NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Swan, Richard - "Tyrania Wiary"

Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

Ukazały się

Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (czarna)


 Nayler, Ray - "Góra pod morzem" (niebieska)

 Kingfisher, T. - "Cierń"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Maas, Sarah J. - "Dom płomienia i cienia"

 Lloyd Banwo, Ayanna - "Kiedy byłyśmy ptakami"

 Jadowska, Aneta - "Tajemnica domu Uklejów"

 Sablik, Tomasz - "Mój dom"

Linki

Jamiołkowski, Marcin - "Okup krwi" (wyd. 2)
Wydawnictwo: Genius Creations
Cykl: Herbert Kruk
Data wydania: Listopad 2015
Wydanie: 2
ISBN: 978-83-7995-029-4
Oprawa: miękka
Format: 12,5x19,5 cm
Cena: 29,99 zł



Jamiołkowski, Marcin - "Okup krwi" #2

Otrząsnąłem się jakąś godzinę później. To było jak wynurzenie spod wody. Jakbym zdjął z głowy kłąb waty. Byłem w szoku. Rozejrzałem się po pracowni – nic się nie zmieniło. No bo co miało się zmienić? Tylko gdzieś w środku poczucie przejmującej straty i bezsilności skręcało mi wnętrzności. Resztką sił powstrzymałem się przed ponownym zapadnięciem się w stan tej specyficznej katatonii, gdzie byłem tylko ja i pudełko, a w pudełku ten kolczyk, kolczyk oraz...
Ogarnęła mnie nagle złość na siebie samego. Co ja robię? Użalam się? Rozpaczam? A co z Melanią? Została porwana. Gdzie była? Jak ją uwolnić? Jak się czuła? Myśli przegalopowały przez głowę i uspokoiły się. No tak. Musiałem pomyśleć.
Przekręciłem klucz w drzwiach pracowni i udałem się na zaplecze, skąd prowadziło przejście do reszty domu. Odsunąłem zasłaniającą je kotarę i wszedłem do swojego pokoju. To był mój drugi warsztat.
O ile szycie było moim dość nietypowym hobby, o tyle magia była moją pasją. Wbrew pozorom oba zajęcia miały ze sobą wiele wspólnego: pierwsze pozwala mi łączyć ze sobą kawałki materiału, aby stworzyć coś potrzebnego, za to magia daje możliwość łączenia ze sobą fragmentów rzeczywistości.
W rogu pokoju na szafce stał oryginalny kubański humidor z cedrowego drewna. Otworzyłem go i wyjąłem ostrożnie cygaro – Partagas serie D No. 4. Prezent od Melanii. Coś ścisnęło mi żołądek. Nie paliłem cygar nałogowo, właściwie to rzadko. Ale od czasu do czasu, kiedy potrzebowałem się skupić, usiąść w ciszy i porozmyślać, sprawdzały się wspaniale. Przypuszczam, że ma to bezpośredni związek z ojcem, który często je palił. Właściwie jeśli przejrzę wszystkie związane z nim wspomnienia, to znajdę gdzieś tlące się cygaro albo ten charakterystyczny aromat. Kiedyś zapaliłem jedno pod wpływem impulsu i odkryłem, że znakomicie mnie relaksuje. Zwierzyłem się z tego Melanii przy jakiejś okazji – stąd prezent.
Usiadłem na wygodnym fotelu – ten pokój urządziłem zupełnie inaczej niż pracownię krawiecką. Zapaliłem cygaro zapałką i zapach siarki wywołał od razu skojarzenie ze Schrödingerem.
Zaciągnąłem się i wydmuchnąłem kłąb dymu w kierunku palisandrowej biblioteczki.
Odtworzyłem w myślach przebieg rozmowy i... pudełko! Zerwałem się i pobiegłem do pracowni. Pudełko leżało tam, gdzie je zostawiłem, czyli na stoliku. Zabrałem je do pokoju i zaległem na powrót w fotelu.
Odłożyłem cygaro, które ściskałem do tej pory w palcach, i obejrzałem dokładnie pudełko. Nie znalazłem nic ciekawego. Żadnego wzoru, żadnego mrowienia w palcach. Nic. Wziąłem oddech i otworzyłem je ponownie. Tym razem już na spokojnie obejrzałem zawartość. Drżącą ręką dotknąłem kolczyk i podniosłem ucho. Było chłodne, zimne właściwie – i tym razem wyczułem magię. Ktoś zadbał, żebym był spokojny o los tej części ciała Melanii. Ucho nie zepsuje się, nie rozłoży, nie zacznie gnić, jeśli wypełnię powierzone mi zadanie. Jasny przekaz.
Nagle przypomniały mi się słowa Schrödingera, które wypluł jadowicie na pożegnanie, a które ledwo zarejestrowałem. Teraz w głowie zabrzmiał jego skrzypiący głos:
– Dostarczy pan przesyłkę, oddamy panu dziewczynę. Co do ucha – na pewno sobie pan poradzi, dla takiego znakomitego krawca to drobnostka.
I ten śmiech. Zimny, podły śmiech.
Znowu poczułem, jak wzbiera we mnie wściekłość. Nic mu nie mogłem zrobić. Na moje najsilniejsze zaklęcia bojowe zareagował... wcale nie zareagował. Niech to, mógł mnie zgnieść jak robaka.
Podniosłem cygaro i pyknąłem dwukrotnie. Ostrożnie odłożyłem je z powrotem do popielniczki.
Delikatnie przesunąłem ucho i wydobyłem spod niego kopertę. Odczytałem adres starannie wykaligrafowany czarnym atramentem:

Warszawa, Dzwon na Kanonii
Pełnia księżyca
No przecież, że pełnia. Rytuały zwykle przeprowadzane były w astrologiczne święta. Czy to były fazy lunarne, czy jakieś święto przesilenia, nie miało to wpływu na moc obrzędu. Dla osób parających się naukami hermetycznymi był to swoisty kalendarz. Brzydzi cię styczeń? Męczy cię kwiecień? U nas rytm twojego życia wyznaczą kwadry i ekwinokcja!
Koperta sama w sobie była dość osobliwa. Zwykle składa się taką ze specjalnego wykroju, z jednego kawałka papieru, po którego zagięciu brzegi zostają sklejone. Ten egzemplarz był wykonany również z jednego arkusza, ale za to nie było żadnej krawędzi, żadnego łączenia. Jednolita papierowa masa. Znowu magia. Zawartość była twarda i grubawa – nie był to list – raczej zabiedzona tabliczka czekolady. Taka bez orzechów, no i pewnie niesłodka.
Sięgnąłem do biurka po nóż do papieru i rozciąłem ostrożnie górną część koperty. Ze środka wydobyłem grubą na pięć milimetrów taflę szkła. A może pleksi? Obejrzałem ją z bliska przez lupę. Pod światło. Słoneczne i sztuczne. Nic. Jednym co odróżniało ją od prawdziwego szkła, to magia, którą była nafaszerowana. Powietrze wokół aż furczało, a przez palce strzelały mi bladoniebieskie iskierki.
Włożyłem taflę na powrót do koperty, która ku mojemu zdziwieniu zamknęła się z cichym sykiem. Nie został nawet ślad po rozcięciu.
Podniosłem cygaro i zamyśliłem się. Nie miałem za dużo pomysłów, raczej więcej pytań. „Dlaczego ja?” było pytaniem podstawowym. Mogłem się poddać biegowi rzeczy, dostarczyć przesyłkę pod wskazany adres jak grzeczny chłopiec i liczyć na łaskę Schrödingera. Mogłem też spróbować dowiedzieć się, kto stoi za porwaniem i na własną rękę uwolnić Melanię. Po namyśle zdecydowałem się na oba rozwiązania. Do pełni pozostawały dwa dni. Tak, ja też znam się na fazach księżyca.

Na początek trzeba odwiedzić Zezela. Poznałem go kilka lat temu w dziwnych okolicznościach jako pryszczatego nastolatka – teraz był już pełnoletni, ale ciągle nie wymagał od życia nic ponad kilka nowych tytułów o okultyzmie i stałego łącza do Internetu. Mieszkał z babcią i nie rozmawiał z dziewczynami, których imię nie kończyło się na „.jpg”.
Daleko do niego nie miałem, raptem sześć ulic. Dopaliłem cygaro, pudełko wsadziłem pod pachę i wyszedłem.
Przy domu sąsiada Zezela zaparkował błyskający kogutami radiowóz. Aha – pomyślałem. Sensacja. Zdarzenie, kamera, „jutjub” i „fejsbuk” – tego by Zezel nie przepuścił, więc na sto procent był w domu. Na upartego powiedziałbym, za którą firanką.
Kawałek za radiowozem zaparkowana była karetka – sensacja do kwadratu.
Przy samochodach stał policjant i kierowca karetki. Łapiduchy siedziały w pojeździe, jeden notował coś zawzięcie. Przystanąłem nieopodal. Nie sam naturalnie, wokół stało już paru gapiów.
– Kurwa żeż mać – mówił kierowca, mocno gestykulując. – Nie wezmę trupa, chuja nie ma. Potem w pizdu samochód trzeba odkazić, nie wezmę. Trupy to karawan wozi.
– Weź, człowieku, wyluzuj trochę – poradził mu policjant. – Nie rób żenady, ludzie dokoła, potem media kwiczą, że znieczulica w służbie zdrowia.
– Dupielica – warknął kierowca. – Tu przy kościele jest zakład pogrzebowy, może oni do kostnicy przewiozą. Chłopaki papiery wypiszą i spierdalamy ludzi leczyć.
– Aleś się wkurwił. – Podszedł do nich drugi policjant, sporo starszy od kolegi. – Nikt nikogo nie zabiera, to zabójstwo, a nie śmierć ze starości. Młody, nie podpuszczaj pana, bo wrzody mu puszczą i na własne nosze trafi.
Młodszy policjant uśmiechnął się bezczelnie i mrugnął.
– A bo ten kierowca jakiś nowy, więc tak sobie pożartowałem trochę.
– I chciałeś go namówić, żeby zwłoki karetką zabrał?
Młodszy wzruszył ramionami, uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Kierowca zaburczał coś pod nosem, odwrócił się na pięcie i wsiadł do karetki. Mundurowi zaczęli rozmawiać ciszej, raz na jakiś czas dolatywały wyrwane frazy: „poderżnięte gardło”, „pełno krwi” i „straszne gówno”.
Skierowałem się do furtki. Sensacja sensacją, ale mam własne problemy. Zatrzymał mnie okrzyk policjanta.
– Ej, ty! Gdzie leziesz? To miejsce zbrodni, nie ma wstępu!
Zamurowało mnie. Założyłem, że całe to zamieszanie dotyczy domu obok. Co się stało? Podszedłem do policjanta, który kiwał do mnie zachęcająco palcem.
– Mój kolega tu mieszka – dodałem i nagle przeraziłem się – Czy on...?
Pytanie zawisło w powietrzu. Policjant popatrzył na mnie badawczo i powiedział.
– Nie, jego babcia. A pana kolegi szukamy. Nie wie pan, gdzie możemy go znaleźć?
– Nie mam pojęcia. Myślałem...
– Idź pan sobie rozmyślać tam trochę dalej – przerwał mi drugi policjant. – Chyba że ma pan ważne dla śledztwa informacje. Sio! – pogonił mnie jak kurę.
Zakląłem szpetnie pod nosem i zawróciłem do domu. Co tu się, u licha, stało? Babcia Zezela to była sympatyczna staruszka, zawsze miała pod ręką jakieś słodycze, które wpychała mi, jakbym ciągle był dzieckiem. Choć z perspektywy jej wieku pewnie byłem. A teraz została zamordowana.
Myśl, że to Zezel ją zabił odrzuciłem jako wielce nieprawdopodobną – chłopak kochał babcię nad życie. Specjalnie wyprowadził się od rodziców i zamieszkał z nią, bo – jak twierdził – samotna staruszka potrzebowała opieki. Chociaż częściej to ona opiekowała się nim. W ogóle założenie, że Zezel dopuścił się morderstwa, było grubo naciągane. Ale chłopak zniknął i szukała go policja. Akurat kiedy potrzebowałem go najbardziej.
Zezel jako informatyk stworzył na własny użytek olbrzymią okultystyczną bazę wiedzy. Miał w niej wszystko – anioły, diabły, alchemię, przywołania, zombie, wilkołaki, demony czy świtezianki, zjawiska paranormalne, legendy i podania. Z tego co wiem, zarabiał na życie, sprzedając dostęp do wybranych danych lub robiąc research na zlecenie. Nie twierdzę oczywiście, że wszystko o czym zgromadził informacje istnieje naprawdę, ale skoro jest popyt na takie bajki...
Pośród wszystkich śmieci, które gromadził, zdarzały się perełki dotyczące starożytnych i obecnych kultów, sekt i magów.
Zapytałem kiedyś, czy sprzedaje informacje na mój temat. Wyparł się zdecydowanie.
– Jesteśmy przyjaciółmi – mówił. – Nie handluje się przyjaciółmi.
Zwykle starał się pozostawać anonimowy i zlecenia realizował w całości przez Internet. Zdarzało mu się także kupować różne „magiczne” duperele i często wpadał do mnie, żeby się pochwalić zdobyczą. W większości był to bezwartościowy szmelc, chociaż muszę się przyznać, że nieraz udało mu się przynieść coś ciekawego. Ale nie na tyle, żebym chciał to od niego odkupić.
– Ty mi po prostu nie chcesz powiedzieć, do czego można tego użyć – mawiał, kiedy demonstrował mi kolejny ze swoich cennych nabytków. – Rozumiem. Tajemnica.
Tajemnicą było tylko to, że te przedmioty były zupełnie zbędne każdemu szanującemu się magowi, ale tego mu nie mówiłem. I tak by mi nie uwierzył, a kupców miał stale pod dostatkiem.
Czasem podsuwałem mu pomysły na nazwy aukcji. Przyniósł kiedyś piękny nóż, stary, o szerokim zakrzywionym ostrzu i z drewnianą zdobioną rękojeścią.
– Wystaw go jako narzędzie rytualnego mordu – zasugerowałem półżartem. – Od razu znajdziesz nabywców.
Dziękował mi potem bardzo wylewnie.
Ale teraz potrzebowałem jego bazy danych, do której dostęp miałem – jak zwykł to podkreślać – gratis.
Miałem, cholera. Trzeba znaleźć szybko Zezela, bez niego będę szukał Melanii zupełnie na ślepo.



Dodano: 2015-11-02 10:02:15
Komentarze
-Jeszcze nie ma komentarzy-
Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Hoyle, Fred - "Czarna chmura"


 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

 Simmons, Dan - "Czarne Góry"

Fragmenty

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Rothfuss, Patrick - "Wąska droga między pragnieniami"

 Clarke, Arthur C. & Lee, Gentry - "Ogród Ramy"

 Sablik, Tomasz - "Próba sił"

 Kagawa, Julie - "Żelazna córka"

 Pratchett, Terry - "Pociągnięcie pióra. Zaginione opowieści"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS