NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

LaValle, Victor - "Samotne kobiety"

Moorcock, Michael - "Elryk z Melniboné"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Brzezińska, Anna - "Woda na sicie"
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: Wrzesień 2018
ISBN: 978-83-08-06549-5
Oprawa: twarda
Format: 145×205 mm
Liczba stron: 352
Cena: 39,90 zł



Brzezińska, Anna - "Woda na sicie"

W wiosce Cinabro w parafii Sangreale, w konsekrowanej sali trybunału, w czwartek dnia czternastego maja, w wigilię święta Sancte Benedicte, męczenniczki, patronki ubogich panien, doktor Abbandonato di San Celeste, przewodniczący temu trybunałowi, w obecności inkwizytorów Unghi di Varano i Sarto di Serafiore, jak również świadków, padre Felipe, prezbitera kościoła w rzeczonej parafii, oraz padre Leone, spowiednika i przewodnika duchowego Jego Ekscelencji Lippi di Spina, gubernatora parafii Sangreale, a także okolicznych włości, jak również padre Lapo, kaznodziei rzeczonego ekscelencji gubernatora, osób pobożnych i biegłych w prawie, nakazał, żeby została przyprowadzona niewiasta każąca się zwać La Vecchia, od roku przebywająca w tej parafii, wedle własnego oświadczenia córka tutejszej niewiasty z nieznanego ojca, licząca, jak zeznała, lat trzydzieści i pięć lub coś koło tego. Następnie formalnie zaprzysiężona do mówienia prawdy podczas tego słuchania oraz wszystkich kolejnych.

Odpowiadam, że podano mi i objaśniono w zupełności przyczyny, dla których postawiono mnie przed tym czcigodnym sądem, i rozumiem, że stało się tak z powodu martwego mnicha, lecz nie mam w tej sprawie żadnej wiedzy i nie mogę odpowiadać za jego śmierć, gdyż trudy i dolegliwości ziemskiego żywota pozbawiły mnie sił niezbędnych, żeby zarżnąć i sprawić jak owcę mężczyznę krzepkiego i w sile wieku. Nie mogę wam pomóc w żaden inny sposób, jak tylko stając się waszą przewodniczką po czterech osadach rozlokowanych na zboczach wokół Intestini i od wieków zamieszkanych przez oświeconych, choć sama z całą stanowczością odżegnuję się od wyznawanej przez nich herezji, bo porzuciłam ją wiele lat temu, kiedy odeszłam z wioski zwanej Cynober, żeby wieść życie na nizinach, wśród czcicieli świętych, mnichów od sandałów i kadzidlanych kościołów. Zachowałam jednak wiedzę o tym, co się wydarzyło w czasach mojej młodości, a także potem aż po dzień obecny, i jeśli tylko wyrazicie chęć, objaśnię was we wszystkim jak najskrupulatniej, począwszy od dnia, kiedy matka pokazała mi smoka, wprawiwszy w ruch diabelskie żarna, co w wiele lat później przetarły waszego konfratra na drobną mąkę.
Odpowiadam zatem, że rankiem tamtego dnia matka położyła dłoń na mojej głowie, żeby mnie pobłogosławić, jak się czyni z dziećmi, chociaż bednarz Fosco i ta ladacznica Mafalda, jego żona, oraz cała reszta zgrai, która zbiegła się tutaj, żeby mnie oskarżać – a nie sądźcie, że mimo waszych wybiegów nie zdołałam odgadnąć ich imion! – już wówczas szczekała, że matka może tylko przekląć, a nie błogosławić, gdyż błogosławieństwo wypływa jedynie z czystej krwi, a nie od takich heretyckich kurew jak my. Sami więc, panie, widzicie, jeszcze wszyscy biegaliśmy po wzgórzach, wypasając kozy i łyskając spod koszul poobijanymi kolanami, gdy te oszczerstwa, które się dzisiaj przeciwko mnie wysuwa, już się rozkrzewiały jak perz, miały zatem dość czasu, żeby zakwitnąć i wydać owoce, i nie myślcie sobie, że zdołacie je tak od razu wyplenić, bo korzenie, niewidoczne, tkwią głęboko w ziemi. Tak się zresztą dzieje ze wszystkim, również ze śmiercią tego nieszczęśnika, brata Richelmo, którego teraz nazywacie świętym, lecz możecie go sobie zwać, jak chcecie, ale mnie nie był bratem i o jego świątobliwości też nie mam żadnej wiedzy. Bo i żaden był z niego święty, nie wystarczy wszak ujadać niczym pies i straszyć wieśniaków wiecznym potępieniem, żeby dorównać świętemu Calogero. Tak, panie, wasz konfrater Richelmo pożądał męczeństwa, bezwstydnie grzesząc pychą, która – jak powszechnie wiadomo – kroczy przed upadkiem. Widać czegoś się tam dogrzebał, kiedy obnosił po przysiółkach swoją wychudłą gębę i po psiemu wietrzył za soczystym gnatem grzechu. Lecz cokolwiek to było, powinno zostać zakryte, bo powszednie bluźnierstwo, herezja, cudzołóstwo i karczemne bójki nie wzbudzają wśród nas równie dotkliwej nienawiści jak ta, która dotknęła Richelmo. Dlatego wierzę, że to, co uczyniono Richelmo, wyrosło z wielkiej złości i sięgało wiele lat wstecz, być może aż do tego dnia, kiedy przed wiekami przodek hrabiego Desiderio zawarł z oświeconymi pakt, przesądzając o przyszłości naszej i całych Intestini. Odpowiadam bez żadnego oporu i wstrętu, gdyż jest to rzecz powszechnie znana wśród nas, że w odległej przeszłości oświeceni przybyli w te strony, choć wielu mieszkańców nizin, skąd, łaskawy panie, pochodzicie wy i pozostali słudzy tego zacnego trybunału, woli przyjmować na wiarę, że zamieszkiwaliśmy tu od zarania świata i w istocie wywodzimy się od pradawnych ras, od nienawistników o grzbietach porośniętych sierścią, o ostrych kłach, psich pyskach i zatwardziałych sercach, którzy umęczyli świętego Calogero, kiedy wędrował przez góry, nawracając pogan i poskramiając potwory, i wskutek tej przerażającej zbrodni sami musieli umykać pod żelazem, póki nie znaleźli schronienia w tej dolinie. Sami jednak przyznajcie, że jest to doprawdy wielka łatwowierność ze strony waszych rodaków, którą może tłumaczyć jedynie nasze niezmierne oddalenie od waszego świata, i jeszcze większy fałsz, gdyż – jak naocznie widzicie – nikt z nas nie wdziewa psiego łba i nie tai pod sobą kudłatego ogona, chociaż oczywiście potrafimy po psiemu warczeć i kąsać, o czym się niezawodnie przekonał wasz konfrater Richelmo. W rzeczywistości bowiem przybyliśmy w te góry, kiedy były one jeszcze dzikie i puste po wytępieniu psiogłowców oraz innych pogańskich ludów, wiedzeni pragnieniem posiadania ziemi, którą uczynimy własną i tylko sobie poddaną, i gdzie będziemy mogli żyć w odosobnieniu, wedle własnych praw i własnego rozeznania, gdyż nasza wiara, czego nie ma potrzeby dowodzić, różni się od waszej i w miejscach gęsto zaludnionych przez czcicieli świętych ściągała na nas rozliczne prześladowania…
Przyznaję, że moja matka należała do oświeconych, co nie powinno stanowić dla was, panie, zaskoczenia, ponieważ tutejsza okolica od pokoleń podąża ścieżką światła. Wójtowie, juryści, poborcy podatkowi, nadzorcy szybów i strażnicy są po równo trąceni herezją, a wraz z nimi całe mrowie kowali, mistrzów ślusarskich, mechaników i kopaczy, aż po zwyczajnych pasterzy, służących, poganiaczy mułów oraz wieśniaków, którzy przez całe życie nie wydobyli ani grudki vermiglio, lecz rzucają w ziemię ziarno, aby obumarło i wydało plon, co, jak dobrze wiecie, spotyka także każdego z nas, choć dopiero po śmierci. Wszyscy oni roztaczają wokół siebie słodką woń herezji, lecz jak sami rozumiecie, do niedawna te ziemie były wyjęte spod władzy trybunału, do którego macie zaszczyt przynależeć, i żyliśmy pod własnym prawem. Odkąd jednak zbrakło hrabiego Desiderio, wiele paktów obróciło się wniwecz i braciszkowie w sandałach, a także tłuści mnisi weszli do Intestini, na zakazaną ziemię czerech wiosek oświeconych, na które od dawna zerkali pożądliwie i na próżno. Choć przyznam, że nasz biedny padre Felipe, skoro się już tutaj umościł jak kwoka na grzędzie, z początku starał się nie występować zbyt otwarcie przeciwko swym nowo pozyskanym heretyckim owieczkom, gdyż nawet do dobrego łatwiej wabić miodem niż rózgą. Dlatego tolerował w wiosce wizyty braci Lordoni, znanych kacerzy i bluźnierców, kiedy przed zimą schodzili z wysokich pastwisk. Rozmawiał z nimi przyjaźnie przed samym wejściem do świątyni, niby pod pozorem troski o ich dusze, mimo że w gruncie rzeczy chodziło wyłącznie o ich siostręEraclę, która handlowała owczymi serami. Niebawem doprowadził do tego, że została u niego focarią, jak mówią, opiekunką jego domowego ogniska, bo ksiądz, i nie łudźcie się, że jest inaczej, również potrzebuje kogoś, żeby mu warzył strawę, rąbał drwa, prał koszule i wygrzewał łoże. Dodam jednak, że powinien to czynić roztropnie i skrycie, gdyż honor kobiety jest utkany ze słów, godność mężczyzny zaś kryje się w jego czynach. Dodam również, że zacny padre Felipe rozumie to wyśmienicie, dlatego Eracla, za którą stoi dwóch braci oraz tłusta powaga proboszcza, pozostaje niewiastą godną szacunku, mimo że dobre dziesięć lat włóczyła się po górach, wycierając tyłkiem posłania w niezliczonych gospodach, wieśniaczych chatach, kryjówkach rapinatori i pasterskich szałasach, podczas gdy mnie nazywają kurwą oraz czarownicą…
Odpowiadam dalej, że tak, powiedziano mi, podobnie jak mówi się wszystkim dzieciom zrodzonym w czterech wioskach wokół Intestini – a wiedzcie, że ich nazwy zostały zaczerpnięte od odcieni vermiglio i brzmią Czerwień, Karmin, Cynober, Szkarłat – że światło duszy, jeśli rozniecić je wystarczająco mocno, nie gaśnie w człowieku, choćby zstąpił w głąb ziemi, w przeciwieństwie do ciała, które jest podatne na żelazo i ogień, przed czym nas tu ostatnio gorliwie przestrzegał Richelmo, mistrz tego samego trybunału, do którego przynależnością i wy się szczycicie. Światło duszy płonie w nas mocniej niż w kimkolwiek innym i sprawia, że oświeceni schodzą do Intestini i powracają z niezmąconym umysłem. Właśnie z tego powodu hrabia Bonaldo otoczył nas przed wiekami swoją opieką i wierzcie, że nie uczynił tego z dobrotliwości serca, lecz po to wyłącznie, byśmy dobywali dla niego vermiglio i uczynili jego ród bogatym oraz potężnym, co się wszak stało. Skoro zaś zachęcacie mnie, byśmy z tych zamierzchłych czasów powrócili do dni mojego dzieciństwa, wiedzcie, że niegodziwości mojej matki, jeśli istotnie je popełniła, nie ciążą na oświeconych. Starsi wioski, a wraz z nimi jej własny ojciec, wyklęli ją, kiedy urodziła pierwsze dziecko, córkę ze skazą bękarta za uchem, zupełnie jakby przysiadła tam ćma. Nadal bez trudu odszukacie ten wypukły, porowaty cień pomiędzy moimi włosami, zwłaszcza że wytarły się i przerzedziły od upływu czasu, ale, choćbyście nie wiem jak długo dźgali mnie szpilami i grozili wiecznym potępieniem, nie wymacacie tam żadnego czarostwa.

Tak przedstawia się prawda wypowiedziana przez rzeczoną La Vecchia pod przysięgą. Po tym jak została jej odczytana w obecności trzech świadków, oświadczyła ona, że jest zgodna z tym, co powiedziała. Oświadczyła również, że czyni to wyznanie z dobrej woli, nie chcąc nikomu zaszkodzić ani rzucić fałszywego oskarżenia. Zaprzysiężona do zachowania tajemnicy wobec własnych słów i pytań trybunału, obiecała ją zachować. Jako że sama pozostaje niepiśmienna, ja, Abbandonato di San Celeste, ordynariusz trybunału, poświadczam za nią własną ręką.



Dodano: 2018-08-31 14:22:46
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Lewandowski, Maciej - "Grzechòt"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS