NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Cień doskonały" (wyd. 2024)

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Ukazały się

King, Stephen - "Billy Summers"


 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

 He, Joan - "Uderz w struny"

 Rowling, Joanne K. - "Harry Potter i Zakon Feniksa" (2024, Gryffindor)

Linki

Materska, Dominika - "Stacja kontroli chaosu"
Wydawnictwo: SuperNOWA
Data wydania: 2004
ISBN: 83-7054-161-5
Liczba stron: 280



Materska, Dominika - "Stacja kontroli chaosu"

4 - Fantastyka kobieca
Kwestia płci

Nie wolno robić tego, co rozdzielnopłciowiec ma we krwi, to znaczy osadzać Getheńczyka w roli mężczyzny czy kobiety i ustawić się w stosunku do niego pod wpływem własnych oczekiwań co do przyjętych lub możliwych zachowań między osobnikami tej samej lub przeciwnej płci. Wszystkie nasze wzorce społeczno-seksualnych zachowań są nieprzydatne. Oni nie znają tej gry, są potencjalni, całościowi. Jakie jest pierwsze pytanie, które zadajemy na temat noworodka? – pisała Ursula LeGuin w słynnej „Lewej ręce ciemności”, powieści o cywilizacji hermafrodytów, być może najwybitniejszej, ale na pewno nie jedynej fantazji na temat płci. Przez ostatnie pół wieku powstało wiele książek, w których kobiety-fantastki przedstawiają swoje zdanie w tej kwestii.
Wśród ważkich problemów współczesności i paradoksów dzisiejszego społeczeństwa, analizowanych przez ambitną SF kwestia płci zajmuje szczególnie wyeksponowaną pozycję, może dlatego, że czasach złotej ery SF mity dotyczące męskości i kobiecości determinowały nie tylko treść samych utworów, ale nawet status i pozycję ich autorów. Bardzo silne w Ameryce połowy wieku przekonanie, że SF to wybitnie ‘męska’ literatura, funkcjonowało aż do końca lat 60., nawet wtedy, gdy większość publikowanych i nagradzanych utworów pisały już kobiety. W wielu powstających wtedy książkach zadawały one pozornie naiwne pytania, jak rozdzielnopłciowość wpływa na kształt naszej cywilizacji.
W końcu lat 60., kiedy era dominacji mężczyzn w amerykańskiej fantastyce ewidentnie miała się już ku końcowi, mawiano, że wszyscy czołowi nowi autorzy to kobiety, z wyjątkiem Jamesa Tiptree jr., pisarza o wielkiej odwadze intelektualnej, w którego twórczości dominują dwa tematy. Jeden to nieziemcy i ich rozrodczość oraz opieka nad potomstwem – najostrzej przedstawione w utworze „Miłość to plan, plan to śmierć”. Drugi to układy między kobietami a mężczyznami opisywane z perspektywy socjologicznej: jak w słynnej fantazji „Houston, Houston” o społeczeństwie stworzonym przez klony kilku kobiet, którym udało się przeżyć światową epidemię. Wkrótce po opublikowaniu tego utworu, ku ogólnemu zdumieniu James Tiptree jr. ujawnił swoje prawdziwe nazwisko i okazał się Alice Sheldon, córką przyrodnika i podróżnika oraz autorki powieści kryminalnych, wychowaną w ciągłych włóczęgach po Afryce, Indiach i Sumatrze. Nim zaczęła pisywać SF, Sheldon miała już za sobą karierę wojskową, szpiegowską, pracę w instytucjach rządowych i wielkim biznesie oraz doktorat z psychologii. Jej suchy styl, logiczne i precyzyjne fabuły nadają tej prozie swoisty, łatwo rozpoznawalny charakter i dużą siłę wyrazu.
„Houston, Houston” powraca do klasycznego motywu świata kobiet, ale przedstawia go w zupełnie nowy sposób. Bohaterowie utworu, czwórka mężczyzn powracających na Ziemię po wieloletniej podróży kosmicznej, zostają zatrzymani na orbicie okołoziemskiej na okres kwarantanny. Kosmonauci nie wiedzą, że Ziemia jest w tej chwili planetą kobiecej cywilizacji, podtrzymywanej sztucznie dzięki klonowaniu. Nie wiedzą także, że sami są obiektem nie tyle eksperymentu, ile wnikliwej obserwacji, a kilka kobiet, które towarzyszą im na orbicie, patrzy na nich jak na relikt pradawnych czasów. Jak na dinozaury, którym można współczuć, ale których era przeminęła bezpowrotnie.
W „Houston, Houston” Tiptree analizuje dwie całkowicie sobie obce społeczności: kosmonautów i Ziemianek. Ziemi w ogóle nie widzimy, jest tylko głosem z wieży kontrolnej lotów kosmicznych, ułudą wzywaną daremnie słowami „Houston, Houston, czy nas słyszycie?”. Fakt, że utwór rozgrywa się wyłącznie na statku kosmicznym, sprawia, że zamiast fantazji na temat koszmarnej lub, przeciwnie, sielankowej wizji świata kobiet mamy tu opis laboratoryjny: analizę zachowania czterech samców w sytuacji niepewności i zagrożenia. Kluczowe jest to, że Lorimer – narrator, którego oczami widzimy całą akcję - to jeden z prawie do końca nieświadomych sytuacji mężczyzn i to właśnie z nim się utożsamiamy. Lorimer jako jedyny zdolny jest pojąć, że świat za jakim tęskni, odszedł na zawsze:
- Zawieźcie nas na wyspę – mówi Lorimer znużonym głosem. – Na trzy wyspy.
Jak one na niego patrzą. Zna to spojrzenie pełne troski i współczucia, jego matka i siostra patrzyły dokładnie tak na chorego kotka, który się do nich przybłąkał. Popieściły go, nakarmiły i zaniosły do weterynarza, żeby go uśpił.
- Chyba wezmę teraz to antidotum – mówi.
Całkowity brak zrozumienia i kontaktu między przedstawicielami obu płci, a zarazem dwóch różnych modeli cywilizacji sprawia, że rozumiemy głębsze przyczyny zagłady świata przeszłości rozdartego między kobiety i mężczyzn, naszego świata. Mimo głęboko humanistycznego wydźwięku „Houston, Houston”, jak i cała twórczość Tiptree, jest przepojone pesymizmem. Jak prawie każdy teoretyczny model społeczny pomyślany jako krytyka naszej współczesności.
Podobny pomysł – społeczności rozmnażającej się przez klonowanie - powraca w „Gdzie dawniej śpiewał ptak”, powieści innej słynnej fantastki, Kate Wilhelm. W świecie nękanym przez zarazy i ekologiczne katastrofy, których skutkiem jest powszechna bezpłodność, klonowanie okazuje się jedynym sposobem ocalenia ludzkości. W odseparowanej od świata dolinie grupie naukowców udaje się stworzyć eksperymentalne laboratorium klonujące ludzi, a wokół niego samowystarczalną osadę, której mieszkańcy są w stanie przetrwać ogólnoświatową apokalipsę. Wilhelm opisuje losy osady na przestrzeni kilku pokoleń, zmiany w kulturze i mentalności społeczeństwa klonów. Bardziej niż kwestia płci, różnic między kobietami i mężczyznami, interesuje ją zagadnienie indywidualizmu i samotności. Jacy byliby ludzie-klony, identyczne kopie samych siebie? Jak wyglądałoby życie, gdybyśmy nigdy nie byli sami, gdybyśmy dzielili każde odczucie z grupą identycznie reagujących sióstr i braci?
Zdaniem Wilhelm indywidualizm (konsekwencja rozdzielnopłciowego rozmnażania) jest synonimem człowieczeństwa, po kilku pokoleniach klony zamieniają się w pół-automaty niezdolne do tworzenia sztuki, wyzbyte zdolności twórczych. Głęboko humanistyczna powieść Wilhelm ma jednak wydźwięk optymistyczny, pisarka wierzy głęboko, że ludzkość ma zdolność odradzania się, że to co w nas najcenniejsze nie zaginie. Wystarczy zbieg okoliczności, sprzyjające warunki: odseparowanie jednego z dzieci i ucieczka jednej odważnej kobiety, a spontaniczne łączenie się w pary nielicznych wciąż płodnych osobników i cywilizacja taka jaką ją znamy, patriarchalna, heteroseksualna, oparta o strukturę rodową i wysoko ceniąca indywidualizm, odrodzi się samoistnie. Klonowanie, konieczne, by przetrwać lata postapokaliptycznej bezpłodności, zginie śmiercią naturalną. Co ciekawe, to właśnie Molly – kobieta buntownik posłuszna instynktowi płci rozpoczyna powrót do znanego nam ładu społecznego.
Vonda McIntyre, pisarka, której twórczość również koncentruje się wokół wizji świata po katastrofie, nigdy nie ukrywała swojej płci, zawsze deklarowała, że fantastyka w jej wydaniu ma charakter ‘kobiecy’. Wedle McIntyre SF powinna służyć sprawie kobiet tak, jak niegdyś zajmowała się kwestiami przesądów rasowych, skażenia środowiska, zagłady atomowej czy przeludnienia. Jej bohaterki to silne kobiety opisywane w sytuacjach kryzysowych, a zainteresowanie autorki dotyczy nade wszystko psychologii kobiet: McIntyre spekuluje, jak zachowałyby się kobiety w społeczeństwach prawdziwie równouprawnionych. Najsłynniejsza nowela autorki „Z Trawy i Mgły, i Piasku” opowiada o Wężycy, młodej szamance, wędrującej po pustyni i leczącej mieszkające tam plemiona jadami żmij. Prymitywna cywilizacja, do której wszyscy należą, rozwinęła się najprawdopodobniej na Ziemi po katastrofie nuklearnej, zastępując wiedzę techniczną umiejętnościami biologicznymi. W świecie tym to kobiety przewodzą plemionom, podejmują decyzje, ciąża wzbudza szacunek taki, jak w naszej kulturze siwe włosy. Mężczyźni grają epizodyczne role kochanków czy pracowników fizycznych. Sukces noweli zachęcił McIntyre do przerobienia jej na cały cykl powieściowy „Dreamsnake” (Wąż Snu). Jednak jawnie zaangażowane w polityczny ruch amerykańskiego feminizmu lat 60./70. książki te są już słabsze.
Fantastyka to literatura szybko reagująca na nowe teorie i zmiany w świadomości, komentująca je i spekulująca na ich temat. Wystąpienia studenckie na uniwersytetach amerykańskich w końcu lat 60. i protesty przeciwko wojnie w Wietnamie stanowiły właśnie jeden z takich przełomowych momentów w rozwoju SF. Jedną z debiutujących wtedy pisarek-nowatorek była zmarła w 1999 roku Marion Zimmer Bradley. Sama lub w duecie z bratem napisała wiele książek nawiązujących głównie do klasycznych motywów SF, takich jak światy równoległe czy podróże kosmiczne. Jednak jej najsłynniejsze dzieło, saga „Mgły Avalonu” i jej dopisany później pierwszy tom, „Leśny dom” to fantastyka zupełnie innego rodzaju.
W swojej sadze Bradley nawiązuje do jednej z najsłynniejszych legend naszej kultury: opowieści o królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu. Bohaterka-narratorka Morgiana, która w tradycji arturiańskiej przetrwała jako Morgan le Fay, próbuje opowiedzieć własnymi słowami inną od oficjalnej historii ‘prawdę’. Wie, że jej głos kobiety spokrewnionej z czarownym ludem, podejrzanej o spisek przeciwko Arturowi, zabrzmi słabo i nieprzekonująco. Celtowie, z którymi jest związana, przegrają w konfrontacji z chrześcijańskimi władcami, a przecież to zwycięzcy piszą historię. Morgiana jest politykiem, wie, że jej słowa zostaną zdyskredytowane, a przyszłe pokolenia zrobią z niej wiedźmę-wariatkę.
Kultura, z której wywodzi się Morgiana, jest matriarchalna, skupiona wokół kultu kobiecego bóstwa, chtonicznej bogini płodności zwanej nie przypadkiem Matką. Historia i dzieje to dla wyznającej kult więzów krwi i narodzin Morgiany nie saga heroiczna, ale rodzinna: Ginewra, Lancelot i Pendragon, a także wielu innych bohaterów pojawiają się tutaj niby w serialu telewizyjnym jako członkowie jednej wielkiej rodziny. Wszystkim rządzi magia – sztuka kobieca, równie zwyczajna co plotki i rodzinne kłótnie. Artur jest dla Morgiany wyrośniętym nastolatkiem, dzieckiem, którym opiekowała się jako dziewczynka, jej matka Igriana patrzy na dostojników i druidów celtyckiego świata jak na potencjalnych kochanków, Rzymianie kojarzą jej się z dramatem zbyt wczesnego, nie chcianego małżeństwa.
„Mgły Avalonu” poruszają nie tyle kwestię sytuacji kobiet w naszym świecie, co pokazują, w jakim stopniu jest ona wynikiem kaprysu historii. Matriarchalna cywilizacja przedchrześcijańska przeciwstawiona tak zakochanemu w męskości Rzymowi, jak i nadchodzącym chrześcijanom nie jest ani odrobinę gorsza od patriarchatu. Ma własne opowieści, sztukę, rytuały, jest postępowa i tolerancyjna. Odeszła wskutek niekorzystnego dla niej rozkładu sił militarnych, zmiotły ją cywilizacje patriarchalne, agresywne i mniej subtelne. To one narzuciły nowe mity płci i nowe wartości etyczne i estetyczne, zgodnie z którymi ideały Morgiany są babskie, a życie grzeszne. Bradley zdecydowała się nadać „Mgłom” formę rozwlekłej, mitycznej sagi, a nie dzieła epickiego sugerującego tradycję eposu rycerskiego, kwintesencji średniowiecznej kultury, w której centrum stał mężczyzna. Mimo sprzeciwu niektórych krytyków powieść tę uważa się powszechnie za osiągnięcie artystyczne.
Arcydziełem, zarówno w ramach kanonu SF, jak i w szerszym kontekście okrzyknięto cytowaną już przeze mnie „Lewą rękę ciemności”, powieść najgłośniejszej dwudziestowiecznej fantastki, Ursuli LeGuin. LeGuin, z wykształcenia romanistka oraz znawczyni kultur Skandynawii, ekologii, zen i antropologii, tworzy tzw. fantastykę humanistyczną, skupioną na konstruowaniu zadziwiających modeli społecznych i analizowaniu postępowania żyjących w nich ludzi. Wielekroć nagradzana, jest autorką wielu świetnych opowiadań ( tomy: „Szerzej niż Imperia i wolniej” oraz „Wszystkie strony świata”), powieści oraz dwóch cykli powieściowych. Pierwszy z nich, należące do gatunku fantasy „Ziemiomorze”, opisuje krainę, gdzie spotkać można czarodziejów i smoki, lecz mimo to wciąż funkcjonuje ziemska, a nie baśniowa logika. Co prawda kobiety piastują tam funkcje kapłanek, ale tym razem kwestia płci, zwykle u LeGuin uwypuklana, schodzi na plan dalszy. Znacznie ważniejszą rolę zajmuje ona natomiast w drugim cyklu, który tworzą luźno ze sobą połączone książki o Ekumenie. Wysłannicy Ekumeny, liberalnej federacji planet zamieszkanych przez istoty rozumne, penetrują kosmos w poszukiwaniu społeczeństw, które próbują zrozumieć i przyjąć do kosmicznej rodziny.
Poseł Ekumeny Genly Ai jest właśnie narratorem „Lewej ręki ciemności”, człowiekiem wysłanym z misją dyplomatyczną na Gethen, planetę zwaną również Zimą. Mroźna i niegościnna Gethen to ojczyzna cywilizacji, której kultura materialna przypomina trochę średniowieczną Skandynawię. Łagodny feudalizm, system klanów żyjących w zagubionych wśród śniegów folwarkach, bogaty folklor i subtelna filozofia czynią z Zimy świat złożony i fascynujący, tym ciekawszy, że zamieszkany przez cywilizację idealnych hermafrodytów.
Ich miesięczny cykl płciowy składa się z długiego okresu someru – seksualnego uśpienia - i kilkudniowego kemmeru, czyli rui, podczas której dany osobnik przybiera jedną z dwu ludzkich płci. Getheńczyk nie wykazuje predyspozycji do określonej roli seksualnej, nie wie, czy w następnym cyklu będzie „mężczyzną” czy „kobietą”, nie ma w tej sprawie wyboru. W pierwszej fazie kemmeru, kiedy osobnik znajduje również przechodzącego kemmer partnera, dochodzi do ustalenia się płci. U jednego partnera zaczynają dominować hormony męskie, u drugiego żeńskie. Jeśli w kemmerze nie dojdzie do zapłodnienia, partnerzy szybko powracają do stanu uśpienia seksualnego. W innym razie hormony w organizmie „kobiety” wydzielają się przez cały okres ciąży i laktacji, po którym wszystko wraca do normy. U Getheńczyków nie ma nawyku fizjologicznego i matka kilkorga dzieci może spłodzić jeszcze kilka jako ojciec.
Jednak nie fizjologia dwupłciowości, lecz jej konsekwencje są źródłem inności Gethen. Struktura społeczna, organizacja przemysłu, rolnictwa, handlu, literatura – wszystko dostosowane jest do dwubiegunowości cyklu somer-kemmer. Fakt, że każdy może spełniać każdą rolę, sprawia, że nie ma segregacji: przywileje i ciężary dzieli się równo, a ludzkość nie zna rozróżnień na słabą i silną połowę, panów i niewolników. U podstaw światopoglądu i religii tkwi jedność przeciwieństw:
Światło jest lewą ręką ciemności,
A ciemność jest prawą ręką światła.
Dwoje jest jednym, życie i śmierć złączone...
Jak splecione dłonie, jak droga i cel.
LeGuin opisując filozofię Gethen jest jak widać pod dużym wpływem zen, co w dzisiejszych czasach fascynacji Wschodem nikogo nie dziwi. Warto jednak pamiętać, że pisząc „Lewą rękę” pod koniec lat 60. LeGuin nie naśladowała, ale inicjowała tę modę. W czasach gdy zen był mistyczną zagadką, nikogo nie dziwiło, że Ai nie rozumie Gethen, choć desperacko tego pragnie. Wysłannik Ekumeny nie rozumie także etyki kemmeru ani nawet tajników jego fizjologii, zauważa jednak powtarzający się w getheńskiej sztuce i frazeologii motyw mistycznego symbolu splecionych dłoni – czyżby więc przy ustalaniu się płci decydował dotyk?
Co bardzo ważne dla tezy LeGuin, dwupłciowość Getheńczyków zmusza do przeanalizowania ziemskich mitów „kobiecości” i „męskości”. Przez kontrast widzimy, w jaki sposób płeć determinuje traktowanie innych ludzi. Ai, mimo wchłonięcia kultury Getheńczyków, pozostaje na ich planecie odmieńcem, nawet gdy już nie potrafi funkcjonować w „normalnym” świecie. Jego losem staje się więc wieczne zbliżanie się do Gethen i funkcja ambasadora-rezydenta Ekumeny na Zimie. „Lewa ręka ciemności” okazuje się książką o obcości, którą pokonać może jedynie zrozumienie quasi-mistyczne, bo intelekt w walce z instynktem rozdzielnopłciowca jest za słaby.
Trzydzieści lat po opublikowaniu „Lewej ręki” LeGuin powróciła do wątku płci rozpatrywanego w opozycji dwoistość/jedność w powieści o innym ze światów federacji Ekumeny – Ace. Opisana najpełniej w „Opowiadaniu świata” Aka to planeta rozdarta wojną religijną. Zwolennicy tradycyjnej politeistycznej kultury, znów wzorowanej na Dalekim Wschodzie, przeciwstawieni są rządom ateistów i zwolenników socrealistycznego w swoim charakterze Marszu do Gwiazd. Stara kultura przechowuje prastarą mądrość, że istotą świata jest jedność przeciwieństw, zlanie się dwojga w jedno, najlepiej symbolizowane przez monogamiczne pary opowiadaczy-kapłanów tak homo, jak heteroseksualne. Młoda agresywna cywilizacja aktywistów prześladuje ‘perwersję’ i karze ją jako sprzeczną z naturą. Tolerancja seksualna staje się tu nie przejawem nowoczesnego liberalizmu obyczajowego, ale prastarej mądrości, że płeć jest zewnętrzna w stosunku do duszy i intelektu, a ludzie prawdziwie równi. Fakt, że opisująca Akę posłanka Ekumeny to Ziemianka, lesbijka przez lata opłakująca śmierć swojej kochanki, ofiary ziemskiego fundamentalizmu religijnego, nadaje powieści zdecydowany wydźwięk ideologiczny.
Joan Vinge w sposób znacznie mniej ambitny niż LeGuin porusza podobne kwestie – nieziemskich kultur i tworzonych przez nie układów społecznych matriarchalnych i patriarchalnych. Jako dyplomowana antropolog i archeolog wykorzystuje swoją wiedzę do kreowania barwnych, atrakcyjnych wizji cywilizacji kochających maski, przebrania i kolorowe rytuały. Pisze książki długie, ma kwiecisty styl, świetne pomysły i skłonność do kiczu. Jej najsłynniejsze dzieło to „Królowa Zimy” i „Królowa Lata”, trzytomowa saga o planecie Tiamat, gdzie występują tylko dwie pory roku, a każda trwa wiele lat. Tiamat zalewają olbrzymie oceany, zamieszkane przez cudowne olbrzymie mery, ludzie żyją na wyspach pod władzą matriarchalnej królowej, która wraz ze swoim przybocznym kieruje skomplikowanymi rytuałami. Sprawy państwowe, od kultu bogini Pani po wybory nowej królowej, wyglądają jak spektakl i kostiumowa zabawa. Akcja sagi jest nową wersją bajki „Królowa śniegu” Andersena. Rozgrywa się pod sam koniec wieloletniej zimy, a bohaterka podąża do stolicy planety za swoim kochankiem: tiamackim Kayem, który chce być nowym przybocznym starzejącej się królowej. Dziewczyna to oczywiście nowa Gerda, która staje do wyborów na nową władczynię i w końcu zostaje Królową Lata, a jej rządy upływają pod znakiem trudnych pertraktacji z kosmiczną Hegemonią, która w międzyczasie ‘odkryła’ Tiamat.
Egzaltowane sceny erotyczne i miejscami „harlequinowaty” styl zbliżają Vinge do pisarstwa Anne Rice, fantastki stawiającej na masowość. Rice odniosła zadziwiający sukces komercyjny, a jej książki, epatujące rozlicznymi opisami urody tak męskiej, jak i damskiej, są czasem pół-żartem określane mianem literatury gejowskiej, a przynajmniej sprzedawane w księgarniach dla gejów. Pisząc w latach 70. „Wywiad z wampirem” Rice nie tylko ugruntowała trwającą do dziś dnia modę na wampiry w pop kulturze, ale także wypracowała swój własny styl: od tamtej pory pisuje historie o odmieńcach, istotach do złudzenia przypominających ludzi, z pozoru takich jak oni, ale jednak różnych. Wampiry są idealnie piękne i długowieczne, muszą jednak wystrzegać się słońca i skazane są na drapieżność. Skupiają w sobie przeciwieństwa, a mimo wielkiego sensualizmu są w ludzkim rozumieniu bezpłciowe: odpowiednikiem zapewniającego prokreację aktu płciowego jest u nich rytuał picia krwi. Ambiwalencja płciowa i seksualna tych nadludzkich istot sprawia, że w ich kontekście ludzie z ich ścisłymi podziałami na kobiety i mężczyzn wydają się dość ograniczeni.
Connie Willis i Octavia E. Butler, dwie fantastki, których kariery rozpoczęły się w latach 80. i które dominują w tej chwili na amerykańskim rynku ambitnej SF, reprezentują pisarstwo bardzo różne od Rice: ich fantastyka pozostaje wciąż „bardzo” naukowa. W przypadku obu autorek kwestia płci nie zajmuje poczesnego miejsca, ich powieści to albo inteligentne satyry, albo dobrze przemyślane dystopie. Jednak w dorobku obydwu znalazło się po jednym opowiadaniu, które koniecznie należy wspomnieć w kontekście rozważań o płci i fantastyce socjologicznej.
„Nawet Królowa” Connie Willis to słynna satyra na medycynę alternatywną, powrót do natury i popularną wśród amerykańskich feministek ideologiczną interpretację PMT. PMT, czyli zespół napięcia przedmiesiączkowego, to comiesięczna przypadłość kobiet mających nadmiar hormonów żeńskich. Choroba ta, na którą cierpi ponoć około 80 % młodych kobiet, ‘odkryta’ została niedawno, w czasach fali Ruchu Wyzwolenia Kobiet. Przejawia się zaburzeniami tak fizjologicznymi, jak i psychicznymi. Wedle części radykalnych feministek powinna stanowić okoliczność łagodzącą w przypadku popełnienia przez chorą na PMT przestępstwa; wedle innych PMT nie istnieje, a jest tylko wmawiana podatnym na sugestie kobietom, jak niegdyś histeria czy skłonność do omdleń. Willis parodiuje te wszystkie dyskusje w „Nawet Królowej”, na poły komediowej historii o sekcie cyklistek. Cyklistki, ku przerażeniu swoich nowoczesnych sióstr, w przyszłościowym świecie wysoko rozwiniętej medycyny w imię powrotu do natury uparły się miesiączkować, choć tę niedogodność kobiecej fizjologii już dawno skasowano.
Nagrodzone w 1985 roku nagrodą Nebula opowiadanie Butler „Więzy krwi” jest znacznie poważniejsze; opisuje nieziemską cywilizację stworzoną przez Tlików, rasę pasożytów, którzy by się rozmnożyć potrzebują ciepłokrwistych nosicieli. Bezrozumne larwy rozwijające się ze złożonych przez samicę w organizmie nosiciela jaj dopiero po przepoczwarzeniu stają się albo agresywnym i efemerycznym samcem-reproduktorem, albo obdarzoną ponadludzką inteligencją samicą. Opisy szokującego sposobu rozmnażania się Obcych sprawiają, że opowiadanie Butler jest jawnym nawiązaniem do wcześniejszego o kilka dekad „Miłość to plan, plan to śmierć” Tiptree. Sytuację w „Więzach krwi” komplikuje fakt, że cierpiący na chroniczny brak żywicieli Tlikowie wykorzystują do reprodukcji mężczyzn z ziemskiej kolonii, gdyż kobiety mają rodzić ludzkie dzieci. Płeć i fizjologia rozrodu determinuje kontakty obu ras, opowiadanie Butler to nie epatujący obrzydliwością horror, ale rozważanie, jak może funkcjonować taka symbioza i jak wpłynie ona na stosunki mężczyźni-kobiety w ramach ziemskiej kolonii.
Rozmnażanie w świecie, gdzie bezpłodność jest regułą, dominuje także w opisach jednej z najsłynniejszych feministycznych dystopii, społeczności Gileadu z „Opowieści podręcznej” Margaret Atwood. Autorka tej powieści i najsłynniejsza pisząca Kanadyjka jest pisarką głównonurtową, kojarzoną ze środowiskami feministycznymi (napisała między innymi słynną „Kobietę do zjedzenia”). „Opowieść podręcznej”, jej jedyna powieść SF, to wizja świata w niedalekiej przyszłości, kiedy to katastrofa ekologiczna i mnożące się choroby doprowadziły do upadku cywilizacji późnokapitalistycznej i narodzin nowych totalitarnych państw, m.in. purytańskiej Republiki Gileadzkiej, wprowadzającej w życie prawa starotestamentowe. Fundamentalistyczny purytanizm to odreagowanie moralnego „zła” naszych czasów, które doprowadziło do degeneracji: AIDS, bezpłodności, skażeń. Reżim gileadzki wysoko ceni płodność, a jako że zgodnie z panującą ideologią patriarchatu mężczyźni nie bywają bezpłodni, kryterium płodności staje się podstawą klasyfikacji i dystrybucji kobiet. Nieliczne reproduktorki nazwano Podręcznymi i skierowano do domów ważnych urzędników, by rodziły dzieci im i ich bezpłodnym Żonom. Za podstawę prawną posłużyły precedensy biblijne Sary i Abrahama: Ponieważ Pan zamknął mi łono, abym nie rodziła, zbliż się do mojej niewolnicy, może z niej będę miała dzieci” oraz Racheli i Jakuba: Mam niewolnicę Bilhę. Zbliż się do niej aby urodziła na moich kolanach.
Prócz Podręcznych i Żon są jeszcze Ciotki (fanatyczne instruktorki-ideolożki), Marty (bezpłodne służące), Wdowy i Gospożony (żony biedoty). Totalitarne państwo ingerując w związki międzyludzkie zniewala kobiety, ale także mężczyzn. Wieczna inwigilacja, zsyłki do zatrutych kolonii i kopalń, wymuszanie celibatu bądź monogamii sprawia, że życie odarte zostaje z wszelkiej prywatności. Przez kontrast i sprowadzanie kontaktów kobiety-mężczyźni do biologicznego minimum Atwood podkreśla znaczenie rozmaitych, często wymyślnych gier, w jakie obie płcie grają ze sobą w dzisiejszym świecie, demaskuje system mitów i fikcji, które awansują seksualizm do rangi niezbywalnego atrybutu człowieczeństwa.
Seks w Gileadzie to nie kuszący zakazany owoc, ale wstydliwy i często obrzydliwy obowiązek. Państwo wymusza stosunki, by zwiększyć szansę zapłodnienia. Ludzie tęsknią za utraconą „zwyczajnością”, codziennymi, nieskrępowanymi kontaktami, niewinnymi flirtami czy znudzonymi rozmowami małżonków. W najlepszej chyba scenie powieści narratorka-podręczna, sprowadzona na niebezpieczną schadzkę przez wysokiego urzędnika państwowego, zmuszona jest by z narażeniem życia grać z nim w scrabble i czytać „Vogue” w groteskowej imitacji normalnego życia. Emancypacja zdaniem Atwood to walka z opresją tak kobiet jak i mężczyzn, a wyzwolenie, każde wyzwolenie, przywraca ludzkości człowieczeństwo.
Przegląd najważniejszych fantastek poruszających w swoich tekstach kwestię płci warto zakończyć nazwiskiem Doris Lessing. Ta nestorka brytyjskiej powieści głównonurtowej napisała także kilka utworów SF. Jednym z nich jest „The Fifth Child” (Piąte dziecko), utwór, który krąży wokół zagadnień macierzyństwa i strachu ukazując, jak kultura warunkuje kobiet i mężczyzn do reagowania na zagrożenie. Bohaterowie, zwyczajni, szczęśliwi rodzice czwórki dzieci, zupełnie nieoczekiwanie doczekują się piątego, które jest niewątpliwie Obcym. Pozornie zwyczajne, budzi ono niechęć, potem i przerażenie. Nikt dokładnie nie wie, co jest nie tak. Lekarze i psychologowie powtarzają, że Ben jest zupełnie normalny, a jednak wrażenie obcości jest nie do pokonania. Dryf genetyczny sprawił, że na świat przyszedł neandertalczyk? Kosmici podmienili noworodka? Czy Ben to antycypacja człowieka „za tysiące lat”? Nie dostajemy definitywnej odpowiedzi na te pytania; powieść koncentruje się na osobach Harriet i Davida, matki, która ten jeden raz nie czuje instynktu macierzyńskiego, zmuszona go udawać, i ojca, który częściowo wbrew sobie za wszelką cenę broni rodziny przed Obcym.
Powieści rozważających kwestię płci w kontekstach fantastycznych powstało przez ostatnie pół wieku tak wiele, że można mówić o całym podgatunku SF. Niejedna wybitna autorka próbowała pokazać, że miejsce przypisane kobietom w naszym świecie jest skutkiem kulturowego przypadku, a nie biologicznego zdeterminowania. Niejedna napisana przez kobietę książka opisuje mizoginiczne dystopie i feministyczne utopie, a prawie wszystkie pisarki zgadzają się z LeGuin, że płeć to w przypadku Ziemian czynnik najważniejszy, warunkujący miejsce w świecie i sposób traktowania przez innych. Tym ciekawszy jest więc fakt, że to głównie same kobiety piszą na takie tematy.
Czemu aż tyle cywilizacji światów wykreowanych właśnie przez kobiety postrzega kobiecość inaczej niż kultura, w której żyjemy? Czemu to pisarkom arbitralność płciowych stereotypów wydaje się tak ważna?
Fakt, że większość wspomnianych przeze mnie utworów powstało w opętanej ostatnio polityczną poprawnością Ameryce, sugerowałby, że kwestia płci jest ostatnio bardzo na czasie. Zrównywanie „na siłę” kobiet i mężczyzn, zamiast niwelować purytańskie mity kobiecości odziedziczone po protestanckich przodkach, stwarza nowe, a naginanie rzeczywistości do ideologii daje dość żałosne skutki. Radykalny feminizm i tworzone przez niego „poprawne” wersje ziemskiej przeszłości, tak historii, jak i literatury postrzeganych z pozycji kobiet, także muszą budzić protest wśród tych rozsądnie myślących, którym nie w smak rola dziejowej ofiary. Stąd przepajające te utwory przekonanie, że mit, nieważne czy pro-, czy anty-kobiecy, zawsze ogranicza i zabija indywidualność.
Przede wszystkim mamy tu jednak do czynienia ze zjawiskiem szerszym niż polemiki dotyczące kwestii płci, a mianowicie generalną tendencją w fantastyce ostatnich lat. Prawie wszystko, co dziś najciekawsze, najświeższe i najmniej sztampowe w SF, wychodzi spod piór fantastek. W takich już czasach żyjemy, że to kobiety najszybciej i najostrzej reagują na sprawy nowe i ważne. To kobiety piszą także utwory fantastyczne dotyczące kwestii płci i poruszają w nich zagadnienia, o których inaczej nigdy nie poczytalibyśmy. A w każdym razie nie w taki sposób.


Dodano: 2006-04-22 11:28:47
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS