NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McGuire, Seanan - "Pod cukrowym niebem / W nieobecnym śnie"

Weeks, Brent - "Na krawędzi cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Cherryh, C. J - "Najeźdzca"
Wydawnictwo: MAG
Cykl: Cherryh. C. J - "Przybysz"
Tytuł oryginału: Invader
Tłumaczenie: Agnieszka Sylwanowicz
Data wydania: 1998
ISBN: 83-86572-78-7
Oprawa: miękka
Liczba stron: 446
Tom cyklu: 2



Cherryh, C.J - "Najeźdzca"

Rozdział 1.
Samolot przechylił się ostro na skrzydło i zaczął schodzić w dół, co zapowiadało lądowanie w Shejidan. Bren Cameron przez sen i z zamkniętymi oczyma potrafił rozpoznać podejście do północnego pasa.
Tak właśnie było. Środki przeciwbólowe wykonały znakomitą robotę. Bren pamiętał, że ostatnio oglądał chmury nad cieśniną Mospheiry; pewnie obsługa uratowała jego drinka, bo szklaneczka zniknęła z tacy przykrytej teraz serwetką. Ręka na temblaku i liczne stłuczenia. Operacja. Gdy obudził się tego ranka - był pewien, że to było tego ranka, jeśli zachował jakie takie poczucie czasu - nad jego łóżkiem pochylał się i coś do niego mówił pracownik Biura Spraw Zagranicznych, a nie matka czy Barb. Boże, nie zrozumiał połowy z tej oracji, chodziło chyba o jakieś pilne spotkanie, aiji żądał jego natychmiastowej obecności, miał miejsce jakiś drobny kryzys w rządzie nie mogący czekać, aż on wyzdrowieje po ostatnim, który, jak mu się wydawało, zażegnał przynajmniej na kilka dni. Tabini dał mu urlop, powiedział, żeby wyjechał i poradził się własnych lekarzy.
Kryzys wiszący wszystkim nad głową najwyraźniej jednak nie chciał czekać: pracownik Biura nie podał dokładnych szczegółów sytuacji na kontynencie - co samo w sobie nie było zaskakujące, ponieważ ludzki rząd na Mospheirze i patronat aijiego z siedzibą w Shejidan nie rozmawiały ze sobą w sprawach wewnętrznych aż z taką szczerością.
Oba rządy w gruncie rzeczy w ogóle nie prowadziły rozmów, jeżeli nie był przy nich obecny Bren jako tłumacz i mediator. Ciekawe, w jaki sposób Shejidan zażądał jego obecności, nie korzystając z jego usług, ale ten, kto zadzwonił, najwyraźniej przekonał Mospheirę, że to sprawa życia i śmierci.
- Podniosę panu stolik, panie Cameron.
- Dzięki. - Po raz pierwszy w życiu miał rękę na temblaku. Kiedy tylko mógł, jeździł na nartach, i to brawurowo; w ciągu dwudziestu siedmiu lat swego życia dwa razy chodził o kulach. Unieruchomiona ręka była jednak nowym doświadczeniem i, co już zdążył odkryć, prawdziwą przeszkodą w jakiejkolwiek pracy urzędniczej.
Stolik został podniesiony i zamocowany. Steward pomógł Brenowi ustawić oparcie fotela, wyciągnął końcówki pasa bezpieczeństwa i chciał go zapiąć: piankowy pancerz od obojczyka po kłykcie oraz bandaże ściskające Brenowi tors wcale nie ułatwiały mu pochylania się czy sięgania, ale przynajmniej palce miał zalane pianką tylko do połowy.
Udało mu się chwycić pas o własnych siłach, odciągnąć go i zapiąć, zanim z powrotem zacisnął mu się na piersi - drobny tryumf w dniu pełnym niepowodzeń.
Żałował, że zażył środek przeciwbólowy. Nie miał pojęcia, że będzie taki silny. Powiedzieli: "jeśli będziesz go potrzebował" i po szaleńczym wysiłku, żeby uporządkować swoje sprawy w biurze, a potem dotrzeć na lotnisko, Bren pomyślał, że potrzebuje go, żeby nieco stępić ból.
Zbudził się po godzinie, gdy samolot podchodził do lądowania w stolicy.
Miał nadzieję, że w Shejidan nie poplątano informacji i że o godzinie jego przybycia wie ktoś poza urzędnikami na lotnisku. Samoloty latające między Mospheirą i kontynentem kilka razy dziennie przewoziły tylko towary. Kiedy na pokładzie był Bren, w małym przeszklonym przedziale na przedzie samolotu, który zwykle służył do przewożenia delikatnych ładunków medycznych, pojawiało się dwóch stewardów, dwa fotele, lista win i kuchenka mikrofalowa. Tak wyglądała jedyna linia pasażerska obsługująca Mospheirę i kontynent dla jedynego pasażera, który regularnie kursował między Mospheirą i kontynentem - dla niego, Brena Camerona, paidhi-aijiego.
Pilnie strzeżonego paidhi-aijiego, nie tylko oficjalnego tłumacza, ale arbitra badań technicznych i rozwoju oraz stałego mediatora dla atewskiej stolicy w Shejidan i wyspiarskiej enklawy ludzkich kolonistów na Mospheirze.
Wypuszczono podwozie.
Gdy samolot wśliznął się w chmury, gładki, szary dywan, który utworzyły, widoczny dotąd za oknem, zmienił się w przesłaniającą wszystko klaustrofobiczną watę.
O szybę uderzyły krople deszczu. Samolot lekko się zachwiał pod uderzeniem wiatru.
Nieoczekiwanie paskudna pogoda. Skrzydło rozbłysło bielą błyskawicy. Stewardzi rzeczywiście mówili coś o deszczu nadciągającym nad Shejidan. Nie wspomnieli jednak o burzy. Bren miał nadzieję, że aiji wysłał po niego samochód. Miał nadzieję, że nie będzie musiał iść daleko.
Deszcz zalewał okna, a gęste, szare chmury nie pozwalały niczego dostrzec. Takiego właśnie dnia przybył do leżącego w głębi kontynentu Malguri - jakiś tydzień temu? Wydawało się to niewiarygodnie dawno temu. W ciągu tego tygodnia zmienił się cały świat.
Zmieniła się cała równowaga atewskiej władzy i zagrożenia - a to z powodu jednego ludzkiego statku, który teraz znajdował się na orbicie planety. Atevi mogli zupełnie słusznie podejrzewać, że jest on mile widziany. Po stu siedemdziesięciu pięciu latach milczenia niebios z łatwością mogli dojść to tego błędnego wniosku.
Było to także sto siedemdziesiąt pięć lat podejmowania własnych decyzji przez ludzkich rozbitków na Mospheirze oraz wypracowywania zasad współistnienia z ziemią atevich. Ludzie byli zadowoleni - do czasu pojawienia się tego statku, który nie tylko wprowadzał zamęt w spokojne, przewidywalne i dostatnie życie poszczególnych osób, ale też dość niespodziewanie stawiał atevich przed faktem istnienia aż dwóch ludzkich skupisk; a dopiero w ciągu ostatnich lat zapanowały całkowicie pokojowe stosunki z ludźmi mieszkającymi na wyspie u wybrzeży atewskiego kontynentu.
Można zatem było sobie wyobrazić, że aiji w Shejidan, przywódca Patronatu Zachodniego, zupełnie słusznie chciał wiedzieć, co jest w transmisjach, które teraz krążyły między owym statkiem i naziemną stacją na Mospheirze.
Paidhi sam chciał znać odpowiedź na to pytanie. W ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin zmienił się stopień jego użyteczności na kontynencie - lecz on sam nie otrzymał żadnych specjalnych wskazówek od prezydenta czy departamentu stanu co do tych odpowiedzi, ani jednej cholernej informacji, którą zapamiętałby w przebłysku świadomości. Owszem, wiedział z autopsji, że jeśli sprawy potoczą się źle i stosunki między ludźmi i atevimi popsują się, to ta strona cieśniny nie będzie bezpiecznym miejscem pobytu dla człowieka: ludzie i atevi stoczyli już jedną krwawą wojnę z powodu źle zrozumianych intencji. Bren nie wiedział, czy zdoła sam zapobiec następnej wojnie, lecz jeśli chodzi o pracę paidhiego miał on stale świadomość, że jeśli nie w jego mocy leży kierowanie przyszłością ludzi na Mospheirze i w tym zakątku wszechświata, to z całą pewnością leży w niej zawalenie sprawy.
Jeden wyłom w bardzo ważnym Patronacie Zachodnim - i jeden bardzo ważny przywódca, jak aiji Shejidan, straci pozycję. Jeden durny człowiek z nadajnikiem radiowym lub jeden zapalczywy ateva z myśliwską strzelbą - a tych było stanowczo za dużo na kontynencie, by Bren czuł się spokojnie: na wsi broń oznaczała pełny stół. Atewscy chłopcy uczyli się strzelać w wieku, kiedy dzieci ludzi uczyły się jeździć na rowerze - a atevi byli cholernie dobrymi strzelcami. Niektórzy zostawali licencjonowanymi zawodowcami w społeczeństwie, gdzie zabójstwo stanowiło zwykły tryb postępowania prawnego.
A jeśli Tabini-aiji straci panowanie nad Patronatem Zachodnim i ten zacznie się rozpadać, to wszystko się rozleci. Atevi mają prowincje, lecz nie mają granic. Nie potrafią zinterpretować linii na mapie zgodnie z żadną logiką czy rozsądkiem, poza tym, że wiedzą, gdzie w przybliżeniu posiadłości sąsiadujące z ową linią stykają się z rozmaitymi terenami, mającymi wpływ na dany obszar, kulturę i siatkę więzów lojalności względem innych patronatów, nie mających najmniejszego związku z geografią.
Z wielu jeszcze innych względów społeczeństwo świata istniejącego poza Mospheirą nie było społeczeństwem ludzkim i jeśli atewski rząd upadnie po niemal dwustu latach tworzenia przemysłu i skomplikowanej struktury władzy, jednoczącej setki drobnych atewskich patronatów...
...to będzie to osobista wina Brena.
Samolot wyrwał się z chmur. Deszcz ściekał strużkami po szybie, zniekształcając panoramę miasta pozbawionego wysokich budynków, z której wyrastało zaledwie kilka kominów. Na zboczach spowitych deszczem wzgórz usadowiły się pokryte dachówką domy zorganizowane w pomyślną dla atevich geometrię.
Samolot przechylił się i Bren zobaczył rozległy kompleks rządowy, będący jego celem: Bu-javid, rezydencję aijiego rozlokowaną na najwyższym wzgórzu na skraju Shejidan, wzgórzu otoczonym hotelami i zajazdami wszelkich kategorii, pobłyskującymi w szarej mgiełce - Boże - bezczelnymi neonami.


Dodano: 2006-04-29 12:00:51
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS