Nie uciekniesz przeznaczeniu
Bohaterowie powieści Kevina Hearne’a muszą jak najszybciej odnaleźć jedyną bezpieczną nić łączącą Midgard z Tír na nÓg. Uciekają przed dwiema żądnymi ich śmierci boginiami, a po piętach depcze im Loki. Na początku mają wsparcie Morrigan, ale w pewnej chwili zostają zdani tylko na własne spryt i umiejętności. Czy uda im się uniknąć zemsty, czy przepowiednia Morrigan się sprawdzi i czy O'Sullivan umrze przekonają się czytelnicy szóstego tomu cyklu urban fantasy
„Kroniki Żelaznego Druida", zatytułowanego
„Kronika wykrakanej śmierci”.
Atticus jest jedynym w swoim rodzaju druidem. Nie tylko dlatego, że do niedawna był ostatnim na świecie, i to przez dwa tysiące sto lat, ale również z powodu charakteru. To postać, której nie można nie lubić. Bywa złośliwy, jest nieprzewidywalny, ma poczucie humoru i często wpada w tarapaty (tym bardziej, że dał się poznać jako zabójca bogów), z których musi się wyplątać dzięki własnej inteligencji i pomocy przyjaciół: swojej uczennicy Granuaile i irlandzkiemu wilczarowi Oberonowi.
Razem muszą przemierzyć dużą część świata, aby nie dać się zabić i aby znaleźć bezpieczne schronienie. Ich trasa przebiega od Rumunii przez Węgry, Słowację, Polskę, Niemcy, Holandię i Francję. Atticus wie, że walka to ostateczność i zawsze trzymał się tej zasady. Do tej pory tylko się bronił. Zdaje sobie też sprawę z tego, że jeśli uśmierci Artemidę i Dianę, to i tak się odrodzą, po czym wznowią pościg. Dlatego też zamierza je spowalniać wszelkimi możliwymi sposobami.
Czytelnicy, którzy zapoznali się przynajmniej z jedną z wcześniejszych przygód rudowłosego i nieprzewidywalnego druida, przyznają zapewne, że autor - urodzony w Arizonie nauczyciel angielskiego - potrafi zaskakiwać niemalże na każdym kroku. Dowodami na to są nie tylko poprzednie „Kroniki...”, z których każda jest inna. Kevin Hearne wymieszał różne panteony bogów: irlandzki, nordycki, grecki, rzymski, indiański, hinduski i słowiański. Ich przedstawiciele pojawiali się we wcześniejszych przygodach Atticusa (oczywiście nie wszyscy razem i nie w każdej) i nie inaczej jest w „Kronice wykrakanej śmierci”. Na drodze druidów autor ustawił nie tylko boginie łowów i Lokiego, ale także: Zeusa, Jowisza, Peruna, Hel, Herna, wiedźmy, wampiry, wilkołaki i inne istoty. Po sześciu częściach cyklu nadal jestem pod wrażeniem, jak kreatywnie udało się Hearne'owi stworzyć spójne, z każdym tomem rozszerzające się, uniwersum. Tym bardziej, że zachował odmienność i elementy charakterystyczne poszczególnych mitologii.
„Kronika wykrakanej śmierci” kontynuuje wątki z
„Kijem i mieczem”. Jest też powieścią drogi, gdyż bohaterowie cały czas uciekają. Taki pomysł na książkę mógłby skreślić fabułę w oczach czytelników już po lekturze pierwszego zdania. Nie dotyczy to jednakże autora, który nieraz udowodnił, że potrafi zaskakiwać. A ścieżka, którą podąża dwoje druidów z psem nie jest usłana różami. Czekają ich bowiem liczne niespodzianki, spowolnienia, pułapki, negocjacje, walki i „objazdy”.
Ciekawostkę stanowi także fakt, że opisywana powieść jest pierwszą w cyklu, która posiada dwóch pierwszoosobowych narratorów. Do tej pory czytelnik poznawał tylko relację Atticusa, będącego swego rodzaju bardem, ale w „Kronice wykrakanej śmierci” niektóre rozdziały opowiada Granuaile. Ten zabieg nie tylko uatrakcyjnia fabułę, ale dzięki niemu Hearne uwidocznił różnice między druidami, ich sposobie myślenia, postrzegania świata i rzucił więcej światła na łączącą ich relację damsko-męską.
Największą niespodziankę zostawiłem na koniec, wzorując się na pomyśle autora cyklu i wydawcy. Książka „Kronika wykrakanej śmierci” zawiera dodatkowy utwór. Kończąc
recenzję „Kijem i mieczem”, wyraziłem nadzieję (sam w nią nie wierząc), że
„[…] polski wydawca oprócz kolejnych tomów „Kronik Żelaznego Druida” wyda także utwory, które Hearne opublikował w antologiach i luźne opowiadania uzupełniające przygody głównego bohatera...”. Dlatego też usiadłem z wrażenia, gdy okazało się, że w książce autor dołączył opowiadanie, którego fabułę osadził między wydarzeniami opisanymi w tomach czwartym i piątym.
Omawianą pozycję, jak wszystkie poprzednie przygody Atticusa O'Sullivana i jego przyjaciół, polecam miłośnikom powieści urban fantasy z odrobiną magii, dużą dawką mitologii i ironii oraz elementami historii. Te książki są wspaniałą odskocznią od rzeczywistości i pochłaniają od pierwszej do ostatniej strony. Mam wrażenie, że Kevin Hearne ma jeszcze mnóstwo pomysłów, dzięki którym nieraz mnie zaskoczy. W lekturze nie przeszkadzają literówki i inne drobne niedociągnięcia.