NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Miela, Agnieszka - "Krew Wilka"

Robinson, Kim Stanley - "Czerwony Mars" (Wymiary)

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki


Posąg

- Na co czekasz, stary? Droga wolna, nic nam nie grozi....
- Właśnie to mi się nie podoba, żadnych strażników, żadnych krat.
- O co ci chodzi?
Lekki świst doszedł do ich uszu, mała strzałka wbiła się w kij, którym dotknął delikatnie płytę podłogi. Mężczyźni wymienili spojrzenia.
- O to.
W odpowiedzi usłyszał głośne przełykanie śliny. Sięgnął do grota strzałki, przejechał palcami.
- Trucizna.
- Ja pierdykam...
- Nie pierdykaj, tylko kombinuj jak tu się przedostać - spojrzał na sufit, przyjrzał się kolumnom. Sala miała kształt koła, w którym znajdowały się trzy okręgi kolumn- jeden w drugim. Punktem centralnym był posąg, który przedstawiał siedzącego na tronie starca. Starzec miał złotą koronę na głowie, w jednej ręce trzymał miecz oparty o ziemię, drugą przykrywał szkatułkę. Miecz, korona i szkatułka nie były wykute z kamienia. Do posągu dzieliło ich jakieś dwadzieścia metrów. Dwadzieścia metrów posadzki najeżonej pułapkami. Wyjął z torby linę.
- Widzisz tamten hak na pochodnię?
- Tak. Mam nadzieję, że wytrzyma.
- Dawno nic w pysku nie miałem, nie sądzę, bym stanowił duże obciążenie dla tego kawałka żelastwa - cisnął pętle w stronę haka umieszczonego na jednej z kolumn stanowiących zewnętrzny pierścień. Pętla przeleciała obok i upadła na ziemię. Znowu usłyszeli syk wypluwanych strzałek. Rzucił ponownie. Pętla zawisła na haku. Naciągnął linę, szarpnął nią na próbę. Hak był mocno osadzony w marmurowej kolumnie. Kawał dobrej roboty. Odetchnął, pomodlił się w myślach. Skoczył do góry starając się jak najwyżej schwycić linę. Lina pociągnęła go w stronę kolumny. Z głośnym jękiem uderzył w jej cylindryczne oblicze i chwycił się rozpaczliwie jej kształtów.
- No i co dalej? - Odparł stojący na skraju okręgu. Tamten nic nie odpowiedział, tylko uczepił się liny i zaczął się szybko po niej wspinać. Schwycił hak, podciągnął linę i złapał za jej drugi koniec. Zawisł na jednej ręce. Wcześniej przygotowana pętla na drugim końcu liny pofrunęła w stronę następnego okręgu kolumn. Zaczepiła się o kolejny hak. Mężczyzna zaczął wędrówkę do środkowego pierścienia kolumn. Nie miał czasu oglądać się na towarzysza, który znalazł starą, pustą beczkę. Odbił z beczki dno, wszedł do niej i podniósł ją lekko. Z tak zaimprowizowaną osłoną zaczął ostrożną wędrówkę po posadce. Syczące strzałki wbijały się w ściany beczki nie dochodząc do celu, do intruza osłoniętego w jej środku. Pierwszy mężczyzna właśnie dotarł do posągu lądując na jego kolanach, odwrócił się w stronę towarzysza.
- To ja tu latam jak idiota i rozbijam się o kolumny. Mogłeś mi wcześniej przedstawić swój pomysł!
- Czy ja ci w czymś przeszkadzam? - Odparł z przekąsem, kiedy dotarł do posągu. Zewnętrzna część beczki była przyozdobiona lasem małych czarnych strzałek. Mężczyzna wygramolił się ze swojego „pancerza” i wskoczył na kolana posągowi. Posąg mierzył jakieś dwa metry wysokości.
- Ty bierz się za koronę, ja spróbuję sforsować szkatułkę.
- Tylko uważaj, ktoś naprawdę postarał się, żeby nikomu nie udało się tak spokojnie dostać do skarbów w tej świątyni.
- Mnie to tłumaczysz?
- Wiem, wiem. Tobie udało się wykraść złoty ząb Wielkiego Hegemona ze świątyni w Utypie.
- A tak! To był najlepszy interes w moim życiu. Stałem się sławny i od tamtego momentu zlecenia posypały się jak z rękawa.
- Sława nie pomaga złodziejom.
- Nie bój nic, Shrama. Nic mi nie groziło. Nie oni pierwsi rzucili na mnie klątwę i nie oni jedyni polują na moją głowę. A od tego momentu zdołałem zapewnić sobie dostatek dzięki kolejnym zleceniom.
- Jak ci idzie z tą szkatułką?
- Nieźle, prosty zamek, tylko ta ręka nie chce się ruszyć. Jak to cholerstwo ruszyć, żadnych zawiasów, nie wygląda ona na ruchomą.
- Koronę trza będzie chyba młotem odbijać.
- Tak samo jak tą łapę.
- Żeby teraz nas kto widział... - Uśmiechnął się Shrama. - Dwóch złodziei siedzi na kolanach sędziwemu królowi i próbuje mu odłupać kawał głowy i ręki.
- Wyglądamy może śmiesznie, ale zarobimy na tym poważnie jak się uda, więc postaraj się!
- Wasyl, a jak tam nie będzie tego?
- Musi być. Widziałeś ten pergamin na własne oczy. Dwa lata zajęło mi znalezienie wejścia do tej świątyni, ktoś się nieźle postarał, by nikt nigdy jej nie odnalazł. Nie wmówisz mi, że na darmo ktoś postawił te wszystkie pułapki. – Odparł z irytacją w głosie. Nagle ręka posągu uniosła się do góry, wieko szkatułki odskoczyło. Zaskoczony Wasyl o mało nie zleciał z posągu.
- Kurwa mać!
Shrama zajrzał do szkatułki. Uśmiechnął się.
- A jednak...
Posąg zadrżał. Złodzieje spojrzeli po sobie.
- Co jest?
- Nie ruszaj się!
Posąg znowu zadrżał.
- On się rusza.
- On zjeżdża w dół!
- O cholera!
Rzeczywiście, posąg znikał w podłodze. Spanikowani mężczyźni na próżno szukali drogi ucieczki. Beczka została strzaskana, lina pękła podczas opuszczania się posągu.
- Wasyl, co teraz?!
- Zamknij się, widzisz, że myślę!
- Wasyl, my się zapadamy!
- Widzę przecież!
Posąg wyraźnie opuszczał się w dół w dość szybkim tempie. Pod główną salą znajdowała się druga komnata. O takim samym kształcie, pozbawiona kolumn i zdecydowanie niższa. Jej posadzka usłana była kośćmi i czaszkami. Posąg zatrzymał się. Spojrzeli do góry. Dziura, z której się opuścili właśnie się zamykała. W komnacie utrzymywał się lekki półmrok.
- No to mamy przerąbane.
Wasyl nic nie powiedział, rzucił młotek na ziemię. Nic się nie stało, usłyszeli tylko głuchy stuk i echo dźwięku upadającego młotka. Zeskoczył na ziemię. Otrzepał spodnie z kurzu, po czym wyciągnął i zapalił pochodnię.
- Złaź na dół! Musimy znaleźć inne wyjście.
- I po co się dałem namówić? Teraz zgniję w jakiejś zapomnianej dziurze!
- Nie rycz, mały. Znajdziemy wyjście.
- Tak jak ci, których kości właśnie depczemy?
- Nie bój nic - podniósł jedną kość. - Widzisz te zarysowania? To od miecza, albo czegoś podobnego. Nic poza posągiem tu miecza nie posiada. Pewnie to kości ofiar składanych bogom.
- Jakoś nie dodałeś mi otuchy.
- Rety, zejdziesz z tego posągu?
Shrama zeskoczył. Ze strachem spojrzał na dywan kości i czaszek. Wasyl studiował powierzchnię ściany. Shrama podszedł do niego.
- Czego szukasz?
- Czegoś do jedzenia... Czego mogę szukać? Wyjścia, kutwa, nie mam zamiaru słuchać twojego ględzenia! Pomógłbyś....
Shrama burknął coś pod nosem i zaczął studiować prawą część ściany. Przez piętnaście minut badali powierzchnie ścian w kompletnej ciszy.
- Nic!
- Ja też niczego nie znalazłem - odparł Wasyl i odwrócił się do środka. Zastygł w pełnym napięcia bezruchu. Jego wzrok wbity był w posąg. Shrama podążył za jego wzrokiem i ujrzał postać stojącego króla. Stojącego! Kiedy dotarła do niego ta informacja, poczuł jak nogi się pod nim uginają i plecy czują ogromne przyciąganie do ściany. Kamienny posąg przedstawiał teraz postać stojącego króla z mieczem wciąż opartym o ziemię. Szkatułka spoczywała spokojnie w drugiej dłoni. Była na powrót zamknięta.
- Wasyl, czy mi się wydaje, czy...
- Nie wydaje ci się! - Złodziej wyszarpnął klingę z pochwy. To samo uczynił jego kompan. Ostrożnie zbliżyli się do posągu. Wyraz twarzy i ułożenie szat pozostały bez zmian. Jedyna różnica polegała na tym, że posąg przedstawiał teraz stojącą postać, za którą stał kamienny tron. Złodzieje studiowali każdy centymetr budowy figury. Upewniali się uderzeniami kling, że posąg na pewno został wykonany z kamienia i nie wygląda na takiego, który może się poruszyć.
- Może jak byliśmy zajęci, to po cichu nasz posąg zniknął w posadzce, a ten się tu z nim miejscami zamienił? - Zasugerował Shrama.
- Usłyszelibyśmy cokolwiek.
- Wiesz, byliśmy zajęci szukaniem wyjścia...
- Pies go trącał. Niech się zamienia, niech se łazi, tak czy owak ja się stąd wynoszę. Wasyl wrócił do badania ściany. Shrama przyglądał się wciąż pomnikowi, nie chcąc spuszczać go z oka. Pomnik jednak nie zmieniał dalej swojej pozycji. Stał tam tak, jak go zobaczyli.
- Pomożesz mi, czy będziesz się gapił na niego? - Sapnął zniecierpliwiony Wasyl. – Chyba coś znalazłem, ale musisz mi pomóc!
Na te słowa Shrama odwrócił się i podbiegł do Wasyla próbującego wyciągnąć jakiś kamień. Kamień najwyraźniej był obluzowany, ale jego wielkość wymagała współpracy czterech rąk. Złodzieje ciężko pracowali przez dobre piętnaście minut, aż w końcu kamień upadł z głuchym łoskotem na ziemię. W ścianie zionął czarny otwór średnicy pozwalającej przecisnąć się jednej osobie. Wasyl wetknął weń pochodnię. Za ścianą znajdował się jakiś korytarz. Wasyl rzucił pochodnię, by ta upadła na ziemię dostarczając światła po drugiej stronie. Wyciągnął ze swojego tobołka kolejną i ją zapalił.
- Czy mi się wydaje... - Zaczął Shrama, po czym pędem rzucił się do dziury i zaczął się przez nią szybko przeciskać. Wasyl odwrócił wzrok do posągu.
Posąg celował w ich stronę mieczem. Był dobre dwa metry bliżej. Stał, twarz miał skierowaną cały czas w tym samym kierunku, nie zmienił się jej wyraz. Miecz trzymany w wyprostowanej ku nim dłoni celował prosto w jego głowę. Wasyl mimowolnie zszedł z promienia wyznaczonego przez ostrze. Nie spanikował. Był wściekły.
- Co jest do jasnej cholery?! O co tutaj chodzi?! Posągi same nie łażą! A jak już łażą to nie kryją się z tym! - Podbiegł wrzeszcząc prosto w oblicze pomnika. Mądry i wciąż spokojny król, którego oblicze przedstawiała figura, stał niewzruszony na krzyki poirytowanego złodzieja.
- Odrąbię ci to łapsko! Jak pragnę życia, odrobię ci to paskudne łapsko i odechce ci się z nami bawić! - Wrzasnął wściekle i z furią machnął na odlew mieczem celując w dłoń dźwigającą ogromną klingę. Ostrze jego miecza zawyło i huknęło z ogromną siłą w cel. Wasyl zawył i opadł na ziemię. Jego miecz rozleciał się na drzazgi, rękojeść upadła na ziemię. Wasyl trzymał się za prawą dłoń. Spojrzał na króla. Król nie zmienił pozycji, nie zmienił wyrazu twarzy, nadal dźwigał potężny miecz celujący w stronę jedynego wyjścia.
- Wasyl! Zostaw go, uciekajmy!- Krzyknął Shrama. Złodziej uniósł się z posadzki i ruszył chwiejnym krokiem w stronę dziury. Dobiegł do niej i zaczął się przez nią przeciskać. Był jednak potężniejszy w korpusie od Shramy.
- Pomóż mi do cholery! Nie mogę się przebić! Pociągnij mnie no... – Jęknął, kiedy udało mu się przepchnąć do piersi i wyciągnąć drugą rękę. Shrama chwycił kompana za ręce i zaczął ciągnąć z całej siły. Wasyl wrzasnął z bólu. Jego ciałem wstrząsnęły dreszcze.
- Już mocniej nie mogę.
- Ciągnij, cholera!
- Nie mam sił....
- Ciągnij! Ja tu kurwa nie chcę zostać... - Ostatnie słowo ugrzęzło mu w gardle. Oczy niewiarygodnie się powiększyły. W ich dnie Shrama zobaczył najpierw zaskoczenie, potem strach a na końcu ból. Nagle Wasyl uśmiechnął się:
- Wiesz jaką klątwę na mnie rzucili? – Powiedział gasnącym głosem.- Zabije mnie kamienny król ze złotą koroną. To przecież absurd... - Jego ciało nagle zostało pchnięte niewidzialną siłą i przeszło przez dziurę. Jednak opadło bezwładne na ziemię, a z ust poleciała krew. Wtedy Shrama zobaczył ostrze, którego koniec pokryty krwią sterczał z czeluści otworu. Shrama rzucił się do ucieczki. Biegł przed siebie. Biegł na złamanie karku, biegł na oślep, bez zastanowienia, bez celu. Nie oglądał się, nie myślał o tym, co czaiło się za jego plecami. Zobaczył jakieś wrota po lewej stronie, a schody po prawej. Szarpnął rozpaczliwie za skrzydło wrót. Wrota ustąpiły niechętnie. Zobaczył salę usłaną szkieletami. Na środku stał kamienny tron. Pusty tron. Shrama zadrżał. Rzucił rozpaczliwe spojrzenie po sali. Zobaczył ogromną wyrwę w jednej z przeciwległych ścian. Poczuł chłód na plecach. Zerwał się do biegu. Pochodnia powoli się dopalała. Wbiegł po schodach wprost pod masywne wrota. Stare, potężne, drewniane skrzydła były dwa razy wyższe od niego. Pociągnął jedno ze skrzydeł. Usłyszał głośny jęk protestu starych desek. Przed nim znajdowała się jakaś komnata. Wszedł i zobaczył kolejne trzy pary takich samych wrót. Każde skierowane w inną stronę. Cztery wyjścia, cztery możliwości. Wracać nie chciał, szarpnął za wrota przed sobą. Ten sam jęk protestu starego drewna. Żółte światło pochodni padło na potężne oblicze kamiennego rycerza opierającego się o topór. Shrama przełknął nerwowo ślinę. Zatrzasnął wrota i pobiegł do znajdujących się po prawej stronie. Za nimi stanął twarzą przed kamiennym łucznikiem.
- Ja już nie chcę! - Wrzasnął z rozpaczą i zatrzasnął wrota. Ominął wejście, z którego przybył i pobiegł do przeciwległego. Za nimi niemalże zderzył się z ogromną figurą wojownika uzbrojonego w młot. Zamknął wrota. Padł na środku komnaty i zaczął wrzeszczeć. Łamiącym się głosem krzyknął:
- Ja nie chcę umrzeć! - Spojrzał na końcówkę pochodni, której płomień nikł w oczach. W komnacie robiło się coraz ciemniej. Mrok powoli otulał całą czeluść pomieszczenia. Shrama zaczął płakać. Płomień zgasł. Zapanował mrok. Shrama zamilkł. Zapanowała cisza. Shrama poczuł, jak ogarnia go chłód. Chłód paniki, samotności. Zgasł ostatni promień nadziei. Coś uderzyło w drzwi. Równocześnie wszystkie osiem skrzydeł jęknęło. Złodziej łkał jak dziecko słuchając zgrzytu uchylających się wrót. Nagle nastała cisza. Nie było słychać ani szmeru, Shrama zdławił płacz i nasłuchiwał. Próbował przebić wzrokiem otaczającą go ciemność. Wyciągnął dłonie przed siebie. Drżące palce natrafiły na chłodną, twardą powierzchnię kamienia.
- Ja nie chcę umierać… - Wypowiedział te słowa ochrypłym, ale już opanowanym głosem. Potem już nic nie było słychać, nastała przerażająca chwila ciszy.
Chwila minęła.
Salę wypełnił krótki krzyk... gwałtownie przerwany: dźwięk umierania.


Autor: Cieślak, Jakub
Dodano: 2006-04-05 14:35:53
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS