NAST.pl
 
Komiks
  Facebook
Facebook
 
Forum

  RSS RSS

 Strona główna     Zapowiedzi     Recenzje     Imprezy     Konkursy     Wywiady     Patronaty     Archiwum newsów     Artykuły i relacje     Biblioteka     Fragmenty     Galerie     Opowiadania     Redakcja     Zaprzyjaźnione strony   

Zaloguj się tutaj! | Rejestruj

Patronat

Robinson, Kim Stanley - "Czerwony Mars" (Wymiary)

Iglesias, Gabino - "Diabeł zabierze was do domu"

Ukazały się

Esslemont, Ian Cameron - "Kamienny wojownik"


 Kagawa, Julie - "Dusza miecza"

 Pupin, Andrzej - "Szepty ciemności"

 Ferek, Michał - "Pakt milczenia"

 Markowski, Adrian - "Słomianie"

 Sullivan, Michael J. - "Epoka legendy"

 Stewart, Andrea - "Cesarzowa kości"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku"

Linki

Tolkien, J.R.R. - "Hobbit" (wyd. 2012, opr. twarda)
Wydawnictwo: Amber
Tytuł oryginału: The Hobbit
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Data wydania: Luty 2012
ISBN: 978-83-241-4198-2
Oprawa: twarda
Format: 174×246mm
Liczba stron: 280
Cena: 49,80 zł
Ilustracje: Alan Lee



Hobbit: Bitwa Pięciu Armii

Hobbit: Bitwa Pięciu Armii


Po średniej pierwszej i bardzo słabej drugiej części filmowej trylogii „Hobbit” Petera Jacksona na „Bitwę Pięciu Armii” wybrałem się sceptycznie nastawiony. Być może dlatego się nie rozczarowałem, a nawet zostałem pozytywnie zaskoczony. To nadal słaby i efekciarski film, powielający błędy poprzedników, ale jednocześnie chyba najlepszy z trzech części ekranizacji powieści J.R.R. Tolkiena. Jednocześnie jest to ten rodzaj filmów, które jeśli nawet nie rażą podczas seansu, to po jego zakończeniu, już na chłodno, niewiele pozytywnego da się o nich powiedzieć.
Wpierw kilka słów o plusach, by uzasadnić czymś otwierającą recenzję tezę. Po pierwsze, poza początkiem, scenariusz jest dynamiczniejszy. Wątki i ekspozycja zostały zbudowane wcześniej, więc w „Bitwie Pięciu Armii” twórcy mogli skoncentrować się na akcji; zresztą, gdyby zajęli się czymś innym w filmie o wielkiej bitwie, to by było dopiero zaskoczenie. Materiału z książki wiele nie zostało, więc scenariusz musiał być sztukowany wyobraźnią, co nie zawsze się sprawdzało w „Hobbicie”, ale tym razem da się to przełknąć bez większego bólu. Może to wynik zobojętnienia?
W każdym razie efektem jest brak przydługich i zamulających scen mających na celu uzasadnienie nakręcenia trzech długich obrazów z jednej cienkiej książki. W zamian jest nawet zmyślne przeskakiwanie między wątkami bez wrażenia losowego pocięcia poszczególnych scen, a następnie wymieszanie ich, w celu nadania pozorów dynamiki. W każdym razie na ekranie dzieje się tyle, że nie zawsze jest czas na zastanowienie się, jakie to tym razem głupoty serwuje nam ekipa filmowa. Mała rzecz, a cieszy, bo praktycznie nie udawała się w dwóch poprzednich częściach. Żeby nie było tak różowo: w kilku miejscach wyraźnie widać, że jakieś fragmenty zostały wycięte i przeniesione do materiałów dodatkowych.
Rozczarowują za to elementy, które miały być podporą filmu. Spalenie Miasta na Jeziorze przez Smauga wypada nawet nieźle, ale już jego śmierć wywołuje uśmiech politowania. Po całkiem nieźle pokazanym przemarszu uchodźców i budowaniu napięcia przed bitwą, nagle okazuje się, że w tej bitwie nie ma kto walczyć. Elfie i krasnoludzkie oddziały stanowią smętną garstkę na wielkiej równinie pod Ereborem, zupełnie jakby zabrakło budżetu na ich multiplikację. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę papierowe zbroje orków i ich padanie od samego świstu powietrza, to większa grupa zakończyłaby walkę w parę minut… tak czy siak, zamiast epickiej bitwy jest raczej szereg pojedynków na uboczu; więcej się dzieje w Dale niż na polu bitwy.
Na pograniczu kiczu balansuje (i niejednokrotnie spada w jego otchłań) humor filmu. Co prawda tym razem obyło się bez przydługiej i slapstickowej sceny w rodzaju spływu beczkami z „Pustkowia Smauga”, ale w zamian jest seria pojedynczych gagów, które zamiast bawić, raczej wywołują ból ręki i nosa od ciągłych facepalmów. W opozycji do nich jest kilka naprawdę niezłych scen, które jeśli nawet ociekają patosem, to potrafią wywołać odpowiednie wrażenie u widza. Chyba nawet najtęższe głowy nie stwierdzą, co podkusiło Jacksona, by kazać Legolasowi ujeżdżać nietoperze i łamać prawa grawitacji, wprowadzać bojowe świnie i muflony, przenieść do Śródziemia czerwie z „Diuny” czy wreszcie zupełnie bez sensu rozbudowywać wątek Alfrida, czyniąc go niedorobioną kopią Grimy z „Władcy Pierścieni”. A to tylko nieliczne ze scen niszczących klimat narracji.
„Bitwa Pięciu Armii” jest ciekawym przykładem na to, że grupa niezłych aktorów stara się wycisnąć ze scenariusza co tylko się da, ale nawet oni nie są w stanie wiele poradzić na jego słabości. Jak zwykle nie zawodzi Martin Freeman, nieźle sprawuje się cała ekipa krasnoludzka (chociaż szaleństwo Thorina jest mało przekonujące; bardziej z powodu scenariusza niż aktorstwa), a Gandalf czy nawet Bard nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Natomiast jak na ekranie pojawiają się elfy, to już zupełnie inna sprawa. Na Legolasa należy spuścić zasłonę milczenia, ale i tak murowanym kandydatem do Złotej Maliny został Lee Pace grający Thranduila. W tym cyrku z długimi uszami stosunkowo najlepiej wypada Evangeline Lilly, i to pomimo kontynuowania elfio-krasnoludzkiego wątku romantycznego.
Pozostaje jeszcze oprawa wizualna, która nie przynosi zaskoczeń. Jak ładnie zostało to określone w którymś odcinku „Honest Trailers”, Jackson przenosi widza do najpiękniejszych studiów z greenscreenem na Nowej Zelandii. Tak, podrasowane komputerowo plenery i świetne efekty specjalne cieszą oko, a wpadki są dość nieliczne. Z jednej strony w obecnych blockbusterach to standard od czasów „Władcy Pierścieni”, z drugiej nie zawsze udaje się go wypełnić.
Tytułem podsumowania refleksja dotycząca całego filmowego „Hobbita”. Wydaje się, że Jacksona opanowała swego rodzaju schizofrenia nasilająca się przez wszystkie trzy części. Jedna osobowość chciała nakręcić epicki prequel do „Władcy Pierścieni”, druga utrzymać lekką i humorystyczną konwencję książki. Obie te nieprzystające do siebie wizje ścierają się przez cały czas, co skutkuje licznymi wpadkami i brakiem jednolitej konwencji ekranizacji. Cóż, gdyby poprzestał na jednym filmie z godziną materiałów dodatkowych na DVD, zdecydował się na tylko jedną z opcji zapewne wynik byłby znacznie lepszy. A tak Jackson jedną ręką buduje, by jednocześnie drugą burzyć swoje dzieło.


Autor: Tymoteusz "Shadowmage" Wronka


Dodano: 2014-12-30 12:30:00
Komentarze

Sortuj: od najstarszego | od najnowszego

dzudo-honor - 13:36 30-12-2014
Solidne widowisko na święta. Freeman nie zawodzi i o dziwo Thorin nawet nawet. Ale te czerwie - zrobiłem normalnie w kinie facepalm'a..

Sumire - 18:00 30-12-2014
Shadowmage, zgadzam się ze wszystkim, co powiedziałeś - a także z tym, co zapewne litościwie przemilczałeś ;-P - i dziękuję za obszerną, rzeczową recenzję, ale muszę wyznać, że i tak mi się podobało. I tak był szczery śmiech i szczere łzy. Wiele rzeczy można było zrobić lepiej... ale gorzej też. Uważam, że to był dobry finał niedoskonałej, a jednak interesującej przygody z "Hobbitem". A co do elfów, cóż, film chyba zyskałby na wycięciu połowy scen z ich udziałem (a na pewno wszystkich z Legolasem i jego tatusiem)...

Himura - 09:44 31-12-2014
A dla mnie to najsłabsza część całej tej trylogii - pierwsza była ok, druga już słaba, ale "Bitwa Pięciu Armii" to już totalny popis efekciarstwa i nic poza tym. / załamka.

Obłęd - 15:40 31-12-2014
A ja pozostanę przy zdaniu, że pierwsza część „Hobbita” była najbardziej udana i chyba najlepiej wywiązała się z tolkienowskich założeń dotyczących fantasy, rozumianej jako przeniesienie odbiorcy w głąb „magicznej krainy”. Pod tym względem baśniowość pierwszej części przyćmiewa inne, racząc widza pięknymi krajobrazami. Tym samym najlepiej realizuje motyw eskapistyczny.

Natomiast część ostatnia to niewyobrażane stężenie absurdu i kiepskiego pomieszania patosu z nieustającymi żartami. Miałkość scenariusza trzeba było czymś przykryć i niestety nie wyszło to dobrze. Pół filmu irytuje mnie swoją osobą Alfrid, żeby potem przepaść jak kamień w wodę… Natomiast Thranduil mówiący o „prawdziwej miłości” to właśnie moment na przywołanego przez Ciebie facepalma. To jest po prostu kiepski film, nawet przyjmując wcześniejsze założenie, że najważniejsze są tu walki, bitwa etc.

Montgomery - 08:01 05-01-2015
Osobiście również uważam, że film był trochę przekombinowany ale w moim odczuciu "Hobbit" jako całość jest w stanie się wybronić. Po seansie wyszedłem z kina z poczuciem spełnienia, historia zakończyła się i można pójść dalej :-).

Sumire - 10:16 08-01-2015
Wszystkim oburzonym proponuję, żeby po pierwsze spróbowali traktować trzy filmy jako całość, a po drugie zrobili to co ja: po obejrzeniu wspomnianej całości przeczytali "Hobbita" bardzo uważnie, nawet jeśli znają go na pamięć. Okazało się, że PJ wcale takiej strasznej herezji nie popełnił. Film to nie książka, wiadomo, a jednak wszystkie ważne momenty i ważne słowa trafiły z książki do filmu, chociaż czasem w innym kontekście. Za film (całość) dałabym może nie więcej niż czwórkę, natomiast adaptacja się broni! No tak, i "Hobbit" już nigdy nie będzie tą książką co wcześniej...

Lett - 09:45 09-01-2015
Po "Władcy pierścieni" miałem nadzieję w "Hobbicie" ujrzeć piękną, wspaniałą opowieść ze Śródziemia. A zobaczyłem film generalnie nijaki - ani dla smakowania Świata Tolkiena, ani dla odpoczynku (bez wyłączania większości funkcji mózgu).
Po pierwszej części, chyba najlepszej, pomimo bitwy z goblinami i jednak dłużyzn, było coraz gorzej. Miłość krasnoluda i elfki, spider-elf na rzece i ostatecznie durna bitwa armii, gdzie orki ulegały pospolitemu ruszeniu, etc. etc. Nie chce mi się nawet pisać o trzeciej, słabej części "trylogii".
Wśród moich znajomych Hobbit 3 nie podobał się nikomu, ani czytającym Tolkiena, ani tym, co chcieli rozrywki.

Żałuję, że PJ zekranizował Hobbita.

PS: Oczywiście, było wiele świetnych "smaczków" w filmowym Hobbicie, ale ich pojawienie się nie broni dzieła.

Komentuj


Artykuły

Plaża skamielin


 Zimny odczyt

 Wywiad z Anthonym Ryanem

 Pasje mojej miłości

 Ekshumacja aniołka

Recenzje

Fosse, Jon - "Białość"


 Hoyle, Fred - "Czarna chmura"

 Simmons, Dan - "Modlitwy do rozbitych kamieni. Czas wszystek, światy wszystkie. Miłość i śmierć"

 Brzezińska, Anna - "Mgła"

 Kay, Guy Gavriel - "Dawno temu blask"

 Lindgren, Torgny - "Legendy"

 Miles, Terry - "Rabbits"

 McCammon, Robert - "Królowa Bedlam"

Fragmenty

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga druga"

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #2

 Sherriff, Robert Cedric - "Rękopis Hopkinsa"

 Howard, Robert E. - "Conan. Księga pierwsza"

 Howey, Hugh - "Silos" (wyd. 2024)

 Wagner, Karl Edward - "Kane. Bogowie w mroku" #1

 Mara, Sunya - "Burza"

 Mrozińska, Marta - "Jeleni sztylet"

Projekt i realizacja:sismedia.eu       Reklama     © 2004-2024 nast.pl     RSS      RSS