NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

McDonald, Ian - "Hopelandia"

Ukazały się

Kingfisher, T. - "Cierń"


 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

 Pilipiuk, Andrzej - "Czasy, które nadejdą"

 Szmidt, Robert J. - "Szczury Wrocławia. Dzielnica"

 Bordage, Pierre - "Paryż. Lewy brzeg"

Linki

Przybyłek, Marcin Sergiusz - "Orzeł Biały"
Wydawnictwo: Rebis
Cykl: Orzeł Biały
Kolekcja: Horyzonty zdarzeń
Data wydania: Sierpień 2016
ISBN: 978-83-8062-010-0
Oprawa: miękka
Liczba stron: 728
Cena: 42,90 zł



Przybyłek, Marcin Sergiusz - "Orzeł Biały"

O orle, co strzelił sobie w stopę


Eksperymenty literackie, to naprawdę dziwna rzecz. Niby są robione po to, aby wnieść powiew świeżości i utorować drogę nowym rozwiązaniom. Z drugiej jednak strony człowiek odnosi czasami wrażenie, że słowo „eksperyment” ma zatuszować kiepską jakość publikacji. To, co z założenia miało być oryginalne i nowatorskie, bywa po prostu ciężkostrawne i przekombinowane.

Po raz kolejny przenosimy się do przyszłości i jak się zapewne domyślacie, nie jest ona zbyt bezpieczna. Traf chciał, że przełomowy wynalazek, jakim był N-Gen, stał się przyczyną upadku ludzkości. Lek mający zapewnić wszystkim mieszkańcom planety zdrowie i nieśmiertelność doprowadził do potwornych mutacji. Ziemia została zaludniona przez zielonoskóre, podobne do orków, plemię, które swą niekontrolowaną agresją zniszczyło całą międzynarodową technologię oraz infrastrukturę. Na świecie pozostał ostatni niezdobyty bastion białego człowieka, enklawa cywilizacji. I tutaj niespodzianka – jest nią Polska. Nasz kraj jako jedyny nie potrafił dojść do wewnętrznego porozumienia i dlatego popularny lek nigdy nie trafił na polski rynek. Chociaż raz religijno-polityczne spory przyczyniły się do czegoś dobrego. Niestety, nie jest łatwo być ostatnimi normalnymi ludźmi na Ziemi. Zwłaszcza, gdy otaczające nas ze wszystkich stron potwory z chęcią zatopiłyby zęby w soczystym różowym mięsku...
Powieść Marcina Przybyłka traktuje o losach tytułowego oddziału. Jest to jednostka wojskowa służąca Twierdzy Polsce. Trudno wyróżnić jednego dominującego bohatera, bo tych jest naprawdę wielu. Przybyłek w roli żołnierzy oraz orków obsadził znanych pisarzy, ale też całą masę zwykłych osób, które zgłosiły się do niego z prośbą o uwzględnienie ich w historii. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że postaci przewijających się przez karty powieści jest zdecydowanie zbyt wiele. Pisarz wyraźnie stracił nad nimi kontrolę, bo większość z nich jest niesamowicie płytka, nie wyróżnia się niczym. Szansa, że pod koniec książki czytelnik będzie potrafił rozróżnić członków głównego oddziału jest naprawdę niewielka. Nie mówiąc już o setce ról drugoplanowych, które odejdą w niepamięć zaraz po tym, jak się pojawią.
Dodatkowo sposób, w jaki autor wprowadza do fabuły kolejnych bohaterów jest po prostu literackim samobójstwem. Jak to wygląda? Otóż otrzymujemy informację o imieniu i nazwisku danej postaci, koniecznie podawany jest też jej pseudonim (w powieści nie ma chyba ani jednej osoby, która nie miałaby nicku), po czym dostajemy jej notkę biograficzną i kilka słów na temat wyglądu. Wyobrażacie to sobie? Akcja płynnie posuwa się naprzód, lecz zatrzymuje się, by dokonać trzech prezentacji. Następnie fabuła toczy się dalej, znowu zaczyna się robić w miarę ciekawie i powtórka z rozrywki! Pięć biogramów nic niewnoszących do głównej historii. Więcej! Niemających nawet zadatków na wątki poboczne. Tak się po prostu nie powinno pisać. Nigdy. Raz, że czytelnik szybko się tym znudzi, dwa – nie będzie mógł skupić się na wątku głównym, a trzy – odniesie wrażenie, że pisarz nie miał pomysłu na książkę, przez co połowę jej objętości zajmują „zapchajdziury”. Taki sposób prezentowania postaci jest niezwykle sztuczny i wcale nie sprawia przyjemności odbiorcy. Przypomina wręcz fragmenty wypracowania gimnazjalisty opisującego protagonistów z jakiejś nieciekawej lektury szkolnej.
„Subtelne” aluzje do współczesnej polityki również nie działają na korzyć utworu. Takie płytkie żarty raczej odstraszą niż przyciągną potencjalnych czytelników. Wątek główny mógłby spokojnie zmieścić się na niecałych dwustu stronach. Zamiast konstruowania sensownych scen, autor serwuje nam nieustannie walki, które są chyba celem samym w sobie. Dialogi często są sztuczne, a zdarza się, że również całkowicie pozbawione sensu. Akcja utworu jest niezwykle dynamiczna, ale niepotrzebnie poszatkowana przez opisy postaci. Powieść jest też pełna rozwiązań deus ex machina, które psują napięcie i jeszcze bardziej odrealniają całą historię. Do tego sam pomysł na Zielonych okazuje się klapą. Ni to orki, ni to kuzyni Hulka, których napędzają najbardziej prymitywne rządze: głód, przemoc oraz popęd seksualny. Większość z nich przypomina tzw. Sebixów z patologicznych rodzin. Pisarz chyba sam nie potrafił zdecydować, czy chce zrobić z nich bezmózgie potwory, chorych ludzi, czy nowy inteligentny gatunek. Szkoda, bo właśnie z tego powodu części n-genowców zdarza się robić rzeczy, które zupełnie do nich nie pasują.
Przed „Orłem Białym” były „Szczury Wrocławia” Roberta J. Szmidta. Obaj pisarze postanowili zabawić się w przeniesienie żywych ludzi na karty swoich powieści. Co z tego wyszło? Szmidt odniósł jako taki sukces, chociaż wielokrotnie zarzucano mu to, co stało się gwoździem do trumny „Orła Białego”: brak fabuły, ciągłą jatkę i zbyt dużą liczbę postaci. Przybyłek nie do końca poradził sobie z postawionym zadaniem, a ten „literacki eksperyment” raczej nie zapewni mu rzędu wiernych dusz. Jego książkę czyta się po prostu topornie i bez większego zainteresowania. Gargantuiczna liczba bohaterów sprawia, że żadnego z nich nie jesteśmy w stanie zapamiętać i obdarzyć sympatią. Pisarz wydał kilka o wiele lepszych tekstów, udowadniając tym samym, że potrafi posługiwać się piórem. Wniosek nasuwa się więc sam – lepiej by było, gdyby autor „Gamedeca” na jakiś czas porzucił testowanie nowych form literackich.



Autor: Sandra Uryzaj
Dodano: 2016-12-28 14:30:26
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

Janusz S. - 10:09 29-12-2016
Z jadnej strony "Gargantuiczna liczba..." a z drugiej zanieczyszczanie polszczyzny "nickami". Skoro jednak recenzentce topornie się czytało, to chyba musiało tak być.

nosiwoda - 10:56 29-12-2016
I tutaj niespodzianka – jest nią Polska.

No nie wiem, jaka to niespodzianka, skoro tytuł i okładka walą nią na odlew nawet przed otworzeniem książki.
A jeśli chodzi o niespodziankę w sensie literackim, to i tak nie, bo Tomasz Kołodziejczak.

Shadowmage - 00:32 30-12-2016
Ja to odczytałem jako ironię.

Lett - 08:38 01-01-2017
I ja dostrzegłem to jako ironię.
A co Tomasz Kołodziejczak?

Shadowmage - 13:02 01-01-2017
Lett pisze:I ja dostrzegłem to jako ironię.
A co Tomasz Kołodziejczak?

U niego też jest Polska jako oblężona twierdza.

nosiwoda - 10:26 02-01-2017
Lett pisze:I ja dostrzegłem to jako ironię.
A co Tomasz Kołodziejczak?

blurb z Czerwonej Mgły Kołodziejczaka pisze:Ostatnia Rzeczpospolita wciąż walczy - na miecze i bomby, runy i satelity, relikwie i karabiny.

W niedalekiej przyszłości złowrogie istoty z innej rzeczywistości, korzystające z magii i niezwykłych technologii, atakują nasz świat. Błyskawicznie podbijają kolejne państwa. Jednym z ostatnich bastionów zjednoczonych sił ludzi i elfów staje się Królestwo Polski.


Przy zupełnej okazji i zupełnie na boku - urzekło mnie to zdanie z "recenzji" na lubimyczytać: "Tomasz Kołodziejczak to autor wielu książek fantastycznych, jakie wydał".

th65 - 13:14 03-01-2017
Rząd wiernych dusz autor zyskał bez wątpienia, natomiast książkę czyta się znakomicie mimo jej objętości. Fakt, duża liczba postaci sprawia, że nie sposób się z nimi zżyć, ale fabuła to tu na pewno jest i to wcale nie głupia. Jedno wiadomo na pewno - gusta są różne i najlepiej przekonać się samodzielnie o każdej książce :)

Fidel-F2 - 14:48 03-01-2017
Hłe, hłe, hłe...

nosiwoda - 15:24 03-01-2017
th65 pisze:gusta są różne i najlepiej przekonać się samodzielnie o każdej książce :)
Co za niedorzeczny pomysł.

Lodbrook - 17:22 04-01-2017
Się zastanawiam, jak orzeł może sobie strzelić w stopę? Jakieś pomysły? A poważniej, świętym prawem krytyki jest krytykować. Słabe duchy sycą się takimi "jobami", skrzętnie omijając pochwały i we własnym mniemaniu ociupinkę rosną. Indianie powiadali, że walczą w nas dwa wilki: dobry i zły. Wygrywa ten, któremu częściej dajemy jeść. Howhh i na hertzburgera.

Janusz S. - 20:00 04-01-2017
Lodbrook pisze:... Słabe duchy sycą się takimi "jobami", skrzętnie omijając pochwały i we własnym mniemaniu ociupinkę rosną. ...

Długo na tym myślałeś?

Lodbrook - 21:22 04-01-2017
Błyskawica. Po prostu intuicyjnie z głębi flaków.

Janusz S. - 21:23 04-01-2017
Może ci wilki zdechły.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS