Świetna rzecz. Mądra, piękna i przystępna – tak określiłbym ją w skrócie.
Akcja powieści będącej socjologiczną science fiction (której to na naszym rodzimym poletku ów autor był zresztą prekursorem), dzieje się w świecie Argolandu, w społeczeństwie zhierarchizowanym, podzielonym na klasy. Jak dokładnie wygląda ten podział, jakie rządzą nim mechanizmy, przeczytać musicie sami. Stopniowe odkrywanie tajemnicy stanowi bowiem clou całego utworu i winno być pozostawione czytelnikowi. Powiem tylko, że mało rzeczy okazuje się być takimi, jakimi zdawały się na początku książki. Świat przedstawiony poznajemy oczami głównego bohatera „Limes inferior” – Sneera, czyli alter ego Adama Wiśniewskiego-Snerga – przyjaciela autora. Sneer wykonuje zawód liftera, tzn. osoby użyczającej za odpowiednią opłatą inteligencji i sprytu innym, niezadowolonym ze społecznego statusu mieszkańcom Argolandu. Działalność legalna nie jest, zatem w końcu Sneerem zaczynają interesować się organa ścigania...
Rzecz napisana jest lekko i sprawnie, czyta się niemal jednym tchem. Fabuła sklecona bardzo dobrze – nie ma dłużyzn, przestojów; autor umiejętnie, krok po kroku, odkrywa przed nami kolejne elementy misternie zaplanowanej układanki. Dodatkowo, jako że jest to fantastyka socjologiczna, nie występuje tu – ogólnie dość częste w SF – przesycenie utworu różnego rodzaju terminami i gadżetami technologicznymi, które służą zazwyczaj li tylko ukazaniu szerokiej wiedzy bądź wyobraźni autora, nie podnosząc jednakowoż przy tym wartości utworu. „Limes inferior” jest tej wady wyzbyte, co stanowi, myślę, zachętę dla osób zazwyczaj od SF stroniących. Wartym podkreślenia jest fakt, iż tekst - mimo że powstał z górą dwie dekady temu - w zasadzie ani o jotę się nie zdezaktualizował; ba, niektóre zaproponowane przez autora rozwiązania/pomysły/idee (np. Klucz, będący czymś w rodzaju bardziej zaawansowanej karty kredytowej), wydają się tu i teraz, na naszych oczach, spełniać - lub zmierzać w przedstawionym przez Janusza A. Zajdla kierunku.
Parę słów o budzącym wiele emocji zakończeniu. Otóż spotkałem się z opinią, iż nie pasuje ono do reszty utworu, że jest sztuczne, że tandetne. Pozwolę sobie nie zgodzić się z tym poglądem. Środki literackie, jakich autor użył do zamknięcia utworu, wzbogacają go pod względem artystycznym, każą na nowo spojrzeć na wcześniejsze wydarzenia, na całość książki. Przydają powieści stosunkowo rzadkiego w sf - poetyckiego wymiaru. Natomiast inną sprawą jest, że fabuła w ostatnich partiach utworu mocno przyspiesza - na dziesięciu czy dwudziestu stronach Zajdel zamknął historię, która spokojnie mogłaby toczyć się swoim rytmem przez sto lub więcej zapełnianych zgrabną prozą kartek. Ergo, jeśli sam miałbym postawić „Limes inferior” jakiś zarzut, to taki, że autor chyba zbyt szybko – po macoszemu traktując niektóre wątki – do owego zakończenia przeszedł.
Samemu finiszując chciałbym przestrzec wszystkich, którzy mają zamiar dopiero powieść przeczytać. Jeśli nabędziecie - lub już posiadacie - egzemplarz książki wydany przez SuperNOWĄ, to altruistycznie radzę: nie czytajcie opisu z tyłu okładki. Ten bowiem streszcza z fabuły tyle, że potem jedynie treść ostatnich kilkudziesięciu stron może stanowić dla czytelnika jakiekolwiek zaskoczenie.
Natomiast sama powieść to rzecz naprawdę znakomita. Dlatego gorąco "Limes inferior" polecam; mając nadzieję, że zachęci was do sięgnięcia po kolejne błyskotliwe teksty Janusza A. Zajdla. „Cylinder van Troffa”, „Wyjście z cienia” czy „Paradyzja” wciąż cierpliwie czekają na nowych odkrywców.
Ocena: 8/10
Autor:
Mateusz Wodyk
Dodano: 2006-03-26 20:33:39