszność.

* * *

W obecności kotów człowiek staje się spokojny, bardziej pogodzony z losem. Jak mawiał pewien lokalny wieszcz, piszący po polsku? „Nie wiemy więcej niż koty”. Istotnie, Tadzik, jak większość Polaków, nie wie dzisiaj więcej niż one. To zabawne, nawet wychował się pośród kotów. Koty u babci i dziadka, koty w domu rodziców, to one stały się jego najbliższymi towarzyszami, w miarę, jak pogłębiało się w nim rozczarowanie istotami należącymi do jego własnego gatunku.
Ale tutaj, w mieszkaniu dzikiej genetyczki, nawet widok kotów go nie uspokaja. Kotłuje się ich tu chyba ze dwa tuziny, połowa chorych, niektóre ślepe, inne kulejące. Jest kilka takich, które leżą nieruchomo na podłodze, na wpół zdechłe, potrącane nosami przez bardziej żwawych towarzyszy.
Spod starej zniszczonej sofy, na której rozsiadła się tutejsza kapłanka, wyłażą karaluchy. Uciekają, odstraszane tupnięciem. Czasem bogini tego domu rozgniata kilka z nich. Już jednak po chwili te, które przeżyły, zapominają o zagładzie i wracają znowu. Jakby mdłe żółte światło lampy, które wywabia je spod sofy, było im naprawdę do czegoś potrzebne.
Szczyt rozczarowania do istot własnego gatunku przypadł dokładnie na dwudziesty rok życia Tadzika. Połowa studiów, kiedy po dwóch latach pogłębiania wiedzy ogólnej, w wigilię licencjatu, przychodzi czas na wybór dalszej drogi.
Słowo wybór jest tu nie na miejscu, od kiedy mieszkańcy tego świata nauczyli się dekodować własny los, złamali jego szyfr utrwalony w podwójnej spirali DNA.

* * *

Kiedy tu szedł, wszystko wydawało mu się trochę śmieszne. Dzika genetyczka to w końcu coś w rodzaju dawnej wróżki. Adres na Kazimierzu dostał od swojej dziewczyny. Jej najlepsza przyjaciółka posłała tam chłopaka, w szkolnym laboratorium dostał skierowanie do seminarium. Gra okazała się warta świeczki, druga wizja była różna od pierwszej. Sutanna okazała się mundurem i jej chłopak zostanie oficerem Straży. Oczywiście wizję, która dopadła go u dzikiej genetyczki potwierdził test odwoławczy. Szkoła czasami przeprowadzała taki test, byli w końcu społeczeństwem otwartym.
Krępujące było już umawianie się przez telefon. „Wiesz przecież chłopcze, że wynik mojego testu nie ma żadnej mocy...”, każdy to wiedział.
Później, kiedy już stał pod drzwiami, to, co wcześniej wydawało się śmieszne, stało się nagle upokarzające. Śmierdząca klatka schodowa kamienicy, jednej z ostatnich komunalnych na Kazimierzu. Wszystkie inne są już prywatne, znalazły się w rękach siedmiu rodzin, tych, które zmieściły się w pięciu górnych procentach.
Istnienie pięciu górnych procent zauważono najpierw w USA, później w Anglii, Kanadzie, a wreszcie tutaj. Z pokolenia na pokolenie, z dekady na dekadę pomiędzy nimi i pozostałymi dziewięćdziesięcioma pięcioma coraz szerzej otwierała się otchłań.
Dwieście lat demokratycznych złudzeń wreszcie się skończyło, skończyło się i nikomu nie chciało się ich podtrzymywać. Pieniądze, władza, kluczowe posady w mediach, wszystko gromadziło się w rękach pięciu górnych procent. Albo tak jak tutaj, obsadziły je dzieci siedmiu rodzin.
Pozostali już ich nie dogonili. Nigdzie się nawet nie ruszyli, po prostu tkwili na swoich miejscach. W świecie zadekretowanego rozwoju nikt niczego przecież nie traci, to oznaczałoby dekoniunkturę i kryzys.
W takim świecie albo coś było czyjąś własnością albo pozostawało niczyje, wspólne. Pojęcie „wspólnoty”, tak samo jak pojęcie „społeczeństwa” nie było już w cenie. Na nowy światowy porządek składały się wyłącznie jednostki. Co najwyżej rodziny, ale one były przecież emanacją jednostek. Były silne lub słabe, w zależności od siły lub słabości jednostek, które je założyły (ojcowie założyciele, matki założycielki rodzin...).
„A siła jednostek kryje się w ich lędźwiach”. To taki biblijny aforyzm, a właściwie nie aforyzm, owoc negocjacji. Językowa hybryda, za pomocą której jeszcze przed pół wiekiem udało się pogodzić Zreformowany Kościół z ideą naukowego postępu, która wcześniej budziła w hierarchach zabobonny lęk.
W takim właśnie języku został napisany cały Konkordat, jakby czytało się wstępniak „The Scientist” przeredagowany przez Jahwistę, albo na odwrót, Księgę Rodzaju przeredagowaną przez redaktora działu w „The Scientist”.
Siła jednostki kryła się w jej lędźwiach, w DNA, dlatego wszystko zależało od wyniku Testu. O dobry wynik Testu dla swoich dzieci modlili się rodzice. Tak, dwieście lat demokratycznych złudzeń naprawdę się skończyło i nikomu nie chciało się już dłużej kłamać w tej sprawie. Teraz kluczową rolę odgrywał dobry wynik losu. A los się dziedziczyło, tak jak dziedziczyło się błogosławieństwo. Czyż nie w tym celu Naród Wybrany wprowadził niegdyś ścisłe kryteria rasowej selekcji, czyż nie z tego powodu każda religia objawiona wyprodukowała Pismo, które wyglądało jak księga hodowli rasowego bydła?
Ludzie potrafią uświęcić wszystko, człowiek to istota wierząca. Potrafi zobaczyć Boga nawet w szeregach liczb, nawet w wynikach Testu.
Wystarczyło, że od wyniku Testu nie było odwołania, w każdym razie odrzucano 99,97 procent wniosków, a już skłonni go byli ubóstwiać na swój typowy sposób, składać mu ofiary ze swych pierworodnych.
Wszystkie dawne władze zlały się w jedną, pod patronatem świętej nauki o człowieku, Genetyki.
Każda ludzka religia obrasta jednak, prędzej czy później, w niewinne herezje. Skoro nie da się skorumpować Boga, można przynajmniej korumpować jego kapłanów. Albo mieć na boku jakiegoś innego Boga, pomniejszego, chociażby demona. Tak, może być i demon, jeśli ten pierwszy nic nam nie oferuje, a w każdym razie zbyt mało.
Niechaj będzie i demon, byleby tylko miał dla nas w zanadrzu jakąś obietnicę.
Genealogia dzikich genetyczek była prosta, wręcz prostacka, równie przejrzysta, jak tajemnica ich popularności. Najczęściej były to dawne szkolne genetyczki przyłapane przez Straż na korupcji. Tutejszy Kodeks Karny nie jest surowy, udało się odeprzeć ataki konserwatystów na stanowienie prawa. Na odczepnego pozostawiono im ich ulubione „odwołanie do Boga”, przetrwało w preambule nowej Konstytucji, której głównym prawem i obowiązkiem obywatelskim stał się Test. Odwołanie do „Boga albo do Natury, jako źródeł pochodzenia istoty ludzkiej, o której losie pełną informację zawiera jej DNA”.
Pewność egzekucji i tak jest ważniejsza od surowości kary. A egzekucja wyroków nauki jest dzisiaj powszechna, tak jak obowiązywanie jej praw.
Dawnym szkolnym genetyczkom, które nie okazały się godne, żeby egzekwować wyroki wiedzy, wolno korumpować się jawnie. Mogą przyjmować dary, tyle tylko, że wyniki przeprowadzanych przez nie testów nie nabierają przez to administracyjnej mocy.


Dodano: 2006-05-19 19:13:53
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS