NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Miela, Agnieszka - "Krew Wilka"

Kres, Feliks W. - "Szerń i Szerer. Zima przed burzą"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Weeks, Brent - "Krwawe zwierciadło"
Wydawnictwo: Mag
Cykl: Saga Powiernika Światła
Tytuł oryginału: The Blood Mirror
Tłumaczenie: Małgorzata Strzelec
Data wydania: Kwiecień 2017
ISBN: 978-83-7480-736-4
Oprawa: miękka
Liczba stron: 784
Cena: 49,00 zł
Rok wydania oryginału: 2016
Tom cyklu: 4



Weeks, Brent - "Krwawe zwierciadło"

Czwarta część „Powiernika Światła”, zgodnie z przewidywaniami zawartymi w recenzji części trzeciej, nie miała szans na dokończenie wątków i sfinalizowanie fabuły. Teraz już żadną nowością jest to, że finałowym tomem ma być ten piąty, który dopiero jest w trakcie powstawania. Brent Weeks pisze sprawnie i szybko, zatem być może w 2018 – 2019 zakończenie tego cyklu trafi na polski rynek.

Nie ma co jednak silić się na przewidywanie, czy rzeczywiście część piąta będzie ostatnią. Miała być nią część trzecia, potem czwarta. Zaraz się okaże, że w trosce o zadowolenie czytelników, którzy przecież zasługują na wszystko co najlepsze, autor postanowił napisać również część szóstą, aby wynagrodzić fanom czekanie. A może i siódmą. Kpiny te są nieco na wyrost, bo jednak w czwartej części autor nie rozwleka fabuły. Jest ona dosyć sprawnie prowadzona i naprawdę widać, że dokądś zmierza. Oby to była zapowiedź finału.

W czwartym tomie nie ma już jednego głównego bohatera. Ci, którzy „wzrastali” wraz z rozwojem fabuły, zajmują równorzędną pozycję względem Gavina Guile. Może nawet są wyżej, ponieważ w tym tomie Gavin był na drugim planie (z uwagi na to, w jakim położeniu się znalazł). Fabularnie powieść do budowy świata nie wnosi za wiele i bardzo dobrze. Autor „podarował” już czytelnikom dodatek, w którym opisał stworzony przez siebie system magiczny. Całkowicie niepotrzebnie, bo tak naprawdę do prawidłowego odbioru fabuły nie jest to niezbędne. I tak samo, jak przy lekturze poprzednich części, można sobie jego lekturę spokojnie darować. Kilkadziesiąt stron czytania mniej, a zadowolenie z lektury wcale nie spada. To zaleta, a nie wada. Cała mechanika działania systemu magicznego wynika po prostu z fabuły i tak być powinno. A do tego nie przytłacza ona treścią wydarzeń i wątków. Tak jak być powinno – więc nie ma również co przesadzać z nadmiernym wychwalaniem autora, że zmieścił się w pewnym standardzie.

O ile zatem wydarzenia toczą się tak, jak powinny (sprawnie, bez zbędnej zwłoki i w ciekawym kierunku), tak można się zżymać na to, że autor wprowadził do fabuły i uczynił jednym z jej motorów wątki rodem niemal z opery mydlanej. Trochę irytujące i odrzucające jest to, że przypadkowo/nieprzypadkowo dużo w tej powieści „objawień” rodzinnych typu zaginiony syn, „zapomniany” brat, którzy objawiają się jako fabularne twisty. I można byłoby na to przymknąć oko, ale to nie działa tak, jak chyba powinno działać. W miarę rozwoju powieści autor wprowadza te nowe postacie i może na początku to działa nieźle (w pierwszym tomie brat okazuje się nie tym bratem, którym „powinien”), ale potem efekt zaskoczenia zamienia się w efekt, który można określić wszystko mówiącym skrótem: WTF. Zamiast zaskakiwać, zaczyna to śmieszyć bądź nużyć. A to, że kolejny bohater, gdzieś z drugiego planu, okazuje się nie tym, kim wydaje się na początku, jest już powtarzalne. Ciekawe, kto w piątej części okaże się nie tym, kim był na początku. W końcu cała ta fabuła – uwaga, lekki spoiler – sprowadza się do konfliktu rodzinnego. Wobec tego powinny się z tym wiązać jakieś psychologiczne perturbacje, jakieś skrywane dramaty, jakieś emocjonalne „splątania”. Ale tak się nie dzieje i te powiązania w zasadzie mają działać tylko jako element zaskoczenia, z którego nic na dłuższą metę nie wynika, a wszystko jest powierzchowne. Oczywiście, pewność odnośnie tego można mieć dopiero po przeczytaniu ostatniego tomu. Ale patrząc z perspektywy tych czterech już znanych, raczej nie będzie niespodzianek. Brent Weeks pisze bowiem czysto rozrywkową fantasy, która wielkich ambicji nie ma.

Mimo to autor potrafi zaskoczyć i nawet zawstydzić recenzenta odrobinę zmanierowanego ocenianiem tego typu fantasy. Kiedy w fabule pojawia się pewien problem stojący na drodze do cielesnego szczęścia dwojga bohaterów nie sposób się nie zżymać taką „przeszkodą”, uznając ją za przesadzone fabularnie komplikowanie prostych spraw. Potem jednak czytelnik dociera do zakończenia i autorskiego posłowia, z którego wynika, że ta „przeszkoda” to prawdziwy i poważny medyczny problem. A celem autora było uświadomienie czytelnikowi, że taki problem istnieje i ma określone skutki. Bardzo to ciekawe i pouczające i to chyba największa niespodzianka, jaką ma do zaoferowania „Krwawe Zwierciadło”.



Autor: Roman Ochocki
Dodano: 2017-06-13 12:07:30
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Janusz S. - 14:08 13-06-2017
Tradycyjne trzy grosze. Zupełnie nie zgadzam się z W.Sz.P. recenzentem w kwestii tego, że "jednak w czwartej części autor nie rozwleka fabuły". Na 666 stronach książki (bez dodatków) nie wydarzyło się prawie nic, co zmieniłoby w znaczący sposób sytuację głównych bohaterów. Na końcu są prawie dokładnie na tym samym etapie, na którym byli na początku. Jesli to nie jest rozwlekanie fabuły to co? Zresztą powyższa opinia Sz.P recenzenta pozostaje w pewnej sprzeczności z kpinami z produkcji przez autora kolejnych tomów, których zawartości nie było w pierwotnym planie. Ten tom jest jak dla mnie po prostu zbędny i wypełniony sieczką.
"Przeszkoda" medyczna była zaś w moim odczuciu żenująca i jeśli autor ma w przyszłości zamiar wprowadzać do swoich książek wielorozdziałowe dywagacje na temat kolejnych dysfunkcji seksualnych, to ja sobie dalszą lekturę książek BW odpuszczę.
W moim odczuciu to zdecydowanie najsłabsza powieść Weeksa - a dodam, że bardzo lubię (lubiłem?) jego książki.

light pillar - 15:07 13-06-2017
Próbowałem czytać Weeksa. Nie pamiętam, ile zmęczylem historii o zabójcy, może ze 100 stron? A pryzmatu to chyba ledwie 3 rozdziały. To wystarczyło, aby nabrać przekonania, że to lektura nie dla mnie. Szkoda poświęconego czasu, wydanych pieniędzy i miejsca na półce.

romulus - 19:27 13-06-2017
Janusz S. pisze:Tradycyjne trzy grosze. Zupełnie nie zgadzam się z W.Sz.P. recenzentem w kwestii tego, że "jednak w czwartej części autor nie rozwleka fabuły". Na 666 stronach książki (bez dodatków) nie wydarzyło się prawie nic, co zmieniłoby w znaczący sposób sytuację głównych bohaterów. Na końcu są prawie dokładnie na tym samym etapie, na którym byli na początku. Jesli to nie jest rozwlekanie fabuły to co? Zresztą powyższa opinia Sz.P recenzenta pozostaje w pewnej sprzeczności z kpinami z produkcji przez autora kolejnych tomów, których zawartości nie było w pierwotnym planie. Ten tom jest jak dla mnie po prostu zbędny i wypełniony sieczką.
"Przeszkoda" medyczna była zaś w moim odczuciu żenująca i jeśli autor ma w przyszłości zamiar wprowadzać do swoich książek wielorozdziałowe dywagacje na temat kolejnych dysfunkcji seksualnych, to ja sobie dalszą lekturę książek BW odpuszczę.
W moim odczuciu to zdecydowanie najsłabsza powieść Weeksa - a dodam, że bardzo lubię (lubiłem?) jego książki.

Znam większych artystów w laniu wody, niż Weeks. A poza tym jestem naiwny - śmichu chichu, ale on chyba naprawdę zmierza już do finału. :D Z tym problemem ginekologicznym w powieści też tak miałem, że zbierało mi się na ochotę rzuceniem książką o ścianę. Ale potem okazało się, że autor wziął na siebie ciężar misji więc mu trochę odpuściłem. Wyszło, jak wyszło. Ale się starał. I to chyba pierwszy znany mi pisarz fantasy, który w swoich książkach podjął się trud uświadamiania czytelników. Jakkolwiek by to nie wyszło - chyba pierwszy raz po przeczytaniu powieści fantasy czuję się mądrzejszy wiedząc, że taki problem istnieje i co z nim zrobić. :) Wcześniej mogłem sobie myśleć, zachowując wszystkie proporcje: ale ciężkie życie ma ta Sansa Stark w tym pseudośredniowiecznym świecie fantasy. :) Jak fajnie, że żyję w świecie realnym. :) A po Weeksie - cholerka, zatem i w wymyślonym świecie fantasy żyją bohaterowie, którzy mają realne problemy. :D

Janusz S. - 22:25 13-06-2017
romulus pisze:Znam większych artystów w laniu wody, niż Weeks.

Trudno to uznać za argument przemawiający za BW. Nie wątpię, że choćby taki Jordan go przebija, ale ja po prostu lubiłem książki Weeksa między innymi za to, że wody nie przelewał. Tym razem się utopiłem. Myśl o cudownym rozmnożeniu kolejnych tomów mnie trochę jednak stresuje, poza tym świadczy to tez o tym, że autor nie zaplanował całości, albo stracił nad nią panowanie albo z premedytacją przeciąga.
romulus pisze:A poza tym jestem naiwny - śmichu chichu, ale on chyba naprawdę zmierza już do finału.

Naprawdę? Nie dostrzegam żadnych oznak.
romulus pisze: :D Z tym problemem ginekologicznym w powieści też tak miałem, że zbierało mi się na ochotę rzuceniem książką o ścianę. Ale potem okazało się, że autor wziął na siebie ciężar misji więc mu trochę odpuściłem. Wyszło, jak wyszło. Ale się starał. I to chyba pierwszy znany mi pisarz fantasy, który w swoich książkach podjął się trud uświadamiania czytelników. Jakkolwiek by to nie wyszło - chyba pierwszy raz po przeczytaniu powieści fantasy czuję się mądrzejszy wiedząc, że taki problem istnieje i co z nim zrobić. :) Wcześniej mogłem sobie myśleć, zachowując wszystkie proporcje: ale ciężkie życie ma ta Sansa Stark w tym pseudośredniowiecznym świecie fantasy. :) Jak fajnie, że żyję w świecie realnym. :) A po Weeksie - cholerka, zatem i w wymyślonym świecie fantasy żyją bohaterowie, którzy mają realne problemy. :D

Chyba mnie nie stać na takie spojrzenie na sprawę, ale jest pewien pożytek z dyskusji skoro dotarło do mnie, że i tak można tę edukację seksualną odebrać. Ja chciałem rozrywki. Od edukacji i uczenia się nowych rzeczy codziennie robi mi się już niedobrze :drinking:

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS