Pierwsza książka Richarda Morgana pod tytułem „Modyfikowany węgiel” zdobyła sobie liczną rzeszę zwolenników w naszym kraju. Także drugi tom przygód Takeshiego Kovasca odbił się dosyć szerokim echem. Osobiście nie byłem zwolennikiem tych książek, nie potrafiły mnie zainteresować i wciągnąć, a w dodatku przedstawiony świat i fabuła były z logiką na bakier. W „Siłach rynku” angielski autor nie ciągnie dalej historii Kovacsa, ale prezentuje zupełnie inną opowieść dziejącą się w niedalekiej przyszłości na Ziemi rządzonej przez wielkie korporacje. Tematyka wydała się interesująca więc postanowiłem dać Morganowi jeszcze jedną szansę. I nie żałuję – „Siły rynku” trafiły w moje gusta znacznie bardziej niż głośny „Modyfikowany węgiel”.
Jak już wspomniałem, najnowsza książka Morgana wydana na naszym rynku dzieje się w świecie rządzonym przez olbrzymie korporacje finansowe. Odkryto, że największe zyski czerpie się z finansowania konfliktów wojskowych w Trzecim Świecie. Firma wybiera pasującego jej partyzanta, wspiera go, daje mu broń, a gdy zostanie on głową państwa, w ramach wdzięczności gwarantuje swemu dobroczyńcy zadośuczynienie - na przykład jakiś ułamek PKB kraju. Prawda, że proste?
Oczywiście konkurencja na rynku Inwestycji Konfliktowych jest ogromna. Rywalizacja przebiega zarówno między konsorcjami jak i pracownikami jednej firmy. Walka o kontrakty i stanowiska przebiega w dość nieoczekiwany sposób – są to wyścigi potężnych, opancerzonych samochodów. Coś, co kiedyś było czystą sportową rywalizacją, obecnie sprowadza się do zmasakrowania przeciwnika. W końcu trup nie może ponownie stanąć w szranki, nieprawdaż?
Powiem szczerze, że ten element powieści wzbudził we mnie najwięcej obiekcji. Jak sam autor przyznaje, ten pomysł powstał pod wpływem dwóch skądinąd świetnych filmów – „Mad Maksa” i „Rollerballa”. Jest to bez wątpienia widowiskowe dla czytelnika i z przyjemnością śledzi się pojedynki na szosie, ale gdy się głębiej zastanowić, to absurdem jest stwierdzenie, że świetny kierowca będzie zarazem doskonałym biznesmenem – a pamiętajmy, że dla pracowników korporacji liczy się przede wszystkim zarabianie ogromnych pieniędzy – dla firmy, akcjonariuszy, udziałowców, a przez to rzecz jasna także dla siebie.
Chris Faulkner właśnie został pracownikiem Shorn Associates, najtwardszego gracza na rynku. Nowa praca wymaga od niego zmiany osobowości. Jeśli chce osiągnąć sukces, musi stać się bezwzględny, zdradzić dawne ideały. Postać Chrisa to studium typowego człowieka wywodzącego się z dzielnic biedoty. Gdy się z nich wyrywa, jego największą obawą jest powrót do nich. Morgan nie przekazuje tego wprost, ale da się to wyczytać między wierszami. W Shorn Chris jest zachwycony nowymi możliwościami, władzą i pieniędzmi. Zatraca się w pogoni za karierą, upodobniając się do kolegów z pracy. Rzutuje to na jego małżeństwo, które zaczyna przeżywać poważny kryzys. Będzie musiał wybierać między żoną a pracą i związanymi z nią korzyściami.
Richard Morgan w „Siłach rynku” jednoznacznie definiuje swoje poglądy na temat świata biznesu. Czy to jest dobre rozwiązanie? Są osoby, które uważają, że autor nie powinien opowiadać się kategorycznie po jednej ze stron, a raczej dyskretnie, za pomocą delikatnych zabiegów, przemawiać do czytelnika. Morgan tego nie zrobił, z subtelnością młota pneumatycznego wbija nam do głowy, że pogoń za pieniędzmi i władzą jest zła, że niszczy jednostki, tłumi ciekawe osobowości, przeżuwa i wypluwa ludzi podobnych jak dwie krople wody, działających w zaprogramowany sposób. Nie da się ukryć, że jest to trochę nachalne, ale jeśli podejdzie się do poglądów Morgana z dystansem, to nie przeszkadza to w lekturze.
Książki Morgana nie grzeszą przesadną logiką. W tym przypadku jest tak samo. Już pisałem, co myślę o rozstrzyganiu przetargów za pomocą taranowania się samochodami. Autor co prawda stara się to jakoś tłumaczyć – że to niby jest dobór naturalny, selekcja najtwardszych, pomysł na rozwiązanie problemów z bezrobociem (!), ale nie jest to za grosz przekonujące, co najwyżej śmieszne.
Także wizja świata w nieodległej przyszłości nie budzi mego pełnego zaufania. Stwierdzenie, że Ziemią będą rządzić wielkie międzynarodowe korporacje, mogące dyktować warunki rządom, jest zgodne z obecnymi trendami, ale taka interpolacja jest chyba zbyt daleko posunięta. Takie przewidywania wielokrotnie już się nie sprawdzały, ale przecież każdy ma prawo do własnej wizji, prawda?
„Siły rynku” czyta się błyskawicznie. Posiadają ciekawą i wciągającą fabułę, okraszoną, jak to zwykle u Morgana, więcej niż odrobiną seksu. Pod względem literackim autor jest średniakiem, ale potrafi się doskonale sprzedać. Do „Modyfikowanego węgla” nie byłem przekonany, ale „Siły rynku” spełniły moje oczekiwania. W tej książce nie ma głębokich myśli (co najwyżej mało oryginalne przemyślenia autora), ale plastyczne opisy i wartka akcja z nawiązką zapewniają potrzebę rozrywki. Jednym słowem - kawał dobrej roboty!