Jacek Łukawski w drugim tomie „Krainy martwej ziemi” poprawił niektóre z niedociągnięć widocznych w „Krwi i stali”, czego efektem stała się bardziej spójna i trzymająca w napięciu fabuła. Jednocześnie nie zatracił żadnych z wcześniejszych atutów.
Fantasy bez wątpienia jest najpopularniejszą konwencją fantastyczną w naszym kraju, a po epickie sagi tworzone przez zagranicznych pisarzy, dziejące się w wymyślonych światach, sięgają rzesze czytelników. Tymczasem w rodzimej fantastyce właśnie takich książek jest niewiele: jeśli już, to polscy autorzy wybierają urban fantasy lub różnorakie mieszanki konwencji. Czy to strach przed Wiedźminem (który zresztą również do typowych przedstawicieli tego gatunku nie należał?). W zasadzie tylko Robert M. Wegner z powodzeniem i rozmachem tworzy serię, która nawiązuje do zachodnich wzorców.
Jacek Łukawski to co prawda jeszcze nie ta liga (a i wzorce nieco inne), ale jego debiutancka
„Krew i stal” pokazała, że posiada talent i wyobraźnię, które mogą zaowocować udanym cyklem fantasy. Nadzieje nie były płonne, bo w drugim tomie
„Krainy martwej ziemi” poprawia wybrane elementy, które irytowały wcześniej. Przede wszystkim płynniejsza jest narracja, a wszelkie wtręty mające nadać klimatu czy rozbudować tło zostały znacznie umiejętniej wplecione w wydarzenia. Nie ma się już wrażenia, że bohaterowie niekiedy odhaczają kolejne punkty na liście niczym w grze RPG.
Po części wynika to oczywiście z faktu, że czytelnik opatrzył się już ze światem przedstawionym; wielu rzeczy nie trzeba mu tłumaczyć od początku – wystarczy zaledwie wzmianka, by połączył aktualną sytuację z wydarzeniami lub scenami z przeszłości. Należy przy tym zaznaczyć, że Łukawski nadał rozbudowuje swoje realia. W tym tomie z jednej strony odsłania nieco kart odnośnie sił rządzących światem i wcześniej tajemniczymi adwersarzami, w drugiej wchodzi ciut głębiej w mitologię oraz wprowadza na scenę (a przynajmniej nadaje im znacznie większą rolę) magiczne rasy egzystujące gdzieś na peryferiach krainy ludzi.
Druga kwestia, która ma wpływ na odbiór
„Gromu i szkwału”, wynika z samego sposobu poprowadzenia fabuły. Tom pierwszy był narracyjnie klasyczną opowieścią o wyprawie przez nieznane ziemie i mglistym celu na końcu. W tej powieści wcześniejsza fabuła (by być sprawiedliwym, sporo elementów pojawiło się już w „Krwi i stali”, choć nie wysuwały się na pierwszy plan) została obudowana wątkami mającymi znacznie bardziej globalny charakter.
Nie oznacza to jednakże, że autor rezygnuje z kluczowej roli postaci – to właśnie na nich koncentruje się przede wszystkim oko jego literackiej kamery. Znowu w środku obiektywu znajduje się Arthorn przeżywający kolejne niebezpieczne przygody; jednocześnie Łukawski nie zapomina o innych postaciach, czasem nadając im nowego, zaskakującego rysu. Co ważne, „Grom i szkwał” wydaje się też dynamiczniejszy od poprzedniczki. Być może dzieje się tak za sprawą bardzo mocnego otwarcia – zdrady, krwawej bitwy i następujących po nich przetasowań politycznych. Niemniej później nadal utrzymywane jest wysokie tempo wydarzeń. Zmieniają się scenerie i wydarzenia, a postaci raz po raz wpadają w kolejne kabały.
By nie było tak różowo, należy wytknąć powieści też kilka niedociągnięć. Łukawski stara się mocno stylizować język i wprowadzać własne określenia, które mają za zadanie nadać klimat, ale nie zawsze wywołuje to oczekiwany efekt. Inną kwestię stanowią postacie, które czytelnikowi są raczej obojętne – nie za sprawą płytkości, a cech charakteru, które sprawiają, że raczej irytują lub po prostu nie budzą sympatii. A bez chęci kibicowania bohaterom utwór traci nieco w warstwie emocjonalnej.
Z jednej strony Łukawski porusza się w obrębie konwencji, ale z drugiej jest jej świadom. Nie wszystkie próby nagięcia jej granic kończą się powodzeniem, ale dzięki takim próbom wzbudza zainteresowanie w czytelniku. „Grom i szkwał” jest krokiem w dobrą stronę, więc należy mieć nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej.
Autor:
Tymoteusz Wronka
Dodano: 2017-03-09 14:44:07
Sortuj: od najstarszego | od najnowszego
Janusz S. - 15:55 09-03-2017
I tak miałem kupić :-)