NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Weeks, Brent - "Na krawędzi cienia" (wyd. 2024)

Crouch, Blake - "Upgrade. Wyższy poziom"

Ukazały się

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"


 Richau, Amy & Crouse, Megan - "Star Wars. Wielka Republika. Encyklopedia postaci"

 King, Stephen - "Billy Summers"

 Larson, B.V. - "Świat Lodu"

 Brown, Pierce - "Czerwony świt" (wyd. 2024)

 Kade, Kel - "Los pokonanych"

 Scott, Cavan - "Wielka Republika. Nawałnica"

 Masterton, Graham - "Drapieżcy" (2024)

Linki

Haydon, Elizabeth - "Elegia na utraconą gwiazdę"
Wydawnictwo: Mag
Cykl: Haydon, Elizabeth - "Symfonia wieków"
Tytuł oryginału: Elegy for a Lost Star
Tłumaczenie: Anna Reszka
Data wydania: Kwiecień 2006
ISBN: 83-7480-021-6
Liczba stron: 384



Haydon, Elizabeth - "Elegia na utraconą gwiazdę"

Przebudzenie

Gdy eksplodował szczyt Gurgus, fundamentami ziemi wstrząsnęły potężne wibracje.
Na powierzchni rumowisko po wybuchu rozciągało się na mile, od dużych głazów u podnóża góry po drobny piasek na odległych stepach. Pod warstwą pyłu błyszczały w słońcu, niczym roztrzaskana tęcza, odłamki kolorowego szkła, które jeszcze niedawno były oknami osadzonymi w wydrążonym wierzchołku.
Mały oddział firboldzkich żołnierzy poczuł dudnienie pod stopami, choć znajdował się kilka mil na wschód od Gurgus. Minęła dłuższa chwila, zanim kurz opadł na dno tunelu. Dopiero wtedy Krarn wypuścił powietrze z płuc. Reszta patrolu też otrząsnęła się z zaskoczenia i wróciła do swoich obowiązków. Sierżant-major obdarłby ich żywcem ze skóry, gdyby z powodu niewielkiego trzęsienia ziemi nie dokończyli obchodu. Kilka dni później dotarli do najdalszego krańca patrolowanej przez siebie części systemu tuneli i niechętnie wyszli na świat pod bezchmurnym niebem.
Gdy Krarn stanął nad przypominającymi krater ruinami Zgromadzenia, powitało go jedynie wycie wiatru. Odwieczne miejsce zebrań było teraz czarne od popiołów i podobno nawiedzane przez duchy. Nikt nie mieszkał na skalistym pogórzu, które ciągnęło się aż do stepów i dalej do równiny Krevensfield.
Sprawdziwszy teren, żołnierze stanęli za nim w milczeniu. Krarn już miał wydać rozkaz powrotu do tuneli, kiedy nagle włoski zjeżyły mu się na karku.
Same wstrząsy były prawie niewyczuwalne, ale Krarn zauważył lekkie drżenie skąpej roślinności porastającej suchą okolicę, niewiele większe od poruszenia, które mógłby wywołać silny wiatr. Wiedział jednak, że to nie wicher je spowodował. Źródło zakłóceń znajdowało się pod ziemią.
Krarn cicho rozkazał żołnierzom ustawić się w szyku bojowym, a sam potoczył wzrokiem wokół siebie w poszukiwaniu innych znaków. Po kilku minutach ziemia się uspokoiła. Tylko wiatr szeptał w wysokich trawach.
- Wstrząsy wtórne - mruknął do siebie dowódca patrolu.
Skinąwszy głową na swoich ludzi, ruszył z powrotem do tuneli. I w ten sposób stracił szansę usłyszenia dźwięku ostrzegającego przed tym, co miało nadejść.
W miarę jak mijały dni, wstrząsy stawały się coraz silniejsze.
Powierzchnia Zgromadzenia, przez letnie słońce spieczona na twardą skorupę, zaczęła tu i ówdzie pękać. Rysy stopniowo powiększały się niczym pajęczy wzór na lustrze, które spadło na podłogę, ale się nie roztrzaskało.
Potem z wąskich szczelin zaczęły złowieszczo wydobywać się obłoczki cuchnącego dymu.
W dzień trudno byłoby je dostrzec, gdyby w pobliżu znajdowały się jakieś oczy.
W nocy mieszały się z gorącym oparem, który podnosił się z gruntu. Schwytane przez wiatr, szybowały w górę, a tam łączyły się z nisko wiszącymi chmurami.
W końcu nastąpiła erupcja.
Przez kulę ziemską przetoczyły się fale jak na morzu, z każdą chwilą większe i potężniejsze. Podziemne warstwy przesunęły się gwałtownie, w niektórych miejscach grunt się uniósł.
Potem nagle zapadł się i rozstąpił.
Drżenie pod powierzchnią przybrało na sile. Zaczęło się poza Ylorc, ale przemieszczało się szybko, kierując na północ.
Zdecydowanie na północ, w stronę Hintervoldu, krainy lodu. Wzdłuż wschodniej części pasma górskiego, potem na zachód przez równiny. Ruch wewnątrz ziemi był tak silny, że powodował wstrząsy wtórne, wyrywał drzewa z korzeniami, żłobił szczeliny w stokach łagodnych wzgórz, budził dzieci w promieniu wielu mil.
Matki tuliły je i uspokajały.
- To nic, skarbie - powtarzały w swoich językach. - Ziemia czasami się trzęsie, ale niedługo przestanie. Widzisz? Już po wszystkim. Nie ma się czego bać.
I rzeczywiście.
Dzieci o oczach błyszczących w ciemności opierały główki na ramionach matek. Wyczuwały, że to nie było zwykłe drżenie skorupy ziemskiej spowodowane ruchami w jej wnętrzu. Gdyby ktoś wytężył uwagę, mógłby usłyszeć odpowiedź dobiegającą z głębin.
Z dużo większych głębin.
Jakby sama ziemia nasłuchiwała.
Zamknięta w skalnym grobowcu smoczyca poczuła wstrząsy, które nastąpiły po eksplozji górskiego szczytu.
Bodźce okazały się na tyle silne, że podrażniły jej podświadomość, pozostającą w stanie hibernacji od chwili uwięzienia w grobie ze stopionych skał Zgromadzenia.
Pierwszą reakcją były mdłości. Smoczyca walczyła z nimi półprzytomnie, usiłując znowu pogrążyć się w nicości podobnej do śmierci. Gdy sen zapomnienia nie wracał, ogarnął ją niepokój, spotęgowany tym, że znajdowała się w obcym ciele.
Dezorientacja i lęk wkrótce przerodziły się w strach, a potem w przerażenie. Dreszcze, które przebiegły po jej skórze, poruszyły ziemię wokół grobowca. Gdy fale lekkich wstrząsów dotarły na powierzchnię i odbiły się od niej, smoczyca niewyraźnie wyczuła obecność ludzi, ale była zbyt oszołomiona,żeby rozpoznać w nich Firbolgów, strażników, którzy przybyli z górskiego królestwa Ylorc, żeby zbadać przyczynę drgań.

Kiedy odeszli, jeszcze bardziej zdezorientowana smoczyca ostrożnie spróbowała przewrócić się na drugi bok. Nie miała dostatecznej kontroli nad umysłem, żeby wykonywać skomplikowane ruchy, jej oddech był płytki, ledwo wyczuwalny.
Ziemia, żywioł, z którego wywodził się jej gatunek, napierała na nią, wyciskała z niej powietrze, a otępiały mózg odbierał to jako duszenie.
Przez nieskończenie długi czas tkwiła w szponach przerażenia, aż wreszcie w chaosie myśli i niejasnych doznań zabłysła latarnia, czyste, jasne światło smoczej mądrości. Krążąca w rzekach jej starożytnej krwi, równie stara jak ona sama, broń i zarazem przekleństwo całego życia, zaczęła się budzić, otrząsać z oszołomienia, tłumić panikę, komórka po komórce, nerw po nerwie. Świadomość wracała w krótkich przebyskach, jakby fragmenty ogromnej łamigłówki trafiały na swoje miejsce albo jakby powoli wyostrzał się obraz.
I wraz z jasnością umysłu przyszedł spokój.
Smoczyca nakazała sobie oddychać swobodniej, i tak się stało.
Jeszcze nie przywykła do nowej postaci. W swojej świadomości, nie do końca przebudzonej, była kobietą, a nie wężową bestią, dlatego zaskoczyły ją własne rozmiary i ciężar, brak rąk i nóg. Dezorientację pogłębiał brak powiązania między umysłem, ciałem i pamięcią, zupełnie jakby na ciemnej scenie na razie nie pojawili się aktorzy. Jedyne, co potrafiła sobie przypomnieć, to wrażenie nieskończonego spadania w ogień, który zaatakował ją z góry, a kiedy runęła w dół, już tam na nią czekał.
Gorąco, pomyślała zamroczona. Parzy. Ja płonę.
W rzeczywistości płomień, który buchnął na nią z nieba, zgasł ponad trzy lata temu. Zostały po nim dymiące popioły, które grubą warstwą pokryły jej grób, a potem stwardniały na kamień.
Walcząc z oszołomieniem, smoczyca oddychała coraz głębiej i czekała, aż jej wewnętrzna świadomość zapanuje nad chaosem. Pozostawała bez ruchu przez kolejne dni, odmierzając czas według ciepła, które wyczuwała przez ziemię, kiedy słońce świeciło wysoko nad jej grobem, i chłodu nocy. Ten ostatni nie trwał długo, wkrótce znowu robiło się gorąco.
Jest koniec lata, doszła do wniosku smoczyca. Na razie była to jej jedyna świadoma myśl.
Do chwili, kiedy na mrocznej scenie ukazał się raptem całkiem nowy obraz.
Śnieżnobiała, lodowa kraina poszarpanych szczytów i niekończącej się zimy. W ciasnym grobowcu ożyło wspomnienie jej rozległości. Smoczyca przypomniała sobie, jak patrzyła w nocne niebo usiane zimnymi gwiazdami, w ludzkiej postaci, którą nadal zamieszkiwała we własnej świadomości, drobnej i kruchej pośród ogromu ośnieżonych gór.
W jej umyśle uformowało się jedno słowo.
Dom.
Wraz z tym słowem wróciła wola.
W miarę jak łamigłówka się zapełniała i obraz stawał coraz wyraźniejszy, smocza świadomość zaczęła rozróżniać strony świata, nawet pod ziemią. Z każdym oddechem smoczyca obracała się o parę cali, aż po nieskończenie długim czasie poczuła, że leży zwrócona ku północnemu zachodowi. Z odległości wielu mil wzywała ją jej twierdza, ale szczegóły nadal były zamazane.
Nie miało to jednak znaczenia.
Gdy już odnalazła właściwy kierunek, ruszyła przed siebie, pełznąc we wnętrzu ziemi, ciągnąc ciało, które nie reagowało tak, jak się spodziewała, bo nadal uważała siebie za czowieka. Uparcie, z determinacją posuwała się naprzód, powoli nabierając prędkości. Wreszcie ziemia wokół niej zaczęła się ochładzać, znak, że dom jest blisko. Wtedy smoczyca zebrała siły i przedarła się przez warstwę wiecznej zmarzliny, wydostając na powierzchnię w fontannie skruszonego lodu. Potem opadła ciężko na twardą, białą skorupę śniegu. Oddychała płytko i szybko, nie zważając na ukłucia zimna.
Długo leżała bez ruchu pod bezkresnym wygwieżdżonym niebem, odzyskując wspomnienia i przywiązanie do krainy, z której została wypędzona, do miejsca, gdzie dawno temu urządziła sobie kryjówkę.
Wdychała lodowaty wiatr, żeby oczyścić sczerniałe płuca i umysł, odzyskać smoczą świadomość.
Wraz ze zdolnością rozumowania i pamięcią wracało coś jeszcze. Z początku niejasne, z każdą chwilą nabierało intensywności, płonęło coraz silniejszym żarem.
Pragnienie zemsty.


Dodano: 2006-04-21 14:09:24
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fonstad, Karen Wynn - "Atlas śródziemia


 Fosse, Jon - "Białość"

 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

Fragmenty

 Grimwood, Ken - "Powtórka"

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS