NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McDonald, Ian - "Hopelandia"

Weeks, Brent - "Droga cienia" (wyd. 2024)

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Pilipiuk, Andrzej - "Kroniki Jakuba Wędrowycza"
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Cykl: Jakub Wędrowycz
Data wydania: Grudzień 2003
ISBN: 83-89011-39-5
Liczba stron: 248
Tom cyklu: 1



Pilipiuk, Andrzej - "Kroniki Jakuba Wędrowycza"

Fragment książki Andrzeja Pilipiuka pt. ‘Kroniki Jakuba Wędrowcza’, która ukazała się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów.

1. Zabójca.

Jakub Wędrowycz drgnął nieznacznie, gdy niewiadomo, przez kogo wystrzelona kula, urwała mu kawałek ucha i zagłębiła się w ścianie szopy. Brwi jego uniosły się lekko do góry. Rzadko się zdarzało, żeby ktoś go chciał zastrzelić, a zwłaszcza w taki piękny jesienny poranek, ale skoro ktoś właśnie usiłował to zrobić, nie było czasu do stracenia.
W następnym ułamku sekundy leżał już plackiem na ziemi, a jego własny rewolwer odbezpieczony tkwił w spracowanej dłoni. Kolejny pocisk zagłębił się w drzwi dobre pół metra od jego głowy. Jakub wydobył z kieszeni okulary i założył je na nos. Chwilę później rozbryznęła się ziemia zasypując je dużą ilością piasku. Zaklął wściekle i zaczął się czołgać. Strzelec usadowiony niewiedzieć gdzie, ale w każdym razie dość daleko umilał mu czołganie wystrzeliwując kolejne pociski.
Głucho zabrzęczało trafione wiadro. Rozprysła się szyba w oknie szopy. Zadzwoniła rynna. Egzorcysta doczołgał się do zapasowego wejścia do piwniczki i tam dopiero odetchnął z ulgą. Kimkolwiek był ten, który strzelał, z całą pewnością chciał go zabić. Jakub przeżył już tyle zamachów na swoje życie, że czuł to w kościach. Ściągnął z głowy czapkę i uniósł ją na kawałku kija przez dymnik. Nic się nie stało. Gdy jednak wysunął ją przez drzwi piwniczki niewidoczny snajper znowu dał o sobie znać. Uderzenie kuli przebiło czapkę i wyrwało staruszkowi kij z ręki. Sądząc z poszarpanego końca kija strzelec używał wrednego kalibru i paskudnie rozpryskowych pocisków. Poskrobał się lufą rewolweru za uchem. Następnie zaryglował drzwi i wydobywszy z kąta butelkę bimbru pociągnął z lubością solidny łyk.
- Jeśli naprawdę chce mnie zabić to zaraz tu będzie - wydedukował.
Pół flaszki później usłyszał skradanie. Ktoś majstrował przy drzwiach wiodących do piwniczki. Jakub czknął, poprawił tkwiący za paskiem majcher i odbezpieczywszy rewolwer podkradł się do drzwi. Ten po drugiej tronie wsadził w szczelinę ostrze ładnego, niemieckiego nożyka; długości dobrych trzydziestu centymetrów i usiłował podważyć nim zasuwę. Egzorcysta popatrzył na ostrze i poskrobał się z frasunkiem po głowie. Ten tam na zewnątrz to był lepszy fachowiec. Szkoda tylko, że zezulec.
Jakub zabezpieczył rewolwer i cofnął się z powrotem w głąb pomieszczenia. Łyknął jeszcze trochę, z dziury w ścianie wyciągnął lekko zardzewiałą pepeszę. Założył nowy talerz naboi a potem wycelował w drzwi i od niechcenia puścił serię. W drzwiach powstały liczne otwory a skrobanie nożem ucichło.
Egzorcysta opuścił karabin i pogmerał nieznacznie palcem w uchu. Kanonada ździebko go ogłuszyła. Łyknął sobie jeszcze łyk bimbru i ogłuszenie stopniowo przeszło. Coś ciekło mu za kołnierzyk. Krew. Ta z ucha. Zdezynfekował ranę resztką zawartości butelki a potem wdrapał się po schodkach i odryglowawszy drzwi otworzył je z rozmachem.
Za drzwiami nie było nikogo. Było to o tyle dziwne, że biorąc pod uwagę ilość kul, które w nie wpakował za drzwiami mogłaby leżeć połowa wioski. A tu nie było ani jednego zakichanego nieboszczyka. Jakub poskrobał się frasobliwie po głowie. Niespodziewanie przestał się drapać i przyjrzał się tkwiącemu mu za paznokciem wydrapanemu paprochowi. Paproch ruszał się. Zidentyfikowawszy go jako wesz zlazł z powrotem do piwniczki i polał głowę bimbrem z drugiej butelki. Zapiekło. Popatrzył na swój zegarek. Zegarek stał od kilku lat, ale przyzwyczajenie pozostało.
Strzelanina z całą pewnością była słyszana we wsi i zaraz mógł się spodziewać wizyty smerfów. Podniósł z ziemi nóż i obejrzał go uważnie. Nóż miał pokrytą gumą rękojeść i był ostry jak brzytew. Jakub bez żenady przywłaszczył go sobie.
- To się przyda - powiedział w przestrzeń.
Wylazł z loszku. Zamachowca nigdzie nie było widać. Nie było też śladów krwi. Ba na ziemi nie odcisnęły się nawet ślady stóp. Z frasunkiem depnął mocniej nogą. Jego ślad był wyraźny. Niedawno padało. To było dziwne i nawet coś mu przypominało. Poczłapał do domu. Zabrał stamtąd siodło i osiodławszy swoją klaczkę pojechał do gospody w Wojsławicach. Po drodze rozglądał się uważnie, ale nie wypatrzył nic podejrzanego.
W gospodzie siedziało kilku jego kumpli od kieliszka i takich ogólnych. Było też paru takich z którymi nie siadał nigdy do kieliszka. Jakub wziął kufel piwa i przysiadł się do stołu. Akurat mówił niejaki Witkowski.
- ...No i ta skatina włazi mi z wiatrówką do kurnika i bach bach w moje kury! No to ja za orczyk, job jewo w łeb aż się nogami nakrył.
- Fajo fajn - powiedział Semen, którego też tu dzisiaj przyniosło - A słyszeliście już o tym nowym piwie? „Perła Mocna” się nazywa.
- Ja tam wolę wino - powiedział Miszczuk, miejscowy rzeźbiarz. - Wino to napój artystów. - A mnie dzisiaj rano chcieli zabić - wtrącił Jakub niewinnie.
- A ja wam mówię, że wino jest niczego sobie, ale trzeba je tak jak denaturat przez skórkę od razowca to wtedy jest mniej szkodliwe. Bo jak czasem zajedzie siarą to aż...- nauczyciel wylany parę lat temu z pracy w szkole wtrącił swoje dwa grosze.
- Denaturat to oślepi zwolna - powiedział Bardak, który sam ledwo co widział. - Ale spirytus salicylowowy jak się przepuści przez destylarkę to nawet salicyl traci. Zostajo takie białe kryształki. Cienkie i długie. - To co się pije? - zaciekawił się Semen.
- No jak to? Kryształki zostają z jednej strony a esencja z drugiej.
- Prawie mnie zastrzelili - powiedział Jakub.
- A to łobuzy? - zdziwił się Tomasz. - Na pohybel.
Kilka szklanek uniosło się ku sufitowi i zaraz opadło w stronę gardeł. Wielkie mecyje, że ktoś chciał sprzątnąć Jakuba. Ciągle coś mu się przytrafiało. A to gliny go ganiali a to ruscy z KGB porywali do Moskwy. Miał szerokie znajomości.
- A ja wam mówię, że ajent dostał skrzynkę „Perły Mocnej” i schował na zaplecze dla swoich kumpli.
- Schował znaczy się? Uch dawno już nikt nie podpalił mu chyba stodoły...- Obudził się drzemiący w kącie Marek z Truścianki.
- Co dla kumpli?! - Wściekł się zza baru ajent. - Trza było powiedzieć, że chcecie spróbować!
- Ja! - Wydarło się kilka gardeł.
Ustawili butelki rządkiem na stoliku po jednej dla każdego.
- Jaki toast? - Zapytał Jakub.
W tym momencie przez okno wpadła kula i roztrzaskała cały rządek flaszek.
- K***a! Co jest? - Wściekł się Bardak. - Jakub, to ciebie rano chcieli zabić? Co?
- No tak. Może nie zabić, może tak tylko dla postrachu.
- Że ciebie chcą zabić to my tracimy tyle piwa! Won mi stąd, niech cię zabiją przed sklepem.
- Uch ty, zaraz ci mordę skuję, że cię rodzona chudoba nie pozna.
- Ty do mnie?
Krzesła i butelki zawirowały w powietrzu. Pospadały lampy. W oknach powstały dziury.
- Mam jeszcze jedną skrzynkę - darł się ajent, ale nikt go nie słuchał.
Kłąb splecionych ciał, na którego dnie znajdowali się Jakub i Bardak przetaczał się po pomieszczeniu łamiąc stołki i krzesła. Kolejna kula wpadła przez drzwi i roztrzaskała pięciolitrową butlę Stolnicznej, która królowała nad barem. Walczący przerwali na chwilę.
- No nie - powiedział Bardak. - Pobijemy się później. Najpierw trzeba sprawdzić, kto to. Macie broń? Mieli wszyscy. Potłuczone butelki, łańcuchy od krów, siekiery, noże. Uzbrojona po zęby gromada wysypała się przed gospodę. Dziesięć par ponurych oczu potoczyło ołowianym spojrzeniem najpierw w prawo potem w lewo. Na ulicy panował spokój. Kimkolwiek był tajemniczy strzelec zniknął bez śladu.
- Tam jest - krzyknął Semen pokazując jakiegoś typka w szarym garniturze który znikał w perspektywie ulicy. Typek niósł futerał na skrzypce, a ostatecznie od czasu do czasu oglądało się różne filmidła. Dziesięć gardeł zawyło ponuro i wataha puściła się w ślad za nim. Człowiek w garniturze odwrócił się lekko zdziwiony i na moment zamarł z przerażenia. A potem rzucił się do ucieczki. Pobiegł prosto, przeciął główny trakt miasta i wypadł na placyk koło zrujnowanej synagogi. Tam obejrzał się. Dzika banda zawyła ponownie. Nieznajomy znowu rzucił się do ucieczki. Za synagogą stało kilka zrujnowanych pożydowskich chałup. I właśnie do jednej z nich wbiegł. Zaryglował nawet za sobą drzwi.
Kumple Jakuba wybili wszystkie okna i nimi to właśnie wdarli się do środka. Nieznajomy ze zdumiewającą, biorąc pod uwagę jego mizerną postać, energią, wdrapał się tymczasem na strych i wciągnął za sobą drabinę. - No i co dalej? -Zdenerwował się Jakub.
- Wykurzymy drania - zawył któryś podpalając zapalniczką tapetę.
- Ja bym raczej podszedł po gliny - powiedział egzorcysta ale nikt go nie słuchał. Paliło się już wszystko. Podłoga i ściany a uwięziony na strychu wzywał rozpaczliwie pomocy. Podpalacze opuścili lokal dopiero w chwili, gdy zapaliły się na nich ubrania. Przed płonącą chałupą stały już oba wojsławickie radiowozy, a wóz straży pożarnej właśnie przeciskał się od strony łąk pomiędzy drzewami. Coniebądź uwędzony snajper, który zlazł po dachu właśnie wylewał swoje żale.
- Ja to pół biedy, choć mało nie zaczadziałem. Ale moje skrzypce - otworzył futerał. - Tak wysoka temperatura mogła je zniszczyć... O tam są ci bandyci!
Podpalacze rzucili się do ucieczki. Gliniarze nawet za nimi nie pobiegli. Ostatecznie musieli pomóc przy gaszeniu i spisać protokół. Wataha tubylców zatrzymała się dopiero na Zamczysku.
- Cholera, to nie był ten - stwierdził Jakub. - Czy ktoś ma jeszcze jakieś pomysły?
W tej chwili nadleciała kolejna kula. Otarła się o kawał muru pozostałego z ruin stajni dworskiej i zagłębiła się w nogę Tomasza. Tomasz zawył.
- Cholera Jakub, może ty sobie już idź, bo jeszcze nas skasuje przez pomyłkę zamiast ciebie! - zdenerwował się Bardak.
- A pewnie, że pójdę. Nie potraficie mi pomóc to się obędę.
Ruszył w stronę miasteczka. Tylko Semen poszedł za nim. Reszta została. Trzeba było przecież opatrzyć rannego. Postrzał został zdezynfekowany sporą ilością spirytusu. To znaczy na ranę poszło w sumie niewiele, ale przecież wiadomo, że każda kula zostawia także w ciele trochę różnego brudu i dlatego niezbędne jest odkażenie wewnętrzne.
- Nu i co teraz, ha? -zapytał Semen.
- E, wracam do chałupy. Nie wyszła nam dzisiaj balanga.
- Może pojadę z tobą?
- Sam sobie poradzę.
Po drodze zaopatrzył się w jeszcze jedną butelkę wódki, dzięki czemu nie poczuł zmęczenia, a nawet, jeśli się zmachał, włażąc na swoją górę, to i tak tego później nie pamiętał. Dotarłszy uwalił się do swojego barłogu i zapadł w sen. A koń sam wrócił do domu.
Obudził się dość wcześnie rano. Przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych, bowiem jakiś łobuz wykorzystując jego mocny sen związał do starannie. Łobuz siedział sobie na stole i ostrzył długi nóż o kawałek skórzanego pasa.

_______________________________

1.Bajeczka dla wnuczka Płomień pod blachą pieca przygasał. Syn Jakuba, Marek objął swoją żonę ramieniem.
- Tatko? - zagadnął.
- Haw?
- Idziemy na nocny spacer. Może byś tak uśpił wnuka?
Stary kłusownik poskrobał się po głowie.
- Żaden problem.
Spod ławy w kuchni, na której siedział wydobył młot kowalski i zrogowaciałym paznokciem zeskrobał z niego jakieś paprochy.
- Chińską narkozę mu dam - zaproponował.
Syn wyjął starcowi młot z ręki i wyrzucił przez otwarte okno.
- Masz być delikatny. Znasz takie słowo?
Jakub łypnął swoimi wodnistobłękitnymi oczyma.
- Delikatny. Nu pewnie, że rozumiem. Jeszcze za mały, żeby brać po łbie na uspokojenie, haw?
- Otóż to.
- Nu, jest metoda. Upiję go bimbrem do nieprzytomności.
Synowa zemdlała. Docucili ją z trudem.
- Pani wybaczy - powiedział starzec. - To tylko takie zwyrodniałe poczucie humoru. Bajkę mu opowiem. O czerwonym Kapturku, albo o Jasiu i Małgosi. Znam bajek bez liku.
Nieco uspokojeni rodzice poszli sobie, a on wszedł do pokoju, gdzie leżał jego sześcioletni wnuk.
- Nu i co ty? - Zagadnął. - Spać ci się nie chce?
- Nie - odpowiedział mały Maciuś. - Opowiesz mi coś?
- A, co byś chciał usłyszeć?
- Tę historię o tym jak wypuszczałeś ze Szwabów krew wiadrami i nosiłeś te wiadra...
- Na tę historię jesteś jeszcze za mały.
- To może tę jak przegryzłeś gardło...
- Na tą też jesteś za mały. Opowiem ci bajkę.
- Nie chcę bajki. Wolę coś prawdziwego.
- Ale wybrzydzasz. No dobrze. Będzie prawdziwa historia, o tym jak to było z Czerwonym Kapturkiem.
- E, znam tą bajkę na pamięć.
- Znasz wersję ocenzurowaną - wyjaśnił mu dziadek z godnością.
- Co to znaczy ocenzurowaną?
- No taką, z której wycięto najważniejsze fragmenty, żeby się dzieciom nie śniły.
- To tak, jak w artykułach o tobie dziadku? „Znany pasożyt społeczny ze Starego Majdanu Jakub W.?” Tata zawsze mówi, że gdyby pisali wszystko, to nikt by nie uwierzył.
- Co? - zdziwił się.
- Tata ma całą teczkę artykułów z lokalnej prasy. „Znany w okolicy jako hiena cmentarna Jakub W...”
- Uch pismaki przeklęte! Nie wierz w to, co tam piszą. Dobra?
- Zgoda. Ale zacznij opowiadać, bo zaraz zasnę.
- To może zaśniesz bez opowiadania?
- Nie. Chcę bajkę. To znaczy tę prawdę o Czerwonym Kapturku.
Jakub wydobył z kieszeni manierkę odkręcił nakrętkę i pociągnął z lubością siedemdziesięcioprocentowego samogonu.
- A, więc było to tak. Dwieście lat temu w leśniczówce...
- W jakiej leśniczówce?
- W tej koło szosy na Chełm. W leśniczówce żyła sobie staruszka. We dnie mieszkała w chatce, a w nocy nago latała na miotle... Nie to nie tak. Żyła sobie staruszka. Pewnego razu Cechmistrz szkoły katów wezwał do siebie czeladnika...
- Dlaczego szkoły katów?
- Bo kaci chodzili w czerwonych kapturach. Trzeba trochę myśleć.
- Wezwał czeladnika. Jak się ten czeladnik nazywał?
Jakub pociągnął z manierki kolejny łyk na odświeżenie pamięci.
- Nazywał się zupełnie zwyczajnie. Maciuś tak jak ty.
- Aha. I co było dalej?
- Wziął Maciuś maczugę, metalowy kastet, karabin...
- Oszukujesz dziadku. W tamtych czasach nie było jeszcze karabinów.
- Jak umiesz lepiej opowiadać, to może się zamienimy.
- No dobrze niech ci będzie ten karabin, a jaki on był?
- A pepeszka.
- Lepszy byłby amerykański.
- Wtedy jeszcze nie było Ameryki. Znaczy Kolumb nie dopłynął. Więc poszedł przez las.
- A nie miał ze sobą koszyka?
- Miał.
- A w środku? Co było w środku koszyka?
- No wiadomo. Chlebuś z drabinką sznurową w środku, ciasto nadziane pilnikami, słoik z miodem, a w miodzie dynamit...
- Dziadku?
- Tak?
- A były w nim lekarstwa dla staruszki?
- A tak. Był arszenik i cyjanek i strychnina...
- Zaraz czegoś nie rozumiem. Po co był ten pilnik i drabinka sznurowa?
- Żeby babcia mogła prysnąć z ciupy.
- To ona nie siedziała w chatce tylko w ciupie?
To faktycznie był problem. Jakub wydobył zza pieca flaszkę piwa „Perła” i otworzywszy o kant łóżka wnusia pociągnął kilka łyków. Oczywiście ten wspaniały napój natychmiast rozjaśnił mroki jego umysłu.
- Na oczywiście. W tamtych czasach tam nie było chatki tylko nieduży zameczek.
- Aha. A arszenik to trucizna?
- Żeby otruć okrutnych strażników.
- To znaczy, że kaci byli wrogami klawiszy?
To zaczynało się robić coraz trudniejsze. Butelka poszła cała zanim dziadek wydedukował właściwe rozwiązanie.

____________________

Za udostępnienie fragmentów dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów (www.fabryka.pl)


Dodano: 2006-04-06 18:55:24
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS